czwartek, 27 listopada 2014

27 listopada 2014 r. Meksyk

27 listopada 2014 r. Meksyk

Poranek okropny. Niebo zachmurzone i strasznie wieje. Idziemy z walizkami do portu. Na molo jest już dużo ludzi. Dziwi nas to trochę, bo do odjazdu jest jeszcze ponad pół godziny. Bagażowi zabierają nasze walizy i oznaczają niebieskimi paskami. Dołączamy do grupy, która wchodzi na pokład. W pewnym momencie czujnie pytam czy to na pewno do Meksyku. Facet odpowiada nie do Belize City. Wycofuję się z kolejki. Lidka robi raban, że nasze walizki są źle zapakowane. Bagażowy twierdzi, że dobrze . Dopiero uwierzyła, gdy zobaczyła swoja walizkę na innym statku, który niezauważenie dopłynął.. Wieje tak, że głowę może urwać. Ruszamy punktualnie. Statek ma komplet pasażerów. Płyną z nami dzieci do szkoły. W San Pedro wysiadamy, żeby przejść odprawę paszportową. Kosztuje nas to po 5 dolarów, bo tyle trzeba zapłacić za wyjazd. Trochę szkoda, że tak szybko opuszczamy Belize, ale pogoda nie pozostawia złudzeń. Nie mamy tu nic do roboty przy takiej pogodzie. Gdy ruszamy do Chatumal – jest to  przygraniczne w Meksyku zaczyna strasznie rzucać łódką. Kapitan nas uprzedzał, iż będzie „bompty”. Łódka momentami tak podskakuje, że z ogromnym hukiem spada na wodę. Woda zalewa całą łódkę. Dobrze, że siedzimy w kabinie, Taka jazda trwa 2 godziny. Docieramy do Chatumel. Odprawa paszportowa bardzo sprawna, Znowu jesteśmy lżejsze o 28 dolarów na osobę, bo tyle kosztuje wjazd. Wiz nie ma, ale opłata pozostała. Taksówką za 50 pesos czyli 4 dolary dojeżdżamy do terminalu autobusowego. Mała mieścina, ale Warszawa może pozazdrościć terminala. Tu wszystko czyste wspaniale zorganizowane. Kupujemy bilety w 2 klasie. Płacimy tyle za dwa bilety co za jeden w pierwszej klasie,. Nasz autobus mimo, że druga klasa wygląda jak Polski Bus. Jazda przez 7 godzin. Trochę śpimy trochę się nudzimy. O 19 docieramy do Cancun. Niestety nie mam przewodnika po Meksyku, bo ten który zgubiłam miał część poświęconą Jukatanowi, czyli część Meksyku w której jesteśmy. Na dworcu załatwiamy sobie hotel i jazda. Do niego. Szybko się rozpakowujemy i idziemy coś zjeść. Jesteśmy strasznie głodne, bo nie było kiedy zjeść. Przy hotelu same budy z meksykańskim jedzeniem. Lidka decyduje się na tacos z mięsem. Ja na makaron. Zapychamy żołądki i wracamy do hotelu spać Wieje niemożebnie. Może jutro będzie lepiej.

wichura na caye caulkner

jednym słowem pogoda pod psem

bagaże czekają na kontrolę narkotykową

śniadanko przygotowane przez Lidkę

punkt odprawy granicznej w San Pedro

w Meksyku też już atmosfera Bożenarodzeniowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz