Dania 22-26 lipca 2024
22 lipca
Warszawa- Kopenhaga Billund
Dziś w doborowym składzie tzn. Bożenka, Aluś , Henio i ja wylatujemy do Danii. Celem jest Legoland.
O 12.45 mamy samolot. Podróż przebiega bez zastrzeżeń. Na lotnisku odbieramy bagaże i szukamy
autobusu do wypożyczalni samochodów. Jest to specjalny autobus . Zawozi nas do wypożyczalni.
Czeka tu mnóstwa ludzi, ale i wypożyczalni też niemało. Chwilę czekamy w kolejce. Załatwiamy
umowę z pomocą pracownika z ciężko duńskim akcentem. Płacę dodatkowo za ubezpieczenie i
przejazd przez most . Teraz mamy iść po samochód. Okazuje się że to nie KIA Ceed, a większe Audi
A4. Mieszczą się w nim doskonale nasze 2 walizki. Podjeżdżam po fotelik dla Henia. Parkuję. Jest dużo
miejsca. Oczywiście myślę już o wyjeździe. Odbieram fotelik, wychodzę i dzong. Jestem praktycznie
zastawiona przez samochody podstawione do czyszczenia. Włos mi się na głowie jeży. Jak ja wyjadę
taką kobyłą. Oczywiście jest trochę miejsca do wyjazdu, ale nie to co było jak parkowałam. Powoli, powoli ruszam. Wszystkie kamery i Alek włączony. Małymi ruchami wysuwam się z jednego rzędu,
trochę prostuję samochód. Teraz z drugiej strony trzeba uważać. Uff udało się. Nogi mi się trzęsą.. Ale
to połowa sukcesu. Nie wiem w którą stronę jechać. Alek siedzi z przodu i mi pomaga. Ustawiamy
GPS. Wzięłam swój, bo zamawiałam samochód bez GPS, ale z doświadczenia wiem, że i tak każdy
samochód teraz ma GPS to po co mam dopłacać. Ruszamy w drogę. Przed nami kilka godzin jazdy . Do Billund 270 kilometrów. Początkowo jadę z dużą rezerwą. Nie znam samochodu, działanie
automatycznej skrzyni biegów tego Audi to jeszcze czarna magia. Jedziemy cały czas autostradą. Po
drodze zatrzymujemy się na małe co nie co. Wypijamy kawę, coś przegryzamy, kupujemy coś do picia
na drogę. Przejeżdżamy przez długi most, mierzący 24 kilometry Storebæltsbroen, łączący wyspy
Zelandia i Fionia. Do hotelu, który zarezerwowałam wcześniej docieramy wieczorem. Pensjonat
LOasen Vesterhede jest kilka kilometrów od Legolandu, ale przecież mamy samochód, więc nie ma to
znaczenia. Natomiast cena ma znaczenie. Recepcja nieczynna, ale czeka na mnie koperta z listem i
kluczami. Pensjonat super. Mamy wielki apartament z trzema pokojami, kuchnią. Wszystko w
ogrodzie. Jest nawet plac zabaw i boisko do piłki nożnej - idealnie dla Henia. Spotykamy też Polaków
będących w tym samym pensjonacie co my - jeden z ich synów ogłasza nas „Pierwszymi Polakami”(w
domyśle zapewne pierwszymi których zobaczył w Danii). Niestety nie mamy nic do jedzenia. Ruszamy
do Lidla, niedaleko od nas. Kupujemy wędlinę, pieczywa, pomidory i wino, a dla Alka piwo - lokalne,
aczkolwiek niestety nienajlepsze. Kolacja wspólna i fajnie spędzony czas. Jutro czeka na nas Legoland.
23 lipca Billund Legoland
Pobudka, śniadanie. Wszyscy w dobrych humorach. Ruszamy do Legolandu. Szukamy parkingu, Alek
pomaga go namierzyć, bo jest ich aż 5, w różnych miejscach. Już przed bramą pełne podniecenie.
Robimy zdjęcia przy wejściu. Bilety do Legolandu kupiliśmy razem z Alkiem dużo wcześniej. Henio na
rękę dostaje obrączkę z nazwiskiem i telefonem opiekuna, na wypadek gdyby się zgubił. Alek
opracował plan zwiedzania i wejścia do atrakcji. Najpierw wszystkie kolejki górskie. Henio w trakcie czekania do kolejki na ścianie z
lego wypisuje swoje imię z klocków Potem przejażdżka canoe . Jazda czółnem po
spienionej rzece. Jazda super , trochę chlapie ale emocje duże. Jakby nam było mało idziemy na
Dragon Ride. To rollercoaster, który najpierw przejeżdża przez zamek, a potem daje w rurę i pędzi jak
szalony. Wrażenia niesamowite. Bawimy się świetnie. Ale jeszcze za mało adrenaliny i idziemy na
Polar Xplorer. Tu w stylu polarnym rollercoaster na wysokości około 20 metrów pędzi z szybkością 65
km/godzinę, z nagłym spadkiem prosto w dół w połowie przejażdżki. Po tych przeżyciach chwila
odpoczynku i kolejna - Xtreme races . Najwyższy rollercoaster w Legolandzie. Rozpędza się do 60
km/godz. Piski i krzyki słychać w momencie dużego spadku. Jest super. Ostatni rollercoaster to Flying
Eagle . To otwarta w tym roku atrakcja, długa kolejka ale warto. Jeszcze Viking River Splash. Jest to
obracający się ponton spadający w końcu z 8 metrowego wodospadu. Byliśmy na nim z rodziną
Indonezyjczyków, podobnie podekscytowanych jak my. Ostatecznie wyszło tak, że na czele pontonu,
plecami w kierunku spadki, siedział Alek i przyjął na siebie większość chlustu wody. Emocje jak zwykle
ogromne, a Henio jak zwykle podniecony do granic możliwości. Oglądamy też występ skoczków do
wody, inscenizujących walkę o skarb w scenerii zamku z lego. Niestety zaczął padać deszcz. A tak
naprawdę to lał. Spędziliśmy 40 minut pod małym daszkiem budki z hotdogami z kilkoma innymi
osobami. Weszliśmy do mini oceanarium. Tu najpierw jest krótki film wprowadzający, a następnie idzie
się tunelem, a wokół pływają rybki. Poza tym można „wejść” do wnętrza akwarium, przez tunel od
spodu i zrobić sobie zdjęcie wśród rybek. Oczywiście są to specjalnie zrobione z plastiku tuby
wewnątrz akwarium. . Zabawa przednia. Szczególnie dla Henia. Rozpadało się na dobre. Czekamy
chwilę aż przestanie padać. W końcu biegniemy do restauracji, by przeczekać najgorsze.
Wykorzystujemy zakupione wcześniej kupony obiadowe . Obiad w formie bufetu z różnymi daniami,
od makaronów po świeżą szynkę z pieca czy sałatki. Dostępne też lody na deser i różne napoje, w tym
też bardzo przyzwoite piwo. Jesteśmy głodni więc wszystko nam smakuje, a wybór był ogromny. W
międzyczasie, gdy my jeszcze z Bożenką i Alkiem siedzimy i popijamy czekając na odejście deszczu,
Heni harcuje przy ścianie z lego tworząc różne napisy z klocków. Najbardziej dumny był z napisania
Legia. Po obiedzie pogoda się poprawia więc można ruszać dalej. Henio wypatrzył piękne czerwone
ferrari zrobione z klocków lego . Jest nim zachwycony. Wchodzą do pomieszczenia gdzie można zbudować sobie samochód z
klocków, który następnie można przetestować na przeznaczonych do tego rampach. Potem zawody
tym samochodzikiem w wirtualnej grze, można zeskanować swój samochód i się nim ścigać.
Teraz Ninjago The Ride. Przejażdżka w czasie której trzeba machać rękoma, by zdobywać punkty. Ja
oczywiście nie łapię o co chodzi i jak zwykle mam ich najmniej, ale zdjęcie wychodzi przednie. Henio z
Alkiem walczą natomiast zaciekle. Wychodzimy z krainy Ninja . Zachodzimy do Temple. Tu w
ciemności poruszamy się jeepem. Zadaniem jest strzelanie z broni laserowej do celu. Jak zwykle
niezbyt mi się udało. Po drodze Henio stoczył walkę z Vikingiem No i piraci. Staczamy bitwę ze
statkiem pirackim. Na lądzie są pompy wodne, którymi trzeba kręcić by silnym strumieniem polać
piratów płynących na statku. Oni też się bronią, mając takie same działa na pokładzie. Zabawa
przednia. Potem my wsiadamy na statek i w roli piratów bronimy się przez polewającymi nas na
lądzie, w szczególności od polewającej wężem operatorki atrakcji, będącej ponad prawem piracko-lądowym. Zabawa super. Zmoczeni, ale szczęśliwi wychodzimy z Legolandu. Jeszcze zdjęcia przy
dinozaurze i zakupy w Lidlu na kolację. W pensjonacie dużo turystów. Pogoda piękna, ale chłodno. W
naszym apartamencie ciepło i przytulnie. Zjadamy kolację i przy winku i piwie toczymy długie
pogaduchy.
 |
spotkanie z Andersenem |
 |
wita nas Dinozaur |
 |
zmoknięta piratka |
 |
po walce pirackiej |
 |
armatka wodna pracuje |
 |
Henio zwycięzca |
 |
pirat z pustą skrzynią |
 |
walka z Wikingiem |
 |
zabawa trwa |
 |
takie samochodziki stworzyli |
 |
budujemy samochodziki |
 |
piękne ferrari |
 |
wśród rybek |
 |
Nemo czy nie Nemo |
 |
gdzie jest oko? |
 |
coś fajnego? |
 |
skrzydlica |
 |
Henio uwiecznił się na tablicy |
 |
Baba Jaga i Henio |
 |
wejście do Legolandu |
 |
lody smaczne |
 |
emocje sięgają zenitu |
 |
Henio w transie |
 |
zabawa super |
 |
Bożenka ma minę nietęgą |
 |
wchodzisz, czy nie wchodzisz? |
 |
Chłopaki szleją |
 |
zamiast strzelać trzymamy się kurczowo |
 |
chłopaki strzelają |
 |
Ale Alek skupiony |
 |
radość z jazdy |
 |
radość z jazdy |
 |
Panowie szczęśliwi |
 |
ale spadek!!! |
 |
bawimy się świetnie |
 |
Heniek zaraz wyskoczy |
 |
punktacja wskazuje zwycięzcę
|
 |
Jestem Trollem |
 |
spotkanie z trollem |
 |
wchodzimy |
24 lipca.
Billlund Lego House
Zjadamy śniadanie. Pakujemy się. Ja idę rozliczyć się z właścicielką. Teraz widzę, że dla gości jest
jeszcze jadalnia w pełnym wyposażeniem w postaci sprzętu kuchennego, kawą i herbatą. Ale
właściwie nie było to nam potrzebne. Żegnamy pensjonat z miłymi wrażeniami i jedziemy do Lego
House. Jest to dom lego, swoiste muzeum z galerią i ogromną częścią interaktywną. Podchodzę do tej
wizyty dość sceptycznie. Bo ile można bawić się klockami lego. Mamy czas do 16, bo potem powrót
do Kopenhagi. Chcę dotrzeć przed zmrokiem, żeby nie kierować po ciemku. Najpierw kłopot z
parkingiem. Potrzebowaliśmy pomocy przechodniów żeby upewnić się co z nim jest i jak - był płatny.
Szukam wokół jakiegoś bezpłatnego. Parkuję na parkingu pensjonatu. Jest pusty, więc sądzę, że nie
zjawi się nagle tłum turystów. Bilety mamy wykupione na godzinę 10.00. Zamówiliśmy też vouchery
do bufetu familijnego.
Gdy wchodzimy wszyscy dostajemy elektroniczne bransoletki z numerem i nazwiskiem. Potrzebne są
do wejścia i do korzystania z niektórych atrakcji. Najpierw oglądamy przeróżne konstrukcje z klocków
lego. Wieża w Pizie, sukienka z błyszczącymi koralikami, przeróżne stwory. Matternhorn z wioskami i
lasami, w którym są nawet pieńki wyciętych drzew, kolejka linowa. Wszystko wykonano z wielkim
pietyzmem dbałością o każdy szczegół.. Chłopcy rzucają się do konstruowania swoich budowli,
domów, kwiatków rybek w poszczególnych sekcjach. Rybki wrzuca się do akwarium i steruje nimi.
Sekcje są różne, od poruszającej wyobraźnię sekcji w której dostępne są tylko żółte klocki 2x4, po
sekcję gdzie z małych płytek 1x1 tworzy się postacie na specjalnych tabliczkach, które po
zeskanowaniu tańczą żywo do muzyki na ekranie. Chłopcom zabawa pochłania sporo czasu, tak się
świetnie bawią. Wchodzimy do miejsca, gdzie można z ludzikami zrobionymi przez siebie nakręcić
poklatkowy film. Decydują się na jest o piratach. Konstruują z elementów piratów i krok po kroku
robią zdjęcia. Są bardzo zaangażowani. Fajny pomysł. Jednak czas indywidualnego przebywania i
zabawy w tym miejscu to 15 minut. Inni też chcą się bawić. Wychodzimy z Heniem na taras, żeby
trochę odetchnąć świeżym powietrzem., Są tam różne powyginane rury, samoloty. Można się po nich
wspinać, żeby wejść do śmigłowca. Henio daje sobie doskonale radę. Wchodzimy do sali, gdzie
konstruuje się samochody wyścigowe i robi zawody na torze wyścigowym, podobnie jak wczoraj w Legolandzie. Chłopaki szaleją. Jednak okazuje się, ze Henio zgubił swoją opaskę na rękę. Początkowo
szukam jej, al e w końcu idę do recepcji i dają mi nową. Oczywiście opaska jest potrzebna do odebrania filmów,
zdjęć i uczestniczenia w zabawach. O 15 mamy wyznaczony czas na lunch. Idziemy jednak do
restauracji odrobinę wcześniej, jednak i tak nas wpuszczają. Tu kolejna atrakcja. Menu zamawia się za
pomocą klocków lego. Każdy posiłek/element dania jest oznaczony innym klockiem. Trzeba wybrać
swoje klocki i je poskładać. Cyfrowy Kelner odbiera klocki, a na ekranie znajdującym się przy stoliku
widać kolejne etapy realizacji naszego zamówienia. Czekamy jakiś czas i wreszcie można odbierać.
Zamówienie zapakowane jest w ogromne klocki lego. Zjeżdża po zjeżdżalni. Rozkładamy pudełka . Na
górze czerwone. Pod nim jedno danie. Zdejmujemy klocek pod nim następne. Fantastycznie to zrobili.
Zajadamy z apetytem. Choć Henio wybrzydza. Teraz jeszcze sklep z pamiątkami. Tu zaczyna się
szaleństwo. Ostatecznie kończy się na zakupie czerwonego Porsche dla Henia. Jest już po 17 gdy
wychodzimy z Lego House. Ruszamy w drogę. Przed nami prawie 3 godziny jazdy. Jednak czas szybko
mija. Docieramy do hotelu ibis, który już wcześniej zarezerwowałam razem z Alkiem. Tu kłopot z
parkingiem. Nie dość, że płatny to hotelowy zajęty. Musimy zaparkować na publicznym. Też płatnym i
to tylko przez aplikację, której rozwikłanie chwilę nam zajęło. Znajduje się po drugiej stronie ulicy.
Meldujemy się w hotelu, zostawiamy bagaże i odprowadzam z Alkiem samochód na parking. Gdy
wracamy zastanawiamy się gdzie można coś zjeść. Hotel jest w nowej nowoczesnej dzielnicy, ale
wygląda jakby tu były same biura. Wszystkie lokale pozamykane. Decydujemy się iść do jedynego
otwartego sklepu - Netto- i zrobić zakupy. Pokoje mamy niestety na innych piętrach, ale dokładnie
pod sobą. Nie przeszkadza nam to specjalnie. Poznaliśmy przemiłą recepcjonistkę, Polkę, która
pomogła nam z zaopatrzeniem się w dodatkowe talerze i szklanki w hotelowej jadalni. Zjadamy
kolację w pokoju. Zakupy na śniadanie też zrobione. Po kolacji siedzimy jakiś czas i gawędzimy
wspólnie, dzieląc się wrażeniami z mijającego dnia.
 |
piłka nożna |
 |
Henio zadowolony |
 |
stwory z lego |
 |
Bawimy się |
 |
trzymaj bo się zawali |
 |
suknia na bal? |
 |
matterhorn |
 |
wycięty las |
 |
coś budujemy |
 |
Alek tworzy Henio steruje |
 |
na rurach |
 |
dotarłem |
 |
nasz lunch |
 |
lunch |
 |
koniec zabawy |
24 lipca
Kopenhaga
Po śniadaniu ruszamy metrem, znajdującym się centralnie pod hotelem, do starej Kopenhagi.
Pogoda nieszczególna. Obawiam się deszczu. Zostawiliśmy na parkingu przy hotelu samochód. Właściwie żałuję, że wypożyczyłam go na cały pobyt. Gdybym wiedziała, że hotel jest tuż przy metrze, które dojeżdża
do lotniska, to na pewno wczoraj bym oddała samochód. W ten sposób płatność by była za trzy dni a nie
za 5. Ale cóż płaci się „frycowe”. Jedziemy do dzielnicy muzealnej. Na pierwszy ogień idzie pałac
Rosenburg. Jest to podobno najpiękniejsza z rezydencji królewskich.. Nazwę pałac wziął od
ogrodowych róż. Rzeczywiście pałac otoczony jest przepięknym ogrodem , w którym jest niesamowita
ilość kwiatów krzewów i drzew. Królują oczywiście róże.. Pałac zbudowany jest z czerwonej cegły i
zachował swój oryginalny wygląd. Nie został zniszczony w czasie wojny, jak też większość Danii.
Zachowały się też wnętrza. Są nadzwyczaj bogato zdobione, zarówno ściany jak i wyposażenie. Ściany
wykładane marmurem intarsjowanym we wzory. Coś niesamowitego. Przepiękne złotem wytłaczane
kurdybany. Meble tak piękne, że aż oczu nie można oderwać. Wszystko ręczna praca
rzemieślników. W zbiorach Złoty róg Oldenbergów i Order Słonia- najwyższe odznaczenie Duńskie. Alek tłumaczy
nam znaczenie fresków i obrazów, interpretując ich zawartość na bazie swojej wiedzy ze studiów. Na
koniec skarbiec. Tu ogrom bogactwa. Kolie, diademy, korony i mnóstwo detali ze złota, kości
słoniowej. Oszołomieni wychodzimy na zewnątrz. Spacerkiem docieramy do placu Ratuszowego.
Najbardziej okazały to budynek Ratusza. Konkuruje z nim budynek secesyjny Scandic Palace Hotel.
Tuż przy nim znajduje się muzeum Christiana Andersena. Oczywiście nie możemy go ominąć. . Na
kolejnych etapach zwiedzania przedstawieni są bohaterowie bajek tego pisarza. Oczywiście
wszystkich rozpoznajemy, bo to nasze dzieciństwo. Obok muzeum jest pomnik Christiana Andersena.
Przy placu znajduje się również pomnik dwóch trębaczy. Para wikingów grających na skandynawskim
instrumencie zwanym lurą. Cały plac przy którym stoi ratusz jest monumentalny. Stają dostojne
budowle z czerwonej cegły, a na środku fontanna smocza. . Mijamy piękny budynek straży pożarnej i
idziemy do NY Carlsberg Glypotek. Znajdują się tu zbiory dzieł malarstwa francuskiego zgromadzone
przez syna założyciela browaru Carlsberg. Oprócz tych zbiorów ogromna kolekcja rzeźby antycznej
egipskiej, greckiej, rzymskiej , a także bardziej współczesnych takich jak Rodin czy Thorvaldsen. Alek
zachwycony rzeźbą antyczną, tłumaczy też Heniowi jak działają hieroglify na przykładzie jednej z
wystawionych inskrypcji. Ludzie dookoła też słuchają, niekoniecznie nawet rozumiejąc polski.
Oglądamy też mumie. Obiekt zachwyca bogactwem zbiorów i formą ekspozycji. Gdy wychodzimy z
galerii zbliżamy się do ogrodów Tivoli. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych parków rozrywki na
świecie, drugi najstarszy. Nie możemy go opuścić, chociaż jest już późna pora i niewiele skorzystamy.
My z Bożeną rezygnujemy z wszelkich kolejek i kupujemy bilety bez atrakcji . Natomiast chłopcy idą
na całego. Ruszają od razu na kolejne kolejki. Najbardziej fascynująca to The Demon. Z relacji Alka
usłyszałyśmy, że Henio podobno stracił świadomość ze stresu, na niej takie były przeciążenia. My
spokojnie zwiedzmy park. Oglądamy przedstawienia. Siadamy na ławeczce i sączymy piwko. Widzimy
jak po kolei zamykają się poszczególne atrakcje, w trakcie jak chłopaki biegają i korzystają z różnych
jeszcze otwartych atrakcji, robiąc śmieszne miny i pozy w momentach zdjęć. Wychodzimy z parku w
momencie gdy jest już wszystko zamknięte. Chłopcy zdążyli jeszcze zjeść frytki i hot dogi, popijając
colą. Przed północą docieramy do hotelu. Dzień pełen emocji, więc szybko zasypiamy.
 |
idziemy do Rosenburg |
 |
Pałac Rosenburg |
 |
drzewa w parku |
 |
trudno objąc takie drzewo |
 |
przed pałacem |
 |
Henio w parku |
 |
Ciocia i Aluś |
 |
Wnętrza pałacu |
 |
smocza fontanna |
 |
Henio trochę szacunku |
 |
Dian i Henio |
 |
ogromny meteoryt |
 |
piękne kwiaty w parku |
 |
w muzeum Andersena |
 |
w parku Tivoli |
 |
Kolejka Demon |
 |
dworzec w Kopenhadze |
 |
wnętrze dworca |
 |
graffiti w hotelu ibis |
 |
graffiti w hotelu ibis |
 |
Henio i Diana |
 |
Pałac Roseburg |
 |
Pałac Roseburg |
 |
ogród przypałacowy |
 |
łazienka w pałacu |
 |
meble pałacowe |
 |
meble pałacowe |
 |
ściany pałacu |
 |
sufity |
 |
wnętrza pałacu |
 |
tron czeka na Henryka |
 |
sala tronowa |
 |
lwy przed tronem |
 |
wyroby z kości słoniowej |
 |
wyroby z kości słoniowej |
 |
wyroby z kości słoniowej |
 |
w skarbcu |
 |
w skarbcu |
 |
w skarbcu |
 |
w skarbcu |
 |
w skarbcu |
 |
w muzeum Andersena |
 |
Scandic Palace Hotel |
 |
ratusz |
 |
fontanna prezd ratuszem |
 |
trębacze |
 |
wejście do parku Tivoli |
 |
pomnik Andersena |
 |
wszędzie mnóstwo kwiatów |
 |
budynek straży pożarnej |
 |
wejście do Glypotek |
 |
dziedziniec Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
zbiory Glypotek |
 |
Jeden z obrazów Gauguina |
 |
plac ratuszowy |
 |
brama do Tivoli |
 |
występy w parku |
 |
w parku Tivoli |
25 lipca
Kopenhaga
Pakujemy się . Walizki wynosimy do samochodu. Gdy wychodzę recepcjonista oświadcza mi, że
wszystko zapłacone. W drodze do metra zachodzimy do przyjaznej kawiarenki, by zjeść śniadanie.
Nawet dobre. Próbujemy też przekonać Henia do samodzielności, żeby sam poprosił o więcej syropu
klonowego do naleśników - udaje się to połowicznie. Ruszamy metrem do Syrenki. Dziś to
najważniejszy punkt programu. Przecież Syrenka to symbol miasta, siostra tej Warszawskiej. Idziemy
spacerkiem od stacji metra. Przy Syrence dużo turystów. Żeby do niej podejść trzeba zejść ze skarpy i
przeskoczyć po kamieniach na postument na którym leży kamień z Syrenką. Robimy zdjęcia i ruszamy
dalej. Mijamy piękną fontannę – wodospad. Docieramy do kolejnego pałacu królewskiego
Amalienborg. To jest siedziba królów duńskich. Przed pałacem gwardia w wielkich czapach z
niedźwiedziego futra. Wchodzimy do pałacu. Moim zdaniem znacznie skromniejszy niż Rosenborg.
Oglądamy apartamenty poprzedników. Wszędzie jednak przewijają się zdjęcia obecnie panującej pary
królewskiej. Jest cała sekcja opowiadająca ich, jakże romantyczną, historię. Po wyjściu z pałacu
idziemy na nabrzeże. Tu nie dość, że są piękne kolorowe kamieniczki, to jest w bród knajpek.
Przechodzimy, zaglądamy. Wreszcie jest taka, która się nam spodobała. Dają tu małże. Namawiam
Alka i Bożenę żeby spróbowali. Zamawiamy trzy porcje muli i hamburger dla Henia. Mnie mule
smakują bardzo. Są gotowane w winie. Pycha. Bożenka i Aluś też zachwalają, Alek wręcz przekonuje
się do nich, bo wcześniej nie lubił. Posileni ruszamy dalej ulicami Kopenhagi. W międzyczasie zaczął
padać deszcz. Zmierzamy do marmurowego kościoła z ogromną zieloną kopułą. . Jest to kościół
ewangelicki, jednak bardzo charakterystyczny i specyficznie zdobiony, trochę tak jakby po zmianie
denominacji. Wyjątkowo bogato zdobiony stiukami. Obok kościoła znajduje się dzielnica robotnicza wybudowana w XX wieku. Wszystkie domy szeregowe prawie identyczne. W powrotnej drodze w
sklepikach z pamiątkami kupujemy pamiątki, latając pomiędzy kilkoma, próbując znaleźć najlepsze
okazje. Jeden z właścicieli jednego ze sklepów mówi po Polsku - szok. Wracamy metrem na parking
przy hotelu Ibis. Otrzymuję informację, że nasz lot jest opóźniony. Henio się denerwuje, że Bartek
będzie na niego długo czekał. Wsiadamy do samochodu i jedziemy na lotnisko. Jeszcze tylko tankowanie i zwrot
samochodu. Teraz autobusem lotniskowym jedziemy do terminala. Czekamy dłuższą chwilę na oddanie walizek,
odłożone w czasie o prawie 2 godziny z racji opóźnienia. Odprawa z problemami, ale się udaje. W
moim plecaku znaleziono nóż, który miałam ze sobą w Górach Świętokrzyskich. Zapomniałam o nim.
Ciekawe, że nie zauważyli tego polscy kontrolerzy. Bożence wyłapali pilniczek do paznokci. Potem już
wszystko bez zakłóceń. Dolatujemy do Warszawy przed północą. Na lotnisku czeka na nas Bartek.
Wracamy szczęśliwi do domu.
 |
przy Syrence tłum |
 |
czekamy nazdjęcie |
 |
śniadanie w knajpce |
 |
Syrenka |
 |
Henio dotarł |
 |
piękna fontanna |
 |
przed pałacem Amalienburg |
 |
piękne nabrzeże |
 |
Mule i piwo i do tego mina |
 |
Henio je hamburgera |
 |
na nabrzeżu |
 |
kanałem płyną łodzie |
 |
kto tu król? |
 |
secesyjne kamieniczki |
 |
Syrenka patrzy w dal |
 |
Henio i Syrenka |
 |
piękna fontanna |
 |
piękne kompozycje |
 |
Henio przed pałacem Amalienborg |
 |
para królewska i Henio |
 |
rysuję swój portret |
 |
Henio w galerii królewskiej |
 |
jajko Fabergie |
 |
w skarbcu |
 |
nabrzeże z knajpkami |
 |
nabrzeże z knajpkami |
 |
nabrzeże z kanjpkami |
 |
ciekawe reklamy |
 |
kościół marmurowy |
 |
kościół marmurowy |
 |
Henio modli się o wynik Legii |
 |
tu jest cerkiew |
 |
dzielnica robotnicza |
 |
dzielnica robotnicza |
 |
dzielnica robotnicza |
 |
dzielnica robotnicza i dumny Aluś |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz