piątek, 15 stycznia 2016

3 października 2009 Zambia

3 października  2009 r. Zambia

wodospady Wictoria Falls


Zanim dotrzemy do wodospadów od strony Zambii  musimy przekroczyć granicę. Zimbabwe opuszczamy szybko. Dzięki uproszczonej procedurze wypełniamy tylko jeden kwit na 4 osoby i na samochód. Problemy zaczynają się przy wjeździe do Zambii. Okazuje się, że wbrew posiadanym przez nas informacjom za wizę tranzytową musimy zapłacić po 50 USD od osoby. Dodatkowo musieliśmy zapłacić 100.000 kwachów (ok. 25 USD) podatku od emisji dwutlenku węgla. Opłata ta jest przyjmowana wyłącznie w miejscowej walucie, a na przejściu granicznym nie ma żadnego oficjalnego punktu wymiany. Urzędnicy kierują nas do lokalnych koników. Po długich targach wymieniamy 50 euro na kwachy i dolary. Zadowoleni udajemy się do biura, finalizujemy wszystkie formalności. Urzędnicy potwierdzają, że możemy jechać dalej. Za chwilę okazuje się, że to nie koniec naszych kłopotów. Okazuje się, że musimy wykupić dodatkowe ubezpieczenie. Kosztuje nas to kolejne 30 USD - oczywiście płatnych w kwachach, co zmusza nas do kolejnej wymiany u konika. Pomimo tych perypetii wszyscy na przejściu granicznym są dla nas bardzo mili i pomocni. Wjeżdżamy do parku narodowego Victoria Falls. Wejście kosztuje 10 dolarów od osoby. Jest możliwość płacenia także w euro, pulach, randach i oczywiście kwachach. 50 euro okazuje się zbyt dużym banknotem dla miejscowej kasy i nie ma możliwości wydania nam reszty. Ponownie udajemy się do wskazanego przez kasjera konika i zamieniamy ostatnie 30 puli na 4 dolary, ponieważ dokładnie tyle nam brakuje do zapłacenia w USD. W ten sposób pozbyliśmy się wszelkiej waluty, zostało nam tylko euro i resztki dolarów namibijskich. Oglądamy  most kolejowo-drogowy nad rzeką Zambezi. Idziemy wzdłuż przepięknych wodospadów, decydujemy się zejść ponad 600 metrów w dół na dno kanionu do tzw. Boiling Pot. Po drodze spotykamy angielskiego inżyniera, który wraz z lokalnymi robotnikami przygotowuje dokumentację budowy szlaku turystycznego. Na wieść o tym, że jesteśmy z Polski oznajmił nam, że około tygodnia wcześniej był tu nijaki "Marius Pudzia" z Polski, który  podniósł na raz dwóch robotników na swoich ramionach. Oczywiście natychmiast domyślamy się że chodzi o Pudzianowskiego Schodzimy po granitowych głazach do rzeki. Musimy pokonać kamieniste strumyki. Widok z dna kanionu jest wspaniały. wąskie, 100-metrowe ściany zwieńczone na górze mostem, a w dolinie spieniona woda. Powrót na górę był zdecydowanie trudniejszy. Wędrujemy wzdłuż kanionu zatrzymując się na kolejnych punktach widokowych. Bardzo żałujemy, że w wodospadach jest tak mało wody, ale jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak ogromna ilość wody musi tędy przepływać w porze deszczowej. Pogoda zaczyna nam sprzyjać, przestaje padać deszcz i mamy 24 stopnie ciepła
Jedziemy do Livingston, gdzie tankujemy samochód i jemy obiad. Tam zjadamy pizzę za kwachy. Kwachy czyli" kłacze"- wymowa , a  pisane właśnie kwach to waluta  Zambii. Bardzo nam się ta nazwa podoba i jakoś dziwnie kojarzy.. Ruszamy w kierunku Namibii. Przed nami ponad 200 km drogi. Niestety, musimy się spieszyć, gdyż przejście graniczne zamykają o godz. 18.00. Po drodze zatrzymuje nas patrol i informuje o konieczności opłacenia kolejnego podatku - tym razem za korzystanie z drogi. Oczywiście nie posiadamy już kwachów, ale na szczęście możemy zapłacić w dolarach namibijskich. Zostajemy z samym euro. Mamy nadzieję, że to już koniec opłat w Zambii.


spadające masy wody

wyjeżdżamy z Zambii


góra pyłu wodnego
wodospady od strony Zambezi

Dodaj napis

most graniczny na Zambezi

w wąwozie Boiling Pot

ostrzeżenie dla turystów

Dodaj napis

Dodaj napis

most na Zambezi

Zbyszek szedł na bosaka

Misiek przy wodospadach

pomnik Livingstona po stronie Zambi
bawiące się małpki

bawiące się małpki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz