Seszele
28-29 listopada 2012 r.
Mamy kupione bilety Air Seychells. Okazuje się że lecimy liniami
Ethihad. To linie narodowe Emiratów Arabskich. Komfort porównywalny z
Emiratami. Szerokie siedzenia, duże odstępy pomiędzy rzędami. Gdy
podstawiono samolot i zaczął się boarding pracownica wyczytywała jakieś
nazwiska. Początkowo nie zwracałyśmy na to uwagi, ale w pewnym momencie
kolejka zatrzymała się tak jakby czekano na kogoś. W końcu zrozumiałyśmy
że czekają na nas. Nasze nazwiska były tak wymawiane, że nie
zrozumiałyśmy, że to chodzi o nas. Inny akcent inna wymowa, ale gdy
podeszłyśmy do kontuaru okazało się że to nas szukają bowiem wejście do
samolotu jest według kolejności miejsc. Lot to sama przyjemność,
Świetna obsługa, dobre jedzenie , pełny komfort. Przed wpół do
dziewiątej lądujemy na Mahe największej wyspie Seszeli. Dostajemy
pieczątki wjazdowe śmieszne w kształcie charakterystycznego dla Seszeli
orzecha kokosowego przypominającego obfite pośladki. Szukamy hotelu.
Nie ma na lotnisku żadnej informacji turystycznej. Chłopak w agencji
turystycznej proponuje nam nocleg za 275 euro. Oczywiście odmawiamy. Z
przewodnika wynajduję hotel i miły chłopak z biura wynajmu samochodów
rezerwuje nam pokój. Bierzemy w ciemno, bo jest już późno. Jedziemy do
hotelu. Pokój duży z klimatyzacją. Recepcjonista umawia nam taksówkę na
jutro żebyśmy zdążyły na prom na Praslin. Planujemy zostawić walizki w
hotelu a na dwa dni na Praslin pojechać tylko z plecaczkami.
Seszele 29 listopada
 |
widok na Mahe |
Seszele 29 listopada
Zamówioną wczoraj taksówką wcześnie rano ruszamy do portu.
Chcemy kupić bilety na rejs szybką łodzią. Cat Cocos. Rejs trwa 45 minut. Kupujemy od razu bilety na powrót. Kosztują 45 euro w jedną stronę. Równo są goleni turyści ale cóż samolot jeszcze droższy. Po 45 minutach docieramy na Praslin. Ledwie wysiadłyśmy ze statku a chmara naganiaczy nas obległa. To osoby wynajmujące samochody. Decydujemy się wynająć malutką Kię Picccanto. Tutaj ruch jest lewostronny, muszę sobie jakoś poradzić. Jedziemy z właścicielem samochodu do hotelu Cuvette podpisać umowę. Już po drodze wiem że nie będzie łatwo. Wyspa jest bardzo górzysta a drogi wąziutkie. W hotelu podoba się nam i zatrzymujemy się w nim na noc. Pokój ładny obok basenu. Podpisujemy umowę i ruszamy na zwiedzanie wyspy. Cały czas pamiętam, że kierowca musi być od środka jezdni. W samochodzie wszystko jest odwrotnie biegi przerzuca się lewą ręką i są ustawione odwrotnie niż w naszych samochodach,a dodatkowo tu gdzie u nas są kierunkowskazy tu są wycieraczki. Cały czas się mylę. Ruszamy znad oceanu w głąb wyspy Na pierwszy rzut ruszamy do Parku Narodowego Vallee de Mai. Jest to Park wpisany na listę dziedzictwa UNESCO Rosną tu sławne palmy coco de mer Jest to palma która żyje tylko na Seszelach, Liście ma tak ogromne, że można z nich zrobić dach, szeleszczą na wietrze jak blacha. Dodatkowo mają bardzo charakterystyczne owoce. Żeński owoc waży około 20 kilogramów i wyglądem przypomina damskie biodra, natomiast męski owoc daje jednoznaczne skojarzenia z mężczyzną. Poza tym w parku rośnie wiele innych endemicznych roślin takich jak palmy cytrusowe drzewa i żyją niespotykane gdzie indziej zwierzęta. Jest to las dziewiczy położony na granitowych skałach. Bilet jest dosyć drogi 20 euro ale nie ma wyjścia trzeba płacić. Wędrujemy po wytyczonej ścieżce. Jest gorąco i parno ledwo ciągniemy noga za nogą.. Mimo wszystko jesteśmy pod wrażeniem piękna i niezwykłości parku. Wypijamy mała kawę na wzmocnienie i ruszamy na piękne plaże Praslin. Najpierw jedziemy na plażę la Blague. Droga tak wąska, że praktycznie mieści się tylko jeden samochód do tego nie ma w ogóle pobocza. Droga kręta wiedzie pod górę. Jadę z duszą na ramieniu, bo gdy ktoś będzie jechał z góry to się nie zmieścimy. Dojeżdżamy na szczyt i spadek jest tak duży, że nie widać drogi. Jesteśmy już przy plaży. Poddaję się. Stoimy obok jakiejś posesji, wjeżdżamy na jej teren i idziemy na plażę pieszo. Plaża pięka pusta. Zachęca do spacerów i relaksu. Woda ciepła, czysta. Widoki niesamowite. Po krótkim relaksie ruszamy dalej. Jedziemy na Złote Wybrzeże. Długa cicha plaża. Na horyzoncie widać wyspę Courieuse. Wędrujemy plażą, zbieramy liczne muszle. Tutaj jest trochę ludzi. Gdy już miałyśmy dość słońca i plażowania idziemy do restauracji włoskiej na rybę. Posilone miejscowymi przysmakami ruszamy w kierunku północnym. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, ale droga wije się pomiędzy górami. Widoki mamy niesamowite szczególnie gdy wjedziemy na górę i widzimy malownicze zatoki. Mijamy piękne plażę Possesion, Takamaka i Boudin. Na niektórych z tych plaż znajdują się piękne granitowe skały.
Od plaży Anse Boudin droga dramatycznie zmienia się. Jest bardzo wąska i stroma. Jedyna jej zaleta, że jest asfaltowa i nie zniszczona. Słaby silnik Kii ledwie nas ciągnie pod górę. W pewnym momencie na niespotykanie stromym stoku mimo, że jedziemy na pierwszym biegu gaśnie. Nie mogę ruszyć pod górę, mimo zaciągniętego hamulca ręcznego, gdy puszczam pedał hamulca samochód stacza się w dół. Oczywiście w kierunku stoku zupełnie nie zabezpieczonego. Proszę Lidkę by wysiadła, znalazła kamień i podłożyła pod koło. Akcja zakończyła się sukcesem. Gdy ruszyłam to słychać było pisk opon i smród sprzęgła i opon, ale na szczyt wjechałam. Warto było, bo droga do najlepszej plaży świata stała już otworem. Anse Lazio uznana jest za najlepszą plażę świata. Piasek miękki, biały jak talk. Woda nieprzeciętnie przejrzysta, żadnych glonów, wodorostów. Nie ma nawet żwirku który zwykle jest na granicy wody i plaży. Za to jest dużo ryb , nawet duże okazy. Kapiemy się i opalamy. Jest już popołudnie i słońce nie operuje tak jak rano, więc można sobie pozwolić na odrobinę luksusu w postaci kąpieli słonecznej. Wracając do hotelu postanowiłyśmy zajrzeć jeszcze na plażę Grand Anse, która znajduje się koło naszego hotelu. Planujemy zostawić samochód i iść na plażę. Jednak niepostrzeżenie mijamy skręt do naszego hotelu i mijamy plażę. Zatrzymuje nas policja. Okazuje się że to tylko kontrola rutynowa. Jedziemy dalej i dojeżdżamy prawie do lotniska. Zawracamy. W pewnym momencie poczułam, że samochodem dziwnie zarzuciło i usłyszałyśmy dziwny dźwięk. Pomyślałam że uderzyłam o krawężnik którego tam nie było, ale po kilkuset metrach wszystko było jasne . Złapałyśmy gumę. Zatrzymałam się na wjeździe na jakąś posesję. Oglądamy bezradnie koło. W bagażniku jest koło dojazdowe, ale trzeba wiedzieć jak się za to zabrać. Słońce już zaszło i robi się szaro. W pewnym momencie wychodzi z posesji facet i oświadcza, że stanęłam w bramie i zablokowałam wyjazd. Nawet się ucieszyłam, bo już wiedziałam, że facet wymieni nam kolo. Oczywiście widząc takie sieroty zabrał się do roboty. Szybko i wprawnie wymienił koło, doradzając bym zadzwoniła do właściciela samochodu, by przyjechał i wymienił koło na pełnowymiarowe. W trakcie wymiany facet stwierdził, że będzie nas to drogo kosztowało, ale my nie podejmowałyśmy tematu. Gdy koło zostało zapakowane do bagażnika podziękowałyśmy facetowi, ten coś mówił o zapłacie, ale my pomachałyśmy mu ręką dołączając piękne uśmiechy. Hotel znajdował się około 500 metrów dalej. Przyjechałyśmy do hotelu. Niestety juz nic nie było do zjedzenia. Kuchnia i bar zamknięte. Zapytałam pracownicę hotelu o żółwie giganty. Ona zrobiła dziwną minę i kazała iść za sobą. Okazało się, że za płotem mieszkają właśnie takie żółwie. Ich opiekun wpuścił nas na posesję i mogłyśmy zrobić sobie zdjęcia. Ale w dalszym ciągu byłyśmy głodne. Poradzono nam żeby iść do sklepu. Ciemno, że oko wykol, ale idziemy szosą, co jakiś czas mija nas samochód. Docieramy do sklepu głównie z alkoholem, ale na szczęście jest coś do jedzenia. Robimy zapasy i urządzamy sobie kolację. W pokoju gorąco. Okazuje się, że wyskoczyły bezpieczniki i nie działa klimatyzacja. Jak została włączona to też źle, bo warczy jak wściekły pies. Za to można wykapać się w basenie.
 |
kolor wody zachwyca
|
 |
zegnamy Mahe na 2 dni
|
 |
męski owoc coco de Mar |
 |
młody żęński owoc palmy coco de mar |
 |
ten owoc może ważyc nawet 20 kilo |
 |
ekspozycja owocw coco de mar |
 |
Lidka z żeńskim owocem coco de mar
|
Palmy wysokie na 30 metrów
 |
owoce na palmie |
|
|
 |
palmy rosną wśród granitowych skał |
 |
malutki gekonik
|
 |
nasza pierwsza plaża la Blague |
 |
Złote Wybrzeże |
 |
plaża pusta, biała i szeroka |
 |
spacer złotym wybrzeżem |
 |
można cieszyć się swobodą
|
 |
po plaży wędrowały ptaszki
|
 |
na plaży Takamaka |
 |
mijamy kolejne plaże
|
 |
kolory błękitu zaskakują |
 |
stek rybny po kreolsku |
 |
widok z szosy na zatokę |
 |
plaża takamaka |
 |
widok z szosy
|
 |
przy drodze nieraz były skały |
 |
podobno najlepsza plaża świata |
 |
Anse Lazio |
 |
górki były strome |
 |
droga była kręta ale widoki wspaniałe |
 |
zakręty i górki tak było cały dzień |
 |
cudny widok |
 |
gdzieniegdzie widać było malownicze skały |
 |
palma, biały piasek czysto i ciepłe morze
|
 |
zdjęcie z pocztówki? |
 |
plaża naprawdę jest przecudna |
 |
plaża Anse Lazio |
 |
ostańce wystające z wody dodaja plaży uroku |
 |
czerwone skałki wystające z wody |
 |
woda krystaliczna

żółw wyraźnie zadowolony
|
 |
ostatni rzut oka na anse Lazio
|
wieczorne głaskanie żółwi |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz