10 listopada 2015 r Nowa Zelandia
Chistchurch
Niespiesznie rano wstajemy. Przenosimy się do innego pokoju i
wyjeżdżamy do centrum. Łapiemy autobus za 3,5dolara i prosimy
kierowcę żeby wysadził nas przy ogrodzie botanicznym. Po pół
godzinie jesteśmy przy muzeum i ogrodzie muzeum jednocześnie. Na
pierwszy ogień idzie muzeum. Tu pierwsza miła niespodzianka. Wstęp
wolny. Muzeum jest fantastycznie zrobione. Obejmuje zbiory zarówno
czasów przed kolonialnych jak i kolonialnych. Ma wspaniałą
ekspozycję pra ptaków i pra zwierząt żyjących na wyspach oraz
pokazuje życie Maorysów .Natomiast część kolonialna to bajka.
Wspaniałe stroje, zastawy przedmioty życia codziennego, odtworzone
ulice ze sklepikami i warsztatami. Do tego gdy wchodzi się do
takiego sklepiku włącza się jednocześnie krótka informacja.
Widać doskonałą pracę ludzi którzy przygotowywali tą
ekspozycję. Jest jeszcze jedno ciekawe miejsce to domek muszli Paua.
Muszla nie ma wyglądu ale po wypolerowaniu mieni się kolorami
błękitu, zieleni, różu. Człowiek ,który odkrył własności tej
muszli urządził sobie w domu pokój wyłożony muszlami. Po jego
śmierci zbiory został przekazane do muzeum a tam odtworzono jego
pokój.. Potem idziemy do ogrodu botanicznego. Też darmo. Ogród nas
zachwyca. Jest przepięknie urządzony. Do tego niesamowita ilość
kwiatów kwitnących. Ogród różany to już dzieło sztuki. Ogród
powstał 160 lat temu ale kolekcja roślin i ich aranżacja
niesamowita. Nie chce nam się z niego wychodzić. Idziemy jednak na
lunch. Dostajemy kartę z której wynika że mają zestaw lunchowy za
29 dolarów dla 2 osób. Pytam jeszcze czy jest to cena dla dwóch
osób. Kelnerka potwierdza. Przynoszą nam kilka zestawów dań. Są
bardzo dobre. Najadłyśmy się do syta. Gorzej gdy przyszło do
rachunku Okazało się że była to cena za jedną osobę. Lidka
oświadcza że od jutra przechodzimy na chleb i wodę. Idziemy dalej
zwiedzać miasto. Rezygnujemy z przejazdu zabytkowym tramwajem ale
idziemy jego śladami. Po drodze mijamy centrum sztuki zbudowane w
stylu angielskim. Jest w remoncie po trzęsieniu ziemi w latach 201,
2011. Dochodzimy do katedry, Niestety jest w ruinie po trzęsieniu
ziemi i nikt jej nie odbudowuje. Dalsza nasza droga tot
uliczka kupców hiszpańskich.
Jest urocza. Zadbana, pięknie pomalowana. Jeździ po niej tylko
zabytkowy tramwaj. Dochodzimy do skweru na którym stoją pomniki
królowej Wiktorii i kapitana Cooka. Potem zaglądamy do colegium
męskiego . Jest to elitarna szkoła dla chłopców. Budynki . w
stylu angielskim. Wchodzimy na teren szkoły. Tam niestety krzyk, ze
nam nie wolno. Wracamy nad rzekę. Jest bardzo czysta i pięknie
obsadzona trawami. Szukamy jakiegoś marketu, by zrobić zakupy Potem
tylko znaleźć przystanek autobusowy .Błądzimy chwilę w końcu facet mówi nam żebyśmy weszły na plac
bo tam są autobusy. Na bramie było napisane, że nie wolno wchodzić
pieszym no ale weszłyśmy. Co to zaczęło się dziać.Kierowcy autobusów włączyli klaksony włączył się alarm. Jakaś kobieta wyskoczyła
z terminalna i nas zawołała. A wszystko dlatego, że to plac
manewrowy dla autobusów ,a miejsce pasażera jest w terminalu. Ale
nadjechał nasz autobus i dojechałyśmy zmęczone do hotelu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz