czwartek, 12 listopada 2015

12 listopada 2015 Nowa Zelandia






12 listopada 2015 r Nowa Zelandia
Aroaki Mt Cook Moreaki

Dziś wybieramy się zobaczyć najwyższą górę Nowej Zelandii Aroaki czyli Mount Cook. Góra ma ponad 3700 m npm. Zamówiłyśmy śniadanie na 8.30. jest gotowe i pyszne. Domowej roboty konfitury, nabiał  miejscowy jajko ugotowane  jak należy, Delicja. Zbieramy się szybko bo dużo na dzisiaj zaplanowałyśmy. Jestem trochę zawiedziona bo przyjechałam tu żeby zobaczyć kolor jeziora Tekapo, ale  brak słońca powoduje, że jest ono jak każde inne. Nastawiam GPS na  Aroaki Mount Cook i w drogę. GPS kieruje mnie w inną stronę niż mi się wydawało. Sprawdzam jeszcze raz. Wszystko w porządku. Jedziemy, gawędzimy, ale oddalamy się od gór. W pewnym momencie stwierdzam, że jedziemy jednak w przeciwnym kierunku. Wynika to z drogowskazów. GPS jednak swoje. Okazuje się że oczywiście Aroaki Mount Cook ale jakieś lotnisko a nie miejscowość. Musimy wracać. W myślach dochodzę, że jakieś fatum wisi nad naszym wyjazdem w tym roku.  Dojeżdżamy z powrotem do jeziora i cud. Świeci słońce a jezioro ma barwę niespotykaną. Po prostu trzeba to zobaczyć, żeby zrozumieć zachwyt. Żadne zdjęcie nie odda tego koloru. No warto było się zgubić. Robimy kupę fotek i ruszamy dalej. Teraz już bez problemu docieramy do stacji Sir Hilarego zdobywcy Mount Everest. Zostawiamy samochód i ruszamy w drogę. Zapomniałam napisać że wybrałyśmy się jak na wyprawę wysokogórską, bo gospodarz powiedział nam, że padał śnieg w górach i że na pewno jest zimno. Faktycznie jest wietrznie, ale da się wytrzymać. Ubrane jesteśmy na cebulkę. Po pół godzinie docieramy do pierwszych jeziorek, a potem szlakiem, mostkami wiszącymi wędrujemy przez 4 godziny do lodowca. Trasa jest jak dla niepełnosprawnych umysłowo. Wszędzie kładki mostki. Pogoda  fajna. Jeziorka spotykane po drodze malownicze. Na Lidce największe wrażenie zrobił lodowiec. Zmęczone ja oczywiście z poobcieranymi nogami wracamy głodne do samochodu. Bufet, na który liczyłyśmy już zamknięty. Zjadamy po jednym placku z odrobiną jogurtu i ruszamy w kierunku morza gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Po drodze mijamy ślicznie wybarwione jeziora i podziwiamy przyrodę Nowej Zelandii. Wszędzie pastwiska, owce i krowy pasące się na łąkach. Śliczne zadbane domki i czystość. Docieramy do hotelu, który jest przerobiony z młyna na hotel. Właściciel mówi nam,  że jeśli chcemy zjeść to musimy jechać 8 kilometrów Wpadamy na ostatnią chwilę do baru i zamawiamy fish and chips. Ryby super chipsy też. Najadamy się do syta. . Robimy zakupy na śniadanie na jutro. Właściciel przeuroczy. Zaskakuje nas swoją troskliwością. Gdy wracamy do hotelu właściciel daje mi kody do wifi i po polsku instrukcję jak się zalogować. Jestem bardzo zaskoczona, on mówi, że przetłumaczył to w googlach.  Jest zimno - 11 stopni. Samochód pali jak smok. Spalił cały 70 litrowy bak i musiałyśmy  kupić ropę. Znowu wydatek 100 dolarów. Lidka popada w kataplazmę i ból całego ciała i dochodzi do wniosku ,że będziemy chodzić na piechotę zamiast jeździć oraz że trzeba poszukać jadłodajni  św Alberta, bo nie wyrobimy finansowo.


monument alpinizmu

kolejne jezioro po drodze

jeziorko ma białą wodę

przy jednym z jeziorek

nasze ulubione mostki


w tle Mount Cook

alpy Południowe

Alpy Południowe

Mount Cook w całej okazałości

kładki na trasie

Mount Cook z drugiej strony

to białe to rzeka

czoło lodowca

jeziorko powstałe z lodowca

jezioro w całej okazałości


szyszka z pinii

jezioro Tekapo

inne jezioro

Dodaj napis
zdjęcie nie oddaje koloru jeziora
jezioro Tekapo
Mount Cook
nasz hotel przerobiony z młyna
cudownej urody jeziorka
kolejne wzbudzające  nasz zachwyt
Dodaj napis
takie widoki lubimy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz