poniedziałek, 14 stycznia 2013

28 listopada 2012 r. Mauritius


28 listopada 2012 r Mauritius

śniadanie na tarasie
Śniadanko na tarasie wśród bujnej zieleni. Właściciel pensjonatu zdeklarował ze podwiezie nas  na bazar znajdujący się niedaleko. Bazar nie spełnia naszych oczekiwań. Okazuje się że Lidka zostawiła w samochodzie  plecaczek. Dzwonimy do hotelu, żona właściciela ma mu przekazać informację o  naszym plecaczku który wozi w bagażniku. Towary przeznaczone dla miejscowej ludności. Nie ma pamiątek ani innych rzeczy które kupuje turysta. Postanawiamy pojechać autobusem do Mahebourga. Odległość na mapie żadna ale  podróż trwa 40 minut. Mahebourg  to miejscowość leżąca nad zatoką. Wokół piękne plaże i pełno miejscowości wypoczynkowych. Na targowisku znajdujemy to, czego szukałyśmy. Robimy zakupy, a potem krótki spacer po nabrzeżu. W mieście jest mnóstwo  hindusów. Widzimy jak  hindusi dokonują w morzu rytualnych kąpieli i modłów. Autobusem dojeżdżamy do naszego hotelu .Oczywiście prosimy konduktora by zatrzymał się w okolicach naszego hotelu. Tylko dzięki przytomności Lidki wysiadamy 400 metrów za hotelem. Konduktor zapomniał zatrzymać autobus. Za to nasze krzyki   zrozumiał kierowca. W naszym pensjonacie nikogo nie ma . mamy kod do bramy. Udaje się ja otworzyć. Przebieramy się i idziemy na plażę. Chcemy wyjść z pensjonatu a tu bramki zamknięte nie potrafimy ich otworzyć. Chwilę się gimnastykujemy i w końcu włączamy myślenie i otwieramy bramkę. Na plaży bardzo nam się podoba. Woda ciepła koloru turkusowego, o bardzo dużej przejrzystości, biały piasek i nie słychać ludzkiego zgiełku. Zbieramy muszle, znajdujemy śliczną rozgwiazdę. Słowem pełny relaks.
Wracamy do hotelu Tu czeka już  właściciel pensjonatu z plecaczkiem Lidki Pakowanie i wyjazd na lotnisko. Tym razem bez większych przygód . Jak zwykle jest opóźnienie. Mamy kupione bilety Air Seychells. Okazuje się że lecimy liniami Ethihad. To linie narodowe Emiratów Arabskich. Komfort porównywalny z Emiratami. Szerokie siedzenia, duże odstępy pomiędzy rzędami. Gdy podstawiono samolot i zaczął się boarding pracownica wyczytywała jakieś nazwiska. Początkowo nie zwracałyśmy na to uwagi, ale w pewnym momencie kolejka zatrzymała się tak jakby czekano na kogoś. W końcu zrozumiałyśmy że czekają na nas. Nasze nazwiska były tak wymawiane, że nie zrozumiałyśmy, że to chodzi o nas.  Inny akcent inna wymowa, ale gdy podeszłyśmy do kontuaru okazało się że to nas szukają bowiem  wejście do samolotu jest według  kolejności miejsc. Lot to sama przyjemność, Świetna obsługa, dobre jedzenie , pełny komfort. Przed wpół do dziewiątej lądujemy na Mahe największej wyspie Seszeli. Dostajemy pieczątki wjazdowe śmieszne w kształcie charakterystycznego dla Seszeli orzecha kokosowego przypominającego  obfite pośladki. Szukamy hotelu. Nie ma na lotnisku żadnej informacji turystycznej. Chłopak w agencji turystycznej proponuje nam nocleg za 275 euro. Oczywiście odmawiamy. Z przewodnika wynajduję hotel i miły chłopak z biura wynajmu samochodów rezerwuje nam pokój. Bierzemy w ciemno, bo jest już późno. Jedziemy do hotelu. Pokój duży z klimatyzacją. Recepcjonista umawia nam taksówkę na jutro żebyśmy zdążyły na prom na Praslin. Planujemy zostawić walizki w hotelu a na dwa dni na Praslin pojechać tylko z plecaczkami.  
odpoczynek na nabrzeżu  w Mahebourgu

przy hotelowym baseniku

widok na  Ghat

rytualne kapiele hindusów

osada niedaleko Mahebourga

Wysokie araukarie

w autobusie jadącym  do naszego hotelu

białe plaże przy naszym hotelu

kwiaty bougenvilli

cudnie biała plaża  turkusowe morze

moczenie nóg w ciepłej wodzie

wyłowiłyśmy rozgwiazdę

coś ciekawego Lidka znalazła

na tarasie w naszym pensjonacie

port lotniczy na Mauritiusie

Mauritius widziany z lotu ptaka

wyraźny szelf 

żegnamy Mauritius

To już Seszele

Seszele witają

sezon na rambutany

na kokosy chyba też jest sezon

na tym bazarze  towary były tylko dla miejscowychs

Hindusi dokonują ryrualnych ablucji

pusta biała plażą

turkusowy ocean


1 komentarz: