13 listopada 2015 r. Nowa Zelandia
Moreaki-Dunedin-Baldin Te Anau
Śniadanko we własnym zakresie w ramach wprowadzonych przez Lidkę oszczędności. Bułka z serem i pomidorem. Ruszamy w drogę. Najpierw jedziemy do geologicznych osobliwości Nowej Zelandii Są to kule leżące na plaży o średnicy 3 metrów. Naukowcy twierdzą, że powstały w wyniku krystalizacji mułowca i są twardsze niż inne skały. Kule są w całości niektóre popękane, niektóre częściowo zasypane przez piasek. Chodzimy chwilę po plaży. Jest bardzo ładna, czysta, szeroka. Pogoda też ładna, ale jest strasznie silny wiatr. Ruszamy na plażę Bushy. Tam żyją pingwiny żółtookie. Dojeżdżamy do latarni morskiej. Zbudowane są kryjówki dla ludzi by podglądać zwierzęta. Widzimy wylegujące się foki. . Idziemy dalej na nieogrodzoną plażę. Tam leży mnóstwo fok. Lidka chce sobie zrobić z jedną zdjęcie. Niestety foka nie lubi być fotografowana. Syknęła na Lidkę podskoczyła i oczywiście Lidka zrezygnowała ze zdjęcia. Mają to swoje gniazda albatrosy królewskie. Latają nam cały czas nad głowami. Wreszcie widzimy pingwina sztuk jedna. Śmieję się, że został na dyżurze, a reszta popłynęła na łowy. Obfotografowałyśmy tą jedną sztukę i koniec oglądania. Jedziemy wybrzeżem do Dunedin. To miasto typowo szkockie. Pełno tu pubów, zupełnie inna atmosfera. Inna architektura. Miasto ma bardzo ciekawe centrum. W kształcie ośmiokąta. Stoi przy nim katedra, magistrat i inne ważne budynki miejskie. Większość budynków zbudowana w okresie wiktoriańskim. Zwiedzanie zaczynamy od jedzenia. Po cienkim śniadaniu jesteśmy głodne. Ja oczywiście fish and chips a Lidka jakiś naleśnik z łososiem. Wreszcie po takim lunchu można się poruszać po mieście. Oprócz centrum odwiedzamy stację kolejową też z epoki wiktoriańskiej, Zastanawiamy się jakiej jakości musiały być płytki ceramiczne na schodach i podłodze, że nie zniszczyły się do dziś. Parking miałyśmy opłacony do wpół do czwartej więc wracamy do samochodu. I tu niespodzianka. Nie mogę wrzucić biegu. Przecież tyle razy to robiłam, a teraz dźwignia ani drgnie. Zastanawiam się co źle robię. Nic mi nie wychodzi. Rozglądam się za jakimś facetem, ale jak zwykle nie widzę. Ale w pewnym momencie staje równolegle do mojego samochodu samochód z miłym młodym chłopakiem., który jeszcze ładnie się uśmiecha. Otwieram okno, żeby go poprosić o pomoc, a on mi mówi, że stanął bo chce zaparkować równolegle za mną, ale zaraz do mnie przyjdzie. Faktycznie wsiada do samochodu i przesuwa dźwignie tak jak potrzeba. Mówię mu, że jest magikiem a on, że tylko mechanikiem.. Okazało się, że za słabo wciskałam pedał hamulca. Nic z tego nie rozumiem. Przecież tyle razy uruchamiałam ten samochód i wszystko było dobrze. Ale natura blondynki się ujawniła. Teraz jedziemy na najbardziej stromą ulicę świata. Ma ona spadek 34,5%. Podjeżdżamy pod górę. Rzeczywiście jest wrażenie. Dobrze że mamy silny samochód. Na szczycie niespodzianka. Tym rozpędzonym pojazdem natychmiast trzeba skręcić w lewo lub w prawo. Na wypłaszczeniu nie ma jazdy na wprost. Można tylko zaryć w ścianie. Na dodatek na środku stoją Japończycy i nas filmują. Skręcam gwałtownie w prawo i robię błąd. W prawo jest tylko wąska ścieżka. I kończy się droga. Nie ma jak zawrócić. Męczę się i jakoś powolutku na kilka razy robię obrót przy wydatnej pomocy Lidki. Robimy zdjęcia na ławeczce, która znajduje się na końcu drogi wjazdowej. Teraz zjazd, Zabawa świetna. Emocje też. Zdjęcia niestety nie pokazują kąta nachylenia. Po tych emocjach ruszamy do Te Anau. Miasteczka gdzie mamy nocleg przed wycieczką na fiordy. Jedziemy ponad 3 godziny. Drogi puste. Wszędzie czysto, spokojnie cudne widoki, owce, krowy na pastwiskach. Docieramy do naszego hotelu. Na kolację zgodnie z zarządzeniem Lidka bułka z serem, bo to zostało ze śniadania. .
|
Myślę że te kule to od Ufoludków |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz