sobota, 12 stycznia 2013

18 listopada 2012 Madagaskar

Madagaskar 
18 listopada
Ambolavao-Isalo

Po śniadaniu opuszczamy Ambolavao i ruszamy w kierunku Isalo. Śniadanie to zbyt dużo powiedziane. Okazało się że  w całym mieście nie ma chleba. Wobec tego możemy zjeść tylko dżem z masłem. Kelner przynosi nam dodatkowo po plasterku sera i to jest całe  nasze śniadanie.
Naszym celem jest Ranohira Isalo Park Narodowy. Jest niedziela. Ludzie odświętnie ubrani podążają poboczem drogi do kościoła.nasz kierowca katuje nas  miauczącą muzyką. Prosimy o zmianę, niestety zamienił stryjek siekierkę na kijek. W pewnym momencie zatrzymujemy się na poboczu. Okazuje się że pękł pasek klinowy. Z nieba leje się żar. Niestety nigdzie nie ma cienia. Kierowca walczy z samochodem my z upałem. Na szczęście po pół godzinie samochód zapala i możemy ruszać dalej. Wczesnym popołudniem docieramy do Ranohiry. Zatrzymujemy się w hotelu Orchidea. Jest tu dużo turystów z Europy. Głodne rzucamy się na krewetki. Z warzywami. Są wyborne. Potem spotykamy się z naszym przewodnikiem po parku narodowym Isalo. To jest bardzo duży park. Ma długości 180 kilometrów i szerokości 25 km. W tym miejscu mieszkało plemię Baro. Niestety zostało stąd usunięte i został założony park. Plemię otrzymało obietnicę że będzie otrzymywać  50% dochodów z parku . Życie okazało się jednak bardziej skomplikowane. Rząd podobno spełnia obietnicę, ale nie daje  pieniędzy bezpośrednio tylko buduje dla nich różne  budynki użyteczności  publicznej. Ustalamy z przewodnikiem trasę na jutrzejszy dzień, godzinę startu i możemy leniuchować. W dalszym ciągu jest gorąco. W pokoju nie ma klimatyzacji. Na Madagaskarze nie spotkałyśmy jeszcze hotelu z klimatyzacją,. Snujemy się po  mieścinie odwiedzając różne sklepy. Zaczyna grzmieć. Zbiera się na burzę.  Deszcz lunął gwałtownie i z taka samą siła lał przez dwie godziny. Po burzy wyszła piękna tęcza widoczna na całej długości jak na rysunkach u dzieci. Mało tego są dwie tęcze jedna nad drugą i całe widoczne w całej okazałości. Mimo deszczu wcale nie jest chłodniej. Wieczorem zamawiamy miejscową specjalność Misao. Nie bardzo możemy dogadać się z kelnerką ale ryzykujemy. Przynosi nam po górze makaronu z warzywami i mięsem a na wierzchu jajko. Sama ilość tego przytłacza. Ledwie wbiłyśmy w siebie  połowę porcji. Danie bardzo smaczne ale ile można. Dodatki mięsne to krewetki, kurczak i zebu. Wszystko mięciutkie. Na poprawę trawienia  atakujemy dużą butelkę piwa THREE Horses. To miejscowe piwo. Bardzo smaczne. Wracamy do pokoju a tam jak w łaźni gorąco i parno. Nic nie pomaga. Wentylator robi więcej hałasu niż miesza powietrze. Jakoś udaje nam się zasnąć ale na krótko. W nocy na dworze jest chłodno a u nas jak w piekarniku. Otwieramy na całą szerokość drzwi  i robimy przeciąg. Z niedalekiej odległości dochodzi do nas dźwięk wybijany na bębnie. Lidka idzie sprawdzić co to takiego. Ustala, że  na głównym placu zebrała się grupa mężczyzn i grają i śpiewają swoja muzykę. Jest już po północy, ale nikomu to nie przeszkadza,
Nasz hotel w Ambolavao

Po drodze mijamy piękne formy skalne

To widok na wczoraj odwiedzany park Andja

ciekawa  skała


skała wygląda jak usypana z piasku

drzewo mango

skały ciągnęły się na całej trasie


w takim miejscu czekałyśmy na naprawę samochodu

Specjalność restauracji Misao

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz