poniedziałek, 20 listopada 2017

20 listopada 2017 r. Indie


20 listopada 2017 r. Indie Auroville  Mahabalipuram


W nocy walczyliśmy do trzeciej szukając hotelu na Malediwach, a potem normalna praca ze zdjęciami z blogiem. Zbyszkowi wszystko się rozlatywało, więc siedział jeszcze dłużej. We wspaniałym hotelu wspaniałe śniadanie. nawet jajka zostały prawidłowo usmażone. Najpierw jedziemy po bagietkę do sklepu  francuskiego. Jesteśmy po śniadaniu, więc nie bardzo mamy na nią ochoty, ale we francuskiej prowincji trzeba dzień zacząć od bagietki. Myślę, nie zmarnuje się. W końcu zgłodniejemy. Koło Poundicherry znajduje się Auroville    "Miasto Świtu" Mieszkają tu ludzie różnych narodowości. Dla nich najważniejsze wartości to pokój, harmonia, zrównoważony sposób życia. Stworzyli tu w przepięknych ogrodach swój świat. Idziemy pięknie zadbanymi  alejkami wśród kwiatów. Upał niemiłosierny. Leje się z nas  pot jakbyśmy byli pod prysznicem., Na terenie ogrodu znajduje się Matrimandiru. Jest to ogromna złota kula  podobna trochę do piłeczki tenisowej. . W kuli tej można pomedytować. Nam na medytacje jakoś się nie zbiera więc wracamy do samochodu. Korzystamy z  podwózki jadącym samochodem przeznaczonym dla  starców i inwalidów. Zastanawiamy się do jakiej grupy nas zaliczyli. Zgrzani wsiadamy do schłodzonego przez Prawena samochodu. Teraz już  przed nami Mahabalipuram. . Jest to miasto, w którym znajdują się  zabytki dawnego portu. Znajdują się tu wykute w skałach świątynie. Wpisane są na listę UNESCO. Już na dzień dobry wkurzają nas. Hindus płaci 30 rupii my po 500. Skandal, ale co zrobić. Trzeba płakać i płacić jak się chce oglądać.  Świątyń  jest bardzo dużo. My interesujemy się tylko najważniejszymi. Świątynie zostały wykute w VIII wieku. Są o wiele skromniejsze od tych które widzieliśmy wcześniej. Dosłownie w pocie czoła zwiedzamy świątynie. Są  rozrzucone na dużej przestrzeni Trzeba chodzić po nagrzanych przez słońce skałach W pewnym momencie widzę  kierunkowskaz Przeczytałam tylko słowo Kriszna. Ponieważ mieliśmy znaleźć świątynię Kriszny idziemy w tym kierunku wspinając się na skałę.. Łazimy wszędzie , pytamy nikt nic nie wie. W końcu natykamy się na jakichś Anglików. Trzymają też przewodnik Lonley Planet. Pytam ich o Kryszna mandapa, a oni tez pokazuję mi na mapie ten sam obiekt, który widzieliśmy wcześniej. Zastanawiamy się nad   znakiem. Gdy schodzimy na dół okazuje się, że kierunkowskaz był do Kriszny-  maślanej kuli, a nie do mandapy czyli  świątyni. A  ta kula to ogromny kamień, który oparł się prawu grawitacji i dziwnie tkwi w miejscu. Zagadka rozwiązana. Praven proponuje nam przerwę na lunch. Zawozi nas do restauracji Moonakers. Kelner  cwaniaczek podbiega i oferuje Zbyszkowi piwo, ale nie wie że Zbyszek też cwana gapa. Najpierw pyta o cenę. Gdy słyszymy, że mamy zapłacić za piwo 300 rupii / w wczoraj kupowaliśmy po 70 rupii za butelkę/, rezygnujemy. Wybieramy  Limon soda za 40 rupii czyli 2 zł. Obiad nieszczególny. Znowu dostałam rybę, ale miała być w czosnku, a była polana jakąś  zżelowaną  masą zieloną, w której  był czosnek. Ryżu nie przyniósł. Zbyszka kurczak zimny. Kelner zniknął jak kamfora. Zjadamy, aczkolwiek niechętnie, W końcu kelner się pojawia, . Przynosi ryż. Posyłam go do diabła, bo  skończyłam  jeść rybę i nie będę jadła suchego ryżu. Tak  wyglądają  restauracje przeznaczone tylko dla turystów, gdy jest duży ruch. Kontynuujemy zwiedzanie. Najbardziej podoba mi się  ogromna megalityczna płaskorzeźba przedstawiająca Ardźuna jednego z bohaterów hinduskich. Ostatnim punktem programu jest  położona nad oceanem świątynia Shore. Nie jest duża, ale za to niezwykle proporcjonalna. Pomyśleć, że w VIII wieku potrafili takie zgrabne cacka budować Groty, świątynie piękne, ale chyba na razie mamy tego dosyć . Uważam, że jak się widziało świątynie Tandźawur, Maduraj  to trudno jest  już tego kogoś zadowolić .Z radością jedziemy do hotelu. Hotel z basenem. . za nim urokliwa restauracją. Prysznic to jest to co ma w tym momencie dla mnie  pierwszorzędne znaczenie. W kranie nie ma ciepłej wody, ale może  to i lepiej. Chłodna doskonale  schładza.. Wieczorem ruszamy do miasteczka, by kupić owoce. Jak zwykle pada na ananasa i mandarynki. Po drodze przypominamy sobie o bagietce. szukamy Pravena. zabieramy naszą bułę i idziemy na zupę. Bagietka z zupą krewetkową pycha.  Jutro nasz ostatni dzień w Indiach. Bardzo żałuję. Cudowny kraj, cudowni ludzie, pełni witalności ale i spokoju i życzliwości. Do tego wszystkiego należy dodać mistycyzm Indii,  niesamowitą religię, wspaniałą kuchnie i  powalające na kolana zabytki.                                                                                                                                                                          
w ogrodach Auroville

w ogrodach Auroville

w ogrodach Auroville

piękne drzewo w Auroville

instrukcja korzystania z  kibelka

Matrimandir  miejsce medytacji

przed samochodem dla starców

panorama na ocean


Dodaj napis

ceny biletów do zabytków

świątynie w zespole Pancia Ratha

znowu robię za modela

tu Zbyszek wśród Hindusek

śliczna , zgrabna świątynka

przed jedną ze świątyń

przed jedną ze świątyń

widok z latarni morskiej

latarnia morska

schody na latarnię morską

panorama  latarni morskiej

panorama miasteczka

kolejna  świątynia-grota

na samym szczycie stały dwie bliźniacze świątynie

świątynia - grota


piękna mandapa

Maślana Kula Kryszny

ogromne skały

świątynia Trimurti poświęcona Sziwie

Lingam przedstawiający Sziwę

Megalityczna rzeźba medytacje Arjuny

świątynia Kriszny

rzeźby na skale

widok na ocean

mój obiad

świątynia Shore

świątynia Shore

na poczcie

wysyłam kartki

meldujemy się w hotelu

 do ogrodu się nada






rzeźbiarz przy pracy

1 komentarz:

  1. Matrimandir sprawia wrażenie obiektu z innej planety, zwłaszcza w zestawieniu z pozostałymi zdjęciami ponad tysiącletnich świątyń...
    Halinko, nie przesadzaj !!! Przecież na tym talerzu było więcej czosnku niż ryby ... :)
    TW

    OdpowiedzUsuń