czwartek, 17 stycznia 2013

1-2 grudnia 2012 Seszele


1- 2  grudnia 2012 r. Seszele


Zaczyna ogarniać nas gorączka podróżna. Wstajemy lekko przeziębione. To za sprawa klimatyzacji która dmuchała nad naszymi głowami. Ja w nocy ją wyłączyłam bo uważałam  że jak dla  Lidki to  jest zbyt chłodno, Lidka zaś ją włączyła bo myślała że jest mi za gorąco. I w ten sposób robiłyśmy sobie wzajemnie dobrze a różnica temperatur spowodowała lekki katar. Ale nic to pakujemy się. Trochę nazbierało się tych skarbów.  Samolot mamy tuz przed północą, ale chcemy zostawić walizki w hotelu i pójść zwiedzać Viktorię stolicę Seszeli. Zwiedzamy na piechotę. Planujemy odwiedzić sobotni targ. Mijamy dzielnicę ambasad i rezydencji, miejscowy  zegar miniaturę Big Bena i docieramy na bazar. Jak zwykle najciekawiej jest na stoiskach z rybami i owocami. Tu znowu spotykamy nieznane nam owoce i warzywa. Niektóre widzimy po raz pierwszy. Jest bardzo tłoczno. Potem czas na pamiątki. Ceny raczej wygórowane i na dodatek nie ma zbyt ciekawych rzeczy. Kupujemy małe co nie co i idziemy do restauracji Pirates Arm. Jest to kultowa restauracja. Karmią bardzo dobrze. Siedzimy przy ulicy i obserwujemy ludzi przechodzących wzdłuż.  Odwiedzamy katedrę i najciekawszą budowlę w mieście Dom Kapucynów  obecnie seminarium. Wędrujemy w kierunku oceanu. Po drodze mijamy muzeum historyczne. Przed nim odlane z brązu zwierzęta które już nie istnieją krokodyl seszelski i krowa morska. Docieramy na nabrzeże. Tu mamy do spełnienia jedna misją. Postanowiłyśmy rozstać się ze swymi ratanowymi kapeluszami. Wrzucamy je uroczyście do morza. Wracamy do hotelu. Zycie  w mieście powoli zamiera. Po drodze zaczepia nas  chłopak muzyk wygląda jak hippis, zarośnięty, z dredami, trzyma w ręku reklamówkę w której na nasypany ryż z grochem. Zajada to rękoma. Jest bardzo sympatyczny. Chwali się że był w tym roku w Europie. Pokazuje paszport. Przy hotelu rozstajemy się z nim. Teraz tylko czekamy na taksówkę. Przyjeżdża o czasie. Kilka minut przed północą opuszczamy Emiratami Seszele .i po 5 godzinach lądujemy w Dubaju Do Monachium lecimy nowym Airbusem 380. Komfort wysoki, Jest dużo miejsca, samolot bardzo cichy. Monitory duże, zamontowana kamera by widzieć pas startowy mieć widok z kokpitu, oczywiście menu. Na lotnisku na Seszelach Lidka kupiła rum . zapakowano jej w specjalna torbę żeby mogła  przewieźć go dalej. Ne lotnisku Dubaju dokupiła drugą butelkę rumu. Tu sprzedawczyni miała wątpliwości czy bez kłopotów dowieziemy rum do Polski. Jej zwierzchniczka nie widziała problemu. Gdy wylądowałyśmy w Monachium  i zmierzałyśmy na tranzyt na bramce funkcjonariusz powiedział nam że niestety nie przejdziemy z tym alkoholem bo przekraczamy granicę Unii i za chwile będziemy przechodzić nową odprawę. Poradził nam wyjść na zewnątrz lotniska zrobić nową odprawę, nadać rum i odebrać karty boardingowe. Trzeba było zmienić terminal. Wychodzimy na zewnątrz .pada śnieg jest jarmark bożenarodzeniowy. Zupełnie inny świat, a my w cienkich kurtkach prosto z raju osmagane słońcem. Szybko przeszłyśmy do drugiego terminalu. Zapakowałyśmy rum do podręcznego plecaczka, zawijając go w nasze ubrania i idziemy na check-in . Tu Niemiec każe nam zrobić odprawę w automacie. Automat nie chce z nami rozmawiać. Każe iść do okienka. W końcu przekonujemy Niemca wpuszcza nas, robimy odprawę i z duszą na ramieniu zastanawiamy się w jakim stanie dotrze plecaczek do Warszawy. Po dwóch godzinach lądujemy w Warszawie. Odbieramy bagaż. Najpierw jest plecaczek. Nie cieknie znaczy rum doleciał w całości, potem moja walizka i koniec. Nie ma walizki Lidki. Reklamujemy. Okazuje się ze została  w Monachium. Znowu Niemcy nawalili. Wieczorem walizka dociera do właścicielki.
Tak kończy się nasza miesięczna podróż po wyspach oceanu Indyjskiego. Szkoda że to juz koniec. Z drugiej strony czekają nas Święta chyba najwspanialsze w Polsce.
Wyjazd ze wszech miar udany. Wspomnień przeżyć nikt nam nie odbierze.Wspaniała przyroda, wspaniali ludzie i wspaniała towarzyszka podróży. 
Dziękuję Lidka.

Gekonik koniecznie chciał dostac się do naszego pokoju

w dzielnicy ambasad i rezydencji

w dzielnicy ambasad i rezydencji



popiersie Ghandiego

wieża zegorowa Mały ben

czy to jabłko czy to gruszka a może
 jeszcze coć innego

na targu rybnym

pod ladą cały bałagan a gdzie sanepid

Lidziu czy te rybki na kolację

co to jest?

na ulicy Wiktorii

z rozmachem przystępujemy do jedzenia

na Seszelach jest dużo muzułmanów

dom kapucynów

dzwonnica przy katedrze i domu kapucynów

co w tej czapce się mieści?

nie jest łatwo dosiąść żółwia
nie jest łatwo dosiąść żółwia



podobna do czapli ale niewiem

Lidka ujeżdża żółwia

Dodaj napis

też nie wiemy co to za ptak

Lidka rzuca kapelusz...płyń po morzach
i oceanach

mój kapelusz też frunie

jak daleko dopłyną?

Dodaj napis

dziewczyna z lodziarni

Dodaj napis


odpoczynek na krawężniku

nasz hippis

chrześcijanie ale nie wiemy jaki obrządek

bujna roślinność
bujna roślinność
muszle na sprzedaż

Lidka legitymuje naszego hippisa

stroba z paszportu

w oczekiwaniu na samolots

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz