piątek, 26 listopada 2010

25 listopada 2010 Wietnam

25 listopada 2010 r. Wietnam
Hoi An


Do zwiedzania mamy  dwa miasta Hoi An i Hue. Rano okazuje się, że pociągi jeżdżą tylko w ciągu dnia, a więc dzień stracony, autobus też  niedogodny. Dla nas najlepsza pora na podróż to noc. Rano na recepcji uzgadniam wszystko co do przejazdu do Hue. Mają nam znaleźć samochód i hotel. Jest cały dzień na zwiedzanie Hoi An. Hoi An to miasteczko wpisane na listę UNESCO Całe miasteczko to jedna wieka atrakcja turystyczna. Jest to miasteczko dawnych kupców chińskich, którzy tu przywozili i sprzedawali towary. Domy chińczyków, świątynie i domy zgromadzeń zostały pięknie odrestaurowane. Znajdują się w nich kawiarnie, restauracje i sklepiki.. Wszystko jak w bajce. Największe wrażenie robią domy zgromadzeń kantoński i fujiański. Są pięknie zdobione ceramiką. Zwiedzamy też liczne oryginalne domy kupieckie, które są do tej pory zamieszkałe przez  7-8 pokolenie chińczyków. Domy są udostępnione do zwiedzania częściowo.  Po domach oprowadzają ich mieszkańcy. Mnie najbardziej podobał się dom Tan Ky. Wnętrze ciemne ale ściany i meble przepięknie inkrustowane masą perłową. Nieskończona ilość  restauracyjek i kawiarni zachęca do ich odwiedzenia. Na lunch zjadamy miejscowy przysmak – białą różę. Są to pierożki z ciasta ryżowego nadziewane krewetkami. Są tak znakomicie przyprawione że pochłaniam je jednym migiem, żałując, że tak szybko zjadłam. Drugi specjał to też niebo w gębie. To wonton pierożek z ciasta pieczonego na głębokim tłuszczu. Właściwie to taki trójkątny placek  podobny do chruścika na który nałożono jakieś specjały cudownie doprawione. To również zniknęło z talerza w oka mgnieniu. Po kilku godzinach zachęceni przez  przewodnik siadamy w uroczej knajpce nad rzeką, nad nami pergola z kwitnącym pnączem. Próbuję trzeciej miejscowej specjalności Au Lau. Jest to makaron w sosie o smaku trudnym do określenia ale pychota. Wieczorem idziemy na miejscowy bazar. Pełno różnych owoców i pamiątek. Wietnamczycy bardzo nagabują  turystów, by kupili od nich towary. Momentami  jest to denerwujące, ale  cóż oni chcą sprzedać. Jednak mają inną mentalność niż mieszkający po sąsiedzku Laotańczycy. Oni do wszystkiego podchodzili z dystansem. Wietnamczycy są bardziej bezpośredni. Prócz tego jak widzą turystę dostają małpiego rozumu i ceny podnoszą wielokrotnie. Hoi An uratował przed zniszczeniem Polak Kazimierz Kwiatkowski. Przy  zabytkowym moście znajduje się jego pomnik
Wracamy do hotelu. Tu jeszcze raz wontony i do spania. Jutro pobudka  o 4.30


fujiański dom zgromadzeń



przy pięknej fontannie
uliczka z lampionami

mostek japoński

piękna fontanna
Ogromny krasnokwiat
Dachy Hoi An
przed muzeum ceramiki
wszystko sprzedane
ruchoma jadłodajnia
w świątyni
uliczka w Hoi An
meble kupców chińskich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz