niedziela, 6 stycznia 2013

10 listopada 2012 Madagaskar

Madagaskar

10 listopada 2021 
spływ Tsibirinią
Po nocy spędzonej na kempingu kąpiel pod wodospadem. Miejsce w dzień jeszcze bardziej urokliwe niż wieczorem. Jesteśmy pod wrażeniem . Pakujemy się na pirogę i około 7 rano ruszamy w dalszą drogę. Rzeka jest już szersza ale  brzegi to wysokie skały porośnięte tylko no szczycie .Brzegi przecudne. po drodze mijamy ludzi zajętych swoimi sprawami. Wędkują , piorą. Ale generalnie jest pusto. Po drodze spotykamy ptaki i lemury. Zatrzymujemy się by zrobić zakupy we wsi. Akurat odbywa się tu targ. Chwilę snujemy się pomiędzy straganami, ale dzieci nie dają nam spokoju. Wszystkie chcą mieć zdjęcie. Gilbert kupił warzywa i mięso na dzisiejszy lunch. Ruszamy dalej. Słońce piecze o  niemiłosiernie. My schowane pod parasole ale załoga wiosłuje dzielnie bez żadnych osłon przed słońcem. Około południa lunch.. Zatrzymujemy się przy jakiejś wiejskiej przystani bo zaraz po naszym zacumowaniu podpływa wielka łódź, z której wysiada około 20 osób . Wszyscy mają mnóstwo zakupów. Zamiast podążać do domów zatrzymują się i oglądają nas jak jakieś zjawy. Jak zwykle najbardziej ciekawskie są dzieci. Po lunchu i dwugodzinnym wypoczynku ruszamy w dalszą drogę. Nadchodzi burza . Woda jest skłębiona. Przewodnicy twierdzą że miniemy burzę . My mamy obawy, bo grzmi, błyska się i wieje silny wiatr. Wsiadamy do łodzi. Podczas zawracania łodzi woda zalewa Lidki siedzenie. Jest cała mokra, ale płyniemy. Po kilkunastu minutach rzeczywiście woda się uspokaja i znowu wychodzi słońce. Burza poszła w innym kierunku. Płyniemy do 18. Docieramy do wioski. To koniec naszego spływu. Wyciągamy wszystko na brzeg. Żegnamy się z  załogą łodzi. Lidce bardzo” będzie brakowało „śpiewu naszego muzykanta”. Czekamy na busa, który ma nas zawieźć do hotelu. Miejsce w którym stoimy to niewielka wioseczka , kilka domów zrobionych ze słomy. Robi się ciemno. Nadjeżdża „bus” który okazuje się dwukółką zaprzężoną  do dwóch krów zebu. Początkowo zażartowałam z Lidki, mówiąc jej,  że przyjechał nasz 'bus" ale żart okazał się prawdą. .Dwukółka ma  drewniane koła. Jest już noc. Gilbert ładuje nasze bagaże na dwukółkę potem nas i ruszamy po bezdrożach Madagaskaru.  Co chwilę wpadamy w jakiś dół, wózek przechyla się tak mocno że  boimy się że  wypadniemy lub że wózek się przewróci. Woźnica cały  czas krzyczy na krowy słowo „Hati” Jedziemy po jakichś rozlewiskach potem przeprawiamy się brodem Tsiribinhi na drugą stronę rzeki,  Nawet nie wiemy gdzie jedziemy. Wszędzie ciemności. i procesja 4 osobowa na piechotę za nami. Po około godzinie docieramy do hotelu a raczej jego namiastki. Nigdzie nie ma prądu  tutaj jest  tylko z agregatu . Pijemy piwo i wodę zjadamy po dwa banany i idziemy spać. Pokój więcej niż skromny. Jest woda ale z wiadra ale jest miejsce zwane łazienką i co najważniejsze  jest kibelek. Spłukiwać należy z wiadra ale to już szczegół. Niestety jest tylko jedno podwójne łóżko z moskitierą. Nie mamy wyboru. Za chwilę wyłączają prąd. Pozostała tylko świeczka i latarki.   W nocy budzą nas sfory ujadających psów. Chcę je uciszyć ,ale nie udaje się. Nawet Gilbert chciał nam pomóc ale bezskutecznie.. Cały czas bawi mnie myśl o naszej  podróży „busem”.

Wodospad o poranku prezentował się jeszcze lepiej

droga do wodospadu

spływamy

piękna czapla

wysokie brzegi rzeki

hiacynty wodne

niedostępne brzegi


brzegi są malownicze
kolonia nietoperzy
wygląda jakby ktoś to ułożył




pionowa skała

idziemy po wodę

na targu

chałupka przy rzece

pod prąd trudniej płynąć

parasol na pirodze trochę dziwne ale
skuteczne

mimo rwącego nurty i krokodyli dzieci bawią się w rzece

Na takich klifach jest dużo gniazd

niedostępne brzegi

malownicze skały

tą skałę wyrzeźbiła rzeka

Mimo że skała pionowa to są gniazda i małe rośliny

Uśmiech dnia

Duży drapieżny ptak

Koniec spływu

Pełnia szczęścia


czekamy na "busa"
Zostałyśmy zapakowane
"bus" przyjechał
za nami podążali mieszkańcy wsi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz