czwartek, 2 grudnia 2010

30 listopada 2010 r. Wietnam

30 listopada 2010r. Wietnam
Sa Pa
O 5.00 docieramy do Lao Cai . Mimo wczesnej pory jest bardzo ciepło. Odbiera nas  kierowca i wiezie do Sa Pa. Jazda pod górę we mgle. Jest coraz bardziej mokro i zimno. Docieramy do hotelu Global. Tu przepakowujemy się, bo okazuje się, że trzeba wszystko nieść na plecach, dostajemy śniadanie i czekamy na wymarsz. Przewodnikiem jest dziewczyna z plemienia czarnych Hmongów. Przed hotelem stoją kobiety i obserwują nas. Nie bardzo wiemy o co im chodzi. Wszyscy kupują gumiaki po 2,5 dolara. W takim obuwiu poruszają się wszyscy tubylcy. Podejmuję decyzję zakupu takich butów, bo deszcz jest coraz większy. Wyruszamy w drogę. Po chwili okazuje się, że te kobiety, które stały przed hotelem idą z nami. Początkowo droga wiedzie szosą. Po drodze zawieram bliższą znajomość z Amerykanką chińskiego pochodzenia. Przeurocza kobieta. Po drodze sprzedają kije bambusowe ułatwiające  wędrówkę. Postanawiam kupić sobie taki. Po targach gdy chcę płacić okazuje się, że muszę się rozebrać by wyciągnąć pieniądze. Susan, bo tak ma na imię ta Amerykanka bez chwili namysłu płaci za kij i mówi, że to prezent. Gdy zbaczamy z ubitej drogi zaczyna się zabawa. Jest bardzo stromo. Podłoże gliniaste, każdy krok grozi upadkiem i wtedy okazuje się po co idą z nami te kobiety. One podają pomocna dłoń. Okazuje się że każdy ma swojego anioła stróża. Początkowo odrzucam pomoc, ale gdy widzę skutki upadku innych osób chętnie korzystam z pomocnej dłoni kobiety z plemienia  Czarnych Hmongów. Błoto sięga kostek. Zakup gumowców to była najlepsza decyzja. Widzę jak wyglądają buty  idących razem ze mną Niemców. Obraz nędzy i rozpaczy, mokre uwalane. Mgła i deszcz przeszkadzają podziwiać widoki, ale z upływem czasu deszcz przestaje padać a mgła opada. Pokazuje się niesamowity widok.. Wysokie góry a na nich przepiękne tarasy ryżowe. Widok bajkowy. Okazuje się, że tarasy są nawadniane przez deszcze. System irygacyjny polega tylko na spuszczaniu wody z tarasów gdy jest jej zbyt dużo w czasie dojrzewania ryżu. Wszyscy robimy dziesiątki zdjęć i cieszymy się jak dzieci, bo widoki wprawiają wszystkich w doskonały humor. Po dwóch godzinach schodzenia, a właściwie walki o przetrwanie jestem mokra  jakbym wyszła z kąpieli.  Docieramy do wioski Czarnych Hmongów. Kobiety noszą czarne ubrania, mnóstwo srebrnej biżuterii, ogromne kolczyki w uszach, na głowie kolorowe chustki dziwnie zawiązane, bądź czarne  toczki. Praktycznie każda ma kosz na plecach. Lunch jemy w wiosce plemienia Zay. Noszą oni bardziej kolorowe stroje niż czarni Hmongowie. . W czasie lunchu zawieram bliższe znajomości z grupą. Idą ze mną oprócz Susan, Francuzka polskiego pochodzenia, para Niemców dwie młode żydówki. Wszyscy bardzo sympatyczni.
Po południu w glinie po kostki docieramy do miejsca noclegu. Nocleg jest „etniczny” czyli śpimy u rodziny Hmongów. Okazuje się, że dom to jest wielkie pomieszczenie dla turystów, bardzo spartańskie warunki, a w drugim pomieszczeniu kuchnia i jednocześnie mieszkanie  Hmongów. Myjemy swoje buty. Gumowce to nie problem. Gorzej mają ci którzy szli w butach trekingowych. Buty przemoczone i trudne do umycia w tych warunkach. Czekamy na kolację. Robi się bardzo zimno. Budynek, w którym mamy spać podszyty wiatrem . Wszędzie wilgoć, bo mgła niesamowita. Po kolacji  siedzimy i dzielimy się wrażeniami ze swoich podróży.
Idziemy spać. Legowisko to materac na ziemi i kołdra. Jestem przemarznięta. Mam mokre skarpety i skostniałe stopy. Ale przecież nie pierwszy raz marznę na urlopie. Kołdra okazuje się bardzo ciepła. Rozgrzewam się szybko i zasypiam. Budzi mnie chrobotanie. Nie wiem co to jest. Bartek zaraz by się śmiał że szczur do mnie przyszedł. Zasypiam ale za chwilę znów budzi mnie  hałas, tym razem to psy gospodarzy coś gryzą.  Za chwilę znów jakieś „szczurze chroboty” Tak dosypiam do rana.
przed wyprawą

w kolejce do mycia butów
fragment trasy

błoto  po kostki

kobiety z czarnych Hmongów z koszami

dzieci w szkole

na trasie

kalosze to udany zakup

w trakcie marszu


kobieta z dzieckiem na plecach też idzie po śliskim błocie

tarasy zachwycają

Susan i jej towarzyszki

Tak wyglądała Susan po pierwszym dniu wędrówki

widoki mimo mgły zachwycały

ten mostek wzbudzał najwięcej emocji

Malowniczo

góry chmury, mgły i tarasy


grupa w komplecie


jeszcze raz tarasy


tarasy nawadniane są naturalnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz