piątek, 15 stycznia 2016

26 września 2009 r. Botswana

26 IX 2009 r Namibia Botswana

Windhoek - Maun

 

Wczesnym rankiem wyjechaliśmy z Windhoek do Maun w Botswanie. Mieliśmy do pokonania 800 km, przy czym większą część trasy przez pustynię Kalahari. Jak się okazało, wiza do Botswany JEST NIEPOTRZEBNA. Poza tym granicę można przekroczyć bez kontroli. Po stronie botswańskiej spotkaliśmy jednak szereg kontroli drogowych (przy niemal zerowym ruchu). Najczęściej na trasie można było spotkać pasące się przy drodze osły, kozy, krowy i czasami strusie, które w tym kraju mają prawem przewidziane pierwszeństwo, nawet na autostradzie. Ciekawe, że w momencie gdy hamujesz, żeby przepuścić zwierzęta koniecznie trzeba włączyć światła awaryjne. Pierwszym większym miastem po przekroczeniu granicy było Ghanzi. W nim chcieliśmy zjeść obiad. Niestety już o godzinie 15 w jedynej restauracji nie chciano nas obsłużyć, gdyż ciepłe posiłki serwowane są do 14. Udaliśmy się więc na zakupy do pobliskiego marketu i zaopatrzyliśmy się na własną rękę. Obiad zjedliśmy na poboczu gdzieś na pustyni. Późnym wieczorem dojechaliśmy na pole namiotowe "Audi" w Maun. Camping posiada wszelkie udogodnienia. Jest fantastycznie wyposażony. Jesteśmy zdumieni, przecież to Afryka. Rano wyruszamy na wycieczkę łodziami "mokoro" (wąskie, wydłubane w drewnie łódki), aby zobaczyć specyficzny ekosystem delty Okawagno. Gdy poszliśmy ze Zbyszkiem załatwiać  wycieczkę Bartek i Mikołaj mieli przygotować namioty do spania. Oczywiście nie słuchali instruktażu  uważnie w wypożyczalni  i mieli kłopoty z prawidłowym ich  zmontowaniem. Przy okazji używali mocnego męskiego języka. Turyści obok zrozumieli ich zdenerwowanie i pokazali jak trzeba zmontować namiot na dachu. Dziś czeka nas pierwsza noc na dachu samochodu. Żaby głośno rechoczą, niebo bardzo gwiaździste.

opuszczamy Namibie

Brama do Botswana

lunch przy drodze

widoki po drodze

nasz camping

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz