16 października
Rano jedziemy dalej na południe, do Sesriem - bramy parku
Naukluft-Namib. Na wjazd tutaj potrzebne jest specjalne pozwolenie.
Przekraczamy zwrotnik koziorożca. Dojeżdżamy na camping Sesriem. camping jest super.Mamy własne drzewo, basen teren dla nas otoczony jest murkiem. jest oczywiście prąd, miejsce na grila. jest baaaardzo gorąco. Korzystamy z basenu. Bartek z gorąca wchodzi na drzewo i śpi jak lampart. Idziemy
do kanionu Sesriem. Jest to szczelina o długości jednego kilometra i
głębokości 30 metrów, którą przez 15 milionów lat w piasku i żwirze
rzeźbiła rzeka Tsauchab. W porze suchej można iść dniem kanionu, w porze
deszczowej poziom wody sięga ponad 2 metry. My udajemy się na pieszą
wycieczkę, temperatura sięga 40 stopni w cieniu. Przed zachodem słońca
wybieramy się na wycieczkę na czerwoną wydmę Elim o wysokości 137
metrów. Tam oglądamy zachód słońca i bogatą kolorystykę. Jest po prostu cudnie. Robimy mnóstwo zdjęć. Każde spojrzenie na otaczający nas krajobraz warte jest zdjęcia. Na campingu
zrobiliśmy wieczornego grilla. Miejscowe wyroby wędliniarskie okazały
się bardzo dobre, widać niemieckie wpływy w tej dziedzinie. Wieczorem wieszamy buty na sznurku żeby nie weszły do nich skorpiony. Wstajemy jeszcze po ciemku i nie będzie możliwości sprawdzić czy nie ma w bucie żadnego gościa więc nie dajemy mu szansy na wejście do buta. Gdy
poszliśmy spać, nasz camping odwiedził nieproszony gość - szakal.
Koniecznie chciał spróbować naszych "Gorących Kubków", które były w
pozostawionym na zewnątrz kartonie. Gdy się dobierał do jedzenia narobił hałasu. On stał oszołomiony a my wyglądaliśmy z otwartych namiotów. Niestety nie mieliśmy aparatu pod ręką. Szakal uciekł, ale jego mina była bezcenna. Oczywiście obudziła się w nas żyłka myśliwych. Zastawiliśmy na niego pułapkę, aby
go sfotografować, lecz okazał się sprytniejszy od nas.
Pustynia Namib- Ludrlitz
Wstajemy
przed świtem i jedziemy samochodem do samego serca pustyni
Namib. Wdrapujemy się na jedną z najwyższych wydm przy Sossusvlei (350
m). Kolorystyka wydm, światło wschodzącego słońca i ukształtowanie
terenu było wielką uciechą dla oka. Wejście na wydmę wcale nie jest
takie łatwe. Piasek osuwa nam się z pod nóg co sprawia że jest dużo
ciężej iść pod górę. Ale takie widoki są warte każdego zmęczenia.
Zjeżdżamy
na wydmach na tyłku albo jak kto woli zsuwamy się na butach Jesteśmy
pod wrażeniem piękna nas otaczającego Po prostu pełen odlot. Robimy
mnóstwo zdjęć bo każdy widok wydaje nam się pocztówkowy. Wydm wkoło jest
mnóstwo, a widok z najwyższej, na która się wspięliśmy umożliwia nam
podziwianie niesamowitych widoków. Potem droga do martwej Doliny.Najpierw
chłopaki zwątpili, bo gdy zaparkowaliśmy, był znak, że do doliny 11
kilometrów przez pustynię. Oczywiście, nie zauważyli przecinka między
jedynkami że to tylko 1,1 km. O tej porze jest wcześnie rano mnóstwo
turystów z Niemiec. Oni maja pełen wypas. Śniadanie z szampanem na
pustyni. Można i tak.
Dolina
powstała około 9 tys. lat temu, na dnie której znajdują się
obumarłe drzewa. Białe dno niecki, czarne konary drzew i pomarańcz
piasku tworzą niesamowity kontrast. Widok, który zobaczyliśmy uznajemy
za jeden z najpiękniejszych, jakie widzieliśmy w życiu. Potem ja jako
jedyna przedstawicielka grupy wspinam się jeszcze na jedną z wydm, by
podziwiać widok doliny z góry. Chłopaki sobie odpuszczają. Wydma nie
jest tak wysoka jak Soususvlei a widok boski. Zjeżdżam na tyłku z wydmy do dna jeziora. Zabawa fajna. czuje się jak przedszkolak. Dużo osób
zjeżdża razem ze mną. Wszyscy są szczęśliwi, bo jak można nie być
szczęśliwym w takim miejscu.
Pełni
wrażeń
ruszamy na południe, do Luderlitz. Po drodze zahaczamy jeszcze o
Duwisib Castle pałacyk wybudowany przez Niemca. Zaglądamy do wnętrza Z
zewnątrz naszym zdaniem jest ciekawszy. Zbudowany z kamienia.
Zbliżając
się do Luderlitz przypomina nam się wjazd na 80 milę na Wybrzeżu
Szkieletowym. Porywisty wiatr tworzy zaspy piaskowe na asfalcie podobnie
jak pod Walvis Bay. Do miasta docieramy o zmroku. Znajdujemy miejsce
campingowe na półwyspie Shark. Wiatr wieje niemiłosiernie. Jak mawiają
tubylcy, tutejszy wiatr zrywa nawet lakier z samochodu. W najgorsze dni
wiatr wieje tutaj z prędkością ponad 120 km/h. My chowamy się w naszych
namiotach i szczelnie je zamykamy. Może nas nie porwie wiatr. Zmęczenie
daje o sobie znać i twardo zasypiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz