wtorek, 27 sierpnia 2024

Dania Legoland i Kopenhaga

 Dania 22-26 lipca 2024

22 lipca Warszawa- Kopenhaga Billund 


Dziś w doborowym składzie tzn. Bożenka, Aluś , Henio i ja wylatujemy do Danii. Celem jest Legoland. O 12.45 mamy samolot. Podróż przebiega bez zastrzeżeń. Na lotnisku odbieramy bagaże i szukamy autobusu do wypożyczalni samochodów. Jest to specjalny autobus . Zawozi nas do wypożyczalni. Czeka tu mnóstwa ludzi, ale i wypożyczalni też niemało. Chwilę czekamy w kolejce. Załatwiamy umowę z pomocą pracownika z ciężko duńskim akcentem. Płacę dodatkowo za ubezpieczenie i przejazd przez most . Teraz mamy iść po samochód. Okazuje się że to nie KIA Ceed, a większe Audi A4. Mieszczą się w nim doskonale nasze 2 walizki. Podjeżdżam po fotelik dla Henia. Parkuję. Jest dużo miejsca. Oczywiście myślę już o wyjeździe. Odbieram fotelik, wychodzę i dzong. Jestem praktycznie zastawiona przez samochody podstawione do czyszczenia. Włos mi się na głowie jeży. Jak ja wyjadę taką kobyłą. Oczywiście jest trochę miejsca do wyjazdu, ale nie to co było jak parkowałam. Powoli, powoli ruszam. Wszystkie kamery i Alek włączony. Małymi ruchami wysuwam się z jednego rzędu, trochę prostuję samochód. Teraz z drugiej strony trzeba uważać. Uff udało się. Nogi mi się trzęsą.. Ale to połowa sukcesu. Nie wiem w którą stronę jechać. Alek siedzi z przodu i mi pomaga. Ustawiamy GPS. Wzięłam swój, bo zamawiałam samochód bez GPS, ale z doświadczenia wiem, że i tak każdy samochód teraz ma GPS to po co mam dopłacać. Ruszamy w drogę. Przed nami kilka godzin jazdy . Do Billund 270 kilometrów. Początkowo jadę z dużą rezerwą. Nie znam samochodu, działanie automatycznej skrzyni biegów tego Audi to jeszcze czarna magia. Jedziemy cały czas autostradą. Po drodze zatrzymujemy się na małe co nie co. Wypijamy kawę, coś przegryzamy, kupujemy coś do picia na drogę. Przejeżdżamy przez długi most, mierzący 24 kilometry Storebæltsbroen, łączący wyspy Zelandia i Fionia. Do hotelu, który zarezerwowałam wcześniej docieramy wieczorem. Pensjonat LOasen Vesterhede jest kilka kilometrów od Legolandu, ale przecież mamy samochód, więc nie ma to znaczenia. Natomiast cena ma znaczenie. Recepcja nieczynna, ale czeka na mnie koperta z listem i kluczami. Pensjonat super. Mamy wielki apartament z trzema pokojami, kuchnią. Wszystko w ogrodzie. Jest nawet plac zabaw i boisko do piłki nożnej - idealnie dla Henia. Spotykamy też Polaków będących w tym samym pensjonacie co my - jeden z ich synów ogłasza nas „Pierwszymi Polakami”(w domyśle zapewne pierwszymi których zobaczył w Danii). Niestety nie mamy nic do jedzenia. Ruszamy do Lidla, niedaleko od nas. Kupujemy wędlinę, pieczywa, pomidory i wino, a dla Alka piwo - lokalne, aczkolwiek niestety nienajlepsze. Kolacja wspólna i fajnie spędzony czas. Jutro czeka na nas Legoland.

23 lipca Billund Legoland 

Pobudka, śniadanie. Wszyscy w dobrych humorach. Ruszamy do Legolandu. Szukamy parkingu, Alek pomaga go namierzyć, bo jest ich aż 5, w różnych miejscach. Już przed bramą pełne podniecenie. Robimy zdjęcia przy wejściu. Bilety do Legolandu kupiliśmy razem z Alkiem dużo wcześniej. Henio na rękę dostaje obrączkę z nazwiskiem i telefonem opiekuna, na wypadek gdyby się zgubił. Alek opracował plan zwiedzania i wejścia do atrakcji. Najpierw wszystkie kolejki górskie. Henio w trakcie czekania do kolejki  na ścianie z lego wypisuje swoje imię z klocków  Potem przejażdżka canoe . Jazda czółnem po spienionej rzece. Jazda super , trochę chlapie ale emocje duże. Jakby nam było mało idziemy na Dragon Ride. To rollercoaster, który najpierw przejeżdża przez zamek, a potem daje w rurę i pędzi jak szalony. Wrażenia niesamowite. Bawimy się świetnie. Ale jeszcze za mało adrenaliny i idziemy na Polar Xplorer. Tu w stylu polarnym rollercoaster na wysokości około 20 metrów pędzi z szybkością 65 km/godzinę, z nagłym spadkiem prosto w dół w połowie przejażdżki. Po tych przeżyciach chwila odpoczynku i kolejna - Xtreme races . Najwyższy rollercoaster w Legolandzie. Rozpędza się do 60 km/godz. Piski i krzyki słychać w momencie dużego spadku. Jest super. Ostatni rollercoaster to Flying Eagle . To otwarta w tym roku atrakcja, długa kolejka ale warto. Jeszcze Viking River Splash. Jest to obracający się ponton spadający w końcu z 8 metrowego wodospadu. Byliśmy na nim z rodziną Indonezyjczyków, podobnie podekscytowanych jak my. Ostatecznie wyszło tak, że na czele pontonu, plecami w kierunku spadki, siedział Alek i przyjął na siebie większość chlustu wody. Emocje jak zwykle ogromne, a Henio jak zwykle podniecony do granic możliwości. Oglądamy też występ skoczków do wody, inscenizujących walkę o skarb w scenerii zamku z lego. Niestety zaczął padać deszcz. A tak naprawdę to lał. Spędziliśmy 40 minut pod małym daszkiem budki z hotdogami z kilkoma innymi osobami. Weszliśmy do mini oceanarium. Tu najpierw jest krótki film wprowadzający, a następnie idzie się tunelem, a wokół pływają rybki. Poza tym można „wejść” do wnętrza akwarium, przez tunel od spodu i zrobić sobie zdjęcie wśród rybek. Oczywiście są to specjalnie zrobione z plastiku tuby wewnątrz akwarium. . Zabawa przednia. Szczególnie dla Henia. Rozpadało się na dobre. Czekamy chwilę aż przestanie padać. W końcu biegniemy do restauracji, by przeczekać najgorsze. Wykorzystujemy zakupione wcześniej kupony obiadowe . Obiad w formie bufetu z różnymi daniami, od makaronów po świeżą szynkę z pieca czy sałatki. Dostępne też lody na deser i różne napoje, w tym też bardzo przyzwoite piwo. Jesteśmy głodni więc wszystko nam smakuje, a wybór był ogromny. W międzyczasie, gdy my jeszcze z Bożenką i Alkiem siedzimy i popijamy czekając na odejście deszczu, Heni harcuje przy ścianie z lego tworząc różne napisy z klocków. Najbardziej dumny był z napisania Legia. Po obiedzie pogoda się poprawia więc można ruszać dalej. Henio wypatrzył piękne czerwone ferrari zrobione z klocków lego . Jest nim zachwycony. Wchodzą do pomieszczenia gdzie można zbudować sobie samochód z klocków, który następnie można przetestować na przeznaczonych do tego rampach. Potem zawody tym samochodzikiem w wirtualnej grze,  można zeskanować swój samochód i się nim ścigać. Teraz Ninjago The Ride. Przejażdżka w czasie której trzeba machać rękoma, by zdobywać punkty. Ja oczywiście nie łapię o co chodzi i jak zwykle mam ich najmniej, ale zdjęcie wychodzi przednie. Henio z Alkiem walczą natomiast zaciekle. Wychodzimy z krainy Ninja . Zachodzimy do Temple. Tu w ciemności poruszamy się jeepem. Zadaniem jest strzelanie z broni laserowej do celu. Jak zwykle niezbyt mi się udało.  Po drodze Henio stoczył walkę z Vikingiem No i piraci. Staczamy bitwę ze statkiem pirackim. Na lądzie są pompy wodne, którymi trzeba kręcić by silnym strumieniem polać piratów płynących na statku. Oni też się bronią, mając takie same działa na pokładzie. Zabawa przednia. Potem my wsiadamy na statek i w roli piratów bronimy się przez polewającymi nas na lądzie, w szczególności od polewającej wężem operatorki atrakcji, będącej ponad prawem piracko-lądowym. Zabawa super. Zmoczeni, ale szczęśliwi wychodzimy z Legolandu. Jeszcze zdjęcia przy dinozaurze i zakupy w Lidlu na kolację. W pensjonacie dużo turystów. Pogoda piękna, ale chłodno. W naszym apartamencie ciepło i przytulnie. Zjadamy kolację i przy winku i piwie toczymy długie pogaduchy. 

spotkanie z Andersenem

wita nas Dinozaur

zmoknięta piratka


po walce pirackiej 

armatka  wodna pracuje

Henio zwycięzca

pirat z pustą skrzynią 

walka z Wikingiem 

zabawa trwa

takie samochodziki stworzyli

budujemy samochodziki

piękne ferrari

wśród rybek

Nemo czy nie Nemo

gdzie jest oko?

coś fajnego?

skrzydlica

Henio uwiecznił się na tablicy

Baba Jaga i Henio

wejście do Legolandu

lody smaczne

emocje sięgają zenitu

Henio w transie

zabawa super

Bożenka ma minę nietęgą

wchodzisz, czy nie wchodzisz?

Chłopaki szleją 

zamiast strzelać trzymamy się kurczowo

chłopaki strzelają

Ale Alek skupiony


radość z jazdy

radość z jazdy

Panowie szczęśliwi

ale spadek!!!

 bawimy się świetnie

Heniek zaraz wyskoczy

punktacja wskazuje zwycięzcę



Jestem Trollem





spotkanie z trollem


wchodzimy 

 

24 lipca. 

Billlund Lego House 

Zjadamy śniadanie. Pakujemy się. Ja idę rozliczyć się z właścicielką. Teraz widzę, że dla gości jest jeszcze jadalnia w pełnym wyposażeniem w postaci sprzętu kuchennego, kawą i herbatą. Ale właściwie nie było to nam potrzebne. Żegnamy pensjonat z miłymi wrażeniami i jedziemy do Lego House. Jest to dom lego, swoiste muzeum z galerią i ogromną częścią interaktywną. Podchodzę do tej wizyty dość sceptycznie. Bo ile można bawić się klockami lego. Mamy czas do 16, bo potem powrót do Kopenhagi. Chcę dotrzeć przed zmrokiem, żeby nie kierować po ciemku. Najpierw kłopot z parkingiem. Potrzebowaliśmy pomocy przechodniów żeby upewnić się co z nim jest i jak - był płatny. Szukam wokół jakiegoś bezpłatnego. Parkuję na parkingu pensjonatu. Jest pusty, więc sądzę, że nie zjawi się nagle tłum turystów. Bilety mamy wykupione na godzinę 10.00. Zamówiliśmy też vouchery do bufetu familijnego. Gdy wchodzimy wszyscy dostajemy elektroniczne bransoletki z numerem i nazwiskiem. Potrzebne są do wejścia i do korzystania z niektórych atrakcji. Najpierw oglądamy przeróżne konstrukcje z klocków lego. Wieża w Pizie, sukienka z błyszczącymi koralikami, przeróżne stwory. Matternhorn z wioskami i lasami, w którym są nawet pieńki wyciętych drzew, kolejka linowa. Wszystko wykonano z wielkim pietyzmem dbałością o każdy szczegół.. Chłopcy rzucają się do konstruowania swoich budowli, domów, kwiatków rybek w poszczególnych sekcjach. Rybki wrzuca się do akwarium i steruje nimi. Sekcje są różne, od poruszającej wyobraźnię sekcji w której dostępne są tylko żółte klocki 2x4, po sekcję gdzie z małych płytek 1x1 tworzy się postacie na specjalnych tabliczkach, które po zeskanowaniu tańczą żywo do muzyki na ekranie. Chłopcom zabawa pochłania sporo czasu, tak się świetnie bawią. Wchodzimy do miejsca, gdzie można z ludzikami zrobionymi przez siebie nakręcić poklatkowy film. Decydują się na jest o piratach. Konstruują z elementów piratów i krok po kroku robią zdjęcia. Są bardzo zaangażowani. Fajny pomysł. Jednak czas indywidualnego przebywania i zabawy w tym miejscu to 15 minut. Inni też chcą się bawić. Wychodzimy z Heniem na taras, żeby trochę odetchnąć świeżym powietrzem., Są tam różne powyginane rury, samoloty. Można się po nich wspinać, żeby wejść do śmigłowca. Henio daje sobie doskonale radę. Wchodzimy do sali, gdzie konstruuje się samochody wyścigowe i robi zawody na torze wyścigowym, podobnie jak wczoraj w Legolandzie. Chłopaki szaleją. Jednak okazuje się, ze Henio zgubił swoją opaskę na rękę. Początkowo szukam jej, al  e w końcu idę do recepcji i dają mi nową. Oczywiście opaska jest potrzebna do odebrania filmów, zdjęć i uczestniczenia w zabawach. O 15 mamy wyznaczony czas na lunch. Idziemy jednak do restauracji odrobinę wcześniej, jednak i tak nas wpuszczają. Tu kolejna atrakcja. Menu zamawia się za pomocą klocków lego. Każdy posiłek/element dania jest oznaczony innym klockiem. Trzeba wybrać swoje klocki i je poskładać. Cyfrowy Kelner odbiera klocki, a na ekranie znajdującym się przy stoliku widać kolejne etapy realizacji naszego zamówienia. Czekamy jakiś czas i wreszcie można odbierać. Zamówienie zapakowane jest w ogromne klocki lego. Zjeżdża po zjeżdżalni. Rozkładamy pudełka . Na górze czerwone. Pod nim jedno danie. Zdejmujemy klocek pod nim następne. Fantastycznie to zrobili. Zajadamy z apetytem. Choć Henio wybrzydza. Teraz jeszcze sklep z pamiątkami. Tu zaczyna się szaleństwo. Ostatecznie kończy się na zakupie czerwonego Porsche dla Henia. Jest już po 17 gdy wychodzimy z Lego House. Ruszamy w drogę. Przed nami prawie 3 godziny jazdy. Jednak czas szybko mija. Docieramy do hotelu ibis, który już wcześniej zarezerwowałam razem z Alkiem. Tu kłopot z parkingiem. Nie dość, że płatny to hotelowy zajęty. Musimy zaparkować na publicznym. Też płatnym i to tylko przez aplikację, której rozwikłanie chwilę nam zajęło. Znajduje się po drugiej stronie ulicy. Meldujemy się w hotelu, zostawiamy bagaże i odprowadzam z Alkiem samochód na parking. Gdy wracamy zastanawiamy się gdzie można coś zjeść. Hotel jest w nowej nowoczesnej dzielnicy, ale wygląda jakby tu były same biura. Wszystkie lokale pozamykane. Decydujemy się iść do jedynego otwartego sklepu - Netto- i zrobić zakupy. Pokoje mamy niestety na innych piętrach, ale dokładnie pod sobą. Nie przeszkadza nam to specjalnie. Poznaliśmy przemiłą recepcjonistkę, Polkę, która pomogła nam z zaopatrzeniem się w dodatkowe talerze i szklanki w hotelowej jadalni. Zjadamy kolację w pokoju. Zakupy na śniadanie też zrobione. Po kolacji siedzimy jakiś czas i gawędzimy wspólnie, dzieląc się wrażeniami z mijającego dnia. 

piłka nożna

Henio zadowolony

stwory z lego


Bawimy się 

trzymaj bo się zawali

suknia na bal?

matterhorn

wycięty las


coś budujemy


Alek tworzy Henio steruje

na rurach

dotarłem

nasz lunch

lunch


koniec  zabawy



24 lipca Kopenhaga 


Po śniadaniu ruszamy metrem, znajdującym się centralnie pod hotelem, do starej Kopenhagi. Pogoda nieszczególna. Obawiam się deszczu. Zostawiliśmy na parkingu przy hotelu samochód. Właściwie żałuję, że wypożyczyłam go na cały pobyt. Gdybym wiedziała, że hotel jest tuż przy metrze, które dojeżdża do lotniska, to na pewno wczoraj bym oddała samochód. W ten sposób płatność by była za trzy dni a nie za 5. Ale cóż płaci się „frycowe”. Jedziemy do dzielnicy muzealnej. Na pierwszy ogień idzie pałac Rosenburg. Jest to podobno najpiękniejsza z rezydencji królewskich.. Nazwę pałac wziął od ogrodowych róż. Rzeczywiście pałac otoczony jest przepięknym ogrodem , w którym jest niesamowita ilość kwiatów krzewów i drzew. Królują oczywiście róże.. Pałac zbudowany jest z czerwonej cegły i zachował swój oryginalny wygląd. Nie został zniszczony w czasie wojny, jak też większość Danii. Zachowały się też wnętrza. Są nadzwyczaj bogato zdobione, zarówno ściany jak i wyposażenie. Ściany wykładane marmurem intarsjowanym we wzory. Coś niesamowitego. Przepiękne złotem wytłaczane kurdybany. Meble tak piękne, że aż oczu nie można oderwać. Wszystko ręczna praca rzemieślników. W zbiorach Złoty róg Oldenbergów i Order Słonia- najwyższe odznaczenie Duńskie. Alek tłumaczy nam znaczenie fresków i obrazów, interpretując ich zawartość na bazie swojej wiedzy ze studiów. Na koniec skarbiec. Tu ogrom bogactwa. Kolie, diademy, korony i mnóstwo detali ze złota, kości słoniowej. Oszołomieni wychodzimy na zewnątrz. Spacerkiem docieramy do placu Ratuszowego. Najbardziej okazały to budynek Ratusza. Konkuruje z nim budynek secesyjny Scandic Palace Hotel. Tuż przy nim znajduje się muzeum Christiana Andersena. Oczywiście nie możemy go ominąć. . Na kolejnych etapach zwiedzania przedstawieni są bohaterowie bajek tego pisarza. Oczywiście wszystkich rozpoznajemy, bo to nasze dzieciństwo. Obok muzeum jest pomnik Christiana Andersena. Przy placu znajduje się również pomnik dwóch trębaczy. Para wikingów grających na skandynawskim instrumencie zwanym lurą. Cały plac przy którym stoi ratusz jest monumentalny. Stają dostojne budowle z czerwonej cegły, a na środku fontanna smocza. . Mijamy piękny budynek straży pożarnej i idziemy do NY Carlsberg Glypotek. Znajdują się tu zbiory dzieł malarstwa francuskiego zgromadzone przez syna założyciela browaru Carlsberg. Oprócz tych zbiorów ogromna kolekcja rzeźby antycznej egipskiej, greckiej, rzymskiej , a także bardziej współczesnych takich jak Rodin czy Thorvaldsen. Alek zachwycony rzeźbą antyczną, tłumaczy też Heniowi jak działają hieroglify na przykładzie jednej z wystawionych inskrypcji. Ludzie dookoła też słuchają, niekoniecznie nawet rozumiejąc polski. Oglądamy też mumie. Obiekt zachwyca bogactwem zbiorów i formą ekspozycji. Gdy wychodzimy z galerii zbliżamy się do ogrodów Tivoli. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych parków rozrywki na świecie, drugi najstarszy. Nie możemy go opuścić, chociaż jest już późna pora i niewiele skorzystamy. My z Bożeną rezygnujemy z wszelkich kolejek i kupujemy bilety bez atrakcji . Natomiast chłopcy idą na całego. Ruszają od razu na kolejne kolejki. Najbardziej fascynująca to The Demon. Z relacji Alka usłyszałyśmy, że Henio podobno stracił świadomość ze stresu, na niej takie były przeciążenia. My spokojnie zwiedzmy park. Oglądamy przedstawienia. Siadamy na ławeczce i sączymy piwko. Widzimy jak po kolei zamykają się poszczególne atrakcje, w trakcie jak chłopaki biegają i korzystają z różnych jeszcze otwartych atrakcji, robiąc śmieszne miny i pozy w momentach zdjęć. Wychodzimy z parku w momencie gdy jest już wszystko zamknięte. Chłopcy zdążyli jeszcze zjeść frytki i hot dogi, popijając colą. Przed północą docieramy do hotelu. Dzień pełen emocji, więc szybko zasypiamy. 

idziemy do Rosenburg

Pałac Rosenburg

drzewa w parku 

trudno objąc takie drzewo

przed pałacem

Henio w parku

Ciocia i Aluś 

Wnętrza pałacu


smocza fontanna



Henio trochę szacunku

Dian i Henio



ogromny meteoryt

piękne  kwiaty w parku



w muzeum Andersena


w parku Tivoli

Kolejka Demon

dworzec w Kopenhadze

wnętrze dworca

graffiti w hotelu ibis 

graffiti w hotelu ibis

Henio i Diana



Pałac Roseburg

Pałac Roseburg

ogród przypałacowy

łazienka w pałacu 

meble pałacowe

meble pałacowe

ściany pałacu 

sufity

wnętrza pałacu

tron czeka na Henryka

sala tronowa 

lwy przed tronem

wyroby  z kości słoniowej

wyroby  z kości słoniowej

wyroby  z kości słoniowej

w skarbcu

w skarbcu

w skarbcu

w skarbcu

w skarbcu

w muzeum Andersena

Scandic Palace Hotel

ratusz 

fontanna prezd ratuszem

trębacze



wejście do parku Tivoli

pomnik Andersena

wszędzie mnóstwo kwiatów

budynek straży pożarnej

wejście do Glypotek

dziedziniec Glypotek

zbiory Glypotek

zbiory Glypotek

zbiory Glypotek

zbiory Glypotek

zbiory Glypotek

zbiory Glypotek

Jeden z obrazów Gauguina

plac ratuszowy

brama do Tivoli

występy w parku

w parku Tivoli



25 lipca 

Kopenhaga 


Pakujemy się . Walizki wynosimy do samochodu. Gdy wychodzę recepcjonista oświadcza mi, że wszystko zapłacone. W drodze do metra zachodzimy do przyjaznej kawiarenki, by zjeść śniadanie. Nawet dobre. Próbujemy też przekonać Henia do samodzielności, żeby sam poprosił o więcej syropu klonowego do naleśników - udaje się to połowicznie. Ruszamy metrem do Syrenki. Dziś to najważniejszy punkt programu. Przecież Syrenka to symbol miasta, siostra tej Warszawskiej. Idziemy spacerkiem od stacji metra. Przy Syrence dużo turystów. Żeby do niej podejść trzeba zejść ze skarpy i przeskoczyć po kamieniach na postument na którym leży kamień z Syrenką. Robimy zdjęcia i ruszamy dalej. Mijamy piękną fontannę – wodospad. Docieramy do kolejnego pałacu królewskiego Amalienborg. To jest siedziba królów duńskich. Przed pałacem gwardia w wielkich czapach z niedźwiedziego futra. Wchodzimy do pałacu. Moim zdaniem znacznie skromniejszy niż Rosenborg. Oglądamy apartamenty poprzedników. Wszędzie jednak przewijają się zdjęcia obecnie panującej pary królewskiej. Jest cała sekcja opowiadająca ich, jakże romantyczną, historię. Po wyjściu z pałacu idziemy na nabrzeże. Tu nie dość, że są piękne kolorowe kamieniczki, to jest w bród knajpek. Przechodzimy, zaglądamy. Wreszcie jest taka, która się nam spodobała. Dają tu małże. Namawiam Alka i Bożenę żeby spróbowali. Zamawiamy trzy porcje muli i hamburger dla Henia. Mnie mule smakują bardzo. Są gotowane w winie. Pycha. Bożenka i Aluś też zachwalają, Alek wręcz przekonuje się do nich, bo wcześniej nie lubił. Posileni ruszamy dalej ulicami Kopenhagi. W międzyczasie zaczął padać deszcz. Zmierzamy do marmurowego kościoła z ogromną zieloną kopułą. . Jest to kościół ewangelicki, jednak bardzo charakterystyczny i specyficznie zdobiony, trochę tak jakby po zmianie denominacji. Wyjątkowo bogato zdobiony stiukami. Obok kościoła znajduje się dzielnica robotnicza wybudowana w XX wieku. Wszystkie domy szeregowe prawie identyczne. W powrotnej drodze w sklepikach z pamiątkami kupujemy pamiątki, latając pomiędzy kilkoma, próbując znaleźć najlepsze okazje. Jeden z właścicieli jednego ze sklepów mówi po Polsku - szok. Wracamy metrem na parking przy hotelu Ibis. Otrzymuję informację, że nasz lot jest opóźniony. Henio się denerwuje, że Bartek będzie na niego długo czekał. Wsiadamy do samochodu i jedziemy na lotnisko. Jeszcze tylko tankowanie i zwrot samochodu. Teraz autobusem lotniskowym  jedziemy do terminala. Czekamy dłuższą chwilę na oddanie walizek, odłożone w czasie o prawie 2 godziny z racji opóźnienia. Odprawa z problemami, ale się udaje. W moim plecaku znaleziono nóż, który miałam ze sobą w Górach Świętokrzyskich. Zapomniałam o nim. Ciekawe, że nie zauważyli tego polscy kontrolerzy. Bożence wyłapali pilniczek do paznokci. Potem już wszystko bez zakłóceń. Dolatujemy do Warszawy przed północą. Na lotnisku czeka na nas Bartek. Wracamy szczęśliwi do domu.

przy Syrence tłum

czekamy nazdjęcie

śniadanie w knajpce

Syrenka 

Henio dotarł 

piękna fontanna



przed pałacem Amalienburg



piękne nabrzeże

Mule i piwo i do tego mina 

Henio je hamburgera

na nabrzeżu

kanałem płyną łodzie

kto tu król?

secesyjne kamieniczki

Syrenka patrzy w dal

Henio i Syrenka

piękna fontanna


piękne kompozycje

Henio przed pałacem Amalienborg

para królewska i Henio


rysuję swój portret

Henio w galerii królewskiej

jajko Fabergie

w skarbcu

nabrzeże z knajpkami

nabrzeże z knajpkami

nabrzeże z kanjpkami

ciekawe reklamy

kościół marmurowy

kościół marmurowy

Henio modli się o wynik Legii

tu jest cerkiew

dzielnica robotnicza

dzielnica robotnicza

dzielnica robotnicza

dzielnica robotnicza i dumny Aluś


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz