wtorek, 12 listopada 2013

8 listopada 2013 r. Filipiny


8 listopada 2013 r. Filipiny


Tingalyan
Rano pobudka o 5. Zbieramy się szybko i z walizami po schodach złazimy jak żółwice na stanowisko do odjazdu. Niestety zaczyna padać deszcz. Zresztą w nocy już padało. Mimo mgły widoki wspaniałe. Po 40 minutach jesteśmy w Bontoc. Kierowca podwozi nas pod autobus jadący do Tinglayen. Dosłownie za moment moment ruszamy. Droga wije się niemiłosiernie. Widoki zapierają dech w piersiach mnie z zachwytu, a Lidce ze strachu. Zaczyna marudzić na drogę. Ja zaś nie mogę oderwać oczu. Piękne porośnięte góry poprzecinane rzekami. Droga natomiast robi się coraz gorsza. Widać duże zniszczenia po porze deszczowej. Wiele odcinków drogi nie ma nawierzchni. część drogi jest zawalona spadającymi głazami lub błotem z gruzem. Widać, że na drodze trwają prace remontowe. Przed dojazdem do miasta jedna z kobiet zapytała nas czy mamy przewodnika . Wskazała nam dom Franciszka Pain. Wysiadłyśmy z samochodu mimo padającego deszczu. Franciszek radził nam przełożyć wizytę w wioskach górskich na następny dzień, ale my się uparłyśmy, zresztą nie bardzo mamy czas. Ubrani w peleryny i kurtki przeciwdeszczowe i w sandały do chodzenia po wodzie poszłyśmy za Franciszkiem. Odwiedziłyśmy wioski Tingleyen Liglig i Ambuto. Tarasy ryżowe z soczystą zielenią. Momentami  lało jak z cebra, były też momenty że nie padało. Brnęłyśmy po błocie pomiędzy tarasami ryżowymi co chwila się potykając albo ślizgając. Gdy noga wpadła mi w ryżowe poletko sandał został w błocie. Całe szczęście, że wszędzie dużo wody i można błoto spłukać. No cóż nie miałyśmy szczęścia do pogody. Na koniec naszej wędrówki zaszłyśmy do restauracji na lunch. Wzięłyśmy rybkę z ryżem i piwko. Byłyśmy całkowicie przemoczone. I głodne. Rybka smakowała wybornie Wracamy do domu siostry Franciszka. Tu dzisiaj mieszkamy. Znowu mamy jedno łóżko, ale trzeba jakoś przeżyć. Dowiedziałyśmy się że nad Filipinami szaleje tajfun. Całe szczęście nad Luzonem skutkiem tajfunu jest tylko ulewny deszcz.. Kolacja u siostry Franciszka składała się z czerwonego ryżu pieczonych kawałków wieprzowiny fasoli pomidorów. Na deser banany i kawa. Skromnie ale smacznie. Jutro znowu pobudka o 5 rano. Jeepnej do Bontoc o7 rano. Wieczorem zaczyna się ulewa. Wieje strasznie i bez przerwy sikawka z nieba . Lidka wpada w panikę. Nie mamy zasięgu. Gdy dowiaduję się o tajfunie biorę komórkę i wychodzę na dwór mimo  ciemności i ulewy. Chcę powiadomić Bartka, że u nas wszystko w porządku. pamiętam jak tata się denerwował gdy w Hiszpanii zeszła lawina błotna, a ja nie dawałam znaku życia. Wtedy nie wiedziałam nic o lawinie. Teraz chcę najbliższym zaoszczędzić nerwów. Wspinam się pod górę, ciągle potykając na kamieniach albo ślizgając. W końcu jest zasięg. Dzwonię. Na szczęście  zdążyłam powiedzieć Bartkowi, że wszystko u nas w porządku. i łączność się zerwała. Wracam do pokoju a tu histeria. To nieodpowiedzialne. krzyczy Lidka z płaczem. Zaleje nas tu woda, epidemia, lawina . Ja spokojnie dodałam tsunami. Lidka widzi wszystkie możliwe i nieprawdopodobne zagrożenia, lawinę błotna powódź. Zawalenie domu /murowanego/ morderstwo i grabież ze strony naszego przewodnika, pozarywane nieprzejezdne drogi. Koszmar. Muszę znosić te czarnowidztwo. W nocy martwię się jak  wydostaniemy się z Tingalay bo droga już przed ulewami była fatalna, ale nie mogę nic na to poradzić. Najwyżej poczekamy na naprawę drogi.Jak nie ma możliwości wpływać na przebieg zdarzeń trzeba się z nimi godzić
malownicza droga do Tinglayan

mocna kawa u Franciszka

nasze walizki wędrują na głowach

mostki wiszące to nasza specjalnośc

mimo deszczu humory dopisują



baardzo długi mostek

Lidka wsród pól ryżowych

piękne pola ryżowe

kanały którymi płynie woda do tarasów

widoki cudne

z Franciszkiem na trasie

wytatuowana  mieszkanka

świnia to majątek

Lidka młóci ryż

wszędzie płynęła  woda

chaty są bardziej niż skromne

Lidka na ryżowych ścieżkach

mostek mocna się chybocze

nasz lunch

dzieci gospodyni

na szlaku

pola ryżowe

pola ryżowe

wyroby z rattanu


szkoła we wsi

dzieci przed szkołą

dziewięcioletnia uczennica

woda zalewała nas

czuć było nadchodzący kataklizm

takie chałupki wiatr łatwo zmiata


docieramy do następnej wioski

kogut jest najważniejszy dla Filipińczyka


nasz przewodnik

Lidkę zmorzyła lektura i pogoda

takie zwierzątka biegały po ścianach

1 komentarz: