sobota, 4 listopada 2017

3-4 listopada 2017 r. Indie

  Indie

3-4 listopada 2017 r.

Dziś wyruszamy w doskonałych humorach do Indii Południowych na Sri Lankę i na Malediwy. Grupa dwuosobowa, zgrana  znamy się przecież całe życie. Lecimy liniami tureckimi lecimy przez Stambuł do Mumbaju. Mamy bardzo mało czasu w Stambule na przesiadkę. Już na początku robi się nerwow., Okazuje się już w Warszawie, że wylecimy z opóźnieniem, bo  samolot ze Stambułu jest spóźniony. Czekanie  przedłuża się, a tym samym nasze szanse na złapanie w Stambule  samolotu do Mumbaju maleją. W końcu ruszamy, a właściwie startujemy. Opóźnienie do przeżycia, mamy nadzieję, że samolot nadrobi stracony czas. . Lądujemy spóźnieni. Właściwie według naszych informacji to pasażerowie lecący do Mumbaju  wchodzą już na pokład. My cali w nerwach. Dobrze że siedzimy  na początku samolotu więc szybko się zbieramy.  wychodzimy z rękawa. ,  Gdy wychodzimy na właściwy korytarz na lotnisku, to okazuje się  ,że do naszego wyjścia do samolotu jest  20 minut drogi. Dajemy równo z buta. Z jęzorami wywieszonymi dopadamy naszej bramki. No zdążyliśmy!!!. Byliśmy  na końcu. Teraz  droga autobusem do samolotu. Ale już spokojnie. W samolocie pełno małych dzieci. Wrzask jak w przedszkolu. Jakoś musimy to przeżyć. Lądujemy w Mumbaju - dawniej Bombaju punktualnie. Jest piąta rano. Teraz kolejka po wizę. My mamy elektroniczne wizy i sądzimy, że wszystko pójdzie jak z płatka. Niestety mimo że kolejka niewielka   nic się nie posuwa.  Skanery do skanowania odcisków palców mają tak kiepskie, że  skanowanie trwa i trwa. W końcu sukces. Udaje się dostać pieczątkę w paszporcie. Mamy zarezerwowany hotel i zamówiony transfer do hotelu. Niestety nikogo nie ma. Facet z lotniska  dzwoni do hotelu. Po 15 minutach przyjeżdża po nas  kierowca. W hotelu oczywiście jesteśmy za wcześnie. Musimy poczekać, aż  zwolnią się pokoje i posprzątają je. Czekamy około godziny i dostajemy pokój. W między czasie zjedliśmy hinduskie śniadanie. Przyzwoite.Postanawiamy trochę się przespać, Trwa to niestety dosyć długo. Nie bardzo chce nam się wstawać po dwóch godzinach. W końcu jesteśmy na urlopie, ale z drugiej strony nie przylecieliśmy tu by spać w hotelu. Wychodzimy na  palące słońce. zaczepiamy motorikszę ,by dojechać do  centrum . Okazuje się, że oni mogą tylko po okolicy. Zaczepia nas kierowca. proponuje obwieźć nas po  wszystkich ważnych punktach miasta za  20 dolców. Wiemy że dojazd taksówką do miasta to około 10 dolarów. trochę się z nim targujemy . Jedziemy trasą szybkiego ruchu  do miasta. Ruch nieprawdopodobny. Wszyscy się pchają,. Zasada ruchu drogowego to byle do przodu. Trudno jest ogarnąć jak oni to robią, że się wpychają a nie ma stłuczek. Nie widać też specjalnie potłuczonych samochodów. Zaczynamy od  zwiedzenia domu Mahatmy Gandhiego. TO był wielki mąż stanu i wielki człowiek. Jestem pod wrażeniem jego skromności  i łagodności. . Potem ruszamy na dawny dworzec Wiktorii. Teraz ma inną nazwę ale Hindusi skracają do trzech liter albo nazywają SV czyli Station Victoria. Jest to niesamowity budynek dworca zbudowany w momencie gdy w Indiach  kolej była raczkująca. Ogrom budynku zaskakuje, a styl a właściwie mieszanka stylów zachwyca. Dworzec oczywiści funkcjonuje w dalszym ciągu. Niedaleko dworca znajduje się skupisko bazarów. A bazary miśki lubią najbardziej. Nie  mamy specjalnie czasu by odwiedzić wszystkie, wiec decydujemy się iść na bazar przypraw i artykułów spożywczych. Tu feeria smaków zapachów no i uczta dla oczu. Piękne owoce równiutko poukładane, cieszą oko. Bazar Craford jest bazarem krytym zbudowany w stylu epoki wiktoriańskiej. Zresztą w Mombaju  jest mnóstwo obiektów z tamtej epoki. Wielkie gmaszyska budowane z rozmachem obrazujące potęgę imperium. Odwiedzamy też Sąd Najwyższy. Po korytarzach chodzą pracownicy ubrani w białe tuniki z czerwonymi pasami . Niestety, ani budynku, ani  wnętrz nie można fotografować. Po drodze do samochodu zatrzymujemy się przy budce, a właściwie zatrzymały nas nasze żołądki. Kupujemy  za 2 dolary dwie porcje placka z sosami. Placek pieczony przy nas z szynką  i warzywami,. bardzo smaczny.. Obiad dla 2 osób  za 2 dolary, to nam się podoba. Wprawdzie sterylnie to tam nie było ale ostrość potraw zabije wszystkie bakterie. Na koniec zostawiamy sobie perełki miasta to jest Hotel Tadż Mahal Palace i Bramę Indii. Pod bramą nieprawdopodobne tłumy. Robimy mnóstwo zdjęć. Ale, ale zapomniałam napisać, że wszędzie zaczepiają nas Hindusi i chcą sobie robić z nami zdjęcia. Dosłownie robimy za modeli. Hotel odnowiony po zamachu w 2008 r robi piorunujące wrażenie. Wnętrza to szczyt elegancji tamtych czasów. Wszystko w pięknych marmurach. w Indiach ich nie brakuje. Czystość nieprawdopodobna.. Upojeni pięknem zatoki, Bramy Indii i hotelu wracamy przez ponad godzinę do hotelu. Tłok niemożebny. Po drodze kupujemy  miejscowe piwko. Idziemy jeszcze coś przekąsić. Oczywiście interesuje nas tylko kuchnia hinduska. Jagnięcina masala i jagnięcina karma z chlebkiem nan i ryżem -  miodzio. Teraz szybko spać, bo jutro o 2.30 pobudka ,. samolot mamy o 5,15.



w mauzoleum

Spacer z M Gandhim

List Gandhiego  do Hitlera

dworzec Wiktorii

dworzec Wiktorii

Hinduskie handlarki


dom i jadłodajnia

rozgardiasz na ulicach

Sklep z przyprawami

na targu Crafford

Sąd Najwyższy

Brama Indii



wśród kuzynów

Hotel Tadż Mahal

w hoteluTadż Mahal

Przed hotelem Transit

To też Indie

meczet i grób imama

Kobiety w meczecie mają odrębne wejście

dworzec Wiktorii

dworzec Wiktorii w całej okazałości

Ratusz

w sklepie z przyprawami

Na bazarze Crafford

nasz lunch

budynek Policji


Nowy hotel przy Tadż Mahal

Hotel Tadz Mahal

Dodaj napis

Zbyszek wśród krewnych


zatoka Mombajska

Hinduska rodzina jest duża

2 komentarze:

  1. Zbyszek szybko się postarał o liczną rodzinę ... Po powrocie do kraju niech szybko składa wnioski o 500+ ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dworzec Wiktorii oszałamiający ... A nic dziwnego, że Hindusi "skracają" nazwę, skoro w oryginale brzmi ... Dworzec Króla Śiwadźiego

    OdpowiedzUsuń