piątek, 6 listopada 2015

4 listopada Tonga

tak witają na Pacyfiku
4 LISTOPADA
Budzimy się wcześnie rano. Wiadomo zmiana czasu, a na dodatek poszłyśmy spać o 9 wieczorem. Koguty drą się od 4 rano i nie dają spać. Widno robi się o 6. Jesteśmy trochę głodne. Puste brzuchy zalewamy herbatą i bananem. Śniadanie dopiero o 8.30. Przyjeżdża nasza gospodyni. Przywozi wiktuały na śniadanie, pyszne jajeczka na miękko. dawno takich smacznych jajek nie jadłyśmy. Tu nie ma farm, przemysłu spożywczego, który wszystko zepsuje, Tylko gospodarka naturalna. O 9 przyjeżdża kierowca i jedziemy na zwiedzanie wyspy. Zaczynamy od miejsca lądowania Abela Tasmana na wyspie. Jest to punkt widokowy. Obok znajduje się piękna plaża. Łazimy po plaży zbieramy to, co wyrzuciło morze. Jest pełno koralowców, ukwiałów i innych fragmentów rafy koralowej. Gdy Lidka ma już pełne ręce i kieszenie skarbów ruszamy dalej. Mijamy wioski, gdzie żyję „latające lisy” czyli ogromne owocożerne nietoperze. Wiszą głowami do dołu i jak to zwykle nietoperze śpią w dzień.. Jest ich mnóstwo dookoła. Przy okazji wchodzimy na cmentarz. Okazuje się że każda rodzina ma swój cmentarz. Na wyspie jest ich mnóstwo. Są to usypane z piasku niezbyt starannie uformowane wzgórki. Na grobach wszędzie mnóstwo kolorowych sztucznych kwiatów. Nieraz zdarza się pomnik dla założyciela rodu. Na innych grobach nie ma nawet tabliczek.. Wyspa jest bardzo zielona, ale nie widać zbyt dużo zwierzyny pasącej się. Za to sporo psów. Dojeżdżamy do miejsca gdzie na długości około 5 kilometrów morze uderza w wysokie skały z piaskowca wzbijając wodę na wysokość do 30 metrów. Widok jest niesamowity tak jakby tysiące gejzerów wybuchało na długości wielu kilometrów. Po drodze mijamy ciekawe zjawisko przyrodnicze - palmę z dwoma głowami. Jak wiadomo palma nie ma typowego pnia tylko cały czas rośnie do góry, a pień tworzą nasady liści. Nie puszcza gałęzi. Tu jest dziwna sytuacja bo długi pień w pewnym miejscu się rozdwaja i palma ma dwa pióropusze na górze. Podobno jest to jedyna taka palma na południowym Pacyfiku.
Docieramy do jaskini. . Gdy przyjeżdżamy chłopaki męczą się przy agregacie prądotwórczym. Okazuje się że on ma oświetlać jaskinię . Udaje się i można wchodzić. Jaskinia bardzo ładna na końcu śliczne jeziorko odbijające stalaktyty w niezmąconej wodzie. Lata tu dużo małych nietoperzy.
Wreszcie docieramy do najważniejszego obiektu Tonga Ha amonga. Jest to wybudowana około 900 lat temu brama nazywana pacyficznym Stonehenge. Kamienne podpory ważą około 40 ton i jakoś zostały przetransportowane i ociosane.
Jedziemy wzdłuż wybrzeża. Wokół przy plaży kręci się mnóstwo świń. Okazuje się że gdy jest odpływ świnie wchodzą na plaże i rafy i łowią ryby i oczywiście inne owoce morza. Nazywa się je „Fishing pigs.” Niestety my widzimy tylko świnie, bo poziom wody jest zbyt wysoki.. 
Docieramy do grobowców królewskich. Grobowce rodziny królewskiej okazałe. Stare grobowce to murowane platformy o powierzchni około 300-400 m kwadratowych. Cmentarze poddanych są kolorowe ale skromne.
Natomiast współczesne grobowce to mauzolea. Pałac królewski położony nad morzem tylko nieraz jest zamieszkały przez króla, który zbudował sobie nową rezydencję. Pałac możemy oglądać tylko zza bramy. Po drodze odwiedzamy jeszcze miejsce gdzie według przekazów wylądował kapitan Cook. Wracamy do miasta. Jesteśmy bardzo głodne. Wracamy do znanej restauracji Friends i zamawiamy miejscowy przysmak surową rybę marynowaną w mleczku kokosowym. Podobną jadłam w Ameryce Środkowej, tam miała bardziej wyrazisty smak, ale ryba rozpływa się w ustach.. Wymieniamy pieniądze w Western Union. Okazuje się że kurs jest zdecydowanie lepszy niż na lotnisku. Pijemy pyszną kawę w kawiarni. Chwile łazimy po sklepach w poszukiwaniu kartek – znaczki kupiłyśmy na poczcie.
Tonga jest jedynym królestwem na Pacyfiku. Nigdy nie było skolonizowane. Mężczyźni chodzą tu w spódnicach, na których mają zawiązane maty zrobione z jakichś liści. Są bardzo sztywne. Zresztą kobiety też noszą takie maty albo pasy ze zwisającymi warkoczami. Chłopcy obowiązkowo do szkoły chodzą w spódnicach. Jest tu jeszcze jedna ciekawa tradycja. Gdy w rodzinie jest zbyt dużo chłopców jeden z nich wychowywany jest na córkę. Nosi damskie ubiory i ma zadanie pomagać matce. Potem tacy synowie córki przejmują role kobiece. Chodzą ubrani jak kobiety. Oczywiście jest pełna akceptacja takiego wychowania i nikt nie mówi tu o gender . Tacy chłopcy oczywiście nie zakładają rodzin ale do końca życia pomagają rodzicom.
Wieczorem jedziemy na reklamowany przez wszystkich wieczór tańca tongijskiego połączony z kolacją gdzie mają być serwowane miejscowe przysmaki. Kierowca wiezie nas ponad godzinę do ośrodka. Miejsce jest cudne. Szeroka plaża, i wysokie skały koralowca. Restauracja zbudowana fajnie w stylu. Gra muzyka. Zapowiada się fajny wieczór. Obiad serwują nam na liściach bananowca. Jest pieczona świnia, miejscowa surowa ryba i inne dania. Po obiedzie pokaz tańca w jaskini. Na nas wrażenie zrobił taniec z ogniem. Skonane wracamy do hotelu. Po drodze ucinamy sobie drzemkę.



nowe grobowce królewskie


stare  grobowce królewskie

dwugłowa palma

plaża piękna pogoda 

katedra zbudowana z kamienia

owoc w smaku przypomina jabłko

największy skarb Tonga Ha amonga

takie gejzery są na długości 5 kilometrów

miejsce lądowania Tasmana

miejsce lądowania Cooka

rezydencja  emerytowanego króla

 surowa ryba miejscowy specjał

wyrzucony przez morze  kawałek rafy

chłopcy do szkoły chodzą w spódnicach
gwóźdź programu pieczone prosię
piękna plaża
tancerka na pokazie
dostałyśmy naszyjniki
dostałyśmy naszyjniki
pokazy z ogniem

drzewo chlebowe
połykacz ognia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz