5-6 listopada.Boliwia
Granica Bolowii -Potosi
Po przekroczeniu granicy z Argentyną wymieniamy pieniądze. Okazuje się, że Lidka wzięła dolary w nominałach po 20 dolarów i teraz może wymienić dolary po niższym kursie. Po wymianie waluty bardzo sprawnie bierzemy taksówkę i jedziemy do Villazon i szukamy hotelu. Facet zawozi nas na plac i wskazuje hotel. Dziewczyny idą sprawdzić. Wracają zdegustowane. Przede wszystkim smród. Przenosimy się do hotelu po drugiej stronie. Trochę lepiej ale pokój z dwoma łóżkami jedno podwójne. Gdy się jednak decydujemy włączają się komplikatory Facet zaczyna tłumaczyć, że nie może go wynająć bo jest niesprawny. i proponuje nam 2 za podwójną cenę. My się nie zgadzamy. idziemy z nim na górę. Okazuje się ze nie działa prysznic. Decydujemy się, ale targujemy cenę. Gdy wprowadzamy się robimy losowanie, która śpi sama.Wygrywa Lidka. Nasze wspólne łóżko z Ewą ma mankament. Po jednej stronie jest zapadnięte.Na dodatek nie ma pościeli. Lidka pełna energii załatwia sprawę. Potem okazuje się, że w umywalce to tylko zimna woda. No trudno. Nie wychodzimy już nigdzie bo dziewczyny zmęczone. Mnie i Ewie dokucza choroba wysokościowa. Jesteśmy na 3400 metrach. Bierzemy polopirynę i idziemy spać. W nocy budzę się na desce bo moja uszkodzona część materaca jest krzywa i spadam na deskę. Budzimy się przed 6.00. Dziewczyny opowiadają jakieś makabryczne sny. Mnie boli głowa.Zuję liście koki. Trochę pomaga. Idziemy na śniadanie. Ewa czeka na jajecznicę a tu tylko chleb z margaryną i odrobiną dżemu. No trudno jajecznica będzie w Polsce.Łapiemy autobus do Potosi, Dzięki nowej drodze powinnyśmy dojechać w 5 godzin. jakież byłyśmy optymistki. Zamiast o 14.30 przyjeżdżamy po 16. Po drodze widoki - góry z kaktusami i pustkowia. Na postoju zjadamy zupę z makaronem i ziemniakami. Dojeżdżamy do miasta. Bierzemy taksówkę i jedziemy do hotelu. Jesteśmy padnięte. Idziemy na kolację Objadamy się nieprzytomnie. Tu jednak dają olbrzymie porcje. Pijemy herbatę z koki.W międzyczasie zrobiło się ciemno. Zaglądamy do dwóch otwartych kościołów. Ewa zostaje w jednym na mszy a my wracamy do hotelu. Choroba wysokościowa bardzo mi dokucza.
widoki po drodze |
Dodaj napis |
hotel w Potosi |
duuża kolacja |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
widoki po drodze |
Dodaj napis |
Dodaj napis |
widoki po drodze |
widoki po drodze |
widoki po drodze |
Dodaj napis |
witamy w Boliwii |
Dodaj napis |
lunch po drodze |
Dodaj napis |
widoki po drodze |
Dodaj napis |
widoki po drodze |
widoki po drodze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz