29 listopada 2015
Auckland
Śniadanko
we własnym zakresie. Schodzimy na dół. Tam tłum gości czeka na
check-out, ale nikogo nie ma w recepcji. W końcu przychodzi zaspany
Hindus. Pytamy go o sposób dotarcia do centrum Auckland. Mamy iść
10 minut do pociągu, a potem wysiąść na końcowej stacji
Bricomart. Wychodzimy z hotelu, ale szybko wracamy. Jest trochę
zimno. Bierzemy cieplejsze ciuchy i idziemy do pociągu. Auckland ma
doskonałe połączenia z centrum. Po 15 minutach jesteśmy w sercu
miasta. Wysiadamy przy porcie. Cumuje tam ogromy statek pasażerski.
Niesamowity kolos.
Idziemy
na wiadukt Basin. To stare nabrzeża Auckland. Cumują tu najdroższe
jachty.. Zwiedzamy starą dzielnicę Auckland. Stara wcale nie jest
stara. Budynki z czasów angielskich to jak rodzynki w cieście.
Trzeba je znaleźć. Oglądamy komorę celną ,stary bank. Na ulicy
Queen Street mnóstwo ludzi widać że na coś oczekują. Okazuje się, że o pierwszej ma zacząć się parada świętego Mikołaja.
Idziemy
do parku Alberta . Pęknie położony na wzgórzu ale wracamy by
zobaczyć paradę. Parada trwa około godziny. W paradzie
uczestniczą wszystkie możliwe postaci z bajek. Jest bardzo
kolorowo i radośnie. Jest też kilka orkiestr Szkotów. Prezentują
się znakomicie. Na końcu przejeżdża Mikołaj serdecznie witany
przez tłumy. Widać jaki to wyluzowany naród mimo powierzchownej sztywności. Po zakończeniu parady w nastroju świątecznym idziemy
do wieży telewizyjnej. Można wjechać na 60 piętro i obejrzeć
panoramę miasta. Parę pięter niżej jest restauracji obracająca
się 360 stopni w ciągu godziny. Lidka rezygnuje z panoramy, więc
sama wjeżdżam na górę. Winda ma szklaną podłogę i widać jak
oddala się od podłoża. Na tarasie widokowym jeden okrąg jest
szklany. Można po nim chodzić mając wrażenie, iż pod nogami jest przepaść. Jakoś nie robi to na mnie dużego wrażenia, chociaż
niektórzy boją się wejść na szkło.. Lidka obiecała, że w
niedzielę pójdziemy na tort Pavlowa . Szukamy jakiejś kawiarni.
Kończy się na tym, że kupuje ciastko na ulicy z kawą na wynos. Ja
rezygnuję z takiej formy i czekam na lepszą okazję. Okazja nadarza
się wkrótce. Znajdujemy fajną kawiarenkę. Chcemy koniecznie odwiedzić muzeum Aucklandzkie. Znajduje się tam mnóstwo eksponatów
po Maorysach. Muzeum znajduje się w pięknym klasycystycznym
budynku. Ma mnóstwo zbiorów maoryskich. Bardzo nam się podobają.
Przede wszystkim jak każde muzeum w Nowej Zelandii jest
fantastycznie urządzone. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Wracamy
na Queen Street piękną dzielnicą Parnell. Jest to najstarsza
dzielnica Auckland. Znajdują się tu domy z okresu wiktoriańskiego.
Chcemy zajrzeć do zabytkowego kościoła ,ale jak to z kościołami
katolickimi bywa jest zamknięty. Nie możemy zrozumieć dlaczego
kościoły anglikańskie są zawsze otwarte, a katolickie zamknięte.
Ale dzielnica jest rzeczywiście piękna Gdy docieramy do Queen
Street sklepy są już generalnie pozamykane. Wracamy kolejką do
hotelu. Tu się wkurzyłyśmy, bo nikt nie posprzątał pokoju. Już
ja ich opisze na bookingu. Zaczynamy się pakować. Jutro wylot.
Wprawdzie po południu, ale pokój musimy zdać do 10.00. Chciałam
zrobić check-in,na samolot, ale okazuje się, że ilość miejsc pokazanych jest
szczątkowa i nie ma możliwości byśmy siedziały razem. Musimy
wcześniej pojechać na lotnisko i załatwić sprawę. Najbardziej w Auckland zaskakuje nas różnorodność nacji. Dotychczas wyspa Południowa to sami biali. Na wyspie Północnej Biali i Maorysi, ale Auckland to mnóstwo naprawdę mnóstwo Hindusów i żółtych z Korei Chin . Gdy jechałyśmy pociągiem 80% pasażerów to kolorowi. I oni maja mnóstwo dzieci. Natomiast biali to raczej stare pokolenie i naprawdę rzuca się w oczy brak dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz