10 czerwca
Ja to mam pecha. Dziś po wpół do siódmej obudził mnie Stasiu. Już nie zasnęłam. Wyszłam na korytarz, by przygotować śniadanie i bum drzwi się zatrzasnęły, a w pokoju został klucz. W ogóle to kretyński pomysł, by w pensjonacie drzwi od pokoje zatrzaskiwały się. Cały czas trzeba myśleć o posiadaniu klucza przy sobie. Na dodatek klucz do skrzynki z kluczami zapasowymi jest poza hotelem i ktoś musi przyjechać, by mi otworzyć pokój. Trwa to pół godziny. Robimy sobie śniadanie. Kuchnia wspólna w pensjonacie Godaland to porażka. Mała, garnki od Sasa do Lasa (co brzmi dziwnie w ustach osoby z nazwiskiem rodowym Leszczyńska - przyp ML), zlew mikroskopijny. Po śniadaniu ruszamy w drogę. Najpierw zjeżdżamy do jęzora lodowca Myrdalsjokull. Dochodzimy do lodowca. Ewelina cieszy się, że wreszcie na własne oczy zobaczyła lodowiec. Nie jest on zbyt imponujący, bo trochę zanieczyszczony, ale nic to - lodowiec to lodowiec... Mimo znaków ostrzegawczych idziemy do samego lodu. Potem decydujemy się wrócić. Nie mamy odpowiedniego sprzętu. Ruszamy dalej w drogę. Wokół miasteczka Vik znajdują się czarne plaże. Na pierwszy ogień idzie Dyrhoaey. Jest to płaskowyż, na końcu którego znajduje się łuk skalny i latarnia morska. Cały płaskowyż jest terenem chronionym ze względu na gniazdujące ptactwo, ale można poruszać się po ścieżkach. W dole widać nieprawdopodobnie długą czarną plażę. Jest niesamowita. Ciągnie się aż po horyzont. Kolejnym etapem naszej podróży jest Reynisdrangur. Plaża czarna jak smoła . Przed zwiedzaniem idziemy na obiad. Tu miła niespodzianka. Obsługuje nas Polka, nawet przynosi nam do stołu jedzenie. Miły akcent. Ruszamy na czarną plażę. Tu znajduje się kolejny cud natury Na wysokim klifie znajdują się bazaltowe słupy jak organy kościelne. Wszystkie sześciokątne. Wygląda to jakby ktoś odlał je z betonu. Od dawna chciałam to zobaczyć. Przy czarnej jak smoła plaży znajdują się szpiczaste wystające z morza skały. Robią niesamowite wrażenie tak jakby czyjaś ręka wystawała z oceanu. Klif w tym miejscu jest niesamowicie wysoki. Ruszamy dalej. Teraz zmiana krajobrazu. Wszechogarniająca równina 700 km kwadratowych.. Jest to obraz działania lodowców. Dojeżdżamy do Kirkujubaejarklaustur. Zajeżdżamy na stację benzynową i kupujemy kawę. Tu druga niespodzianka. Znowu obsługuje nas Polka. Bardzo sympatyczna. Kolejny punkt to Kirkjugolf, bazaltowa podłoga kościoła o powierzchni 800 m2, która w następstwie trzęsienia ziemi miała popękać w 6-kątne kawałki, tworząc wzór plastra miodu.
Ja to mam pecha. Dziś po wpół do siódmej obudził mnie Stasiu. Już nie zasnęłam. Wyszłam na korytarz, by przygotować śniadanie i bum drzwi się zatrzasnęły, a w pokoju został klucz. W ogóle to kretyński pomysł, by w pensjonacie drzwi od pokoje zatrzaskiwały się. Cały czas trzeba myśleć o posiadaniu klucza przy sobie. Na dodatek klucz do skrzynki z kluczami zapasowymi jest poza hotelem i ktoś musi przyjechać, by mi otworzyć pokój. Trwa to pół godziny. Robimy sobie śniadanie. Kuchnia wspólna w pensjonacie Godaland to porażka. Mała, garnki od Sasa do Lasa (co brzmi dziwnie w ustach osoby z nazwiskiem rodowym Leszczyńska - przyp ML), zlew mikroskopijny. Po śniadaniu ruszamy w drogę. Najpierw zjeżdżamy do jęzora lodowca Myrdalsjokull. Dochodzimy do lodowca. Ewelina cieszy się, że wreszcie na własne oczy zobaczyła lodowiec. Nie jest on zbyt imponujący, bo trochę zanieczyszczony, ale nic to - lodowiec to lodowiec... Mimo znaków ostrzegawczych idziemy do samego lodu. Potem decydujemy się wrócić. Nie mamy odpowiedniego sprzętu. Ruszamy dalej w drogę. Wokół miasteczka Vik znajdują się czarne plaże. Na pierwszy ogień idzie Dyrhoaey. Jest to płaskowyż, na końcu którego znajduje się łuk skalny i latarnia morska. Cały płaskowyż jest terenem chronionym ze względu na gniazdujące ptactwo, ale można poruszać się po ścieżkach. W dole widać nieprawdopodobnie długą czarną plażę. Jest niesamowita. Ciągnie się aż po horyzont. Kolejnym etapem naszej podróży jest Reynisdrangur. Plaża czarna jak smoła . Przed zwiedzaniem idziemy na obiad. Tu miła niespodzianka. Obsługuje nas Polka, nawet przynosi nam do stołu jedzenie. Miły akcent. Ruszamy na czarną plażę. Tu znajduje się kolejny cud natury Na wysokim klifie znajdują się bazaltowe słupy jak organy kościelne. Wszystkie sześciokątne. Wygląda to jakby ktoś odlał je z betonu. Od dawna chciałam to zobaczyć. Przy czarnej jak smoła plaży znajdują się szpiczaste wystające z morza skały. Robią niesamowite wrażenie tak jakby czyjaś ręka wystawała z oceanu. Klif w tym miejscu jest niesamowicie wysoki. Ruszamy dalej. Teraz zmiana krajobrazu. Wszechogarniająca równina 700 km kwadratowych.. Jest to obraz działania lodowców. Dojeżdżamy do Kirkujubaejarklaustur. Zajeżdżamy na stację benzynową i kupujemy kawę. Tu druga niespodzianka. Znowu obsługuje nas Polka. Bardzo sympatyczna. Kolejny punkt to Kirkjugolf, bazaltowa podłoga kościoła o powierzchni 800 m2, która w następstwie trzęsienia ziemi miała popękać w 6-kątne kawałki, tworząc wzór plastra miodu.
(Komentarz ML - w tym miejscu należy sprecyzować kilka rzeczy. Po pierwsze - nie 800 m2, a 80 m2. Po drugie - nikt nigdy nie widział w tym miejscu żadnego kościoła. Po trzecie - to nie podłoga, ale kawał bazaltu spękany w skutek stygnięcia, a nie trzęsienia ziemi. Po czwarte - ów cud znajduje się na środku pastwiska owiec i pokryty jest ptasim łajnem, więc nawet miejscowi zdają się mieć doń stosunek nieco ambiwalentny :)
Oczywiście pomyliłam się z tymi metrami. Wracamy do miasteczka i tam oglądamy piękny wodospad oraz kupujemy znaczki i wysyłamy kartki. Ciekawe kiedy dojdą.
Ruszamy w dalszą drogę. Jedziemy bezkresnym pustkowiem. Ogromne przestrzenie piasku żwiru poprzecinane strumieniami. Zjeżdżamy w jednym miejscu po przejechaniu kilkusetmetrowego mostu. Oglądamy połamane części starego mostu. Został zniszczony po wybuchu wulkanu, gdy niesamowite ilości wody spływały do morza. Stąd też jest piękny widok na kolejny lodowiec/ Dojeżdżamy do Parku Skaftafell. Tu robimy sobie miłą wycieczkę do wodospadu Svartifoss. Widoki wspaniałe droga łatwa pogoda piękna. Wodospad spada z bazaltowej ściany. Otaczają go piękne kolumny. Ja wchodzę na szczyt góry. Mikołaj z Eweliną kontemplują widok wodospadu z dołu.
Wracamy do samochodu i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do kolejnej atrakcji dnia dzisiejszego Jokulsarlon. Jęzor lodowca schodzi do jeziora utworzonego przez moreną czołową. Pływają po niej ogromne bryły lodowe. które pod mostem spływają do morza.. Fosforyzują na niebiesko. Wprawdzie słońce zasłoniły chmury i woda nie jest błękitna na dodatek strasznie wieje , ale widok jest urzekający. To koniec atrakcji na dziś. Po drodze Ewelina stwierdza, że widziała 3 renifery i chce się cofnąć, by zrobić zdjęcie, ale my ją wyśmieliśmy, że pewnie najadła się grzybków halucynogennych i ma zwidy. Jedziemy do hotelu. Tu kolejna niespodzianka. W recepcji kolejna Polka. W hotelu zjadamy zupkę knorra i tyle na dziś.
lodowiec |
lodowiec |
lodowiec |
czarna plaża |
czarna plaża |
latarnia morska |
cypel z łukami |
ładna kaczuszka |
klifowe wybrzeże |
piękna plaża |
na plaży |
bazaltowe klify |
bazaltowe klify |
czarna plaża |
czarna plaża |
bazaltowe klify |
pustynna równina |
klasztorna posadzka |
wodospad zakonnic |
lodowiec |
wodospad z bazaltami |
bezkresna równina |
lodowiec z łubinami |
na pustyni też rosną kwiatki |
pływające kry |
kry oderwane od lodowca |
arktyczny krajobraz |
drużyna w komplecie |
arktyczny krajobraz |
arktyczny krajobraz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz