Bahir Dar
bardzo różni się od miast wcześniej zwiedzanych.
Duży wpływ na klimat miasta ma jezioro Tana, największe w Etiopii,
drugie co do wielkości w Afryce. Jest ono również początkiem największej
afrykańskiej rzeki Nilu, gdyż tu zaczyna swój bieg Niebieski Nil, który
później łączy się Nilem Białym.
Dzień
zaczynamy od 7:30. Przed hotelem czeka na nas samochód i przewodnik.
Jedziemy do wodospadu Nilu Błękitnego. Jest to jeden z najwyższych
wodospadów Afryki. Spada z wysokości 45m, a unoszące się krople wody
tworzą coś w rodzaju dymu, dlatego w języku miejscowych nazywany jest
„dymiącą wodą”.
Droga
do wodospadu wiedzie w górę po skalistym zboczu. Po drodze mijamy mieszkańców
okolicznych wsi. Na głowach kobiet, grzbietach osłów dźwigane są różne
towary. Należy zwrócić uwagę, że nic nie pisze o mężczyznach. Jak na całym świecie oni są do wyższych celów. Ludzie ubrani są w ten sposób, że momentami ich widok przypomina
nam obrazki przedstawiające ucieczkę Świętej Rodziny do Egiptu na
osiołku. Jest to aż nieprawdopodobne, że ich stroje nie zmieniły się przez
tysiące lat. Może rzeczywiście są tak funkcjonalne.
Droga
do wodospadu wiedzie przez kamienny most wybudowany przez
Portugalczyków. Wszędzie spotykamy dzieci, które zamiast spędzać czas w
szkole ciężko pracują. Docieramy na przeciwległą krawędź wodospadu.
Spadającą wodę słychać z daleka, a pył wodny tworzy nad wodospadem
piękną tęczę. Jednak wiemy, że to co widzimy nie jest wodospadem w całej
swej pierwotnej okazałości. Zbudowana obok, parę lat temu elektrownia
zabiera około 95% wody. Jednak mimo wszystko wodospad robi wrażenie.
Idąc z wodospadu przechodziliśmy przez długi, linowy most wiszący nad
doliną Błękitnego Nilu. Dochodzimy do rozlewiska przed
wodospadem przez które przeprawiamy się łodzią. Na tym kończymy pobyt na
wodospadem. Wracamy do miasta skąd udajemy się nad jezioro Tana.
Następny zaplanowany etap to zwiedzanie starych klasztorów kościoła
etiopskiego. Na wyspach i półwyspach jeziora znajduje się ponad 20
kościołów klasztornych. Najstarsze z nich pochodzą z XIV wieku.
Większość jest niedostępna dla kobiet. Wstęp do klasztorów jest
oczywiście płatny (50 lub 100bir od osoby) i dozwolony jedynie w
towarzystwie uprawnionego przewodnika. Szybką łodzią motorową docieramy
do pierwszego klasztoru Ura Kidane Mihret znajdującego się na półwyspie Zagie.
Żeby dotrzeć do klasztoru trzeba iść około 30 min w górę po kamienistej
ścieżce. Ten klasztor jest udostępniony kobietom. Gdy docieramy do
kościoła widzimy księdza z monstrancją prowadzonego przez wiernych. Weszli do kościoła. Okazuje się, że teraz nie możemy tam wejść. Właśnie rozpoczęło się
tam nabożeństwo, które ma potrwać około dwóch godzin. Dzrzwi do świątyni zostają zamknięte.Ta sama sytuacja
jest we wszystkich klasztorach. Można sobie wyobrazić jacy jesteśmy
wkurzeni, szczególnie na przewodnika, który jak się mieni się być jest
synem tutejszego księdza. Żeby załagodzić naszą złość zaprasza nas do
siebie do domu oferując wypicie dobrej kawy. Przystajemy na tę
propozycję, gdyż nie mamy innego wyjścia. Ścieżką wysadzoną
paciorecznikami docieramy do pozbawionego okien domu wykonanego z trawy i
gliny. Dom jest bardzo skromny, ale ku naszemu zdziwieniu wyposażony w
elektryczność. Jak wynika z wyjaśnień gospodarza czasami nawet mają
prąd. W domu zastajemy młodszą siostrę i brata. Później dołączył 17-to
letni brat, który wrócił ze szkoły i wujek. Rodzice w tym czasie byli w
kościele – ojciec odprawiał nabożeństwo. Rodzice mieli odrębny domek.
Siostra przewodnika przygotowała nam w tradycyjny sposób kawę, tak jak
to już wcześniej widzieliśmy w Yabello z tą różnicą, że paloną kawę rozcierała na kamieniach. Zasiedliśmy za stołem. Podano nam indżerę z sosem pikantnym i domowej produkcji piwem (tella - nazwa lokalna).Indżera to rodzaj placka zrobionego z mąki tef . Wyglądem przypomina placek ziemniaczany a smakiem kwaśny chleb żytni na dużej ilości zakwasu.
Piwo
jest warzone z różnych rodzajów ziaren, a przede wszystkim kukurydzy. W
wyglądzie zielono mętne. Smak również nas nie powalił. Spróbowaliśmy
również domowej roboty wódki pędzonej z sorgo. Tu musieliśmy pochylić
czoło, bo była znakomita. Swym smakiem przewyższała markowe wódki znane w
Europie. Wypijamy jeszcze po 3 filiżanki kawy i idziemy zwiedzać
kościół. W kościele w dalszym ciągu odbywa się nabożeństwo, ale drzwi są już
otwarte i po zdjęciu obuwia wchodzimy. Kościół, jak i pozostałe później
zwiedzane, jest w kształcie koła. Składa się z trzech części w
kształcie pierścieni. Zewnętrzny, to ściana zrobiona z niezbyt grubych kijków na
których oparty jest dach. Ściany zewnętrzne drugiego pierścienia
pokryte są różnymi malowidłami obrazującymi sceny ze starego i nowego
testamentu. Użyte farby są jaskrawe. Wewnętrzny pierścień jest niedostępny
dla zwykłych śmiertelników, do których, niestety, my też się zaliczamy.
Tam mają wstęp tylko księża. Uczestniczący w nabożeństwie mężczyźni i
kobiety okryci są białymi szalami z bawełny.
Dopływamy do następnego klasztoru. Jest nim Azwa Marjam.
Wnętrze kościoła przyklasztornego jest również bogato zdobione XVIII
wiecznymi malowidłami. Do trzeciego klasztoru mogą wejść tylko
mężczyźni. Kibran Gebriel położony jest na malutkiej wyspie,
zbudowany w XII w. Żyje tu 40-tu mnichów. Znajduje się tu też największa
biblioteka. W tym niezwykły XV wieczny ilustrowany Żywot Chrystusa” –
ważący 27 kg. Ostatnim odwiedzanym przez nas klasztorem jest Debre Marjam. Położony jest niedaleko odpływu Nilu z jeziora Tana.Klasztory są cudowne. Przede wszystkim zachwycają malowidła wewnątrz technika i kolory, które od lat nie wypłowiały. jezioro Tana to niesamowite miejsce. Pełne mistycyzmu. Jednocześnie uświadamiamy sobie że to nie Europa a Etiopia i Afryka są kolebką chrześcijaństwa.
W drodze do klasztoru oglądamy drzewa z owocami mango, papaję, guawę i
kawę we wszystkich stadiach rozwoju – od kwiatów po dojrzały owoc.
Również widzimy i próbujemy halucynogennej rośliny nazywanej czat. Jest
powszechnie używana roślina przez Etiopczyków jako środek pobudzający
wspomagający koncentrację. W naszym przypadku nie wywołała żadnych
zauważalnych skutków, ale żucie jej zakończyliśmy po 10 min. W smaku
jest obrzydliwa.
Kończąc
bogaty we wrażenia dzień w drodze powrotnej widzimy łódki nazywanymi
tankwa, które są zrobione z papirusa. Mieszkańcy używają ich zarówno do
połowu ryb jak i środek transportu.
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz