Argentyna
18 -19 Listopada
Chilen Chico - El Chalten
Wstajemy przed siódmą. Zjadamy swoje śniadanie . Taksówka podjeżdża o czasie. Facet podwozi nas w parę minut do granicy. Tu pusto. Podjeżdża tylko jeden Hilux. Odprawimy się z Chile. Kobieta odprawiająca nas zdziwiona, że my nie jesteśmy samochodem. Na granicy nic nie ma, a musimy dotrzeć do granicy argentyńskiej. To parę kilometrów. Wczoraj w przewodniku wyczytałam, że o 9 rano z Los Antiquos odjeżdża autobus do El Chalten. Denerwuję się, że nie zdążymy. Proszę ludzi z jedynego samochodu, żeby zabrali nas i podwieźli do granicy. Jakoś się zgadzają, ale są problemy. W samochodzie jest 5 miejsc, a oni jadą z małym dzieckiem w foteliku. Bagażnik mają załadowany po brzegi. Ładują nasze walizki na plandekę. My trzy na dwóch siedzeniach, a właściwie, to Ewa na naszych kolanach i jedziemy, byle do przodu. Dojeżdżamy do granicy argentyńskiej, Dziękujemy ludziom i odprawimy się do Argentyny. Tu historia się powtarza. Proszę urzędniczkę, żeby wezwała taksówkę. W ciągu kilku minut przyjeżdża. Zawozi nas na dworzec. A tu pusto. Kilka okienek otwartych. Sprzątaczki mówią, że autobus do El Chalten odjechał. Dopadam babę w otwartym okienku. Ona oferuje mi przejazd do El Chalten o północy . Wracam do dziewczyn. Bierzemy bagaże i wracamy na terminal. Tu niespodzianka. Wychodzi młoda dziewczyna zabiera nasze bagaże do przechowalni i okazuje się że możemy mieć autobus o 8 wieczorem, ale przyjeżdża o 7 rano. Będziemy mogły jeszcze tego dnia iść w góry. Decydujemy się kupić te bilety, W końcu zaoszczędzimy na hotelu. Bilety strasznie drogie.Około 290 zł od osoby. Zadowolone idziemy do kawiarni na kawę. Korzystamy tam z internetu. Potem łazimy po mieście. Odwiedzamy sklepy i zbijamy czas.. Idziemy do pizzerii na pizzę. Kupujemy z Ewą zamiast pizzy empanadas. Są bardzo dobre i syte. O ósmej wieczorem wsiadamy do autobusu. Myślałam, że za taką cenę to będzie luksus. Niestety. Fotele wprawdzie rozkładane, ale daleko im do irańskiego luksusu. W ubikacji śmierdzi, tak że dziewczyny przesiadają się do przodu.Na dodatek wisi kartka, żeby nie zdejmować butów.Smród z kibla im nie przeszkadza, ale buty zdjęte przeszkadzają/. W autokarze jedzie w sumie siedem osób, a właściwie siedem dziewczyn .i dwóch kierowców.. śpiewamy "siedem dziewcząt z autobusu " i świetnie się bawimy. Wiem, że końcówka drogi będzie bardzo malownicza. Planuję, że o świcie wstanę i będę robiła zdjęcia. Zasypiam szybko. Można się wyciągnąć w poprzek siedzeń.. Śpię jak zabita. Budzi mnie kierowca o wpół do siódmej oświadczając że jesteśmy w El Chalten. Trzy razy musi to potwierdzić, bym zrozumiała.Zabieramy bagaże idziemy szukać noclegu. Znajdujemy szybko fajną hostelarię. Przebieramy się i ruszamy w góry. Zamierzamy podejść do Cerro Torre . Cerro Torre to jedna z najładniejszych gór. Marsz 9 kilometrów w jedną stronę. Ubieramy stroje górskie i raźno ruszamy. Podejście cudowne. Co chwila pokazuje się nam góra Cerro Torre, po drodze rzeka i jeziora. Gdy dochodzimy na miejsce milkniemy z wrażenia. To jest cud na ziemi. Seledynowe jezioro, lodowiec schodzący do jeziora i nad tym górujące szczyty Cerro Torre no i cudowne słońce. Siedzimy dłuższy czas w milczeniu. Decydujemy się iść dalej do mirador maestrii.. Nie mówię nic dziewczynom, że czytałam, że to trudny odcinek. Okazało się, że nie jest wcale taki trudny. Siadamy przy kamieniach i kontemplujemy widok przez najbliższe pól godziny. Jest cicho, cudowna pogada. Jak na Patagonię wyjątek. prawie nie ma wiatru słońce pali niemiłosiernie i żadnej chmury na niebie. To trzeba mieć szczęście do takiej pogody. Wracamy tą same drogą. Ponownie zatrzymujemy się przy Lago Torre
Widok dalej nas obezwładnia Nie chce nam się ruszać. staramy się utrwalić ten widok w pamięci. Znowu siedzimy w bezruchu i podziwiamy ten cud natury Żałuję, że Bartka nie ma ze mną. My wyjątkowo wspólnie potrafimy dzielić się wrażeniami. Droga powrotna, mimo że w większości z góry daje się nam we znaki. To przecież ponad 20 kilometrów. Gdy docieramy do miasta ciągniemy się ostatkiem sił. W hotelu bierzemy prysznic i idziemy na obiad, potem zakupy na następny dzień i bilet na jutrzejszy wieczór do El Calafatte. Wypijamy winko za wspaniały dzień. Jutro Fitz Roy kolejna piękna góra. Tylko czy damy radę.
|
spotykamy po drodze ptaszki |
|
Dodaj napis |
|
obezwładniający widok |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Iglice Cerro Torre |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
araukaria z szyszkami |
|
kapliczka w Los Antiques |
|
stolicazereśni |
|
w autobusie śmierdziało z kibla ale nie wolno zdjąć butów |
|
Fitz Roy |
|
Cerro Torre |
|
na szlaku |
|
Dodaj napis |
|
na szlaku |
|
iglice Cerro Torre |
|
kaczki w wartkim strumieniu |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
lodowiec schodzi do jeziora |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Cerro Torre w całej okazałości |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
wielkie ptaki wcale się nie bały |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz