czwartek, 2 grudnia 2010

1 grudnia 2010 r. Wietnam


1 grudnia 2010 Wietnam
Sa Pa
Pobudka przed 8.00. Jest mgliście. Nic nie widać. Czekamy na śniadanie. Pyszności, naleśniki z miodem i bananami. Proste i lekkostrawne. Wprawdzie komentujemy, iż cena wycieczki w żaden sposób nie jest adekwatna do warunków ale za „etnikę” się płaci.  Około 10.00 mgła się rozrzedza i ruszamy w drogę. Mamy przejść około 7 km. Droga nie jest zła. Po drodze mijamy wioski plemion Dao i czerwonych Hmongów. W tych plemionach kobiety są ubrane kolorowo. Na głowach mają czerwone nakrycia. Idziemy do wodospadu przez wąski wiszący mostek. Buja nim strasznie, ale nie jest tak długi jak u Papuasów. Dochodzimy do wodospadu i bambusowego mostku. Oczywiście każdy musi spróbować przejść. Gdy wszyscy przeszliśmy wychodzi z domu staruszka i żąda od nas po 1 dolarze za przejście przez most. Ignorujemy jej żądania. Czekamy na lunch – zupka nudlowa - pho - oczywiście. Po lunchu wracamy do Sa Pa. W hotelu w którym zostawiliśmy rzeczy okazuje się że skradziono laptop Niemcom. Jest cała afera, ale laptopa nie ma.
Zwiedzamy Sa Pa. Bardzo miłe miasteczko. Mnóstwo targowisk przeznaczonych dla tubylców i dla turystów. Kupuję sobie świetne spodnie z odpinanymi w dwóch miejscach nogawkami. Mogą to być spodnie długie, bermudy oraz szorty. Fajny materiał, szybkoschnący, Zapłaciłam 10 dolarów. Takie u nas około 100 dolarów. Wracamy do hotelu. Prysznic kolacja i wyjazd do Cao Lai –Miejscowość z której odjeżdża pociąg do Hanoi. O 20.45 wyruszmy nocnym do Hanoi. Pociąg lepszy niż ten którym jechaliśmy do Cao Lai. W przedziale mamy sympatyczne Hiszpanki. One już śpią ja jeszcze piszę. W Hanoi będziemy o 5/00.

kobiety z plemienia czarnych Hmongów

a to czerwone Hmongi

Susan i kobieta Dzao

To też kobieta z plemienia Dzao

Bazar w Sa Pa


Urocze Dzao

mostek do pokonania

Trochę się trzęsie tylko nie wiadomo
czy mostek czy ten rosły Nimiec

wszelkiego rodzaju gady i płazy w spirytusie

to bambusowy mostek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz