Po
wczesnym śniadaniu i walce z pracownikiem recepcji, który był
matematycznie niedoszkolony, na piechotę ruszamy w kierunku dworca
autobusowego. Po drodze życzliwy Etiopczyk zatrzymuje dla nas minibus,
który jedzie do Gonder. Bardzo szybko w zatłoczonym busie znalazły się
dla nas miejsca, a bagaże wyładowały na dachu samochodu. Na początku
jesteśmy w stanie pełnej szczęśliwości, a spada ona decydowanie z każdym
przystankiem, który czasem jest co 100m i przybyciem nowego pasażera. W
pewnym momencie osiągamy liczbę 15 pasażerów na 9 przewidzianych w tym
pojeździe.
Po
dotarciu do Gonderu zatrzymujemy się w uroczym hotelu na wzgórzu, z
którego mamy wspaniały widok na miasto i zachód słońca. Gonder jest
bardzo ciekawym miastem i byłą stolicą regionu. Tu zamieszkuje około 350
tys. mieszkańców.
Najpierw załatwiamy sprawy związane z logistyką, czyli wyprawą w góry
Siemen i płacimy za wszystkie zarezerwowane wcześniej w Addis Abebie
przeloty na dni następne.
Następnie ruszamy zwiedzać miasto. Największą atrakcją turystyczna
Gonderu jest dzielnica królewska otoczona 17 wiecznym murem w którym
znajduje się zespół zamków. Najważniejsze w nich to pałac Facilidesa.
Wszystkie zamki zbudowane są z kamienia. Na terenie dzielnicy
królewskiej znajduje się jeszcze zamek Iasu, Kakafy, Manterap. Niestety
wszystkie są w dużym stopniu zniszczone. Żaden nie ma dachu. Wiele z
nich zostało zniszczonych w czasie II wojny światowej. Mimo to widać jak
były misternie budowane, a z przekazów wynika, że były pięknie zdobione
kością słoniową i płatkami złota.
Drugim
ważnym obiektem są łaźnie Facilidesa. Właściwie jest to zbudowana
letnia rezydencja króla na wodzie. Jednak baseny są bez wody i
prawdopodobnie były napełniane one do celów ceremonialnych. Obecnie
również napełniane są tylko w czasie Święta Timat (objawienia
pańskiego).
Następnym
interesującym punktem jest świątynia która nazywa się „Góra Trójcy
Świętej”. Jest to jedyny kościół który uratował się przed zniszczeniem
przez Derwiszów. Podobno przed zniszczeniem kościół uratował rój
pszczół, który zaatakował niszczycieli. Kościół jest wewnątrz pięknie
malowany. Na szczególną uwagę załguje sufit wymalowany głowami 80
cherubinków. Sufit jest przeuroczy. Trochę mi przypomina jeden z sufitów na Wawelu. Tu przy kościele wypijamy wspaniałą kawę przyrządzaną w tradycyjny sposób. Chyba najlepsza jaka piłam w życiu.Jej smak bardzo długo czuję w ustach.
Z kościoła jedziemy wioski Fedaszów. Felaszowie to tzw. „Czarni Żydzi”. W okresie głodu i prześladowań zostali oni przewiezieni do
Jerozolimy przez rząd Izraela i pozostawili chaty, synagogę i cmentarz.
Wszystko to zwiedzamy w towarzystwie młodszych i starszych dziewczynek,
mieszkanek tutejszej wsi.
Wracając
do miasta zahaczamy o kamienny zespół pałacowy zwany Kuskuam. Są to
ruiny pałacu królowej Matewab, która jako regentka przez wiele lat
rządziła krajem. Jeden z zakonników pokazał nam w świetle świec,
schowaną w ciemnych przedsionkach kościoła szklaną trumnę ze szkieletami
królowej i jej syna. Ruiny pałacu mogą tylko sugerować jak była to
imponująca budowla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz