środa, 22 listopada 2017

21 listopada 2017 r. Indie

21 listopada 2017 r. Indie Chennai

 Dziś dzień relaksu. Jak to zwykle bywa wstałam w związku z tym o 6. Zbyszek spał, wiec  poszłam na balkon delektować się porankiem. Przeszkadzały mi tylko skrzeczące wrony. Jest bardzo ciepło.. Zbyszek też mimo, że mógł pospać  wcześnie  wstał. Okazuje się, że gdy nie nastawi się budzika  człowiek dobrowolnie wstaje wcześniej. Śniadanie w pięknej scenerii. Basen, mnóstwo zieleni, Do tego doskonale usmażone jajka . Dzisiaj dzień leniuchowania. Idziemy na plażę. jest  długa i szeroka. Na niektórych odcinkach stoją łodzie rybackie. Woda super ciepła. Wędrujemy brzegiem morza ciesząc się słońcem. Gdy wracamy  widzimy jak rybacy próbują wciągnąć łódź na brzeg. Nie dają rady. Zbyszek postanowił znaleźć zatrudnienie w Indiach i pokazał im  jaką siła dysponuje. Łódź błyskawicznie została wyciągnięta na brzeg.  Zaglądamy do sklepów z pamiątkami. Jednak już jesteśmy rozkapryszeni i nic nam nie odpowiada. Zbyszek zauważa   stoisko z  gotująca się kawą. Bardzo prymitywne. Ale decydujemy się. Facet robi nam znakomitą kawę. Gdy ją pijemy siedząc na ławce, zauważamy, że obok nas pracuje szewc. Zbyszkowi wytarła się wkładka w sandale. Pokazuje szewcowi. Ten nie widzi problemu. Targujemy ostro i  zamawiamy w wymianę wkładek w sandałach. Praca ręczna trwa  ponad pól godziny. Facet bierze miarę, przycina, przykleja. Wszystko zgodnie z procedurami Myślę, że sandały się rozlecą ,a wkładki będą się trzymały. Wszystko za 10 zł z mięciutkimi skórzanymi wkładkami. Wracamy na lunch do hotelu. Pakowanie i o 14 wyjazd do Chennai. Po drodze Praven podjeżdża na parking i  mówi coś niezbyt wyraźnie. Zrozumieliśmy tylko jedno słowo "Tiger" Idziemy do bramki. jesteśmy bardzo ciekawi co za tygrysy zobaczymy. Bramka obrotowa. Wchodzimy,   nic nie widać. Jakiś Hindus siedzi na ziemi i to wszystko. Ale on pokazuje nam drogę. a właściwie wskazuje na  jakiś staw. Idziemy coraz bardziej zdziwieni. Tym bardziej, że oprócz tego Hindusa nie widzimy żywego ducha. Gdy dochodzimy do stawu  okazuje się, że  przy nim jest   wykuta w skale jaskinia tygrysia. Jej nazwa  pochodzi z  tego że wokół wejście do jaskini wyrzeźbione są głowy tygrysie. Śmiejemy się ze Zbyszkiem , szczególnie z jego komentarza gdy Hindus pokazał nam drogę. Co tygrysy żyją w wodzie? Chennai to jedno z największych miast Indii. Ma ponad 10 milionów mieszkańców. Tu jest jeszcze większa mieszanka ludzi. Jest duża grupa chrześcijan. Praven zawozi nas do kościoła św Tomasza. Niewierny Tomasz  po śmierci Chrystusa przybył do Chennai i tu nauczał prze wiele lat. Został zabity .Jego grób znajduje się w tym kościele. Nie ma jednak w nim jego zwłok. Jest tylko   relikwia w postaci kawalątka kości. Przy kościele jest pomnik Jana Pawła II. W kaplicy  grobu św. Tomasza są też zdjęcia papieża z  jego pielgrzymki do Chennai w 1987 r. Z kościoła jedziemy do świątyni hinduskiej. Ma kolorową gopurę. Tu Parwati jest przedstawiana jako paw, bo Sziwa się na nią zdenerwował i zamienił w pawia.Widzimy znów tłumy wiernych stojących w kolejce po  otrzymanie błogosławieństwa od mnichów. Stwierdzamy, że Hindusi to bardzo wierzący i przestrzegający zasad  religii naród. Zajeżdżamy na plażę Marina. Jest  długa na 3 kilometry i bardzo szeroka. Na plaży mnóstwo ludzi. Widać, że życie popołudniowe toczy się  na plaży. Praven pokazuje nam jeszcze budynek sądu, jeden z najstarszych na świecie, dworzec kolejowy. Jedziemy do firmy Thorani Tours, w której wypożyczyliśmy  samochód. Szef  zaprasza nas na kolację. Restauracja super, jedzenie jeszcze lepsze. Odwożą nas na lotnisko. Żegnamy się z Pravenem. Oczywiście dajemy mu tipsa. Widzimy, że jest bardzo zadowolony z naszej hojności. Należało się chłopakowi. Ogarniał wszystko, był bardzo usłużny, dyskretny i zawsze uśmiechnięty. A przede wszystkim bezpiecznie nas przewiózł po hinduskich drogach. Wprawdzie muszę przyznać, iż mimo panującego rozgardiaszu na drogach nie widzieliśmy ani jednej stłuczki. Samochody też nie jeżdżą poobijanie.  Do odlotu  samolotu mamy trochę czasu. Idę kupić kawę, a tu zimny prysznic. 160 rupii za jedną czyli 10 zł. Chyba oszaleli. Wszystko tu strasznie drogie porównując z miastem. Gdy  odprawiamy się na check-in facet prosi bym pokazała kartę kredytową, którą były zapłacone bilety. Tego jeszcze nie grali. Dobrze, że miałam tę kartę. Ale gdyby płacił ktoś inny mogiła. Podobno w warunkach podróży tak jest zapisane, że trzeba mieć kartę, którą były zapłacone bilety. Musimy to sprawdzić. Na lotnisku jak na hinduskim lotnisku, nikt się niczym nie przejmuje. Przy taśmociągu  do prześwietlania bagażu siedzi dwóch młodych chłopaków. Są bardziej zajęci sobą niż pracą. Jeden cały czas trzyma drugiego za ucho. Nawet nie ruszą się by podać  pojemniki na  komputer. Samolot mamy pięć minut po północy. , czyli krótko mówiąc noc z głowy.

długo celebrujemy śniadanie

owoce  z drzewa  rosnącego pry naszym balkonie

na plaży

kolorowe łódki na plaży

ryba nie zdążyła do morza

wysokie fale na oceanie

leniuchowanie na plaży

jakieś dziwne tratwy

Zbyszek wyciąga łódkę

ma się nowy fach w ręku

facet omiótł mi nogi z piasku

mała Hinduska

tygrysia jaskinia

proces naprawy butów

przygotowanie kawy

kościół  św. Tomasza

tu znajduje się relikwia św Tomasza


kościół św Tomasza

świątynia Kapileswrar w Chennai

Detale z gopury

detale z gopury













1 komentarz:

  1. Teraz każdy kto chciałby zobaczyć "taaaki od ucha do ucha" uśmiech Haliny będzie chyba musiał omiatać jej stopy ...
    Jakby Hindusi jedli nasze schabowe to - tak jak Zbyszek - nie mieliby problemów z łódkami... Ale co pod tą kolorową łódką robiła krowa ?!?!?!
    TW

    OdpowiedzUsuń