Brazylia po raz drugi
20-26 października 2008 r
20
października
Cała noc
lecimy najpierw do Guayaquil potem do Limy potem do San Paulo by lekko po południu. wylądować w Foz Iguasu Na lotnisku czekali na nas Ewa i
Gerald.. Jedziemy do znanego mi już z wcześniejszego pobytu rodzinnego hoteliku - pousady Evelina. Mamy sentyment do tej pousady, bo
prowadzi go Polka, mówiąca doskonale po polsku. Jest to leciwa osoba, która nigdy nie była w Polsce. Jest
kolejnym pokoleniem emigrantów. Jej dzieci też doskonale mówią po polsku. Taki
miły akcent. Zostawiamy bagaże i w pierwszej kolejności jedziemy na obiad.
Oczywiście zamawiamy steki z picanii. Picanie to najlepszy kawałek mięsa z wołu
brazylijskiego. Steki są ogromne. My z Ewą nie dajemy rady zjeść. Skutecznie
pomaga nam w tym Bartek. Najedzeni ruszamy do parku ptaków przy wodospadach. Jest
to wspaniały park z mnóstwem ptaków zamieszkujących Amerykę Południową.
Najbardziej fascynują nas tukany. Siedzą sobie spokojnie na poręczy mostku ze
swoimi ogromnymi dziobami. Chcę Bartkowi zrobić zdjęcie z tukanem ale on
podchodzi do niego z dużą dozą ostrożnością. Park jest wspaniały Jestem tu drugi raz, a
jednak wciąż mnie zaciekawia. Z parku
jedziemy do wodospadów. Wodospady są po stronie brazylijskiej i po stronie
argentyńskiej Dzisiaj oglądamy je od strony brazylijskiej. Jest mnóstwo wody.
Poprzednim razem jak byłam niestety nie było tak dużo wody. Widoki są wspaniałe.
Nad wodospadami latają małe czarne ptaszki podobne do jaskółek. One mają
gniazda na skałach za wodą. Za każdym
razem jak wzbijają się do góry muszą pokonać strumień wody spadający z góry. Po
wrażeniach dnia wracamy do hotelu. Idziemy na kolację równie wspaniałą jak obiad.
|
Dodaj napis |
|
papuga hiacyntowa |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
trzeba uważać by nie zdeptać ptaka |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
tukan |
|
czyżby Bartek bał się tukana |
|
Dodaj napis |
|
z ciocią Ewą |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
?
|
Dodaj napis |
|
co za cudak? |
|
Dodaj napis |
|
ogromny motyl |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
piękne wodospady |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Ewa i Bartek |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
21
października
Po
wspaniałym śniadaniu w pousadzie
zabieramy bagaże i jedziemy na argentyńską stronę wodospadów. Dzisiaj
jedzie z nami Gerald. Kupujemy bilety i specjalną kolejką jedziemy na punkty
widokowe. Wodospady od strony Argentyny są bardziej widowiskowe. Cieszy nas
ogromna ilość wody, bo wtedy wrażenia są
większe. Postanawiamy podpłynąć pontonem pod gardziel Diabła. Jest to
największy z wodospadów. Ponton chybocze na wszystkie strony. Oczywiście
wycieczka jest bardzo bezpieczna. Dostajemy kapoki. Jesteśmy cali mokrzy od
wodnego pyłu unoszącego się w powietrzu. Bardzo nam się zabawa podoba. Potem idziemy wysoką skarpą i
podziwiamy kolejne przestrzenie
wodospadów. Wszędzie pełno wody. Dochodzimy znowu do gardzieli Diabła . Teraz
widzimy ja z góry. Robi piorunujące wrażenie. Mimo że stoimy dosyć daleko pył
wodny tak nas zmoczył że wyglądamy jakbyśmy wyszli spod prysznica. Gdy
obejrzeliśmy już wszystko obiad we wspaniałej argentyńskiej restauracji. Znajduje
się ona na terenie parku. Jedzenie wspaniałe. Obżarci ruszamy
do Paragwaju. Przejeżdżamy rzekę
Paranę, która jest matką wodospadu. Paragwaj w tym miejscu to raj dla handlarzy, przemytników. Nic ciekawego nie widzimy i rezygnujemy. Gdy wsiadamy do samochodu zaczepia
nas chłopak i żąda od Geralda pieniędzy
za pilnowanie samochodu. Gerald wykłóca się ale w końcu mu płaci stwierdzając
że w przeciwnym razie chłopak mógł mu zarysować samochód
gwoździem. Zapomniałam zaznaczyć że Gerald ma wspaniałego Mercedessa „
beczkę”. Stary chyba już antyk ale jest to ukochane auto Geralda.
Po drodze
zahaczamy o elektrownię Itaipu. Została
ona zbudowana na przełomie lat 70 i 80
XX wieku. Zostały zniszczone jeszcze większe i piękniejsze wodospady Itaipu.
Elektrownia zasila w prąd Paragwaj, Brazylię i Argentynę. Jedziemy do Casqawell
miasta w którym mieszkają Ewa i Gerald z rodziną. Po kilku godzinach docieramy
na miejsce. W domu zastajemy Ankę z mężem i dziećmi oraz Monikę z rodziną.
Zjadamy wspólnie kolację. Jest bardzo wesoło, jak w rodzinie. Wieczorem Gerald pyta Bartka "Idziesz ze mną do kościoła?". Jestem trochę zaskoczona, bo pora późna a Gerald znowu nie z tych co po kościołach latają. Zanim zaskoczony Bartek cokolwiek powiedział odzywa się Ewa. "Do kościoła gdzie kielichami dzwonią ?" I wszystko stało się jasne.
|
To już pożegnanie z Brazylią |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
w gardzieli diabła |
|
Dodaj napis |
|
wspaniałe wodospady |
|
pontonem podpływa się pod gardziel diabła |
|
widok z mostku |
|
kipiel |
|
wspaniała przygoda |
|
płyniemy pod gardziel Diabła |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
cudne wodospady |
|
Dodaj napis |
|
przy gardzieli Diabła Bartek Ewa i Gerald |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
kolejka do wodospadów |
|
elektrownia i zapora Itaipu |
22 października
Śniadanie u Ewy równie wspaniałe jak w Pousadzie
Oglądamy ogród Ewy gdzie rosną
pomarańczowe cytryny,
kawa, i piękne drzewo
paranapicaba, które kwitnie na żółto. Gerald przygotowuje nam Yerba Mate. Jest to napój pity w specjalnym naczyniu przez
gauchów. Pije się go powoli przez metalową słomkę.. Po tradycyjnym obiedzie
wyjeżdżamy
zwiedzać okolice miasteczka.
Niedaleko jest zalew, nad którym jest mnóstwo
domków wypoczynkowych. Wszystko znajduje się w pięknym lesie. Wracamy
do
domu , bo dzisiaj jest u Moniki
grill. Monika ma piękny dom z basenem. Mężczyźni przygotowują mięsiwa, a
kobiety sałatki i resztę. Jemy pyszne mięsa, a szczególnie picanie. Pijemy
caipirinię czyli drink
z cashasy(Wódki z trzciny cukrowej)
z limonką. Pycha. Bawimy się doskonale. Widzę
że Bartkowi nie przeszkadza bariera językowa. Nie wszyscy znają angielski.
Późną nocą wracamy do domu Ewy.
|
gerald z najmłodszym wnukiem |
|
Ewa pije yerba mate |
|
Bartek z napojem gauchów |
|
słynna beczka Geralda |
|
ukochane "dziecko" Geralda |
|
Uryk pies haski który je banany |
|
synek Moniki i Juniora |
23 października
Dziś
jedziemy do Kurytyby. Mamy do przejechania około 600 kilometrów. Wyruszamy wcześnie
rano. Po drodze zatrzymujemy się z restauracji prowadzonej prze Polaków.
Oczywiście jest to kolejne pokolenie emigrantów. Prowadzą polska restaurację.
Z zewnątrz przypomina
góralski domek. W środku kiełbasy szynki. Gdy
dowiadują się, że jesteśmy z Polski częstują nas swoimi wyrobami.. Jedziemy
szeroką szosą. Gdzieniegdzie stoją piękne araukarie. Są to drzewa typowe dla Brazylii. Bardzo
wysokie z pięknym parasolem
jako koroną.
Ewa opowiada, że gdy przyjechała w latach 70 dziesiątych droga z Kurytyby do
Foz cała była zarośnięta tymi drzewami. Teraz prawie wszystko wycięte.
Dojeżdżamy do
restauracji na
obiad. Jest to churrascaria, czyli głównie
mięso z grilla. Można jeść ile się da.
Kelnerzy
przynoszą nam coraz
lepsze
mięso na długich
rożnach i kroją na talerze. Jesteśmy już tak
obżarci, że nie możemy patrzeć na jedzenie, a tu przychodzi do nas kelner i
prosząco proponuje swój makaron. Przykro nam,
że nikt nie chce makaronu i że sprawiamy mu
zawód, ale nic nie jesteśmy w stanie już zmieścić. Ruszamy do Kurytyby. Po
drodze zatrzymujemy się w Villa Vieha. Znajdują się tu przepiękne formy skalne.
Każdy głaz coś przypomina. Jest nawet butelka Coca coli. Wędrujemy
wśród skał uruchamiając wyobraźnię. Późnym
popołudniem docieramy do Kurytyby. Instalujemy
się w hotelu i ruszamy na miasto. Kurytyba jest
polskim ośrodkiem emigracyjnym. Jest też uważana za jedno z
najładniejszych
miast Brazylii. Przede
wszystkim jest tu mnóstwo parków. Bardzo dużo obiektów zaprojektowanych jest
przez Polaków. Idziemy do parku, w którym
jest mnóstwo
kapibar. Kapibary to
największe gryzonie na świecie. Są bardzo sympatyczne. Nie boją się ludzi, bo
nikt im w parku nie robi krzywdy.
|
lunch w churrascarii |
|
widoki w villa Vieha |
|
Villa Vieha |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Villa Vieha |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Villa Vieha |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Kurytyba |
|
capibara |
|
Dodaj napis |
24 października
O świcie Ewa odwozi nas na lotnisko. Zegnamy się i lecimy do Rio de Janeiro. Lądujemy
i szybko do hotelu. Przed nami zwiedzanie Rio. Najpierw Corcovado i
statua Chrystusa.. Podjeżdżamy do kolejki wwożącej pasażerów praktycznie n szczyt. Można iść
pieszo przez park ale nie tym razem Nie bardzo mamy czas. Fają czerwona kolejką
wjeżdżamy na górę. Widok niesamowity.
Całe Rio u stóp. Widzimy plaże. Marakanę. Oczywiście robimy mnóstwo zdjęć z Chrystusem. W kawiarence pijemy kawę. I podziwiamy widoki. Gdy
zjeżdżamy na dół Bartek nie może się oprzeć by nie kupić sobie koszulki canarinhos. Robimy sobie spacer uliczkami Rio. Po drodze wchodzimy na lunch.
Tu płaci się za wagę tego co na talerzu. Oczywiście
preferujemy pyszne mięsa z rusztu. . Objedzony Bartek idzie po deser i przynosi
kolejne porcje mięsa, „bo facet tak pięknie prosił”. Objedzeni do granic
możliwości jedziemy na głowę cukru. Jest to góra, która ma kształt cukrowej
głowy. Tu wjeżdża się na górę dwoma kolejkami linowymi. . Na stacji pośredniej
jest przesiadka. Na górze widoki oszałamiające. To trudno opowiedzieć. To
trzeba zobaczyć. Naszym zachwytom nie ma końca.. Zostajemy na górze do
wieczora. Wcale nam się nie chce wracać.. Gdy zjeżdżamy na stacji przesiadkowej
w pewnym momencie widzimy czyjeś palce zaczepione o skałę. Okazuje się że to
wspinacze skałkowi zdobywają górę cukru. Zadowolenie i szczęśliwi wracamy do
hotelu.
|
kolejka na Corcovado |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
marzenia się spełniają |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
głowa cukru |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
maszynista Bartek |
|
znowu obżarstwo |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
na Górze cukru |
|
Dodaj napis |
|
widok z Głowy Cukru |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
zachód słońca nad Rio |
|
widok z Głowy Cukru na Corcovado |
|
widok z Głowy Cukru |
|
Dodaj napis |
|
pełnia szczęścia |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
wspinacze skałkowi zdobywają głowę cukru |
25 października
Rano
jedziemy zobaczyć katedrę w Rio. Ma ona dość nietypowy wygląd. Jest w
kształcie ściętego stożka. Wewnątrz
pełno witraży. Podobno może pomieścić 200 tysięcy osób. Jakoś nie możemy w to
uwierzyć.
Bartkowi
zdecydowanie się nie podoba. Idziemy na plażę Copacabana by zażyć trochę atmosfery Rio. Obserwujemy ludzi. Mało kto
leży [plackiem na plaży. Brazylijczycy wykazują dużą aktywność. Pływają, grają
w siatkówkę, budują piękne rzeźby z piasku. W pewnym momencie bartek stwierdził
iż Brazylia to cudowny kraj do życia - piękna pogoda, ciepłe morze, wspaniałe
jedzenie, jeszcze lepsze trunki, piękne dziewczyny no i piłka nożna i siatkówka. W południe idziemy do currascarii by zjeść lunch.
Do wybranej przez nas i rekomendowanej przez przewodniki kolejka. Cierpliwie
czekamy. W trakcie czekania kelner przynosi czekającym poczęstunek. Gdy
dostajemy się do środka wiemy że to nasz ostatni obiad w Brazylii i zapewne
jeden z najlepszych. Objedliśmy się do
granic wytrzymałości. Mięsa były tak pyszne dosłownie rozpływały się w ustach. Na koniec
Bartek postanowił zjeść deser. Kelner woził na wózku ciastka. Podbiegł do niego
obejrzał i cap za ciastko. Kelner za nim krzyczy żeby oddał bo to sztuczne , a
prawdziwe zaraz mu przyniesie. Pękaliśmy ze śmiechu ze zdarzenia. Po obiedzie
wróciliśmy do hotelu, by się przebrać i iść na mecz. Mieliśmy sprzeczne
informacje co do godziny meczu. Ja pamiętałam że kiedyś był o 18. Pytaliśmy
jednego faceta który sprzedawał bilety
powiedział nam że o 16. Gdy wróciliśmy do hotelu Bartek s twierdził że z
przejedzenia bardzo chce mu się spać. Zdrzemnie się na chwilę. Ja też zasnęłam.
Obudziłam się o wpół do szóstej . Chciałam zażartować z Bartka że przespał
mecz. On specjalnie mi nie uwierzył. Zbiegliśmy na dół. Łapiemy taksówkę. Gdy
zamawiamy kurs na Maracanę kierowca
zaskoczony mówi nam że mecz
właśnie się skończył. No to trzeba mieć pecha. Przecież zostaliśmy specjalnie
dłużej jeden dzień by iść na mecz. No trudno. Jako rekompensatę idziemy na
pokaz samby i innych tańców brazylijskich. Jedziemy do Platformy. Jesteśmy zaskoczeni
kunsztem tancerzy, strojami. Szczególnie
niesamowite tańce capoeiry. Coś niesamowitego. Pełni wrażeń wracamy do
hotelu.
|
katedra |
|
pomnik Jana Pawła II |
|
Copacabana |
|
na plaży |
|
rzeźby z piasku |
|
Dodaj napis |
|
w Brazylii już świta chociaż to październik |
|
pokaz tańców brazylijskich |
|
Dodaj napis |
|
samba |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz