czwartek, 6 listopada 2014

Kostaryka 5 listopada 2014

5 listopada 2014 r.
Kostaryka

Rano po nocy w autobusie jesteśmy dziwnie wypoczęte. Jestem nawet zaskoczona. Lidka cieszy się, że połowa podróży za nami. Ja przeciwnie uważam że najlepsza część za nami, a gorsza przed. Oczywiście nudzimy się w autobusie. Najpierw jednak przekraczanie granicy. Wszyscy wysiadają. Czekamy nie wiadomo na co z bagażami. Potem wszystkie wnoszone są do pomieszczenia. Właściciele stoją wokół. Pomieszczenie zamknięte. Wchodzi policjant z psem, który obwąchuje wszystkie bagaże. Tym razem się udało. Otwierają drzwi. Ale to nie wszystko. Teraz kontrola bagażu. Każdy otwiera walizkę. Mnie i Lidce się udało. Nie chcą grzebać w naszych ciuchach. Ładowanie walizek. My na piechotę do granicy kostarykańskiej, a autobus za nami. Tu operacja się powtarza, Znowu kolejka i sprawdzanie bagażu. Ja uświadamiam sobie, że nie mam plecaczka z przewodnikami. Wracam na granicę panamską, ale tam nikt nic nie wie. W drodze powrotnej uświadamiam sobie, że zostawiłam go we wnętrzu autobusu. I tak okazuje się, że kontrola jest nieszczelna. Narkotyki można zostawić w autokarze. Dobrze, że to nie moja profesja. Wkraczamy po dwóch godzinach do Kostaryki, a raczej wjeżdżamy. Całkiem inny kraj. Jedziemy 4 godziny wśród bujnej roślinności. Widoki wspaniałe Wszystko zielone. Teren górzysty. Czysto. Około 15 docieramy do stolicy San Jose. Bierzemy taksówkę i chcemy jechać do wybranego z przewodnika hotelu. Kierowca dzwoni i oświadcza, że wszystkie miejsca są zajęte. Dzwoni do innych hoteli, ale też nie ma miejsc. Trochę to dziwi. Proponuje nam hotel Caracas. Godzimy się. Zaczyna nas wkurzać, że jedziemy dosyć długo chociaż miało być blisko . Gdy docieramy to już nam się ulało. Ta daleko od śródmieścia hostel, paskudny i drogi. Oczywiście każemy wieźć się z powrotem . W końcu znajdujemy same hotel Vesuwio fajny i w tej samej cenie, co Caracas a w samym centrum. Ruszamy na miasto. Musimy wymienić pieniądze . Wskazany w hotelu bank niestety już zamknięty, Idziemy do następnego ta sama historia. Po drodze wstępujemy do innego i wymieniamy kasę . Trwa to 20 minut. Facet pyta o wszystko nawet o numer pokoju w hotelu. Czekałam czy zapyta które łóżko przy oknie czy przy drzwiach. Robi się ciemno. Wracamy do hotelu, ale pogubiłyśmy się. Ulice tu maja numery, ale wcale nie można się w tym rozpoznać. Pytani mieszkańcy nie mają pojęcia o wskazanym adresie. W końcu jeden facet, który nie jest miejscowy wskazuje nam drogę i prawie zaprowadza nas pod drzwi. W hotelu załatwiamy wycieczkę do parku Tortugeo na pojutrze i spać. Wystarczy wrażeń na dzień dzisiejszy.


Lidka zjadła to wszystko
na ulicach San Jose
propozycja tortu weselnego dla Moni i Bartka
Jesteśmy w Kostaryce
Lidka robi za pomnik
liczne rzeki  sprzyjają roślinom
bujna roślinność
piękne widoki po drodze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz