13 grudnia
2024 r.
Dziś ze Stasiem
ponownie ruszamy do Strasburga. Lecimy tym samym lotem co poprzednio.
Trasa już opanowana, więc we Frankfurcie sprawnie przemieszczamy się do
autobusu. Na dworcu w Strasburgu nie ma Alka. Czekamy na niego jakiś czas. Spóźnia się . Opowiada jakąś
historię na usprawiedliwienie swego spóźnienia. Jestem na niego zła. Bo
przecież jeśli jest prawda to co mówi to mógł przekazać te informację
wcześniej i nie byłoby rozczarowania. Jedziemy do hotelu. Tu wszystko tak samo jak 2 miesiące wcześniej.
Jedziemy na plac Kleber na kolację. Alek liczy, ze jarmark jeszcze czynny.
Niestety większość bud pozamykana. Idziemy do restauracji przy katedrze.
Zamawiamy kolację i wracamy do hotelu. Tu pogawędka przy herbatce i do spania.
Kupujemy bilety na pociąg na jutro do Colmar po 30 Euro na osobę.
14 grudnia
2024
Ruszamy do Colmar. Trasa znana. Dojeżdżamy około 10. Tu już
zaczyna się ruch przy budkach. Są
wszędzie na starym mieście. Towary przeróżne. My szukamy jakiejś knajpki, żeby
zjeść śniadanie. Wreszcie trafiamy. Śniadanie super sery, wędliny alzackie Pycha.
Zadowoleni ruszamy po kolejnych
jarmarkach. Rozrzucone są w wielu miejscach. Na szczęście nie ma jeszcze
zbyt dużo ludzi więc można obejrzeć towary zastanowić się nad zakupem, a przede
wszystkim zobaczyć koloryt tych tradycyjnych jarmarków. Niestety jest widno i
nie świecą lampki, a nawet jak świecą to nie robią takiego wrażenia jak
wieczorem. Po południu wracamy do Strasburga.. Jedziemy oczywiście na jarmark
na plac Kleber i uliczki ciągnące się do katedry. Okazuje się ,że Alek
nie ma butów na zimę. Chodzi w trampkach.
Szukamy po obuwniczych sklepach.
Wreszcie są takie, które mu odpowiadają Teraz coś dla ciała. Idziemy do restauracji 12 Apostołów. Aux douze apotres.
Tu w kuflach w kształcie buta podają piwo. Obsługuje nas kelner z Rumunii. Jemy alzackie specjały . Idziemy na jarmark. Tu jest tłum ludzi.. Kupujemy
grzane wino i wędrujemy pomiędzy straganami. Na placu Klebeer stoi ubrana choinka, którą ustawiano gdy byliśmy poprzednio. Jest cudownie. Chodzimy
miedzy straganami do 22. Atmosfera niesamowita. Jakaś taka niezwykła życzliwość ludzi. Wszyscy uśmiechnięci Zmęczeni wracamy do hotelu.
 |
śnaidanie w Colmar |
 |
pizza alzacka |
 |
na jarmarku |
15 grudnia
Niespiesznie
ruszamy na plac Kleeber. Tramwaj nie dochodzi
tak blisko ze względu na jarmark. Wszędzie pozastawiane uliczki ,by żadnemu szaleńcowi nie przyszło do głowy
wjechać w tłum. Poustawiane zapory i samochodu blokujące wjazd. Po drodze
szukamy miejsca do zjedzenia śniadania.
Zatrzymujemy się w cafe Portager . Zjadamy bagietki z dżemem a potem jeszcze
quiche. Bardzo dobre. Syci ruszamy
na jarmark. Chodzimy między straganami.
O tej porze jest jeszcze mało ludzi więc można swobodnie oglądać towary. Zwiedzamy kilka miejsc z jarmarkami . Stasiu rezygnuje z
chodzenia i dekuje się w kawiarni przy
placu. MY z Alkiem ganiamy między
straganami. Kupuję pamiątki . Idziemy na obiad . Ja z Alkiem bierzemy pizzę
alzacką Stasiu miejscowy przysmak
kapustę kiszoną z mięsem . Dziś
wyjeżdżamy . Przed 17 mam autobus.
Wyliczyłam, że jak o 16 wyjdziemy z restauracji to spokojnie zdążymy.
Tramwaj 10 minut potem hotel 15 minut i powrót na dworzec 10 minut. Czasu
starczy z okładem. Okazuje się że przystanek przy retauracji jest czasowo
zlikwidowany ze względu na jarmark. Idziemy do następnego. Po drodze Alek
stwierdza, że nie jeżdżą tramwaje , bo jest jakiś wypadek. Dochodzimy do kolejnego przystanku a tu tłum ludzi i nic
nie jedzie . Jest coraz później i mniej czasu. Rozglądam się za taksówką. Na
szczęście nadjeżdża tramwaj z innego kierunku. Wsiadamy do tramwaju, ale wiem ,że
nie zdążę dojechać do hotelu i zabrać bagaży. Alek jedzie po bagaże a my na
dworcu wysiadamy z tramwaju i idziemy do autobusu. Zaraz ma odjeżdżać. Proszę
kierowcę żeby poczekał 5 minut. ON że nie może ale zatrzyma się pod hotelem Mariott i tam Alek
będzie mógł dostarczyć walizki. Jestem w kontakcie z Alkiem. On zabiera walizki
z hotelu. Nie jest pewien czy na pewno nasze. Uberem jedzie pod hotel My
autobusem w korku. Stasiu się cieszy ze stoimy w korku to Alek zdąży. Ja
podchodzę sceptycznie do tego , bo jeśli Alek jedzie tą samą drogą to też stoi
w korku. Dojeżdżamy do hotelu .to ogromny teren. Dzwonię do Alka żeby mu
powiedzieć gdzie stoimy. Okazuje się ze on nas widzi, bo autobus ma napis Lufthansa.
Wyskakuję z autobusu. Alek pędzi z walizkami przez plac. Scena jak z filmu.
Łapię walizki i wrzucamy je do autobusu. Nawet dobrze się nie pożegnaliśmy i
nasz autobus ruszył do Frankfurtu . Tu już bez emocji dojeżdżamy na czas.
Samolot prawie pełny. Przed północą jesteśmy w domu.
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz