30 listopada
Niestety nadchodzi nasz ostatni dzień wakacji.Ostanie filipińskie śniadanie zupa ryżowa z prażoną cebulką- pycha. Lidka bardziej tradycyjnie- jajeczko. Dziś oddajemy się szaleństwu zakupów. Najpierw zaliczamy wszystkie możliwe bazary. Kupujemy pamiątki i prezenty. Bazary toną w błocie, bo niestety znowu przeleciał deszcz -ale jakoś to nam nie przeszkadza. Cały czas zastanawiamy się jak spakować nasze bagaże, by walizki doleciały w całości i nie dźwigać na lotnisku bagażu podręcznego.W centrum handlowym zjadamy lunch. Marzy mi się jeszcze raz ryba z grilla. jakież jest moje zdziwienie gdy kelner przynosi kalmara z grilla. Oczywiście plecie coś trzy po trzy że mówił że to nie ryba ale bramka strzelona. Lidka męczy się nad gumowatym kalmarem, ja odpuszczam sobie i zjadam tylko dodatki. Nie tak miało to wyglądać. Wracamy do hotelu i oddajemy klucze do pokoju. Zostawiam swoje buty i sandały. Są już tak zniszczone i śmierdzące że nie ma sensu ich wieźć. Za to kupuję obranego duriana. jest to najbardziej śmierdzący owoc na świcie. śmierdzi jak szambo wygląda po obraniu jak białokremowa kupa ale jest smaczny pod warunkiem ,że się to weźmie do ust. Zobaczymy w jakim stanie dojedzie do Polski. Pakuję go w podwójną torbę foliową ale i tak z walizki unosi się fetor. Samolot mamy parę minut po północy. Na lotnisko jedziemy taksówką za 150 peso. Szybko i sprawnie odprawiamy się w emiratach i dalej hulamy po strefie wolnocłowej. Ceny zabójcze, ale okazuje się, że musimy wydać wszystkie pieniądze filipińskie, bo nie można ich wymienić w kantorze.z tej prozaicznej przyczyny, że kantor jest nieczynny Jeszcze opłata za wyjazd 550 peso. Kantor w strefie nieczynny, ale policjantka jest czynna i gotowa wymienić peso na dolary oczywiście po niekorzystnym dla mnie kursie. Wolę jednak wymienić peso na dolary niż kupować towary z 300% narzutem. Samolot oczywiście doskonale wyposażony, obsługa super. Około południa po szybkiej przesiadce w Dubaju lądujemy w Warszawie. Tym razem nasze walizki pokazują się pierwsze na karuzeli. Smród durianu unosi się wokół. Ciekawe czy ktoś będzie chciał jeść ten owoc. Na lotnisku czeka stęskniona rodzina. Cieszymy się z powrotu, ale trochę żal, że skończyła się nasza przygoda.
PS Durianu oczywiście nikt nie zjadł stwierdzono,że się zepsuł w czasie podróży. Smród unosił się w koszu na śmieci przez parę następnych dni.
 |
w centrum handlowym już święta |
 |
szczęśliwa rodzinka |
 |
pomnik królowej Izabelii |
 |
drink wygląda zachęcająco |
 |
ryby gotowe do grilowania |
|
 |
ostatnie filipińskie śniadanie |
 |
to już pożegnanie z Manilą |
 |
szczęśliwi wszyscy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz