16 listopada 2017 r. Indie Maduraj
Wstajemy wcześniej niż zwykle,. Chcemy zrobić zdjęcia pól herbacianych. No i pudło. Po pierwsze mgiełka, po drugie pól ani widu ani słychu.. Okazuje się, że jechaliśmy wczoraj wśród pól , a potem nie zauważyliśmy jak dojechaliśmy na szczyt wzgórza. Tu jest już za wysoko. lekko zaskoczeni wracamy do hotelu. Praven oczywiście uśmiechnięty, mówi że po drodze będzie mnóstwo pól herbacianych i żeby się nie martwieć. Zjadamy szybko śniadanie i w drogę.. Przed nami Maduraj. No i oczywiście czekamy na te pola. Jedziemy i nic,. Ja nerwowa, pytam Pravena gdzie te pola, a on jak zwykle uśmiechnięty odpowiada , że będą. Zjeżdżamy z gór. Widoki przepiękne. Malownicze góry i rzeki w dolinach. Niestety zdjęcia nie oddają piękna ze względu na unoszącą się mgiełkę. No i są. Przepiękne malownicze, szmaragdowe plantacje herbaty. W jednym miejscu nawet ułożone tarasowo. Robimy dziesiątki zdjęć. latamy między krzewami herbacianymi wypatrując jak najlepszego zdjęcia. Muszę przyznać ,że z żalem wsiadam do samochodu. Ujeżdżamy parę kilometrów a tam następna plantacja i pracujące na niej kobiety. One ścinają herbatę nożycami. Nożyce są tak skonstruowane, że ścięte liście wpychają do pojemnika. Robimy sobie z nimi zdjęcia. Maja akurat przerwę śniadaniową. . W pełno usatysfakcjonowani jedziemy dalej, Około pierwszej docieramy do Maduraj, Praven chce nas zawieźć na lunch. Ja proszę o punkt wymiany pieniędzy. No i zaczęło się szukanie. W końcu dotarliśmy do naszego hotelu. Oni pokazali nam biuro turystyczne, gdzie jest wymiana pieniędzy.. Dają dobry kurs, ale jak chcę wymienić to zaczynają kombinować i stwierdzają, że muszą wziąć prowizję. Wkurzyłam się i chcę zabrać kasę. To oni że dobrze ale musimy poczekać, bo musza jechać po rupie. Czekamy 20 minut i w końcu wymiana zakończona .Praven zawozi nas do fajnej knajpki. zamawiamy zupę. Ja pomidorową. jest po prostu boska. Tak pysznej pomidorówki jeszcze nie jadłam. Drugie też nie najgorsze kurczak z ryżem po ichniemu.. Bardzo dobre sosy. Najedzeni ruszamy zwiedzać Maduraj. Na pierwszy ogień Gandhi Memorial Museum. jest to muzeum które przedstawia walkę Hindusów w okresie od 1757 r do 1947 o niepodległość. Muszę przyznać, że dopiero to muzeum uświadomiło mi, iż Indie o niepodległość walczyły i Hindusi wywalczyli sobie ją sami. Jest też wątek muzułmański. Oni cały czas siedzieli cicho a jak przyszło do podpisywania pokoju to zażądali praw dla siebie. W końcu Hindusi musieli się zgodzić na powstanie państwa Pakistan, bo nie mieliby w ogóle niepodległości. Jest w tym wszystkim pokazana ogromna rola Mahatmy Gandhiego jako przywódcy narodu. W muzeum znajduje się też jego dhali czyli szata hinduska w którą ubrany był w dniu zabójstwa. Wyszłam z muzeum mocno poruszona. Drugim obiektem do zwiedzania był pałac Tirumala, a właściwie jego czwarta część. Masywne wysokie kolumny przytłaczają wielkością. Widać, że pałac miał robić wrażenie. Sala tronowa wysoka na 25 metrów zwieńczona ogromna kopułą. Kolumny tak grube, że nie obejmie się rękoma. Liczne zdobienia stiukowe i malowidła dodają lekkości temu kolosowi. Teraz największa atrakcja Maduraj świątynia Minakszi. Według wierzeń Hindusów Minakszi to piękna dziewczyna, która urodziła się z trzema piersiami. Ta trzecia miała stracić w
chwili zamążpójścia. A tak nawiasem to to Minakszi to kolejne wcielenie Parwati żony Siwy. . I Sziwa się z nią ożenił a ślubu udzielał Wisznu. Z tymi Hinduskimi bogami to można zwariować. Ale wracając do świątyni. Nic nie mówiłam Zbyszkowi na temat tej świątyni. Czekałam na jego reakcję. Powiem krótko zamurowało go. Świątynia jest ogromna. Ale pierwsze wrażenie to ogromne bramy wejściowe z niezliczoną ilością bogów, bożków i scen z wierzeń Hinduskich. Na jednej z bram naliczono 1511 takich scen. Wszystko wykute w kamieniu i pomalowane na nieprawdopodobne kolory. Całość rzuca na kolana.. Oglądałam tą świątynię wcześniej na zdjęciach i wiedziałam, że muszę ją zobaczyć w rzeczywistości. Wrażenie przeszło moje oczekiwanie. Do świątyni nie można wnosić aparatów fotograficznych, ale można robić zdjęcia komórką. Oczywiście jakaś głupota Hinduska, ale my jej nie zwalczymy. Przed wejściem każdy przechodzi osobista kontrolę. sprawdzają nawet paszporty, Wnętrze świątyni przeogromne. Wchodzimy do sali tysiąca kolumn. znajduje się tu muzeum sztuki. Jest tu oprócz pięknych kolumn rzeźbionych dużo rzeźb w kamieniu i brązie. sala jest ogromna. W dalszej części świątynia , która jest jak miasto znajduje się posąg byka Nandi, Byka Boga Sziwy, Niestety do najświętszych miejsc Hindusów kaplic Sziwy i kaplicy Minakszi wstęp mają tylko Hindusi. Oglądamy jeszcze basen ze złotym kwiatem lotosu i nieukrywanym żalem
opuszczamy świątynię.. Wychodzimy innym wyjściem niż weszliśmy i teraz musimy na bosaka drałować po brudnej ulicy na bosaka. Została nam do zobaczenia Pudhu Mandapa. Ogromna sala z przepięknie zdobionymi kolumnami. Tu znajduje się posąg Minakszi z trzema piersiami i scena zaślubin Minakszi z Sziwą.. cała sala to jeden wielki barwny bazar. Sprzedawcy, krawcy szyjący na swoich malutkich maszynach, Barwny pachnący przyprawami świat Indii. Wypijamy kawą za 50 groszy w jakiejś budce. najsmaczniejsza ze wszystkich jakie piliśmy w Indiach. Po drodze do hotelu kupujemy owoce. Popełniamy szaleństwo ananas, kilo mandarynek i wielka kiść małych bananków. Wszystko z a 8 złotych. Wracamy do hotelu. Pełni wrażeń zmęczeni upałem ale bardzo, bardzo szczęśliwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz