Madagaskar
18 listopada
Ambolavao-Isalo
Po śniadaniu opuszczamy Ambolavao
i ruszamy w kierunku Isalo. Śniadanie to zbyt dużo powiedziane. Okazało się
że w całym mieście nie ma chleba. Wobec
tego możemy zjeść tylko dżem z masłem. Kelner przynosi nam dodatkowo po
plasterku sera i to jest całe nasze
śniadanie.
Naszym celem jest Ranohira Isalo
Park Narodowy. Jest niedziela. Ludzie odświętnie ubrani podążają poboczem drogi
do kościoła.nasz kierowca katuje nas miauczącą muzyką. Prosimy o zmianę, niestety zamienił stryjek siekierkę
na kijek. W pewnym momencie zatrzymujemy się na poboczu. Okazuje się że pękł
pasek klinowy. Z nieba leje się żar. Niestety nigdzie nie ma cienia. Kierowca
walczy z samochodem my z upałem. Na szczęście po pół godzinie samochód zapala i
możemy ruszać dalej. Wczesnym popołudniem docieramy do Ranohiry. Zatrzymujemy
się w hotelu Orchidea. Jest tu dużo turystów z Europy. Głodne rzucamy się na
krewetki. Z warzywami. Są wyborne. Potem spotykamy się z naszym przewodnikiem
po parku narodowym Isalo. To jest bardzo duży park. Ma długości 180 kilometrów i
szerokości 25 km.
W tym miejscu mieszkało plemię Baro. Niestety zostało stąd usunięte i został
założony park. Plemię otrzymało obietnicę że będzie otrzymywać 50% dochodów z parku . Życie okazało się
jednak bardziej skomplikowane. Rząd podobno spełnia obietnicę, ale nie
daje pieniędzy bezpośrednio tylko buduje
dla nich różne budynki użyteczności publicznej. Ustalamy z przewodnikiem trasę na
jutrzejszy dzień, godzinę startu i możemy leniuchować. W dalszym ciągu jest gorąco. W pokoju nie ma klimatyzacji. Na Madagaskarze nie spotkałyśmy jeszcze hotelu z klimatyzacją,. Snujemy się po mieścinie odwiedzając różne sklepy. Zaczyna grzmieć. Zbiera się na burzę. Deszcz lunął gwałtownie i z taka samą siła lał przez dwie godziny. Po burzy wyszła piękna tęcza widoczna na całej długości jak na rysunkach u dzieci. Mało tego są dwie tęcze jedna nad drugą i całe widoczne w całej okazałości. Mimo deszczu wcale nie jest chłodniej. Wieczorem zamawiamy miejscową specjalność Misao. Nie bardzo możemy dogadać się z kelnerką ale ryzykujemy. Przynosi nam po górze makaronu z warzywami i mięsem a na wierzchu jajko. Sama ilość tego przytłacza. Ledwie wbiłyśmy w siebie połowę porcji. Danie bardzo smaczne ale ile można. Dodatki mięsne to krewetki, kurczak i zebu. Wszystko mięciutkie. Na poprawę trawienia atakujemy dużą butelkę piwa THREE Horses. To miejscowe piwo. Bardzo smaczne. Wracamy do pokoju a tam jak w łaźni gorąco i parno. Nic nie pomaga. Wentylator robi więcej hałasu niż miesza powietrze. Jakoś udaje nam się zasnąć ale na krótko. W nocy na dworze jest chłodno a u nas jak w piekarniku. Otwieramy na całą szerokość drzwi i robimy przeciąg. Z niedalekiej odległości dochodzi do nas dźwięk wybijany na bębnie. Lidka idzie sprawdzić co to takiego. Ustala, że na głównym placu zebrała się grupa mężczyzn i grają i śpiewają swoja muzykę. Jest już po północy, ale nikomu to nie przeszkadza,
 |
Nasz hotel w Ambolavao |
 |
Po drodze mijamy piękne formy skalne |
 |
To widok na wczoraj odwiedzany park Andja |
 |
ciekawa skała |
 |
skała wygląda jak usypana z piasku |
 |
drzewo mango |
 |
skały ciągnęły się na całej trasie |
 |
w takim miejscu czekałyśmy na naprawę samochodu |
 |
Specjalność restauracji Misao |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz