6 maja 2016
Mostar
Mostar
Wspaniałe śniadanie z
doskonałych serów i wędlin. Potem ruszamy do Mostaru. Właściciel
hotelu Galia wytłumaczył nam jak jechać najkrótszą i
najładniejszą drogą. Tym razem jedziemy na prom. Wjeżdżamy i
wydaje się że za nami nikt już się nie zmieści. Wjeżdża jeden
samochód staje pod kątem do naszego samochodu. Dosłownie kilka
centymetrów dzieli go od naszego zderzaka. Teoretycznie się
mieści. Podchodzi właściciel do Stasie i prosi żeby przesunął
się do przodu. Stasiu zamiast do przodu cofa się wprost na samochód
faceta. Myślałam że padnę. Wgniótł mu lekko zderzak Facet
powiedział że nic się nie stało. Przejazd trwa parę minut. Potem
do przodu. Droga kręta malownicza, Przekraczamy granicę. Okazuje
się że przekraczamy najpierw granicę Czarnogóry jedziemy przez
Serbie paręset metrów i granica Bośni i Hercegowiny. Po
przekroczeniu granicy jest ładne miasteczko Trebinje z piękna
cerkwią trochę mi przypomina bułgarskie cerkwie ale one nie sa tak
pięknie malowane. Malunki natomiast kojarzą mi się z kościółkami
w Etiopii Niedaleko Trebnij leży jeszcze jedna miejscowość Trvdos.
To jest świątynia z IV wieku. Też przecudnie malowana. Wokół
świątyni wspaniałe kwiaty a oprócz tego jest jeszcze sklep z
winami. Produkcji miejscowych mnichów. Zaopatrujemy się w nie na
wieczór. Tera już prawie prosta droga do Mostaru chociaż
zahaczamy o Blagaj. Jest to miejsce gdzie znajduje się dom
derwiszów wciśnięty w skałę która jakby pochylała się nad
nim. Obok wypływa spod skały rzeka. Całość jest bardzo malownicza
ale jakoś nie powaliła mnie na kolana. Wszędzie pełno knajpek .
Stasiu nie daje za wygraną musimy tu zjeść chociaż ja optowałam
za obiadem w Mostarze. zamawiamy to co wczoraj czyli mix owoców
morza. Niestety daleko temu zestawowi do wczorajszej uczty chociaż
pewnie w Warszawie byśmy byli wniebowzięci takim daniem. W
międzyczasie rozpętała się burza. Leje jak z cebra walą pioruny
a my siedzimy pod ogromnym parasolem. Zrobiło się chłodno. Gdy
trochę ustało wracamy do samochodu i ruszamy do Mostaru. Parkujemy
tuz przy starym mieście. Najpierw najsłynniejszy most. Widać
niestety że nowy. Wprawdzie odbudowany dokładnie tą samą metodą
jak był zbudowany ale niestety to nie ten sam most chociaż jest
bardzo ładny. Robimy mnóstwo zdjęć. Bazarem tureckim idziemy do
meczetu. Po raz pierwszy wchodzę na minaret. Na ten cieniutki
turecki minaret. Ma 90 schodków ale w nagrodę najpiękniejszy widok
na most i Mostar. Zwiedzamy Mostar ale największe wrażenie na nas
robią cmentarze z grobami zamordowanych i poległych mieszkańców
Mostaru. Wszystko młodzi mężczyźni. Jest też kilka zrujnowanych
budynków pozostałości wojny banki, budynku rządowe. Robi to na
nas przygnębiające wrażenie. Docieramy do krzywego mostu, który
jest miniaturką mostu tureckiego / tego słynnego mostarskiego/
mostek jest uroczy na dodatek kamienny tak jak wszystko wokoło to
znaczy domy, ulice, dachówki, umocnienia nabrzeża rzeczki. Na
koniec idziemy na słodycze w kawiarni. Zjadamy pyszne ciastka i do
tego kawa po bośniacku tzn. gęsta mocna i w tygielku. Stawia mnie na
nogi. Ponieważ jest już późno jedziemy hotelu. Nie możemy wbić
adresu, nie ma też w GPS takiego pensjonatu. Zaczynam szukać w
swoim telefonie. Znajduję ale na trochę innej ulicy ale tuz obok.
Jedziemy tam ale nie ma . W końcu pytamy ludzi. Facet wsiada do
samochodu i podwozi nas na miejsce. Pensjonat w porządku. Jutro rano
ruszamy do Sarajewa.Zapomniałam dodać, że Mostar to w dużej części muzułmanie z Turcji i klimat oraz architektura bliskowschodnie.
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz