7 maja Bośnia i Hercegowina
Sarajewo
Śniadanie podane do pokoju. Rozstajemy się z gospodarzem i ruszamy do Sarajewa. jestem bardzo ciekawa tego miasta bowiem w dzieciństwie jakoś to nazwa działała na moją wyobraźnię. Parkujemy na ulicy i ruszamy na stare miasto. Jest to dzielnica muzułmańska. Właściwie czuję się jak w Turcji. Wszędzie piękne meczety, bazar i śpiew muezina . Mimo zniszczeń i wojny miasto odrodziło się. jest w lepszym stanie niż Mostar. Widać miejsca po kulach, ale nie spotkaliśmy zburzonych przez wojnę domów. Podziwiamy ratusz w stylu mauretańskim. jest bardzo ładny ale trochę mi nie pasuje do miejscowego klimatu. Natomiast meczety ze smukłymi minaretami dodają uroku miastu.Część meczetów jest zamknięta. Zatrzymujemy się przy restauracji gdzie bardzo ładne menu zachęca do jedzenia. Stasiu pyta o śliwowicę. Kelner obiecuje za godzinę dostarczyć 3 butelki domowej śliwowicy. Stasiu daje mu pieniądze. Za godzinę mamy wrócić. Wędrujemy po ulicy Saraci i Ferhadija Zaglądamy do starych zajazdów Morica i Kolobara. Odwiedzamy największy meczet Begova . Ale meczet jest zamknięty. Wierni tez modlą się na zewnatrz. Możemy obejrzeć tylko turboty ośmiokątne budynki - mauzolea . Obok meczetu stoi wieża zegarowa i zabytkowa medresa.
Pogoda zaczyna się psuć. Bartek polecał nam restauracje "pod Lipami" Zaglądamy do niej, ale obrazki z pierwszej lepiej działają na nasza wyobraźnię .Wracamy do pierwszej knajpki. Zamawiamy dania z obrazka. Już przy surówkach powinniśmy wykazać czujność, bo stwierdzili, że mają tylko sałatę zielona, ale brniemy dalej. kelner przynosi Stasiowi śliwowicę. Okazuje się, że dwie butelki i na dodatek ze sklepu. Oczywiście wmawia nam, że to domowa. no i nie zwraca pieniędzy za trzecią butelkę. Upominam się o resztę. Rzuca nam jakieś ochłapy. Tak to jest że nigdy w takich krajach nie daje się zaliczek. Przynoszą nam obiad. Okazuje się, że to nie zamówione danie z pieca, a jagnięcina i cielęcina z rusztu. Trudno zjadamy. mnie nawet smakuje. Tylko pozostaje niesmak. Ruszamy w drogę powrotną. Zamierzamy nocować na Węgrzech.Po drodze Stasiu kupuje na straganach przydrożnych śliwowicę.Późnym wieczorem docieramy do hotelu Ibis koło Gyoros na Węgrzech. . a następnego dnia już prosta droga do Polski. Bałkany zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zaskoczeniem były przede wszystkim miasta i kościoły Istrii. Na pewno jeszcze tam wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz