sobota, 27 sierpnia 2016

Brazylia 2008




Brazylia po raz drugi
20-26 października 2008 r

20 października
Cała noc lecimy najpierw do Guayaquil potem do Limy potem do San Paulo by lekko po południu. wylądować w Foz Iguasu  Na lotnisku czekali na nas Ewa i Gerald.. Jedziemy do znanego mi już z wcześniejszego pobytu rodzinnego hoteliku - pousady  Evelina. Mamy sentyment do tej pousady, bo prowadzi go Polka, mówiąca doskonale po polsku. Jest to  leciwa osoba, która nigdy nie była w Polsce. Jest kolejnym pokoleniem emigrantów. Jej dzieci też doskonale mówią po polsku. Taki miły akcent. Zostawiamy bagaże i w pierwszej kolejności jedziemy na obiad. Oczywiście zamawiamy steki z picanii. Picanie to najlepszy kawałek mięsa z wołu brazylijskiego. Steki są ogromne. My z Ewą nie dajemy rady zjeść. Skutecznie pomaga nam w tym Bartek. Najedzeni ruszamy do parku ptaków przy wodospadach. Jest to wspaniały park z mnóstwem ptaków zamieszkujących Amerykę Południową. Najbardziej fascynują nas tukany. Siedzą sobie spokojnie na poręczy mostku ze swoimi ogromnymi dziobami. Chcę Bartkowi zrobić zdjęcie z tukanem ale on podchodzi do niego z dużą dozą ostrożnością.  Park jest wspaniały Jestem tu drugi raz, a jednak  wciąż mnie zaciekawia. Z parku jedziemy do wodospadów. Wodospady są po stronie brazylijskiej i po stronie argentyńskiej Dzisiaj oglądamy je od strony brazylijskiej. Jest mnóstwo wody. Poprzednim razem jak byłam niestety nie było tak dużo wody. Widoki są wspaniałe. Nad wodospadami latają małe czarne ptaszki podobne do jaskółek. One mają gniazda na skałach za wodą. Za każdym razem jak wzbijają się do góry muszą pokonać strumień wody spadający z góry. Po wrażeniach dnia wracamy do hotelu. Idziemy na kolację równie wspaniałą jak obiad.


Dodaj napis

papuga hiacyntowa

Dodaj napis

Dodaj napis

trzeba uważać by nie zdeptać ptaka

Dodaj napis

Dodaj napis

tukan

czyżby Bartek bał się tukana

Dodaj napis

z ciocią Ewą

Dodaj napis

Dodaj napis

?
Dodaj napis

co za cudak?

Dodaj napis

ogromny motyl

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

piękne wodospady

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Ewa i Bartek

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis
















21 października
Po wspaniałym śniadaniu w pousadzie  zabieramy bagaże i jedziemy na argentyńską stronę wodospadów. Dzisiaj jedzie z nami Gerald. Kupujemy bilety i specjalną kolejką jedziemy na punkty widokowe. Wodospady od strony Argentyny są bardziej widowiskowe. Cieszy nas ogromna ilość wody, bo  wtedy wrażenia są większe. Postanawiamy podpłynąć pontonem pod gardziel Diabła. Jest to największy z wodospadów. Ponton chybocze na wszystkie strony. Oczywiście wycieczka jest bardzo bezpieczna. Dostajemy kapoki. Jesteśmy cali mokrzy od wodnego pyłu unoszącego się w powietrzu. Bardzo nam się  zabawa podoba. Potem idziemy wysoką skarpą i podziwiamy kolejne  przestrzenie wodospadów. Wszędzie pełno wody. Dochodzimy znowu do gardzieli Diabła . Teraz widzimy ja z góry. Robi piorunujące wrażenie. Mimo że stoimy dosyć daleko pył wodny tak nas zmoczył że wyglądamy jakbyśmy wyszli spod prysznica. Gdy obejrzeliśmy już wszystko obiad we wspaniałej argentyńskiej restauracji. Znajduje się ona na terenie parku. Jedzenie wspaniałe. Obżarci  ruszamy  do Paragwaju.  Przejeżdżamy rzekę Paranę, która jest matką wodospadu. Paragwaj w tym miejscu to  raj dla handlarzy,  przemytników. Nic ciekawego nie widzimy  i rezygnujemy. Gdy wsiadamy do samochodu zaczepia nas  chłopak i żąda od Geralda pieniędzy za pilnowanie samochodu. Gerald wykłóca się ale w końcu mu płaci stwierdzając że  w przeciwnym razie  chłopak mógł mu zarysować  samochód  gwoździem. Zapomniałam zaznaczyć że Gerald ma wspaniałego Mercedessa „ beczkę”. Stary chyba już antyk ale jest to ukochane  auto Geralda.
Po drodze zahaczamy o  elektrownię Itaipu. Została ona zbudowana  na przełomie lat 70 i 80 XX wieku. Zostały zniszczone jeszcze większe i piękniejsze wodospady Itaipu. Elektrownia zasila w prąd Paragwaj, Brazylię i Argentynę. Jedziemy do Casqawell miasta w którym mieszkają Ewa i Gerald z rodziną. Po kilku godzinach docieramy na miejsce. W domu zastajemy Ankę z mężem i dziećmi oraz Monikę z rodziną. Zjadamy wspólnie kolację. Jest bardzo wesoło, jak w rodzinie. Wieczorem Gerald  pyta Bartka  "Idziesz ze mną do kościoła?". Jestem trochę zaskoczona, bo pora późna a Gerald znowu nie z tych co po kościołach latają. Zanim zaskoczony Bartek cokolwiek powiedział odzywa się Ewa. "Do kościoła gdzie kielichami dzwonią ?"  I wszystko stało się jasne. 



To już pożegnanie z Brazylią


Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

w gardzieli diabła

Dodaj napis

wspaniałe wodospady

pontonem podpływa się pod gardziel diabła

widok z mostku

kipiel

wspaniała przygoda

płyniemy pod gardziel Diabła

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

cudne wodospady


Dodaj napis

przy gardzieli Diabła  Bartek Ewa i Gerald

Dodaj napis

Dodaj napis

kolejka do wodospadów

elektrownia i zapora Itaipu




22 października

Śniadanie u Ewy równie wspaniałe jak w Pousadzie

Oglądamy ogród Ewy gdzie rosną  pomarańczowe cytryny,  kawa, i piękne drzewo  paranapicaba, które kwitnie na żółto. Gerald przygotowuje nam Yerba Mate. Jest to napój pity w specjalnym naczyniu przez gauchów. Pije się go powoli przez metalową słomkę.. Po tradycyjnym obiedzie wyjeżdżamy  zwiedzać okolice miasteczka. Niedaleko jest zalew, nad którym jest mnóstwo  domków wypoczynkowych. Wszystko znajduje się w pięknym lesie. Wracamy do  domu , bo dzisiaj jest u Moniki grill. Monika ma piękny dom z basenem. Mężczyźni przygotowują mięsiwa, a kobiety sałatki i resztę. Jemy pyszne mięsa, a szczególnie picanie. Pijemy caipirinię czyli drink  z cashasy(Wódki z trzciny cukrowej) z  limonką. Pycha. Bawimy się doskonale. Widzę że Bartkowi nie przeszkadza bariera językowa. Nie wszyscy znają angielski. Późną nocą wracamy do domu Ewy.

gerald z najmłodszym wnukiem

Ewa pije yerba mate

Bartek z napojem gauchów

słynna beczka Geralda

ukochane "dziecko" Geralda

 Uryk pies haski który je banany

synek Moniki i Juniora




23 października


Dziś jedziemy do Kurytyby. Mamy do przejechania około 600 kilometrów. Wyruszamy wcześnie rano. Po drodze zatrzymujemy się z restauracji prowadzonej prze Polaków. Oczywiście jest to kolejne pokolenie emigrantów. Prowadzą polska restaurację.  Z zewnątrz przypomina  góralski domek. W środku kiełbasy szynki. Gdy dowiadują się, że jesteśmy z Polski częstują nas swoimi wyrobami.. Jedziemy szeroką szosą. Gdzieniegdzie stoją piękne araukarie. Są to drzewa typowe dla Brazylii. Bardzo wysokie z pięknym parasolem  jako koroną. Ewa opowiada, że gdy przyjechała w latach 70 dziesiątych droga z Kurytyby do Foz cała była zarośnięta tymi drzewami. Teraz prawie wszystko wycięte. Dojeżdżamy do  restauracji na  obiad. Jest to churrascaria, czyli głównie mięso z grilla. Można jeść ile się da.  Kelnerzy przynoszą nam coraz  lepsze  mięso na długich  rożnach i kroją na talerze. Jesteśmy już tak obżarci, że nie możemy patrzeć na jedzenie, a tu przychodzi do nas kelner i  prosząco proponuje swój makaron. Przykro nam, że nikt nie chce makaronu i że sprawiamy mu  zawód, ale nic nie jesteśmy w stanie już zmieścić. Ruszamy do Kurytyby. Po drodze zatrzymujemy się w Villa Vieha. Znajdują się tu przepiękne formy skalne. Każdy głaz coś przypomina. Jest nawet butelka Coca coli. Wędrujemy  wśród skał uruchamiając wyobraźnię. Późnym popołudniem docieramy do Kurytyby. Instalujemy  się w hotelu i ruszamy na miasto. Kurytyba jest polskim ośrodkiem emigracyjnym. Jest też uważana za jedno z najładniejszych  miast Brazylii. Przede wszystkim jest tu mnóstwo parków. Bardzo dużo obiektów zaprojektowanych jest przez Polaków. Idziemy do parku, w którym  jest mnóstwo  kapibar. Kapibary to największe gryzonie na świecie. Są bardzo sympatyczne. Nie boją się ludzi, bo nikt im w parku nie robi krzywdy.


lunch w churrascarii

widoki w villa Vieha

Villa Vieha

Dodaj napis

Dodaj napis

Villa Vieha

Dodaj napis

Dodaj napis

Villa Vieha

Dodaj napis

Dodaj napis

Kurytyba

capibara

Dodaj napis






 24 października



O świcie Ewa odwozi nas na lotnisko. Zegnamy się i  lecimy   do Rio de Janeiro. Lądujemy  i szybko do hotelu. Przed nami zwiedzanie Rio. Najpierw Corcovado i statua Chrystusa.. Podjeżdżamy do kolejki wwożącej  pasażerów praktycznie n szczyt. Można iść pieszo przez park ale nie tym razem Nie bardzo mamy czas. Fają czerwona kolejką wjeżdżamy na górę. Widok  niesamowity. Całe Rio u stóp. Widzimy plaże. Marakanę. Oczywiście robimy mnóstwo zdjęć  z Chrystusem. W kawiarence  pijemy kawę. I podziwiamy widoki. Gdy zjeżdżamy na dół Bartek nie może się oprzeć by nie kupić sobie koszulki canarinhos. Robimy sobie spacer uliczkami Rio. Po drodze wchodzimy na lunch. Tu  płaci się za  wagę tego co na talerzu. Oczywiście preferujemy pyszne mięsa z rusztu. . Objedzony Bartek idzie po deser i przynosi kolejne porcje mięsa, „bo facet tak pięknie prosił”. Objedzeni do granic możliwości jedziemy na głowę cukru. Jest to góra, która ma kształt cukrowej głowy. Tu wjeżdża się na górę dwoma kolejkami linowymi. . Na stacji pośredniej jest przesiadka. Na górze widoki oszałamiające. To trudno opowiedzieć. To trzeba zobaczyć. Naszym zachwytom nie ma końca.. Zostajemy na górze do wieczora. Wcale nam się nie chce wracać.. Gdy zjeżdżamy na stacji przesiadkowej w pewnym momencie widzimy czyjeś palce zaczepione o skałę. Okazuje się że to wspinacze skałkowi zdobywają górę cukru. Zadowolenie i szczęśliwi wracamy do hotelu.




kolejka na Corcovado

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

marzenia się spełniają

Dodaj napis

Dodaj napis

głowa cukru

Dodaj napis

Dodaj napis

maszynista Bartek

znowu obżarstwo

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

na Górze cukru

Dodaj napis

widok z Głowy Cukru

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

zachód słońca nad Rio

widok z Głowy Cukru na Corcovado

widok z Głowy Cukru

Dodaj napis

pełnia szczęścia

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

wspinacze skałkowi zdobywają głowę cukru


25 października




Rano jedziemy zobaczyć katedrę w Rio. Ma ona dość nietypowy wygląd. Jest w kształcie  ściętego stożka. Wewnątrz pełno witraży. Podobno może pomieścić 200 tysięcy osób. Jakoś nie możemy w to uwierzyć.
Bartkowi zdecydowanie się nie podoba. Idziemy na plażę Copacabana by zażyć trochę  atmosfery Rio. Obserwujemy ludzi. Mało kto leży [plackiem na plaży. Brazylijczycy wykazują dużą aktywność. Pływają, grają w siatkówkę, budują piękne rzeźby z piasku. W pewnym momencie bartek stwierdził iż Brazylia to cudowny kraj do życia - piękna pogoda, ciepłe morze, wspaniałe jedzenie, jeszcze lepsze trunki, piękne dziewczyny no i piłka nożna i siatkówka.  W południe idziemy do currascarii by zjeść lunch. Do wybranej przez nas i rekomendowanej przez przewodniki kolejka. Cierpliwie czekamy. W trakcie czekania kelner przynosi czekającym poczęstunek. Gdy dostajemy się do środka wiemy że to nasz ostatni obiad w Brazylii i zapewne jeden z najlepszych. Objedliśmy się do  granic wytrzymałości. Mięsa były tak pyszne  dosłownie rozpływały się w ustach. Na koniec Bartek postanowił zjeść deser. Kelner woził na wózku ciastka. Podbiegł do niego obejrzał i cap za ciastko. Kelner za nim krzyczy żeby oddał bo to sztuczne , a prawdziwe zaraz mu przyniesie. Pękaliśmy ze śmiechu ze zdarzenia. Po obiedzie wróciliśmy do hotelu, by się przebrać i iść na mecz. Mieliśmy sprzeczne informacje co do godziny meczu. Ja pamiętałam że kiedyś był o 18. Pytaliśmy jednego faceta  który sprzedawał bilety powiedział nam że o 16. Gdy wróciliśmy do hotelu Bartek s twierdził  że  z przejedzenia bardzo chce mu się spać. Zdrzemnie się na chwilę. Ja też zasnęłam. Obudziłam się o wpół do szóstej . Chciałam zażartować z Bartka że przespał mecz. On specjalnie mi nie uwierzył. Zbiegliśmy na dół. Łapiemy taksówkę. Gdy zamawiamy kurs na Maracanę kierowca  zaskoczony mówi nam że  mecz właśnie się skończył. No to trzeba mieć pecha. Przecież zostaliśmy specjalnie dłużej jeden dzień by iść na mecz. No trudno. Jako rekompensatę idziemy na pokaz samby i innych tańców brazylijskich. Jedziemy do Platformy. Jesteśmy zaskoczeni kunsztem tancerzy, strojami. Szczególnie  niesamowite tańce capoeiry. Coś niesamowitego. Pełni wrażeń wracamy do hotelu.

katedra

pomnik Jana Pawła II

Copacabana

na plaży

rzeźby z piasku

Dodaj napis

w Brazylii już świta chociaż to październik

pokaz tańców brazylijskich

Dodaj napis

samba

Dodaj napis

Dodaj napis








26 października


To ostatni dzień naszej miesięcznej wyprawy. Najpierw pakowanie. Oddajemy walizki do przechowania i jedziemy na Maracanę. Dzisiaj można ją zwiedzać. Przynajmniej to. Wchodzimy na trybuny, oglądamy zaplecze, miejsca do wypoczynku, szatnie, wychodzimy na stadion  wejściem piłkarzy. \Oglądamy muzeum gdzie oczywiście królem jest Pele. Bartek skubie kawałek murawy  z boiska. Wracamy na plażę. Łapiemy jeszcze trochę słońca. Obiad z znanej nam restauracji. Opychamy się z umiarem , bo przecież przed nami ciężka noc. Jest bardzo gorąca. Spacerujemy deptakiem wzdłuż  Copacabany i Ipameny i Leblon. Widzimy pudelka w bucikach. Gorący chodnik zrobiony z granitu parzył mu łapki. Niestety musimy wracać do hotelu. Ja się przebieram w  podróżne  ciuchy. Bartek postanawia  lecieć do Polski z resztkami piasku z Copacabany, w japonkach i bermudach plażowych. Rozgrzani słońcem jedziemy na lotnisko. Zegnaj Rio.
Ale to nie koniec naszych przygód. Do Paryża dolatujemy z opóźnieniem. Nasz samolot do Warszawy odleciał. Następny późnym wieczorem. Jest 7 rano. Na lotnisku ludzie ubrani w ciepłe rzeczy. Bartek w stroju prosto z plaży. Cały dzień przesiedzieliśmy na lotnisku. Mnie było trochę zimno Bartkowi bardziej. O 23 dolatujemy do Warszawy a tu śnieg na ulicach. Bartek w klapkach  po śniegu  szedł do samochodu. Maciek kupił nam  chleb. Smalec domowy i ogórki. Fajny  chłopak


odcisk stopy Pele

Pele jest bożyszczem

ale strzał

maracana

Dodaj napis

fawela

piwo na Maracanie

Dodaj napis

Dodaj napis

tablica upamiętniająca  Jana Pawła II

 w szatni piłkarzy

Dodaj napis

Dodaj napis

trzeba skubnąć trochę murawy

wyjście z szatni na boisko

Copacabana

plażujemy na Copacabanie

 zgrabne dziewczyny

plaża Ipanema

wstęp do obżarstwa

w churascarii

Poproszę duuuży kawałek

pasaż wzdłuż Copacabany

piesek w bucikach






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz