9 listopada 2013 r. Filipiny
Budzimy się o 5 rano. Leje jak z cebra. W nocy też lało i wiało. Wstajemy o 5.30. W telewizji mówią tylko o tajfunie Śniadanie je tylko Lidka. Francisco bada czy będzie jeepnej. Ma dosyć niewyraźną minę. Jednak pakujemy się. Czekamy godzinę na drodze. W końcu wypełniony po brzegi jeepnej przyjeżdża. Walizki upychają na dachu. Na nich siadają pasażerowie. My zostajemy upchnięte w środku. Tu ścisk, ludzie i bagaże, ale jedziemy. Droga jeszcze gorsza. Co chwilę zatrzymujemy się bo na drodze jakieś przeszkody, kamienie, gałęzie. Deszcz leje jak z cebra. W końcu łapiemy gumę. Wszyscy wysiadamy z samochodu naprawa w deszczu trwa jednak moment i jedziemy dalej. Wszystkie niedogodności rekompensują piękne widoki. Co chwila zatrzymujemy się ba droga zatarasowana przez lawiny błotne. Kierowca i pomocnik szybko usuwają przeszkody z drogi. Również sprawa naprawy opon dopracowana do perfekcji. Łyse opony co chwilę się dziurawią. Kierowca szybko zmienia koło a zepsute wymienia po drodze na dobre w przydrożnych domach. Prawdopodobnie każde koło ma inną oponę, ale komu to przeszkadza. Robię mnóstwo zdjęć. Najpiękniejsze wychodzą wtedy gdy samochód jedzie nad sama przepaścią. Trasa nieprawdopodobnie niebezpieczna, ale jedziemy stosunkowo wolno. Dojeżdżamy po 3 godzinach do Bontoc, tam łapiemy busa do Banaue. Droga również wspaniała ale oprócz deszczu jest jeszcze mgła która uniemożliwia robienie ładnych zdjęć. Po półtorej godzinie dojeżdżamy na miejsce. Tu obowiązkowa rejestracja opłata turystyczna i jedziemy do fajnego hotelu. Pokój super. Pędzimy do restauracji żeby w końcu coś zjeść. Jedzenie super. Zadowolone idziemy załatwić wycieczkę na tarasy ryżowe. Bierzemy motorek na trzech kółkach i jedziemy w góry. Pogoda okropna, Takiej jazdy jeszcze nie miałyśmy. trzykołowy motorek strugi deszczu i błoto z drogi. Ja jestem kompletnie mokra. Lidka mniej, bo siedziała w środku. Na szczęście gdy wysiadamy przestaje padać,. Gdy dochodzimy do tarasów zaczyna znowu lać. Tarasy cudne, Soczysta zieleń do tego odbijająca się w wodzie, niesamowite. Chodzimy po ścieżkach między tarasami co i raz lgnąc w błocie. Ale jest ciepło i woda nam nie przeszkadza Droga powrotna w absolutnym deszczu. Mimo że motorek miał budkę z daszkiem jestem kompletnie mokra. Co najgorsze przemókł mi paszport. Suszę go wkładając miedzy kartki papier toaletowy. Niestety część pieczątek się rozmazała. Jutro znowu tarasy ale od 8.00 rano
 |
pola ryżowe |
 |
widoki mimo deszczu i wiatru wspaniałe |
 |
podeszwy butów osób siedzących na dachu |
.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń