piątek, 4 października 2024

Grecja, Kreta

 

Grecja Kreta

15 września 2024 r

Dziś wyjeżdżam z Bożenką i Heniem na Kretę . Wylot o 5.30 .  o 3.30 musimy być na lotnisku. Heniu nocuje u mnie. Stasiu zawozi nas na lotnisko. Odprawiamy się w miarę szybko. Henio jak zwykle dzielnie się spisuje. Lot trwa 4 godziny. Lądujemy w Chanii. Tam autobusem do hotelu. Hotel Selini. Bardzo nam się podoba. Niestety gdy przyjeżdżamy pokoje nie są przygotowane. Czekamy na patio. Tu zjadamy lunch. Wreszcie pokój gotowy.  Pokój duży z przepierzeniem., balkon z widokiem na morze. Zwiedzamy ośrodek. Do morza jest około 400 metrów polna drogą. Po drodze zespól zjeżdżalni. Tego Henio nam nie daruje i musimy wejść by pozjeżdżał. Po południu przedstawiciel Itaki  przedstawia nam plan wycieczek i możliwość wynajmu samochodu. Decydujemy się wykupić jedną wycieczkę  na Gramvousę i wynająć samochód na 2 dni, by samemu zwiedzić Kretę. Po południu idziemy nad morze. Spacerujemy po brzegu. Henio  oczywiście się kąpie. Jeszcze kąpiel w przyhotelowym basenie i czas na kolację. Kolacja w restauracji pod gołym niebem . Jest cudownie ciepło i miło. Heniu  poznał chłopca z Ukrainy. Bardzo przypadli sobie do gustu. Biegają po  terenie hotelu. Przed naszym budynkiem  mieszka kotka z kociętami. Zresztą dużo tu kotów. Dzieci nie dają im spokoju. Głaszczą, noszą. Wieczorem  czytanie Emila ze Smolandii , a potem winko na balkonie. Pokój jest fajny bo przedzielony suwanymi drzwiami. Ja z Heniem śpię w jednej części, a Bożenka  w drugiej z wyjściem na balkon. Możemy zasunąć drzwi i nie przeszkadzać Heniowi w spaniu.

nasz pokój

widok z tarasu

witamy na Krecie


pierwszy lunch










16 września.

Pełni werwy ruszamy na śniadanie. Wybór bardzo duży. Jedzenie super. Henio znów gania z tym Ukraińskim chłopcem. Po śniadaniu idziemy na baseny.  Henio szaleje na dużych basenach. My obserwujemy go przy brzegu basenu. Całe mnóstwo ratowników pilnujących bezpieczeństwa zjeżdżających. Henio  kilkakrotnie dostaje uwagę, bo chce wariować. Ratownik na górze nie pozwala mu  zjeżdżać głową w dół, ratownik na dole nie pozwala podchodzić pod górę zjeżdżalni. W pewnym momencie zbierają się chmury i zaczyna lać. Kryjemy się w pawilonie z przekąskami . Gdy trochę przechodzi idziemy po deszczu w stronę hotelu. Po lunchu jedziemy do Chanii. Przystanek autobusowy jest przed hotelem. Podróż fajna. Można przyjrzeć się podróżującym ludziom. Wprawdzie większość to turyści, bo autobus  jedzie wzdłuż wybrzeża , gdzie znajdują się  hotele, ale zawsze trochę miejscowych jest. Docieramy do Chanii. . Jest to dawna stolica Krety. Zaczynamy zwiedzać starówkę. Idziemy główną ulicą starówki  Chalidon. Zaglądamy do katedry ortodoksyjnych Greków. Jak zwykle takie świątynie bogato zdobiona. Henio zapala zwyczajem prawosławnych świeczkę  w świątyni.   Docieramy do portu weneckiego. Po drodze mijamy   klimatyczne uliczki pełne sklepików, restauracji, barów. Domy przepiękna, w stylu weneckim.. Przy nabrzeżu stoi meczet janczarów, wybudowany w stylu osmańskiego renesansu. Niestety można oglądać go tylko z zewnątrz. Tuż obok latarnia morska symbol Chanii. Dalej mijamy budynek wielkiego Arsenału. Wchodzimy na mury obronne wspinając się po ruinach. Bożenka  poddaje się  w pewnym momencie. Takie nierówności to nie na jej chore kolana. My z Heniem docieramy do latarni morskiej. Skąd mamy piękny widok na miasto.  Powoli wracamy przez dzielnice Splanzia .Jest to dzielnica turecka tętniąca zżyciem Znajdują się tu liczne knajpki, i dwa piękne kościoły wenecki wybudowany dla dominikanów i renesansowy. kamienny. Niestety oba zamknięte. Powoli wracamy do autobusu. Kupujemy bilety. Autobus zatłoczony do granic możliwości. Wieczorem kolacja. Idziemy na występ kuglarzy. Henio siedzi razem z tym chłopcem ukraińskim. Nie bardzo mi się on podoba, bo straszny rozrabiaka. Cały czas przeszkadza  artystom. Rodzice nie reagują. Henio bierze udział w występach. Dostaje brawa. Po występach wracamy do pokoju. Czytanie książki, a potem pogawędki  na balkonie.

ale klapek

kamienny kościółek

kościół dominikanów

przed katedrą

widok na port wenecki

w marinie

na murach obronnych

w oddali latarnia

nabrzeże weneckie





na głownej ulicy

w katedrze


piękna katedra

w tych świątyniach na bogato




Henio zapala świeczki



malutki meczet



widok z murów



można popatrzeć 

na latarni



17 września.

Dziś cały dzień planujemy  być nad wodą. Henio chce iść na zjeżdżalnie. Zgadzamy się. Idziemy na duże zjeżdżalnie. Początkowa zjeżdżam z Heniem . Obijam sobie łokcie i daję spokój z jazdą. Henio szaleje na dużych zjeżdżalniach. Widać że  zabawa mu się podoba. W pewnym momencie  zmienia zjeżdżalnię na taką dla małych dzieci. Tam jest wielki kubeł, który napełnia się wodą i w pewnym momencie  odwraca się i wylewa wodę na  stojących pod nimi. Henio chce tam zostać. Pozwalam mu. Gdy nie przychodzi idę po niego. Ale go tam  nie ma. Okazuje się że przybiegł z drugiej strony basenu z ogromnym płaczem , bo złamał zęba. Okazało się że wygłupił się z tym ukraińskim chłopcem i ten skoczył na niego, a Henio uderzył głowa o zjeżdżalnię i złamał zęba. Jest rozhisteryzowany. Ja mam zawrót głowy z nerwów. Dzwonię do Konrada. On mówi,  żeby szukać tego kawałka zęba i szybko jechać do dentysty. Szuka mi dentysty w Chanii, ale wszyscy zajęci. Podaje namiary. Bierzemy maski i idziemy szukać kawałek zęba w basenie. Raczej nie wierzę w sukces. Ale udało się Henio wypatrzył ułamany kawałek.  Wrzucam  zęba do wody. W recepcji dają mi taksówkę hotelową i zawożą do najbliższego dentysty, 10 minut jazdy samochodem. Dentysta przyjmuje nas poza kolejnością. Bada Henia. Stwierdza, że nie został uszkodzony korzeń i trzeba tylko przykleić odłamany kawałek. Dzwonię do Konrada . On potwierdza diagnozę. Lekarz przykleja ząb. Wydaje się ze wszystko ok. Każe Heniowi lekko zacisnąć ząbki, by sprawdzić czy jest równo. On jak zacisnął to ząb jeszcze nieutwardzony odpadł. Zaczyna się naprawa na nowo. Teraz już bez pudła tym że  Henio do wieczora nie może naciskać na ząb. Wracamy do hotelu. Jestem wykończona nerwowo. Nie mogę pozbierać myśli. Zjadamy lunch . Henio nie chce też nigdzie iść. Postanawiamy iść na spacer nad morze. Bierzemy ręczniki i ruszamy. Nad morzem znajdujemy ustronne miejsce. Henio znalazł koło ratowników  zabawki . Nosimy wodę i budujemy babki, zamki. Trochę się pluskamy w ciepłym morzu. Wracamy do hotelu na kolację. Henio zostaje bawić się kotkami. Oczywiście z Ukraińcem. Gdy wychodzimy z budynku  kobieta mówi mi, ona nie mogła zadzwonić do mnie. Koszże Henio z tym chłopcem męczyli kociaki, rzucali je między sobą. Henio dostaje ochrzan, ale oczywiście zwala wszystko na Ukraińca. Tłumaczę mu, że po pierwsze jest starszy od tego chłopca, ale nawet gdyby był młodszy to nie powinien pozwolić na męczenie kotów. On oczywiście zwala wszystko na Ukraińca. Przekazuję ojcu chłopca informację o jego zachowaniu, ale nie robi to na nim żadnego wrażenia. Zakazuje Heniowi zabawy z tym chłopcem. Na kolacji oczywiście podchodzi do naszego stolika, ale ja nie pozwalam Heniowi na zabawę z nim. Już dosyć kłopotów.

pokaz cyrkowców

dzieło Henia

wybity ząb

po wizycie u dentysty
zabawy w piasku


zabawy na plaży


18 września

Noc z głowy. Przez przeżycia dnia wczorajszego nie zmrużyłam oka. Dziś autobusem jedziemy na zorganizowaną wycieczką do laguny Balos i na Gramvousę. Do laguny można dojechać  samochodem, ale musi on mieć napęd na 4 koła, a na wyspę i tak wtedy się nie można dostać. Wybrałyśmy więc opcję wycieczki zorganizowanej.  Autobus ma być  około 9.00 . Wstajemy wcześniej. Henio jest nieznośny. Na śniadaniu chce bawić się z tym Ukraińcem. Ja mu nie pozwalam. Zbuntowany nie chce iść do autobusu. Potem było tylko gorzej. Gdy byliśmy na parkingu czekając na autobus on uciekł. Zaczęłam go szukać. Wszystkie rzeczy zostawiłam Bożenie. Jestem cała w nerwach, bo co będzie jak przyjedzie autobus. Nas nie ma . Została tylko Bożena. Biegam po hotelu, restauracji idę do  pokoju. nigdzie go nie ma. Gdy wracam z powrotem recepcjonistka  mówi mi że Henio jest  z Bożeną. Gdy go szukałam był w holu i schował się. Recepcjonistka  zobaczyła go jak wyszedł z ukrycia i zaprowadziła do Bożeny. Ja nie miałam telefonu i nie mogła mnie powiadomić o tym, że Henio się znalazł. Znowu jestem wykończona nerwowo. Nie mam siły na tę wycieczkę. Nadjeżdża autobus. Jedziemy do przystani. Wsiadamy na statek. Płyniemy do laguny Balos. Niestety pogoda się psuje. Jest pochmurno.  Mamy pecha, bo to najbardziej słoneczne miejsce na Krecie.. Laguna Balos to jedna z najpiękniejszych plaż na świecie. Różowy piasek i turkusowa woda. To z przewodnika. My niestety możemy się cieszyć tylko ciepłą wodą. Różowy piasek w pochmurny dzień nie jest różowy, a  turkusowa woda niestety  w czasie  deszczu jest bura.   Bo niestety zaczął padać deszcz. Łazimy po plaży, trochę po wodzie i mokniemy. Ale jest fajnie. Wracamy na statek. Płyniemy na Gramvousę. Teraz dopiero zaczęło lać.  Wiatr deszcz to nie to czego spodziewaliśmy się po Krecie.  Na statku wszyscy chronią się pod  dachem. Zrobił się straszny tłok. Na dodatek dają lunch. Wszyscy się przepychają po zmniejszonej powierzchni. Część   górna statku opustoszała ze względu na deszcz.  Zjadamy to co nam się należy praktycznie na stojąco, ciągle popychani. . No trudno. Docieramy na wyspę. Wyszło słońce i od razu inny widok. Na  wyspie znajdują się ruiny weneckiej twierdzy. Wyspa  prze lata przechodziła z rąk do rąk. Była wenecka, turecka, grecka, piracka. Teraz jest grecka.  Wchodzimy z Heniem na szczyt góry. Bożenka zostaje na dole. Kolano nie daje jej szans.  Na szczycie ruiny  murów,  budynków dają wyobrażenie jak wielka i potężna była twierdza. Obeszliśmy dookoła cała twierdzę. Powoli schodzimy  podziwiając widoki. Z góry widzimy też zardzewiały wrak statku, który rozbił się u wybrzeży.  Wracamy na pokład. Pogoda się poprawiła. Docieramy do miasteczka z którego wypłynęliśmy. Teraz tylko droga powrotna autobusem do hotelu. Przed kolacją docieramy na miejsce.  Basen hotelowy już zamknięty, więc Henio nie może się kapać, chociaż ma ochotę. Po kolacji jak zwykle  czytanie Emila ze Smolandii a potem pogawędka na  balkonie

 

płyniemy na Balos

wrak statku

piękne Balos

Gramvousa to wyspa piratów

agawy na Gramvousie

widok  na zatokę





ruiny twierdzy


widok zapiera dech

wyspa jest grecka

budowle na szczycie









na statku wszystko mokre


Balos






Balos

















19 września

 Po śniadaniu odbieramy lunch w pudełkach z recepcji. Dziś wypożyczamy samochód. Czekam w holu . Siedzi jakiś facet, ale nie sądziłam, że to z wypożyczalni. Potem zorientowałam się, że wydaje wypożyczone samochody. Idę z nim na parking. Miał być mały samochód z automatyczną skrzynią biegów, atu wielki SUV MG. Piękny czerwony i nówka sztuka.  Gdy  oglądam samochód faceci z Polski, którzy przede mną odbierali samochody Clio z przekąsem stwierdzili, że będę jeździła „Chińczykiem” . Byłam zaskoczona, bo MG kojarzyło mi się z  brytyjską marką. Chyba ogarnęła ich zwykła męska, albo polska zazdrość, że taka bryka będę jeździć . Chcę uruchomić samochód, ale słyszę miauk kota. Wlazł pod maskę. Próbuję go wygonić. Pomaga mi facet z obsługi, bo nie wiem jak otworzyć klapę silnika.  Pakujemy się i  ruszamy. Najpierw trzeba się zatankować. Szukamy stacji. Widzę że jedziemy na oparach. Zatrzymuję się raz i drugi i pytam o stację. Wreszcie jest. Tankuję do pełna i teraz w drogę. Dziś jedziemy na plażę Elafonisi. Droga kręta, górzysta przez wioski, wioseczki. Bardzo malownicza. Docieramy na plażę. Parkujemy na parkingu płatnym i na piechotę ruszamy nad morze. Na plaży tłumy. Nie ma mowy o wynajęciu parasola. Skwar, słońce. Wracam się do mijanych po drodze sklepików i kupuję parasol. Podoba mi się biały, bo jest większy.  Jest ostatni z tego rodzaju.  Facet sprzedaje mi parasol z obniżką. Kupuję więc większy za cenę mniejszego. Teraz szukamy miejsca. . Plaża cudna. Laguna płytka. Różowo-złocisty piasek delikatny i cudownie ciepła turkusowa woda. Rozbijamy parasol i na zmianę  chodzimy z Heniem do wody. Trudno zostawić wszystko bez kontroli. Henio bawi się na piasku, buduje  dziwne konstrukcje. Jest fajnie i spokojnie.  Można spacerować po lagunie przechodząc  przez wodę na kolejne  plaże. Naprawdę cudne miejsce. Piękno widać bardziej po południu, gdy część turystów  opuściła to miejsce.  Późnym popołudniem wracamy do hotelu. Ja idę po samochód, a Bożenka z Heniem i bagażami mają na mnie czekać przy wejściu na plaże. . Idę tak szybko, że mijam nasz  parking. Jest ich tu mnóstwo. Orientuję się dopiero, gdy przede mną już puste pola. Wracam. Wsiadam do samochodu, ale strasznie chce mi się siku. Nigdzie toalety nie widzę. Nie ma nikogo wokół. Włażę w krzaki. Zanim zdjęłam spodnie pojawiła się duża grupa turystów. To trzeba mieć pecha. Wsiadam do samochodu i wracam po Bożenkę i Henia. Obserwuję drogę czy nie ma gdzieś toalety. Nie widzę ani toalety, ani ich. Dojeżdżam do bramy. Tu parkuję. Lecę do kibelka w restauracji. Wracam ich nie ma. Co gorsza nie mam też telefony, bo zostawiłam go w plecaku Bożenie. Jestem zdziwiona, bo moim zdaniem powinni już dotrzeć do bramy.  W pewnym momencie widzę, że idą z przeciwnego kierunku. Minęłam ich w momencie gdy weszli w tłum turystów. Oni mi machali, ale ja nie widziałam ich. Teraz tylko droga do domu. Zmęczeni, ale zrelaksowani i zadowoleni wracamy do hotelu.



droga do Elafonisi



Laguna

zabawy na plaży

laguna Elafonisi


piasek na Elafonisi










20 września

Dziś jedziemy do Heraklionu.  Jest to stalica Krety. Droga  dobra, dwupasmowa. Jedzie się znakomicie. Już oswoiłam się z samochodem i stwierdzam, że fajnie się prowadzi. Zaczynamy od najsłynniejszych ruin Krety Knossos. Według Homera była to stolica minojskiej Krety. Według bardzo dużego prawdopodobieństwa pałac w Knossos był tym mitologicznym labiryntem zbudowanym przez Dedala dla króla Minosa.. Kupujemy bilety  drogą królewską – prawdopodobnie najstarszą drogą w Europie docieramy na dziedziniec Centralny otoczony  różnymi budowlami. Zwiedzamy obiekt zgodnie z kierunkiem zwiedzania, bo inaczej byśmy się pogubili. Henio  jest pod dużym wrażeniem. Szukamy pióra Ikara i  oto znajdujemy. Henio najpierw się bardzo cieszy, ale po chwili powątpiewa, twierdząc, że mity to bajki a pióro przez tyle lat by się zniszczyło. Ale na wszelki wypadek zabieramy je do  domu. Ruiny nazywane są  disneylandem. Rzeczywiście kolory i malunki na budynkach odbudowanych nie wyglądają  na oryginały. Trochę za dużo własnej inwencji. No ale cóż. Może ja się nie znam. Jednak ogrom ruin robi wrażenie. Spędzamy w sumie kilka godzin na zwiedzaniu ruin. Słońce pali niemiłosiernie. Wracamy do samochodu. Po drodze wstępujemy do sklepików z pamiątkami. Kupujemy  pamiątki i jedziemy do Heraklionu. To horror z parkowaniem > Jazda bez trzymanki. Ulice wąskie, jednokierunkowe. Wbiłam w GPS parking, ale nie koniecznie wykonuję jego polecenia z powodu np. ]]óg. W końcu znajdujemy parking. Trzeba zaparkować  zapłacić i zostawić kluczyki. Oni przestawiają samochody tak, by jak najwięcej ich się zmieściło. Idziemy zwiedzać Heralkion. Najpierw jednak trzeba coś zjeść. Przy tzw. placu Lwów znajdujemy fajną knajpkę  z widokiem na miasto. Wjeżdżamy windą wprost do restauracji. Tu zamawiamy greckie potrawy. Henio dostaje małpiego rozumu . Zaczyna robić głupie miny, śpiewać. Nie możemy sobie z nim poradzić. Za to jedzenie pyszne. Najedliśmy się  po uszy. Ruszamy zwiedzać miasto. Najpierw  fontanna Morosiniego przy której znajdowała się nasza restauracja o nazwie Veranda.. Pozbawiona jest najważniejszego elementu  posągu Posejdona z trójzębem. Jest to centrum  stolicy i miejsce spotkań.. Wąskimi uliczkami pełnymi sklepików i knajpek docieramy do katedry Agios Titos. Elegancka budowla pokryta jasnym kamieniem .Tu znajduje się głowa św. Tytusa . Niestety czas ucieka. Spacerujemy jeszcze chwilę po uliczkach starego Heraklionu wdychając kreteńską atmosferę i powoli zmierzamy na parking. Tu odbieramy kluczyki do samochodu i wracamy do hotelu. Przed 20 musimy zwrócić samochód. Droga bez żadnych przygód. Docieramy do hotelu. Wypakowujemy wszystko i zostawiamy samochód przed hotelem, a kluczyki w recepcji. To się nazywa wygoda. Podczas kolacji znowu przychodzi do Henia Ukrainiec. Przegoniłam go i znalazł sobie inne dzieci. Chłopiec jest pozostawiony bez kontroli. Rodzice zajęci sobą. Wieczorem planujemy jutrzejszy dzień przy lampce wina.


lunch Bożenki?

Konossos

Knossos

Konossos

Knossos

Katedra w Heraklionie

zachód słońca

lunch Henia


Knossos


Bycze rogi



Knossos


Knossos


Knossos


Minotaur?




Katedra w Heraklionie


fontanna Morosiniego

na lunchu




głowa św Tytusa

w katedrze





21 września

Dziś dzień lenistwa. Najpierw idziemy nad morze, ale wiatr silny  i zbierają się chmury. Henio bawi się w piasku, ale zaczęło padać. Biegiem wracamy do hotelu. Przestaje padać . zajmujemy leżaki tuz przy basenie pod parasolem. Kąpiemy się w basenie, bawimy a Heniem w zawody pływackie.  Całkowita beztroska. Przynoszę Bożence i sobie drinka. Nasz pierwszy drink na tych wakacjach.  Sączymy go nieśpiesznie. Wałkonimy się do lunchu.  Po lunchu ruszamy na spacer szosą ciągnącą się   wzdłuż morza. Zaglądamy do sklepików,  przyglądamy się innym ośrodkom, bo tu wzdłuż morza same ośrodki wypoczynkowe i infrastruktura przygotowana pod turystów.  Kupujemy sobie śliczne koszulki z kotami.  Trzeba wracać i zacząć się pakować, bo jutro wyjazd wcześnie, zaraz po wcześniejszym śniadaniu.  Na tarasie jeszcze lampka wina i podsumowanie wyjazdu


w hotelu

chmury zwiastowały deszcz




22 września

Po wczesnym śniadaniu pakujemy się do autobusu  na lotnisko i o 10.20  startujemy do Warszawy We wczesnych godzinach popołudniowych lądujemy w Warszawie. Czeka na nas Bartek i Stasiu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz