8 listopada 2013 r. Filipiny
Tingalyan
Rano pobudka o 5.
Zbieramy się szybko i z walizami po schodach złazimy jak żółwice
na stanowisko do odjazdu. Niestety zaczyna padać deszcz. Zresztą w nocy
już padało. Mimo mgły widoki wspaniałe. Po 40 minutach jesteśmy w
Bontoc. Kierowca podwozi nas pod autobus jadący do Tinglayen. Dosłownie za moment moment ruszamy. Droga wije się niemiłosiernie. Widoki zapierają
dech w piersiach mnie z zachwytu, a Lidce ze strachu. Zaczyna
marudzić na drogę. Ja zaś nie mogę oderwać oczu. Piękne
porośnięte góry poprzecinane rzekami. Droga natomiast robi się
coraz gorsza. Widać duże zniszczenia po porze deszczowej. Wiele
odcinków drogi nie ma nawierzchni. część drogi jest zawalona
spadającymi głazami lub błotem z gruzem. Widać, że na drodze
trwają prace remontowe. Przed dojazdem do miasta jedna z kobiet
zapytała nas czy mamy przewodnika . Wskazała nam dom Franciszka
Pain. Wysiadłyśmy z samochodu mimo padającego deszczu. Franciszek radził nam przełożyć wizytę w wioskach górskich na następny dzień, ale my się
uparłyśmy, zresztą nie bardzo mamy czas. Ubrani w peleryny i
kurtki przeciwdeszczowe i w sandały do chodzenia po wodzie poszłyśmy
za Franciszkiem. Odwiedziłyśmy wioski Tingleyen Liglig i Ambuto.
Tarasy ryżowe z soczystą zielenią. Momentami lało jak z cebra, były też momenty że nie padało. Brnęłyśmy po błocie pomiędzy
tarasami ryżowymi co chwila się potykając albo ślizgając. Gdy
noga wpadła mi w ryżowe poletko sandał został w błocie. Całe
szczęście, że wszędzie dużo wody i można błoto spłukać. No
cóż nie miałyśmy szczęścia do pogody. Na koniec naszej wędrówki
zaszłyśmy do restauracji na lunch. Wzięłyśmy rybkę z ryżem i
piwko. Byłyśmy całkowicie przemoczone. I głodne. Rybka smakowała wybornie Wracamy do domu siostry Franciszka. Tu dzisiaj mieszkamy.
Znowu mamy jedno łóżko, ale trzeba jakoś przeżyć.
Dowiedziałyśmy się że nad Filipinami szaleje tajfun. Całe szczęście
nad Luzonem skutkiem tajfunu jest tylko ulewny deszcz.. Kolacja u siostry
Franciszka składała się z czerwonego ryżu pieczonych kawałków
wieprzowiny fasoli pomidorów. Na deser banany i kawa. Skromnie ale
smacznie. Jutro znowu pobudka o 5 rano. Jeepnej do Bontoc o7 rano.
Wieczorem zaczyna się ulewa. Wieje strasznie i bez przerwy sikawka z
nieba . Lidka wpada w panikę. Nie mamy zasięgu. Gdy dowiaduję się o tajfunie biorę komórkę i wychodzę na dwór mimo ciemności i ulewy. Chcę powiadomić Bartka, że u nas wszystko w porządku. pamiętam jak tata się denerwował gdy w Hiszpanii zeszła lawina błotna, a ja nie dawałam znaku życia. Wtedy nie wiedziałam nic o lawinie. Teraz chcę najbliższym zaoszczędzić nerwów. Wspinam się pod górę, ciągle potykając na kamieniach albo ślizgając. W końcu jest zasięg. Dzwonię. Na szczęście zdążyłam powiedzieć Bartkowi, że wszystko u nas w porządku. i łączność się zerwała. Wracam do pokoju a tu histeria. To nieodpowiedzialne. krzyczy Lidka z płaczem. Zaleje nas tu woda, epidemia, lawina . Ja spokojnie dodałam tsunami. Lidka widzi wszystkie możliwe i
nieprawdopodobne zagrożenia, lawinę błotna powódź. Zawalenie
domu /murowanego/ morderstwo i grabież ze strony naszego
przewodnika, pozarywane nieprzejezdne drogi. Koszmar. Muszę znosić
te czarnowidztwo. W nocy martwię się jak wydostaniemy się z
Tingalay bo droga już przed ulewami była fatalna, ale nie mogę nic na
to poradzić. Najwyżej poczekamy na naprawę drogi.Jak nie ma
możliwości wpływać na przebieg zdarzeń trzeba się z nimi
godzić
 |
malownicza droga do Tinglayan |
 |
mocna kawa u Franciszka |
 |
nasze walizki wędrują na głowach |
 |
mostki wiszące to nasza specjalnośc |
 |
mimo deszczu humory dopisują |
 |
baardzo długi mostek |
 |
Lidka wsród pól ryżowych |
 |
piękne pola ryżowe |
 |
kanały którymi płynie woda do tarasów |
 |
widoki cudne |
 |
z Franciszkiem na trasie |
 |
wytatuowana mieszkanka |
 |
świnia to majątek |
 |
Lidka młóci ryż |
 |
wszędzie płynęła woda |
 |
chaty są bardziej niż skromne |
 |
Lidka na ryżowych ścieżkach |
 |
mostek mocna się chybocze |
 |
nasz lunch |
 |
dzieci gospodyni |
 |
na szlaku |
 |
pola ryżowe |
 |
pola ryżowe |
 |
wyroby z rattanu |
 |
szkoła we wsi |
 |
dzieci przed szkołą |
 |
dziewięcioletnia uczennica |
 |
woda zalewała nas |
 |
czuć było nadchodzący kataklizm |
 |
takie chałupki wiatr łatwo zmiata |
 |
docieramy do następnej wioski |
 |
kogut jest najważniejszy dla Filipińczyka |
 |
nasz przewodnik |
 |
Lidkę zmorzyła lektura i pogoda |
 |
takie zwierzątka biegały po ścianach |
Halinko, super wyprawa, ściskam mocno!!!!
OdpowiedzUsuńAga