2 czerwca Ponta Delgada
Po rzeczywiście dobrym śniadaniu pakujemy się. Zostawiamy bagaże w przechowalni i ruszamy zwiedzać stalicę Azorów. Zaczynamy od porta de citade czyli bramy miejskiej. Potem idziemy do otwartego kościoła Matki Boskiej Nieustającej Nadziei. Tu ołtarz kapie złotem. Kolej na fort de Sao Bras . Mieści się tu muzeum wojska. Kupuję bilety i wchodzimy. Po kilku minutach orientuję się że zostawiłam przy kasie przewodniki. Wracamy do kasy. Po drodze mijamy parę i widzimy, że facet trzyma w ręku mój przewodnik. Oczywiście podchodzę i odbieram mu moją własność. Nie mogę zrozumieć po co ją wziął. Leżała przy kasie i mogła czekać. Prze okienku nie było też kasjera. jesteśmy zdegustowane takim zachowaniem. Fort niewielki, w nim militaria z drugiej wojny światowej mocna zdezelowane. Idziemy do kościoła San Sebastian. Jest to kościół zbudowany w stylu manuelińskim charakterystycznym dla Portugalii. Bardzo bogato zdobiony rzeźbami . Liście, girlandy wieżyczki itp. Niestety musimy poczekać, bo jest jakaś uroczystość. Siadamy w pobliskiej kawiarence i zamawiamy sangrię. Posilone owocami i winem wchodzimy do kościoła. W porównaniu z poprzednim bardziej surowy. Wędrujemy ślicznymi uliczkami miasta do bazaru , który jest w remoncie. Oczywiście po drodze nie opuszczamy żadnego sklepu z pamiątkami. dalej droga prowadzi nas do Konwentu św. Andrzeja. Znowu pech . W poniedziałki nieczynne. Postanawiamy iść na lunch do restauracji gdzie wczoraj był tłok. Jest pora lunchu więc ruszamy żwawo. W knajpie nad samą wodą tłoczno, ale znajdujemy miejsce. Zamawiamy a jakże steki i wino. Steki zgodnie z oczekiwaniem pyszne. Mięso soczyste o niepowtarzalnym smaku. Nie spieszymy się zbytnio. Najedzone idziemy na ostatnie zakupy. Kupujemy sery azorskie, wina. Wszystko to chcemy włożyć do bagażu rejestrowego, bo nas z winem nie wpuszczą. > Wracamy do hotelu. Przepakowujemy walizki i zamawiamy taksówkę. Na lotnisku jesteśmy o wiele za wcześnie. Oddajemy bagaże i łazimy po sklepach. Tu ceny dużo wyższe niż w mieście. Na lotnisku ostatnie kanapki i lecimy. Lądujemy w Lizbonie po północy. Lotnisko śpi. Tylko przy gatach pali się światło. Na siedzeniach śpi trochę ludzi. Zjadamy kanapki które zrobiłyśmy sobie podczas śniadania i też kładziemy się spać na fotelach. Samolot mamy o 7 z minutami. Przykrywamy się wszystkim co mamy i w kimono. Budzi mnie Ewa przed 6. Okazuje się że śpimy przed nasze bramką wyjściową do samolotu. Szybko się ogarniamy i do samolotu. Cztery godziny lotu właściwie przespane. Lądujemy w południe. Stasiu nas odbiera .
Koniec azorskiej przygody. Fajny wyjazd z fajną kumpelką.
![]() |
w koleguim jezuitów |
![]() |
w kolegium Jezuitów |
![]() |
kościól Matki Boskiej |
![]() |
wieża przy kościele |
![]() |
![]() |
azulejos w kościele Matki Boskiej |
![]() |
kościół matki Boskiej |
![]() |
fort |
![]() |
w forcie |
![]() |
widok z cytadeli |
![]() |
![]() |
brama miejska |
![]() |
![]() |
![]() |
styl manueliński |
![]() |
![]() |
budynek teatru |
![]() |
śliczne uliczki |
![]() |
nasz lunch |
![]() |
Ewa okiem znawcy ocenia |
![]() |
śpimy jak menele |
![]() |
śpimy jak menele |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz