niedziela, 8 czerwca 2025

2 czerwca Azory San Miguel Ponta Delgada

 2 czerwca Ponta Delgada

Po rzeczywiście dobrym śniadaniu pakujemy się. Zostawiamy bagaże w przechowalni i ruszamy zwiedzać stalicę Azorów. Zaczynamy od porta de citade czyli bramy miejskiej. Potem idziemy do otwartego kościoła Matki Boskiej Nieustającej Nadziei. Tu ołtarz kapie złotem.  Kolej na fort de Sao Bras . Mieści się tu muzeum wojska. Kupuję bilety i wchodzimy. Po kilku minutach orientuję się że zostawiłam przy kasie przewodniki. Wracamy do kasy. Po drodze mijamy parę i widzimy, że facet trzyma w ręku mój przewodnik. Oczywiście podchodzę i odbieram mu moją własność. Nie mogę zrozumieć po co ją wziął. Leżała przy kasie i mogła czekać. Prze okienku nie było też kasjera. jesteśmy zdegustowane takim zachowaniem. Fort niewielki, w nim   militaria z drugiej wojny światowej mocna zdezelowane. Idziemy do kościoła San Sebastian. Jest to kościół zbudowany w stylu manuelińskim charakterystycznym dla Portugalii.  Bardzo  bogato zdobiony rzeźbami  . Liście, girlandy  wieżyczki itp. Niestety musimy poczekać, bo  jest jakaś uroczystość. Siadamy w pobliskiej  kawiarence i zamawiamy sangrię. Posilone  owocami i winem  wchodzimy do kościoła.  W porównaniu z poprzednim  bardziej surowy. Wędrujemy ślicznymi uliczkami miasta do bazaru , który jest w remoncie. Oczywiście po drodze nie opuszczamy żadnego sklepu z pamiątkami. dalej droga prowadzi nas do Konwentu  św. Andrzeja. Znowu pech . W poniedziałki nieczynne. Postanawiamy iść na lunch do restauracji gdzie wczoraj był tłok.  Jest pora lunchu więc  ruszamy żwawo. W knajpie nad samą wodą tłoczno, ale znajdujemy miejsce. Zamawiamy a jakże steki i wino. Steki zgodnie z oczekiwaniem pyszne. Mięso soczyste o niepowtarzalnym smaku. Nie spieszymy się zbytnio. Najedzone idziemy na ostatnie zakupy. Kupujemy sery azorskie, wina. Wszystko to chcemy włożyć do bagażu rejestrowego, bo nas z winem nie wpuszczą. > Wracamy do hotelu. Przepakowujemy walizki i zamawiamy taksówkę.  Na lotnisku jesteśmy o wiele za wcześnie. Oddajemy bagaże i  łazimy po sklepach. Tu ceny dużo wyższe niż w mieście. Na lotnisku ostatnie  kanapki i lecimy. Lądujemy w Lizbonie  po północy. Lotnisko  śpi. Tylko  przy gatach pali się światło. Na  siedzeniach śpi trochę ludzi. Zjadamy kanapki które zrobiłyśmy sobie podczas śniadania i też kładziemy się  spać na fotelach. Samolot mamy o 7 z minutami. Przykrywamy się  wszystkim co mamy i w kimono. Budzi mnie Ewa przed 6. Okazuje się że śpimy przed nasze bramką wyjściową do samolotu. Szybko się ogarniamy i do samolotu. Cztery godziny lotu  właściwie  przespane. Lądujemy w południe. Stasiu nas odbiera .

Koniec azorskiej przygody. Fajny wyjazd z fajną kumpelką. 

w koleguim jezuitów

 w kolegium Jezuitów

kościól Matki Boskiej

wieża przy kościele


azulejos w kościele Matki Boskiej

kościół  matki Boskiej

fort

w forcie

widok z cytadeli


brama miejska



styl manueliński


budynek teatru

śliczne uliczki

nasz lunch



Ewa okiem znawcy ocenia

śpimy jak menele

śpimy jak menele


niedziela, 1 czerwca 2025

1 czerwca Azory Pico

 1 czerwca Pico

Mamy zaplanowaną wycieczkę na oglądanie wielorybów. Wstajemy wcześni, bo musimy się spakować wyprowadzić i dojechać do Lajes gdzie skąd mamy wycieczkę. Dojeżdżamy przed czasem. Dostajemy kamizelki ratunkowe i płaszcze przeciwdeszczowe. Łódka niewielka, Dwanaście osób. Siedzenia wygodne, Ruszamy przed czasem Najpierw  szybka jazda bez trzymanki, potem stada delfinów wyskakujących z wody, Trudno im zrobić zdjęcia. Potem inny gatunek delfinów. a potem jeszcze inny. Różnią się kolorem , Jedne szare inne białe, inne z żółtym podgardlem. Przewodniczka  mówi nam że  że białe to Grampo griseus, z żółtym podgardlem Delphinus delphis  a szare stenella coerulealba . Nic nam te nazwy oczywiście nie mówią. Z morza widzimy też przepiękny wulkan Pico. Otoczony jest chmurami jak obrączką.  Płyniemy dalej. Przewodnik pokazuje nam ślady wieloryba na wodzie. Wielkie płaskie kręgi. Płyniemy wzdłuż jego śladów. Wreszcie się pokazuje. Wydmuchuje fontannę  wody. Tak to zwykle widziałam na obrazkach  w książkach dla dzieci. Pokazał się nam na chwilę i zniknął pod wodą. Widzieliśmy tylko jego ogromne cielsko jako jasnoniebieską długą belkę. Ten wieloryb to baleia sarsinheira.  Potem  kaszalot . Ogromny z dziwnym szerokim pyskiem. Tego widzieliśmy trochę dłużej. Płynął na powierzchni koło naszej łódki. Wreszcie zniknął w oceanie. Po trzech godzinach wracamy do portu. Dostajemy herbatkę ,chętni sznapsa i kartki z zaznaczonymi okazami, które widzieliśmy. Fajna pamiątka. Jesteśmy bardzo głodne. Idziemy do baru w którym wczoraj jadłyśmy zupę. Zamawiamy steki w sosie pieprzowym. Steki pyszne ale sos  nie spełnił naszych oczekiwań. Wracamy do Madaleny. Robimy sobie spacer po mieście. Nie chce nam się już zwiedzać muzeów. Odpoczywamy  i postanawiamy jechać na lotnisko. Jest trochę za wcześnie. Martwię się jednak o zwrot samochodu. Ten ma dużo obtrać, a wpisane w umowę jest tylko jedno. Wprawdzie zrobiłam film jak go odbierałam, ale nic nie wiadomo. W wypożyczalni facet nawet nie sprawdzał samochodu. Zapytał się tylko czy zatankowany. Podpisał, że wszystko ok i że dokonał zwrotu depozytu. Czekamy na samolot. Mamy jeszcze dużo czasu ale widzimy, że jest wcześniejszy samolot do Ponta Delgada. Idę do check-in i pytam czy można zmienić i okazało się, że można. W ten sposób szybciej znalazłyśmy się w hotelu Talizman. Hotel super. Mamy lokal około 70 metrów, ogromny salon, sypialnia i łazienka , że tańczyć można. no i tras. Idziemy na kolację. Recepcjonistka poleca nam Cuisda Sardinha. Idziemy tam ale wszystko zajęte. Wchodzimy do restauracji Roberto. Zamawiamy tuńczyka z sałatką do tego zielone wino. Tuńczyk niestety słony. Zjadamy, bo jesteśmy głodne, ale niezadowolone. Idziemy na spacer. Po tych dniach w małych cichych miasteczkach i wioskach Ponta Delgada to metropolia. Bardzo nam się podoba. Spacerujemy po pięknie brukowanych ulicach i chodnikach. Jest ciepło. Super miasto . Wracamy do hotelu. A tu niespodzianka. Nie umiemy włączyć wody pod prysznicem. Dzwonię na recepcję. Kobieta mi tłumaczy co i jak. Próbujemy jeszcze raz, Vivat . Udało się  Teraz tylko kąpiel i spać. 

wiatraki są czerwone
Pico i chmury

brama w Ponta Delgada
Ponta Delgada nocą




















jeszcze pod wodą 

to jest kaszalot

baleia sarsinheira.



baleia sarsinheira.

wypuszczamy fontannę


sobota, 31 maja 2025

31 maja Azory Pico

 31 maja.

Pico

 Pobudka , śniadanie i ruszamy na zachód wyspy. Chcemy zdążyć na  pierwsze wejście do jaskini Torres. To najdłuższa jaskinia na wyspach. Ma ponad 5 kilometrów długości. Zwiedza się z przewodnikiem. Gdy podjeżdżamy  jakoś pusto. Idziemy do kasy a tu pudło. Jaskinia zamknięta do odwołania ze względu na ruchy tektoniczne. Jestem niepocieszona. Ruszamy więc do Layes. GPS prowadzi nas najkrótszą, niekoniecznie najlepszą drogą. Droga jakby po grubym żużlu, pełno dziur na dodatek ostre spadki i ostre podjazdy. Jakoś dajemy radę . Wreszcie szosa. Wprawdzie do Layes  miałyśmy jechać tam w niedzielę , ale zdecydowałyśmy się zwiedzić wioskę dzisiaj . Po drodze zatrzymujemy się na punktach widokowych, Tu jest trasa obserwacji wielorybów. Ewa w pewnym momencie twierdzi, że widziała wieloryba. Stoimy wpatrujemy się w ocean, ale nic nie widzimy. Ruszamy dalej. zatrzymujemy się przy wiatraku. Tu jest dużo wiatraków. Nie wiemy dlaczego większość pomalowana na czerwono. W Lajes sprawdzamy, gdzie mamy jutro się stawić na wycieczkę na wieloryby. Najpierw oglądamy resztki fortu Santa Katerina, który został zbudowany, by bronić się przed Napoleonem Potem idziemy do muzeum wielorybnictwa. Oglądam łodzie , sprzęt wielorybników, kości wielorybów a na koniec film. Zrobiony wspaniale, o ludziach, którzy pracowali jako wielorybnicy dla wielkiej korporacji. Oni oczywiście biedni wykonywali najtrudniejsza i najbardziej niebezpieczną pracę. Film zrobiony doskonale. Bardzo się wzruszyłyśmy losem wielorybów. Dobrze że jest zakaz ich zabijania. Jak można tak zaszczuć takiego bezbronnego ssaka.  Postanawiamy po wycieczce  poprawić sobie humor. Zjadamy pyszną zupę i  tartę cytrynową z bezą. To zdecydowanie poprawia nam humor. Chwilę jeszcze spacerujemy po Lajes i jedziemy do Sao Roqe. Wczoraj tam byłyśmy, ale muzeum było zamknięte. Dziś na szczęście jest otwarte. To jest stara fabryka, gdzie przerabiano wieloryby na tłuszcz. Ogromne piece, kadzie, dwa agregaty prądotwórcze. Tu też oglądamy film w jaki sposób produkowano tłuszcz wielorybi. Ja jestem zdołowana  rzezią tych zwierząt. Idziemy jeszcze na  kąpielisko. Ewa marzy o kąpieli w oceanie, ale stwierdza, że wiatr jest zbyt zimny. Powoli wracamy do hotelu. Wieczorem idziemy na lekką kolację. Pierwsza restauracja zamknięta bo wesele, druga zamknięta bo wesele. Wracamy do naszej wczorajszej tawerny. Dostajemy ostatnie wolne miejsca. Zamawiamy krewetki  . Są wielkie, pyszne. Sosik z pieczenia boski. Maczamy w nim brokuły co nieziemsko zmienia smak brokułu. Do tego białe wino. Uczta bogiń. Wracamy do hotelu i przygotowujemy się na jutrzejszą wycieczkę na wieloryby









fort św Katarzyny




w muzeum wielorybnictwa

buty  wielorybników


kapliczka z kości wieloryba



w przetwórni wielorybów

krewetki i wino