sobota, 29 listopada 2014

29 listopada 2014 r. Meksyk

29 listopada 2014 r. Meksyk

Wstajemy wcześnie jako, że postanowiłyśmy same pojechać do Tulum i Koba. W recepcji jesteśmy o wpół do siódmej. Niestety śniadanie jest od siódmej. Podłe bo podłe, ale trzeba coś zjeść. Po śniadaniu wsiadamy w autobus i jedziemy na dworzec autobusowy. Kupujemy bilety do Tulum Ruinas. Gdy kupujemy bilety kasjer woła osobę znającą angielski. Przychodzi chłopak, z którym przedwczoraj załatwiałyśmy hotel. Oczywiście poznaje nas. Pyta o hotel. Autobus odjeżdża o 8.45. Wydaje nam się, że mamy dużo czasu. Ale do Tulum chociaż to tylko 125 kilometrów jedziemy ponad 2 godziny. Autobus nigdzie nie zatrzymuje się. Wysiadamy w Tulum Ruinas i szukamy kasy, by kupić bilety do Koba. Każą na m jechać do miasta. Dobrze, że nasz autobus jeszcze nie odjechał. Wskakujemy i podjeżdżamy nim na dworzec autobusowy. Tam okazuje się, że albo teraz jedziemy do Koba albo praktycznie wcale, bo następny autobus jest o 15,30 i jedzie do Koba 1 godzinę, Decydujemy się zostać w Tulum i zastanowić się po zwiedzaniu, co dalej. Teraz musimy wrócić do Ruin. Trzeba wziąć taksówkę. Na postoju pytam o jazdę taksówką do Kobe. Najpierw pokazują mi cennik, z którego wynika, że kosztuje to 395 peso, ale facet mówi, że pojedzie za 300 peso. Bierzemy taksówkę do ruin Tulum. Kosztuje aż 70 peso to jest 5 dolarów za niezbyt długi odcinek. Kupujemy bilety i wchodzimy na nadmorskiej osady, a właściwie miasta Majów. Tulum nie jest zbyt rozległą strefą archeologiczną. Odsłonięto tu zupełnie niewielką część budowli, resztę pozostawiając pod ziemią. Ale odkryte budowle są inne niż widziałyśmy dotychczas. Mają kolumny. Poza tym Pałac Descendente, pałac fresków i Pałac Gobierno robią wrażenie. Poza tym jest coś czego nie ma gdzie indziej - morze. Cudowne kolory morza karaibskiego nie odda żadne zdjęcie. Po prostu nie można oderwać wzroku. W połączeniu z bielą plaży ruiny wyglądają przecudnie. Stoimy przez dłuższa chwilę wpatrując się w ten widok z zachwytem. Godzina wystarczyła, by obejść całą strefę archeologiczną. Wychodzimy zna parking i uzgadniamy z kierowcą cenę do Koba. Odległość około 45 kilometrów. Ruszamy w drogę. Jedziemy około 40 minut. O wpół do drugiej jesteśmy na miejscu. W bufecie przy wejściu do strefy archeologicznej kupujemy bilety na autobus do Cancun. Mamy na zwiedzanie 1,5 godziny. Nie mamy przewodnika zgubionego przeze mnie we Flores. Wydaje nam się, że mamy dużo czasu. Idziemy na lunch. Zamawiamy burito. Nie spełnia naszych oczekiwań, ani smakowych, ani finansowych. Trudno. Kupujemy bilety i wchodzimy zwiedzać. Nawet nie zastanowiłyśmy się nad tym, dlaczego jest na miejscu wypożyczalnia rowerów i ryksze. Zasuwamy do pierwszej piramidy, potem do boiska do gry w pelotę. Jest strasznie dużo wycieczek. Potem zacienioną ścieżka idziemy do rozstajów dróg. Okazuje się, że do jednego zabytku jest 1 kilometr w lewo a do drugiego jeden kilometr prosto. Idziemy za grupą, która poszła w lewo. Mamy już tylko 40 minut do autobusu. Wydaje nam się, że kilometr to niewiele. Dochodzimy do kolejnego boiska do gry w pelotę i widzę grupę ludzi których zostawiłyśmy daleko w tyle. Nic nie rozumiem, Lidka twierdzi, że mi się przywidziało. W końcu docieramy do największej atrakcji Kobe wielkiej piramidy, na którą można wejść. Gdy dochodzimy karetka odwozi jakiegoś nieszczęśnika na sygnale. Piramida jest bardzo stroma. Po środku schodów jest lina, przy pomocy której można schodzić. Gdy docieramy do piramidy słyszymy polskie przekleństwa. To oczywiście Polacy, którzy nie potrafią bez przekleństw opowiedzieć sobie żadnej historii. Wskrabujemy się na piramidę, potem powolne schodzenie. Gdy znalazłyśmy się na dole nabieramy rozpędu. Jest coraz mniej czasu. Po drodze komentarze na temat piramidy. Jedna z Polek stwierdziła, że te schody powinny być dostosowane dla turystów, a nie są takie nierówne, wysokie i strome. Ja myślę, że najlepiej jakby ta piramida była płaska, albo założona na niej schody ruchome. Ponieważ mamy mało czasu chciałyśmy wziąć rykszę. Ale facet zaśpiewał 5 dolarów więc pożałowałyśmy, ale za parę minut żałowałyśmy, że jesteśmy takie chytre. Było kilka minut do odjazdu autobusu a my jeszcze daleko w lesie. Biegiem zasuwałyśmy do wyjścia. Przy okazji okazało się, że mogłyśmy chodzić na skróty, o czym nie wiedziałyśmy. To wyjaśnia sprawę wycieczki, którą widziałam wcześniej. Gdy było za pięć trzecia złapałyśmy rykszę za 3 dolary, która dowiozła nas do wyjścia. Ale trzeba przebiec parking. Gdy wybiegamy z parkingu widzimy nasz autobus, który właśnie rusza. Zaczynamy machać czym się da. Kierowca przyjaźnie macha do nas ręką. Podjeżdżał na przystanek i wcale jeszcze nie odjeżdżał. Okazuje się, że to ten sam kierowca który wiózł nas do Tulum. . Powrót to trzy godziny jazdy. Docieramy do Cancun po 18. Od razu jedziemy na kolację. Tu też zamawiamy burito. Niestety tez nie jest rewelacyjne tak samo jak cena. Wydałyśmy wszystkie pieniądze meksykańskie. Postanawiamy iść i coś wymienić. Gdy znalazłyśmy kantor z korzystną wymianą uświadamiamy sobie, że przecież wszystkie dolary zostawiłyśmy w hotelu w sejfie. Dziewczyna mówi, że za 20 minut zamyka. Idziemy do hotelu. Bierzemy kasę i wracamy . Kantor zamknięty, szukamy innego, Jest.!!! Radość wielka, kurs też znakomity. Ale sru. Kobieta żąda paszportu. My mamy tylko ksero. Nie da rady- bez paszportu nie wymieni. Ze zmęczenia i bezsilności śmiejemy się jak głupie. Znowu wracamy do hotelu. Po drodze wyskakuje jakiś facet z taksówki i woła do nas „Imperial Laguna.” Odwracam się i zastanawiam skąd wie gdzie my mieszkamy. Okazuje się ,że to kierowca, który nas wiózł do hotelu przedwczoraj. Docieramy do hotelu. Po drodze mijamy bar, w którym jadłyśmy pierwszego dnia i facet, który nas wtedy obsługiwał patrzy, że już trzeci raz pędzimy jak nakręcone. Nawet coś do nas mówi. Bierzemy paszport i wracamy. W kantorze kobieta skanuje paszport. Coś jej nie wychodzi. Na szczęście ręcznie wpisuje dane. W końcu ulga. Dostajemy kasę. Jesteśmy wypompowane, ale przy kasie. Wracamy do hotelu. Po drodze wstępujemy do sklepu. Tam na półce widzimy wódkę o nazwie Varsovia  wyprodukowaną w Meksyku . Na naklejce trzy kopułki jak w cerkwi w Moskwie.  Jest już po dwudziestej drugiej. Teraz małe pranie, komputer i spać.

w Tulum

w Tulum




Iguany są wszędzie

w Tulum
kolejna piramida

uśmiechnięta iguana
w Koba
schodzimy z piramidy
w Koba
boisko do peloty
piramida  w Koba
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c8/Coba_Nohoch_Mul-27527.jpg
najwyższa piramida w Koba
w cenocie - głowa konia
http://gobluetours.com/wp-content/uploads/2012/10/tulum-xtreme-cancun-excursion-1.jpg
Tulum
plaża marzenie

to są widoki
w Tulum
w  Tulum
w Tulum
cudowny  widok na morze
zdjęcie nie oddaje piękna morza
w Tulum
w Tulum
w Tulum
w Tulum
w Tulum
morze karaibskie
wódka Varsovia z rosyjskimi cerkwiami
w Koba



w Tulum








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz