środa, 13 stycznia 2016

16 XI 2011r. Etiopia

16 XI 2011 r. Etiopia

Bahir Dar

 

 

Bahir Dar bardzo różni się od miast wcześniej zwiedzanych. Duży wpływ na klimat miasta ma jezioro Tana, największe w Etiopii, drugie co do wielkości w Afryce. Jest ono również początkiem największej afrykańskiej rzeki Nilu, gdyż tu zaczyna swój bieg Niebieski Nil, który później łączy się Nilem Białym.
Dzień zaczynamy od 7:30. Przed hotelem czeka na nas samochód i przewodnik. Jedziemy do wodospadu Nilu Błękitnego. Jest to jeden z najwyższych wodospadów Afryki. Spada z wysokości 45m, a unoszące się krople wody tworzą coś w rodzaju dymu, dlatego w języku miejscowych nazywany jest „dymiącą wodą”.
Droga do wodospadu wiedzie w górę po skalistym zboczu. Po drodze mijamy mieszkańców okolicznych wsi. Na głowach kobiet, grzbietach osłów dźwigane są różne towary. Należy zwrócić uwagę, że nic nie pisze o mężczyznach. Jak na całym świecie oni do wyższych celów. Ludzie ubrani są w ten sposób, że momentami ich widok przypomina nam obrazki przedstawiające ucieczkę Świętej Rodziny do Egiptu na osiołku. Jest to aż nieprawdopodobne, że ich stroje nie zmieniły się przez tysiące lat. Może rzeczywiście są tak funkcjonalne.
Droga do wodospadu wiedzie przez kamienny most wybudowany przez Portugalczyków. Wszędzie spotykamy dzieci, które zamiast spędzać czas w szkole ciężko pracują. Docieramy na przeciwległą krawędź wodospadu. Spadającą wodę słychać z daleka, a pył wodny tworzy nad wodospadem piękną tęczę. Jednak wiemy, że to co widzimy nie jest wodospadem w całej swej pierwotnej okazałości. Zbudowana obok, parę lat temu elektrownia zabiera około 95% wody. Jednak mimo wszystko wodospad robi wrażenie. Idąc z wodospadu przechodziliśmy przez długi, linowy most wiszący nad doliną Błękitnego Nilu. Dochodzimy do rozlewiska przed wodospadem przez które przeprawiamy się łodzią. Na tym kończymy pobyt na wodospadem. Wracamy do miasta skąd udajemy się nad jezioro Tana. Następny zaplanowany etap to zwiedzanie starych klasztorów kościoła etiopskiego. Na wyspach i półwyspach jeziora znajduje się ponad 20 kościołów klasztornych. Najstarsze z nich pochodzą z XIV wieku. Większość jest niedostępna dla kobiet. Wstęp do klasztorów jest oczywiście płatny (50 lub 100bir od osoby) i dozwolony jedynie w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Szybką łodzią motorową docieramy do pierwszego klasztoru Ura Kidane Mihret znajdującego się na półwyspie Zagie. Żeby dotrzeć do klasztoru trzeba iść około 30 min w górę po kamienistej ścieżce. Ten klasztor jest udostępniony kobietom. Gdy docieramy do kościoła widzimy  księdza z monstrancją  prowadzonego przez  wiernych. Weszli do kościoła. Okazuje się, że teraz  nie możemy tam wejść. Właśnie rozpoczęło się tam nabożeństwo, które ma potrwać około dwóch godzin. Dzrzwi do świątyni zostają zamknięte.Ta sama sytuacja jest we wszystkich klasztorach. Można sobie wyobrazić jacy jesteśmy wkurzeni, szczególnie na przewodnika, który jak się mieni się być  jest synem tutejszego księdza. Żeby załagodzić naszą złość zaprasza nas do siebie do domu oferując wypicie dobrej kawy. Przystajemy na tę propozycję, gdyż nie mamy innego wyjścia. Ścieżką wysadzoną paciorecznikami docieramy do pozbawionego okien domu wykonanego z trawy i gliny. Dom jest bardzo skromny, ale ku naszemu zdziwieniu wyposażony w elektryczność. Jak wynika z wyjaśnień gospodarza czasami nawet mają prąd. W domu zastajemy młodszą siostrę i brata. Później dołączył 17-to letni brat, który wrócił ze szkoły i wujek. Rodzice w tym czasie byli w kościele – ojciec odprawiał nabożeństwo. Rodzice mieli odrębny domek. Siostra przewodnika przygotowała nam w tradycyjny sposób kawę, tak jak to już wcześniej widzieliśmy w Yabello z tą różnicą, że paloną kawę rozcierała na kamieniach. Zasiedliśmy za stołem. Podano nam indżerę z sosem pikantnym i domowej produkcji piwem (tella - nazwa lokalna).Indżera to rodzaj placka zrobionego z mąki tef . Wyglądem przypomina placek ziemniaczany a smakiem kwaśny chleb żytni na dużej ilości zakwasu.
Piwo jest warzone z różnych rodzajów ziaren, a przede wszystkim kukurydzy. W wyglądzie zielono mętne. Smak również nas nie powalił. Spróbowaliśmy również domowej roboty wódki pędzonej z sorgo. Tu musieliśmy pochylić czoło, bo była znakomita. Swym smakiem przewyższała markowe wódki znane w Europie. Wypijamy jeszcze po 3 filiżanki kawy i idziemy zwiedzać kościół. W kościele w dalszym ciągu odbywa się nabożeństwo, ale drzwi są już  otwarte i po zdjęciu obuwia wchodzimy. Kościół, jak i pozostałe później zwiedzane, jest w kształcie koła. Składa się z trzech części w kształcie pierścieni. Zewnętrzny, to ściana zrobiona z niezbyt grubych kijków na których oparty jest dach. Ściany zewnętrzne drugiego pierścienia pokryte są różnymi malowidłami obrazującymi sceny ze starego i nowego testamentu. Użyte farby są jaskrawe. Wewnętrzny pierścień jest niedostępny dla zwykłych śmiertelników, do których, niestety, my też się zaliczamy. Tam mają wstęp tylko księża. Uczestniczący w nabożeństwie mężczyźni i kobiety okryci są białymi szalami z bawełny.
Dopływamy do następnego klasztoru. Jest nim Azwa Marjam. Wnętrze kościoła przyklasztornego jest również bogato zdobione XVIII wiecznymi malowidłami. Do trzeciego klasztoru mogą wejść tylko mężczyźni. Kibran Gebriel położony jest na malutkiej wyspie, zbudowany w XII w. Żyje tu 40-tu mnichów. Znajduje się tu też największa biblioteka. W tym niezwykły XV wieczny ilustrowany Żywot Chrystusa” – ważący 27 kg. Ostatnim odwiedzanym przez nas klasztorem jest Debre Marjam. Położony jest niedaleko odpływu Nilu z jeziora Tana.Klasztory są cudowne. Przede wszystkim zachwycają  malowidła wewnątrz technika i kolory, które od lat nie wypłowiały. jezioro Tana to niesamowite miejsce. Pełne mistycyzmu. Jednocześnie uświadamiamy sobie że to nie Europa a Etiopia i Afryka są kolebką chrześcijaństwa. W drodze do klasztoru oglądamy drzewa z owocami mango, papaję, guawę i kawę we wszystkich stadiach rozwoju – od kwiatów po dojrzały owoc. Również widzimy i próbujemy halucynogennej rośliny nazywanej czat. Jest powszechnie używana roślina przez Etiopczyków jako środek pobudzający wspomagający koncentrację. W naszym przypadku nie wywołała żadnych zauważalnych skutków, ale żucie jej zakończyliśmy po 10 min. W smaku jest obrzydliwa.
Kończąc bogaty we wrażenia dzień w drodze powrotnej widzimy łódki nazywanymi tankwa, które są zrobione z papirusa. Mieszkańcy używają ich zarówno do połowu ryb jak i środek transportu.

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis





Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Dodaj napis


Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz