28 listopada 2012 r Mauritius
 |
śniadanie na tarasie |
Śniadanko na tarasie wśród bujnej
zieleni. Właściciel pensjonatu zdeklarował ze podwiezie nas na bazar znajdujący się niedaleko. Bazar nie
spełnia naszych oczekiwań. Okazuje się że Lidka zostawiła w samochodzie plecaczek. Dzwonimy do hotelu, żona
właściciela ma mu przekazać informację o
naszym plecaczku który wozi w bagażniku. Towary przeznaczone dla
miejscowej ludności. Nie ma pamiątek ani innych rzeczy które kupuje turysta. Postanawiamy
pojechać autobusem do Mahebourga. Odległość na mapie żadna ale podróż trwa 40 minut. Mahebourg to miejscowość leżąca nad zatoką. Wokół
piękne plaże i pełno miejscowości wypoczynkowych. Na targowisku znajdujemy to,
czego szukałyśmy. Robimy zakupy, a potem krótki spacer po nabrzeżu. W mieście
jest mnóstwo hindusów. Widzimy jak hindusi dokonują w morzu rytualnych kąpieli i
modłów. Autobusem dojeżdżamy do naszego hotelu .Oczywiście prosimy konduktora
by zatrzymał się w okolicach naszego hotelu. Tylko dzięki przytomności Lidki
wysiadamy 400 metrów
za hotelem. Konduktor zapomniał zatrzymać autobus. Za to nasze krzyki zrozumiał kierowca. W naszym pensjonacie
nikogo nie ma . mamy kod do bramy. Udaje się ja otworzyć. Przebieramy się i
idziemy na plażę. Chcemy wyjść z pensjonatu a tu bramki zamknięte nie potrafimy
ich otworzyć. Chwilę się gimnastykujemy i w końcu włączamy myślenie i otwieramy
bramkę. Na plaży bardzo nam się podoba. Woda ciepła koloru turkusowego, o
bardzo dużej przejrzystości, biały piasek i nie słychać ludzkiego zgiełku.
Zbieramy muszle, znajdujemy śliczną rozgwiazdę. Słowem pełny relaks.
Wracamy do hotelu Tu czeka już właściciel pensjonatu z plecaczkiem Lidki Pakowanie i wyjazd na lotnisko. Tym razem bez większych przygód . Jak zwykle jest opóźnienie. Mamy kupione bilety Air Seychells. Okazuje się że lecimy liniami Ethihad. To linie narodowe Emiratów Arabskich. Komfort porównywalny z Emiratami. Szerokie siedzenia, duże odstępy pomiędzy rzędami. Gdy podstawiono samolot i zaczął się boarding pracownica wyczytywała jakieś nazwiska. Początkowo nie zwracałyśmy na to uwagi, ale w pewnym momencie kolejka zatrzymała się tak jakby czekano na kogoś. W końcu zrozumiałyśmy że czekają na nas. Nasze nazwiska były tak wymawiane, że nie zrozumiałyśmy, że to chodzi o nas. Inny akcent inna wymowa, ale gdy podeszłyśmy do kontuaru okazało się że to nas szukają bowiem wejście do samolotu jest według kolejności miejsc. Lot to sama przyjemność, Świetna obsługa, dobre jedzenie , pełny komfort. Przed wpół do dziewiątej lądujemy na Mahe największej wyspie Seszeli. Dostajemy pieczątki wjazdowe śmieszne w kształcie charakterystycznego dla Seszeli orzecha kokosowego przypominającego obfite pośladki. Szukamy hotelu. Nie ma na lotnisku żadnej informacji turystycznej. Chłopak w agencji turystycznej proponuje nam nocleg za 275 euro. Oczywiście odmawiamy. Z przewodnika wynajduję hotel i miły chłopak z biura wynajmu samochodów rezerwuje nam pokój. Bierzemy w ciemno, bo jest już późno. Jedziemy do hotelu. Pokój duży z klimatyzacją. Recepcjonista umawia nam taksówkę na jutro żebyśmy zdążyły na prom na Praslin. Planujemy zostawić walizki w hotelu a na dwa dni na Praslin pojechać tylko z plecaczkami.
 |
odpoczynek na nabrzeżu w Mahebourgu |
 |
przy hotelowym baseniku |
 |
widok na Ghat |
 |
rytualne kapiele hindusów |
 |
osada niedaleko Mahebourga |
 |
Wysokie araukarie |
 |
w autobusie jadącym do naszego hotelu |
 |
białe plaże przy naszym hotelu |
 |
kwiaty bougenvilli |
 |
cudnie biała plaża turkusowe morze |
 |
moczenie nóg w ciepłej wodzie |
 |
wyłowiłyśmy rozgwiazdę |
 |
coś ciekawego Lidka znalazła |
 |
na tarasie w naszym pensjonacie |
 |
port lotniczy na Mauritiusie |
 |
Mauritius widziany z lotu ptaka |
 |
wyraźny szelf |
 |
żegnamy Mauritius |
 |
To już Seszele |
 |
Seszele witają |
 |
sezon na rambutany |
 |
na kokosy chyba też jest sezon |
 |
na tym bazarze towary były tylko dla miejscowychs |
 |
Hindusi dokonują ryrualnych ablucji |
 |
pusta biała plażą |
 |
turkusowy ocean |
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń