Kostaryka
6 listopada 2016 r.
Dzisiaj planowałyśmy
luźny dzień. Zwiedzanie miasta i włóczęga po sklepach. Wstajemy
o 7 rano wolniutko szykujemy się do śniadania. Lidka stwierdza, że
czas na komórce jest inny niż na jej zegarku. Ja oczywiście wierzę
komórce. Okazuje się, że nie dość że siedziałam do 2 w nocy nad
komputerem to jeszcze wstałam godzinę za wcześnie. Trzeba to jakoś zagospodarować. Po śniadaniu beznadziejnym – znowu jajka,
dyskutujemy o wycieczce na pobliski wulkan Poas. Niedawno miał silną
erupcję. W recepcji załatwiają nam przewodnika. Przyjeżdża przewodnik Carlos .Obiecuje zawieźć nas na wulkan i gwarantuje dobrą pogodę. Umawiamy się na półdniowa
wycieczkę na wulkan, a potem zwiedzimy muzeum jadeitu i muzeum złota.
Przewodnik Carlos super sympatyczny. Po drodze zatrzymujemy się przy
plantacji kawy. Kostaryka to jeden z najlepszych producentów kawy na
świecie. Pijemy wspaniałą kawę. Takiej u nas nie uświadczysz.
Ale cóż, kawa w Etiopii zaparzona przez Etiopki ich metodą
smakowała mi najbardziej. Docieramy do wulkanu. Wszędzie
ostrzeżenia jak się zachować w razie erupcji wulkanu. Nie zraża
nas to idziemy do krateru. Carlos zostaje na dole bo rzekomo ma problemy z sercem. Niestety mgła i siąpiący deszcz psują
widok. Idziemy dalej ścieżką w górę, by zobaczyć szmaragdowe
jezioro w kraterze. Też pudło. Ale za to droga wspaniała. Bujna
roślinność siąpiący deszcz i dobra temperatura pozwalają cieszyć
się przyrodą i przygodą. Po godzinnej wędrówce wracamy do punktu
wyjścia. Nawet nie miałam ochoty kłócić się z Carlosem , że nas oszukał. Powinnam brać pod uwagę to ze w Kosatryce ludzie to kłamczuchy. Razem z Carlosem jedziemy na lunch,. Jedzenie super. Ryba w
sosie maślano-czosnkowym- pycha, do tego dodatki fasola, surówka, sałatka ziemniaczana i na deser specjalność tego regionu koktajl
truskawkowy. Jesteśmy najedzone i zadowolone. Wracamy jak
najszybciej do miasta, bo muzea zamykane są wcześniej. Korki
straszne. Umawiamy się z Carlosem na następne wycieczki i
wysiadamy przed muzeum jadeitu. Tu niestety pudło. Przenieśli muzeum
. Dziewczyna tłumaczy nam gdzie, ale nic z tego nie
rozumiemy. Numeracja ulic to tutaj nawet dla mieszkańców zagadka.
Idziemy do muzeum złota. Pochodzi ono z okresu prekolumbijskiego, Kolekcja bardzo ciekawa. Tutaj złoto odlewano. Bardzo ciekawe
eksponaty. Tu też oglądamy tajemnicze kamienne kule, które
spotkano tylko w Kostaryce. Nie wiadomo czemu służyły i jaką
metodą je wytworzono. Z muzeum idziemy do Teatru Narodowego. Budynek
imponujący. Wnętrza także ale nie można oglądać wszystkiego, bo
trwa koncert. Odwiedzamy starą pocztę. Przepiękny budynek; bardzo
bogato zdobiony na zewnątrz, a super lekki wewnątrz. Na deser
zostawiamy sobie miejski bazar. Prawdę mówiąc nie mam ochoty na
dalsza wędrówkę bo założyłam nowe buty i bolą mnie nogi, ale
cóż trzeba zobaczyć. Robimy małe zakupy pamiątek i na piechotę
wracamy do domu. Oczywiście znowu nie możemy trafić. W końcu
taksówkarz dzwoni do hotelu i rysuje nam drogę. Padnięte docieramy
do hotelu. Jutro wycieczka do Parku Narodowego Żółwi . Wyjazd o
6.15. Takie jest życie na urlopie. Nie ma spania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz