środa, 13 stycznia 2016

13 - 14 XI 2011 Etiopia

13 - 14 XI 2011 

Awasa- Addis Abeba



Poranek zaczynamy od wizyty na targu rybnym. Sprzedawane tu ryby pochodzą z wielkiego jeziora nazwanego jak miasto Awasa. Na nabrzeżu rybacy opróżniają sieci. Towarzyszą im przy tym wielkie ptaki – marabuty dla których ten moment stanowi wielką ucztę. W hali sprzedaży panuje wielki hałas. Nie brakuje kupujących. Część ryb jest od razu na miejscu filetowana i podawana na surowo w lokalnej restauracji. Dziś jest niedziela. Po drodze mijamy grupy wiernych ubranych w białe szaty podążających do kościoła. Etiopia to jednak chrześcijański kraj.
Podążamy na północ w kierunku Addis Abeba. Droga prowadzi pomiędzy polami uprawnymi. Tu rośnie wszystko, co jest uprawiane w Etiopii – owoce, warzywa, zboża i bawełna.  Mijamy piękne jeziora Rowu Afrykańskiego. Jadąc dalej zauważamy, że zieleń zaczyna przechodzić w kolor żółty, na polach stoi dojrzała kukurydza i tef. Widać, że tu pora sucha zaczęła się już wcześniej. Widać też inny typ gospodarki. Prowadzona jest wysokotowarowa produkcja. Gospodarstwa są duże, na wielu zbudowane olbrzymie tunele o powierzchniach paru kilometrów. Hoduje się w nich owoce warzywa i kwiaty. Było to dla nas dużym zaskoczeniem, że w tym klimacie stosuje uprawy pod osłonami. Jak się dowiedzieliśmy tunele te chronią rośliny w dzień przed nadmiarem słońca, a nocą przed niskimi temperaturami, gdyż teren znajduje się na wysokości powyżej 2 tys. n.p.m.

Zatrzymujemy się na lunch w mieście Debre Zeit w pięknym hotelu zlokalizowanym nad jeziorem powstałym na dnie krateru. Widok wspaniały. Po smakowitościach kuchni etiopskiej ruszamy dalej.
Niespodziewanie ruch staje się coraz większy. Nawet nie zauważamy w którym momencie wjeżdżamy do Addis Abeby. Zatrzymujemy się hotelu Atlas. Tu żegnamy się z naszym kolegą Samsonem. Dziś wiemy, że bez jego wiedzy dotarcie o tej porze roku do plemion zamieszkujących południe Etiopii byłoby niemożliwe.
Pobyt w Addis przeznaczamy na załatwienie spraw związanych z dalszą podróżą i zwiedzaniem miasta.
Niedzielne popołudnie przeznaczamy na zwiedzanie muzeum narodowego. Tam znajdują się oryginalne szkieletu naszych praprzodków Lucy sprzed 3,5 mln lat i niedawno odnaleziony Arni sprzed 4,5 mln lat.
Po stolicy poruszamy się tzw. Blue Taxi. Wszystkie samochody to stare ponad 20-to letnie Łady w kolorze niebiesko-białym. Ceny za podwiezienie negocjowane. Przyjęliśmy zasadę, że proponowaną przez taksówkarzy cenę należy podzielić przez 3 i dalej bardzo twardo negocjować ze stanowczą rezygnacją z usługi włącznie. Przeważnie skutecznie. Realna opłata za przewiezienie z jednej strony miasta na drugą (ok. 15 km) to 100 birr (ok. 18 zł)
Wieczór spędzamy w restauracji 2000 Habaseh. Podają tu narodowe potrawy jak również oglądamy występy zespołów ludowych.

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

na targu rybnym

na targu rybnym

marabut czeka 


Dodaj napis







Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis

chrześcijanie idą do kościoła

Dodaj napis


z naszym przewodnikiem i kierowca

Lucy

w muzeum

Dodaj napis



Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis

w restauracji Habbaseh

Dodaj napis

w restauracji Habbaseh

14 listopada 2011


Poniedziałek zaczynamy od wizyty w ambasadzie Dżibuti, Z informacji wiedzieliśmy że znajduje się ona niedaleko naszego hotelu. Ruszamy raźno po  śniadaniu we wskazanym nam kierunku. Ale oczywiście mapy niekoniecznie dokładne i pogubiliśmy się. Pytamy kierowców niektórzy nie wiedzą. Znalazł się jeden, który mówi ze wie  gdzie to jest Ale mówi że to daleko. Ustalamy cenę 50 birr. facet zadowolony. Ruszamy. Za kilkaset metrów dojeżdżamy do ambasady. Nasz wściekłość  była ogromna. Facet nas oszukał. Nie chcemy mu zapłacić takiej kasy za którą można objechać całe miasto. Dajemy mniej ale on nie chce . Opuszczamy taksówkę bez płacenia i wchodzimy do ambasady. Okazuje się że nie ma możliwości otrzymania wizy dzisiaj. Prosimy bardzo o przyspieszenie. Kobiety w ambasadzie obiecują pomóc Ambasada obiecuje, że wizy będą do odbioru około godz, 14:30. Gdy wychodzimy po godzinie z ambasady kierowca czeka na nas. Dla świętego spokoju płacimy mu te 50 birrów i życzymy żeby złapał gumę.
Jedziemy do biura Etiopia Airlines by załatwić bilety na dalsze przeloty. i odebrać bilety zarezerwowane do Bahir Dar i Aksum. Tu dopisało nam szczęście i załatwiliśmy wszystkie przeloty (w sumie 4 krajowe i do  Dżibuti).
Odwiedzamy katedrę św. Jerzego i wędrujemy po mieście. Wracamy do ambasady po paszporty, a tu niestety przykra niespodzianka. Konsul nieobecny i wiz dziś nie otrzymamy. Mamy zgłosić się po nie jutro rano. Mamy trochę obawy, czy w związku z tym zdążymy na samolot do Bahir Dar.
Na pociechę ruszamy na największy afrykański targ Merkato.
Różnorodność towarów imponująca. Można tu kupić: blachy, druty zbrojeniowe, koszyki, odzież, rękodzieło, chemię, sukna, artykuły techniczne i spożywcze oraz biżuterię. Najbardziej interesujący jest dla nas targ z przyprawami. Zupełnie inne niż te, które wcześniej widywaliśmy i były nam znane. Targ jest bardzo kolorowy i ma bardzo specyficzny klimat. Niestety, gdy słońce chyli się ku zachodowi bardzo szybko zaczyna robić chłodno. Wysokość n.p.m. robi swoje. Wracamy do hotelu. Pyszna etiopska kolacja w hotelowej restauracji. Staliśmy się fanami kuchni etiopskiej, świetnie przyprawionej bogatej w dobre mięsa i warzywa i oczywiście wspaniałe, flagowe etiopskie piwo St. George
Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz