29-30 Listopada Malediwy
Dziś żegnamy się ze Sri Lanką i lecimy na Malediwy. Gdy dochodzi piąta żegnamy się z Agnieszką i Arturem i
jedziemy na lotnisko. Bardzo miłe pożegnanie z Melithem. Chłop ma łzy w
oczach. Bardzo prosi byśmy go opisali na Trip Advisorze, bo to dla niego
ważne. Na lotnisku okazuje się ze nasz samolot jest odwołany. Bilety
kupiliśmy w październiku na Opodo w liniach Easter China. Szukamy biura
tych linii na lotnisku w części biurowej. Nigdzie nie ma. Pytamy
jakichś stojących przy windzie facetów. Okazuje się, ze to
przedstawiciele tych linii. wracają z nami do biura. Na drzwiach żadnej
tabliczki. Mówią nam, że Opodo powinno było nas zawiadomić że lot jest
odwołany. Dzwoni gdzieś ustala czy byliśmy zawiadomieni. ja się
wściekam, że powinien szukać nam biletu a nie ustalać kto jest winien że
my nie zostaliśmy powiadomieni. W końcu każe nam usiąść i woła
drugiego. Ten obiecuje znaleźć bilet do Male. Zbyszek w międzyczasie
ustalił, że jest samolot o godzinę później linii Emiratów. Coś
załatwiają i prowadzą nas do kontuaru Emiratów. dostajemy karty
boardingowe. Mamy trochę czasu. Kręcimy się po lotnisku. Zbyszek
proponuje byśmy już przeszli przez bramkę. Facet nas cofa twierdząc że
za wcześnie. Mija czas boardingu, a na wskazanym na karcie boardingowej
wejściu ciągle nie pojawia się Male. Idę w miejsce, gdzie jest dobry
Internet i sprawdzam pocztę. nadlatuje Zbyszek. Okazuje się że wbili nam
błędny numer bramki. Na ekranach widzimy że odlot do Male z innego
wyjścia. i na dodatek ostatni dzwonek. Znowu pędzimy po długich
korytarzach lotniska. Docieramy do wejścia 7-8. Tu tłum jakieś
poplątanie. Stoją ludzie na dwa samoloty do Dubaju i do Dohy.Przepychamy
się przez tłum. Prześwietlają nas w pierwszej kolejności. I znowu
spoceni padamy na siedzenie w samolocie. Samolot zapełniony w 50
procentach. On leci z Colombo do Male, zabiera pasażerów w Male i leci
do Dubaju. Po godzinie z okładem lądujemy w Male. Odbieramy walizki.
Zbyszka uszkodzona. Idziemy złożyć reklamację. trochę to trwa.
Postanawiam wyjść przed lotnisko, bo nie wiem, czy hotel otrzymał moja
wiadomość o zmianie naszego lotu. Ale niestety dzisiaj nic nie idzie
łatwo. Przed wyjściem kolejne prześwietlenia walizki. Woła mnie celnik.
Nie bardzo wiem o co chodzi. Pyta czy mam alkohol. Ja tłumaczę, iż tylko
puszkę piwa jako prezent dla syna. Otwieram walizkę pokazuję pusta
butelkę po piwie z nalepką i puszkę piwa. Niestety puszka idzie do
depozytu. W międzyczasie przybiega Zbyszek, że muszę się wrócić, bo
wszystkie dokumenty na bagaż są na mnie. Zostawiam otwartą walizkę i
wracam. Pełen cyrk. W końcu załatwiamy sprawę reklamacji i depozytu i
ruszamy do miasta. Najpierw płyniemy łodzią. Jak ja to lubię.- brrrr Rzuca
znowu łodzią, ale do wytrzymania. Potem nasz przewodnik woła taksówkę i
podwozi nas pod hotel. Inaczej wyobrażałam sobie ten transfer. W ten
sposób sami byśmy sobie poradzili. W pokoju wyciągamy wszystkie mokre
rzeczy i suszymy. Ja wieszam wszystko na balkonie. Gdy idziemy spać
wszystko prawie suche . Musimy tylko kartka po kartce wysuszyć
paszporty, bo również zamokły .
20 listopada
Rano
budzi mnie telefon z recepcji. Facet mówi coś o deszczu i płaszczu
przeciwdeszczowym. Nie bardzo rozumiem o co mu chodzi.Wstaję jednak i
wychodzę na balkon. Rzeczywiście leje jak z cebra. Nasze ubrania wczoraj
powieszone na barierce balkonu kompletnie mokre.. Zbieram ciuchy i
rozwieszam gdzie się da. Śniadanie całkiem znośne. Idziemy zrobić zakupy
żywnościowe na wyjazd na wyspę. Nie wiemy jakie tam będą ceny i czy w
ogóle będzie można coś kupić. Mamy tylko wykupione śniadania. Boimy się,
że ceny posiłków w restauracji mogą nas powalić. Zbyszek szuka baterii
do aparatu fotograficznego. Przypuszcza, że padła mu bateria w aparacie.
Niestety sklep Canona jest zamknięty ze względu na święto
muzułmańskie. Wracamy do hotelu. Recepcjonistka mówi nam, że dzwonili z
naszego ośrodka i że łódź będzie na nas czekać o 13., ma zapisany też
numer telefonu. Taksówką jedziemy na przystań. Taksówkarz nie może
znaleźć naszej łodzi. Pokazuję mu numer telefonu ośrodka. On tylko
spojrzał i już gdzieś dzwoni. Przekazuje mi słuchawkę. Z drugiej strony
facet mówi mi żebyśmy zaczekali w barze Mary Brown, bo łódź będzie
później. Ja się pytam skąd będę wiedziała kiedy przypłynie łódź. On mi
na to, że zadzwonią do Marybrown. Maryrown to taki nasz McDonald.
Postanawiamy coś zjeść. Gdy stoimy w kolejce podchodzi do nas facet i
pyta Zbyszka czy on jest Halina. Zbyszek pokazuje na mnie. Facet mówi,
że ze względu na pogodę dzisiaj expres-boat został odwołany. Albo
czekamy do jutra i rano popłyniemy, albo lecimy samolotem. Samolot jest o
100% droższy. Nie mamy pewności, ze jutro pogoda się poprawi, więc
decydujemy się na samolot. Jest tylko jeden problem. Nie ma z nami
łączności bez telefonu. My jemy lunch, a facet gdzieś dzwoni. Twierdzi,
że zarezerwował nam bilety na 20, ale może przesłać je później.
Kłopot w tym, że z nami łączność jest tylko przez Internet i to
darmowy. Zbyszka telefon nie działa, mój zablokowany. Pozostaje
Whatsaap,ale musi być Internet. Facet mówi nam, że na lotnisku w Burger
Kingu jest darmowe wifi i tam ściągnę przesłany mi bilet. Muszę jeszcze
dać scan paszportu Zbyszka, bo mój ma na swoim telefonie. Zastanawiamy
się ze Zbyszkiem jak to wszystko działa. Kierowca w jednej sekundzie wie
do kogo ma dzwonić. Przychodzi do nas facet z ulicy dokonuje ustaleń.
Ma skan mojego paszportu. Nic nie wydumaliśmy . Jedziemy na lotnisko.
Znowu przeprawa promem. Wody niesamowicie wzburzone. Widzimy jak fale
wysoko wyrzucają motorówkę płynąca do portu. Dostajemy kod i logujemy
się do internetu. Ale kod na internet działa tylko prze pół godziny.
Mówię to facetowi z przystani. On na to żebym się nie martwiła zaraz to
załatwi. Nie mija chwila. gdy podchodzi do mnie facet z Burger Kinga i
daje mi kod di internetu bez ograniczeń czasowych.Prowadzę ożywioną
korespondencję na Whatsaapie z facetem który załatwiał bilety. W końcu o
16 dostaję bilety na komórkę . Odlot za godzinę. Szybko do check-in
oddajemy walizki i zadowoleni czekamy na otwarcie bramek. Strasznie leje
i jest bardzo wietrznie. Gdy otwierają bramki mnie zatrzymują. Mam iść
z nimi do sprawdzenia walizki. Oczywiście wiem o co chodzi. O pustą
butelkę. Na Malediwach alkohol jest zabroniony. Pokazuje butelkę.
Kobieta szuka jeszcze czegoś, ale nie znalazła. Do samolotu idę na
piechotę. Startujemy jeszcze przed zachodem słońca. Z góry przecudne
widoki atoli. Morze turkusowe atole zielone, z biała obwódką. Do tego
wszystkie odcienie niebieskiego . Widok taki, że nie odrywam głowy od
okna. Lądujemy przy silnym wietrze w potwornym deszczu. Na lotnisku
czeka na nas przedstawiciel hotelu. Mówi, iż pewnie dzisiaj nie
dotrzemy do hotelu, bo nie ma łodzi, by na przewieźć. Jest zbyt duża
fala i jest niebezpiecznie. Po chwili podbiega do jakiegoś faceta
rozmawia z nim , przyprowadza go do nas i mówi,że mamy z nim płynąć. Po
krótkim oczekiwaniu facet ten ładuje nas do mikrobusa, którym jedziemy
na przystań.. Łódź wcale nie taka duża . Płynie jakieś 152 osób. Gdy
wypłynęliśmy z zatoki zaczęło się. Łódź co i raz była wyrzucana przez
fale do góry i z impetem spadała do wody. Wtedy my byliśmy podrzucani do
góry. Fale ogromne. Ciemno, straszno, mokro i jeszcze rzuca
człowiekiem. Strach się bać. Po pół godzinie docieramy na nasz atol. Tu
czeka na nas właściciel hotelu i wiezie nas elektrycznym tuk tukiem do
hotelu. Powitanie czyli wilgotne ręczniczki do wytarcia twarzy i
rąk,napój w kokosie itd. Pokój udekorowany płatkami kwiatów na łóżkach.
Na szczęście przestał padać deszcz. Tylko strasznie wieje. Facet na
lotnisku powiedział mi, że dzisiaj z powodu pogody nie przylecieli
goście z Kolombo. Dobrze że nam się udało wczoraj wylecieć. Teraz
pozostał nam tylko relax.
|
widok z okna samolotu |
|
widok z okna samolotu |
|
widok z okna samolotu |
|
lecimy na atol |
|
port w Male |
|
port w Male |
|
przystań przed lotniskiem |
|
widok z okna samolotu |
|
lecimy na atol Ba |
|
ulice w Male |
|
nasz hotel |
|
ulica w Male |
|
na promie na lotnisko |
|
lotniskowy prom |
1grudnia Malediwy
Dziś
błogie leniuchowanie. Śniadanie pod palmami na plaży. Specjały
malediwskie. Tuńczyk w kokosach. Pogoda niespecjalna. Nie wieje tak jak
wczoraj, ale jest pochmurno. Robimy sobie wycieczką po wyspie. Wyspa
jest zamieszkała przez 700 osób. ma powierzchnię pół kilometra
kwadratowego. Ludzie niezwykle życzliwi. Zapraszają nas do domów.
Częstują specjałami typu suszone chipsy z drzewa chlebowego. Wyspa
znajduje się w atolu Ba , który jest wpisany na listę UNESCO w
dziedzinie biosfery. Wysepka to po prostu pozostałość po rafie
koralowej. Nie ma tu samochodów. Jest kilka motorynek melex i 1
traktor. Widzimy jak podpływa pod wyspę statek, który przywiózł jakieś
rury do rusztowań, beczki i inne ciężkie rzeczy. To nam uświadamia jak
trudne jest życie na takiej wyspie. Odwiedzamy malutką szkołę. Do
meczetu nie pozwalają nam wejść. Po drodze mijamy ich elektrownię ,
ogromne agregaty prądotwórcze. Zasilają wyspę w prąd elektryczny.
Niedaleko stoją ogromne zbiorniki z wodą przeznaczoną do picia. Oprócz
tego przy każdym domu stoją też zbiorniki z napisem woda tylko do
spożycia. Część wyspy jest nie zagospodarowana. Jest gęsta jak dżungla.
Próbuję wejść między drzewa, ale po chwili poddaję się. Nogi wpadają mi
pomiędzy korzenie, zaplątują się. Jakieś kłujące liście zaczepiają się o
ramiona. Przy naszym ośrodku jest plaża Piasek bialutki czyściutki.
Martin powiedział nam, że na plaży nie można chodzić w bikini Woda
ciepła i przejrzysta. Wędrujemy plażą robiąc sobie zdjęcia. Nastał czas
leniuchowania. W pokoju robimy sobie lunch. Planujemy wieczorem coś
zamówić u Martina. Umawiamy się z nim na oglądanie rafy koralowej
.ganiamy kraby po plaży. łapiemy kraby w skorupach i robimy im zdjęcia.
bawimy się jak dzieci. Po trzeciej Martin przyniósł płetwy i poszliśmy
oglądać rafę koralową. Jest tuż przy ośrodku. Gdy zanurzyłam głowę
znalazłam się w innym świecie. Cała masa ryb tak różnorodnych jak
dotychczas nigdzie nie widziałam. W pewnym momencie przepływa koło mnie
ławica dużych czerwono-żółtych ryb. Kolory są niesamowite, a to czarne
z wypustkami białymi a to tęczowe, a to niebiesko-żółte. fosforyzujące.
Niezliczona ilość kolorów, wzorów. Martin wyciąga mnie na głębie i
pokazuje ścianę z rafą koralową. jest cudna. Niesamowite kolory i
kształty, a pomiędzy nimi mnóstwo najprzeróżniejszych ryb i rybek.
pomiędzy nimi rozgwiazdy jakieś wężowate stworzenia. Widzimy ogromnego
żółwia, który nic sobie z tego nie robi, że płynę bezpośrednio nad nim.
Gdy płyniemy do brzegu widzę na dnie dwa dziwne stworzenia , Są jak
grube bale tylko, że powyginane w rozciągnięta literę "s". Martin mówi
nam jak to się nazywa w ich języku, ale nie jest to nazwa na moja
percepcję. Gdy wychodzimy z wody Martin zaprasza nas na przyjęcie
weselne. dzisiaj na wyspie jest ślub i przyjęcie. Martin został
zaproszony wraz ze swoimi gośćmi. Oczywiście jest to dla nas jakaś
atrakcja. Zakładam suknię i razem z pozostałymi gośćmi ośrodka idziemy.
Państwo młodzi stoją pod namiotem. Panna Młoda w niebieskiej sukni. Pan
Młody w ciemnoniebieskim garniturze. Członkowie rodziny w zieleni.
Wszyscy robią sobie z nimi zdjęcia. Potem poczęstunek. Próbujemy
specjałów tutejszej kuchni. oparte są na rybach a szczególnie tuńczyku i
kokosie. Wszystko bardzo smaczne. Gdy robi się ciemno wracamy do
hotelu. Pytam o ceremonię zaślubin. Martin wyjaśnia, że ona odbyła się w
urzędzie. Zaślubiny nie odbywają się w meczecie. . Siedzimy na kanapie
przed naszym pokojem i odpoczywamy. Fajne jest błogie lenistwo.
|
przed naszym ośrodkiem |
|
puste białe plaże |
|
w firmowych koszulkach |
|
puste białe plaże |
|
bujna zieleń przy plaży |
|
dojrzały owoc pandanu |
|
pandany |
|
piękna plaża |
|
gdzieniegdzie rośliny dochodzą do morza |
|
koralowce na plaży |
|
Dodaj napis |
|
kapiące się muzułmanki |
|
rozładunek statku |
|
ten maszt to łączność ze światem |
|
szkolny mur |
|
na terenie szkoły |
|
wreszcie wiemy gdzie jesteśmy |
|
Dodaj napis |
|
"elektrownia" na wyspie |
|
odwiedzamy tubylców |
|
wejście do domu |
|
chwila relaksu |
|
właścicielka domu |
|
w domku sympatycznej gosposi |
|
właścicielka pokazuje swój dom |
|
Zbyszek demonstruje owoce |
|
gęsta roślinność |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
droga na wyspie |
|
droga na wyspie |
|
Dodaj napis |
|
tak odbywa się transport |
|
Dodaj napis |
|
stacja wody pitnej |
|
meczet |
|
okna dopasowane czy ściana ? |
|
mieszkańcy wyspy |
|
na ulicy |
|
Zbyszek kupuje to . |
|
na plaży |
|
na plaży |
|
krab pustelnik |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
Dodaj napis |
|
kapiące się muzułmanki |
|
Dodaj napis |
|
na tarasie |
|
Dodaj napis |
|
oglądam rafę |
|
z Martinem |
|
idziemy na przyjęcie weselne |
|
Państwo Młodzi |
|
poczęstunek |
|
piec do suszenia ryb |
|
rodzina Państwa Młodych |
2 grudnia Malediwy
Kolejny
dzień lenistwa. Od rana słońce. Wprawdzie wieje wiatr, ale
umiarkowanie.Śniadanie na plaży.Potem spacer po plaży. Znajdujemy
wyrzuconego na brzeg młodego rekina.Okrążamy wyspę brnąc po piasku, bądź
po wodzie.Obejście wyspy to kwestia pół godziny. Nam zajmuje to
zdecydowanie więcej czasu, Robimy zdjęcia, wygłupiamy się.Trochę się
opalamy,kapiemy.Jest bardzo fajnie. Po drodze mijamy wiatę w której
wytwarzają łodzie. Wracamy do ośrodka. Robimy kawę i pijemy ją przy
stoliku ustawionym na plaży. Mamy ciastka. To zainteresowało ptaki.
Zbyszek rzuca im okruszyny. Zbliżają się coraz bardziej odważnie. W
pewnym momencie, gdy Zbyszek odszedł od stolika, a ja patrzyłam w inną
stronę podfrunął ptak i chciał zabrać całą paczkę krakersów.Na
szczęście paczka była za ciężka i wysunęła mu się z
dzioba.Postanowiliśmy zobaczyć czy spróbuje powtórzyć wyczyn, gdy
będzie mniej ciastek. Przymierzały się trzy ptaki. W pewnym momencie
jeden podskoczył i porwał ciastka. Wszystkie ptaki, a było ich z 10,
poleciały natychmiast za nim. Gdy ptaszysko upuściło ciastka na ziemię,
odebraliśmy mu nasze drugie śniadanie Obserwujemy faceta, który
przyszedł z długą plastikową rurką. Wsypuje w nią piasek i ubija.
Okazuje się ,że usztywnia rurkę, by na niej zainstalować antenę do
telewizora..Pogoda w kratkę. Co i raz przechodzi deszcz ,a właściwie
ulewa. Pojawia się nagle popada 10 minut i znowu wychodzi słońce.Po
południu planujemy popłynąć na łowienie ryb. Niestety pogoda jest zbyt
wietrzna i rejs nie dochodzi do skutku.. Szkoda zawsze to jakaś
atrakcja.Idziemy więc jeszcze raz pochodzić po wyspie. Na wielu
drzewach widzimy zawieszone butelki plastikowe. W nich owoce. To
ochrona owoców guawy przed ptakami. Butelki są wieszane gdy wytworzy
się zalążek. Zaglądamy do sklepu spożywczego,potem do sklepu z
narzędziami.. Po wyspie chodzimy na bosaka, bo wszędzie właściwie jest
piasek., tylko gdzie gdzieniegdzie twarda skorupa rafy
koralowej.Wieczorem oglądamy film o wyspie i podjętych przez mieszkańców
działaniach w celu dbania o czystość środowiska.Na kolację zamawiamy
smażonego tuńczyka. Niestety nie był on najlepszej jakości. . Na
lenistwie i zabawie minął nam dzień.
|
śniadanie na plaży |
|
plaża przy ośrodku |
|
wyrzucony na brzeg rekin |
|
plaża otaczająca wyspę |
|
zażywamy też kąpieli |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
spacer plażą |
|
spacer plażą |
|
|
spacer plaża |
|
z tyłu gęstwina |
|
odpoczynek na figowcu |
|
spacer plażą |
|
droga na wyspie |
|
stacja recyklingu |
|
ciekawy kwiatek |
|
chwila odpoczynku |
|
w porcie |
|
nowe znajomości z mieszkańcami |
|
maleńka łódeczka? |
|
kraby na kamieniach |
|
spacer po wyspie |
|
pusta dzika plaża |
|
wysoki poziom wody |
|
na plaży |
|
krzaki wchodzą do wody |
|
pełen komfort |
|
z góry słońce z dołu woda super |
|
wspaniałe widoki |
|
zakład szkutniczy |
|
dzika plaża |
|
butelki na owocach |
|
kawka na plaży |
|
wyspa bezludna |
|
ptaki złodzieje |
|
zabawy dzieci na liściach |
|
ptaki czekają na okazję |
|
porwały ciastka |
|
przygotowanie masztu do anteny |
|
sklep spożywczy |
|
szampan bezalkoholowy |
|
chwila odpoczynku |
|
w środku jest guawa |
|
ananas w doniczce
|
|
miłe okoliczności przyrody |
|
jakiś szalony architekt |
|
skrzynki kwiatowe |
|
skrzynki kwiatowe |
|
banany już urosły |
|
a tu papaje |
|
urządzenie do otwierania kokosów |
|
ścianka z butelek |
|
ładny kwiatek |
|
na ulicach wioseczki |
|
tu są żółte kokosy |
|
przyszła pora na lunch |
|
lunch w miłych okolicznościach przyrody |
|
Zbyszek zarzuca kotwicę |
3-4 grudnia Malediwy
Od
rana słońce. Wprawdzie na niebie trochę chmur. ale słońce i niebieskie
niebo. Po śniadaniu idziemy na rafy. Przejrzystość wody nie jest na
najwyższym poziomie, ale i tak jest fajnie. Oglądamy znowu świat
ukryty pod powierzchnią wody.To zdumiewające, że wystarczy wsadzić
głowę do wody i jesteś w innym świecie. Mimo, że jesteśmy w tym samym
miejscu co poprzednio jest wiele innych ryb. Niektórych z kolei nie
ma. Rafa to jednak nic stałego. Skupiam się tym razem na kształtach
koralowców i innych stworów znajdujących się a dnie i na stałe
związanych z podłożem. Jakieś kule, grzyby, wielobarwne ukwiały.
Wszystko bardzo kolorowe. Żałuję, że nie mam aparatu do robienia zdjęć
pod wodą. Widzę wielką rybę w kolorze ostrym turkusowym z wykończeniem
czarno-żółtym. Wykończenie to płetwy w innym kolorze. Słońce przebija
przez wodę i rafa jest jeszcze bardziej kolorowa. Gdy wychodzimy na
brzeg Martin pokazuje nam płaszczkę, która utknęła między kamieniami.
Miała szerokość około metra. bardzo długi kolec. Co dziwne była prawie
przeźroczysta. Jakby zrobiona z przeźroczystego silikonu. Gdy
wróciliśmy z aparatem , by zrobić jej zdjęcie już jej nie było.
Poradziła sobie z kamieniami. Robimy sobie spacer po plaży. Słońce
dopieka. Do drugiego ośrodka na wyspie przyjechali Malezyjczycy. Na
wyspie są trzy ośrodki. Wszystkie powstały w ostatnich 2 latach. Są to
małe ośrodki, które mogą jednorazowo przyjąć kilka osób. Na lunch
zamawiamy makaron curry i ryż curry. Jest smaczny Lunch podano na
plaży. Nasz stół został w sposób specjalny udekorowany kwiatami. To
pożegnanie od ośrodka. Gorzej z rachunkiem. Najpierw Martin wylicza
jakąś kwotę. Ja płacę. Potem pracownica przychodzi i twierdzi, że
nadpłaciliśmy i zwraca nam 15 dolarów. a potem Martin przyszedł i
przeprosił stwierdzając ze jeszcze musimy dopłacić. Widać brak
profesjonalizmu. Ale nadrabiają urokiem osobistym.Obserwujemy jak dwóch
tubylców i chłopiec polują na ośmiornice. Chłopiec dzielnie im pomaga.
Pływają w maskach wyposażeni tylko w drut. Co chwila wynoszą
ośmiornice. Zakopują je w piasku, w celu ochrony przed ptakami.
Wcześniej wyciskają z ośmiornicy niebieską atramentową ciecz. Wieczorem
zaczyna się nasza podróż powrotna. Najpierw melex, potem łódź. Z łodzi
samochód. Docieramy do lotniska. Tu znowu heca z pustą butelką po
piwie. Musze ją okazać. Lecimy do Male.. Mamy 4 godziny na nasz samolot
do Stambułu. Jednak czas szybko biegnie. Kolejka do odprawy ogromna i
posuwa się powoli. W ostatniej chwili przypominam sobie o zdeponowanej
puszce piw zdeponowanej przy wjeździe..Odbieram ja tuż przed oddaniem
walizek. Muszę znowu rozpakować walizkę i włożyć piwo. W bagażu
podręcznym to niemożliwe. Samolot do Stambułu Airbus 330.Po drodze
podziwiamy niezwykle świecący księżyc. Jest ogromny i świeci niezwykłym
światłem. Wreszcie można spróbować alkoholu. Pierwszy łyk usypia nas
praktycznie na całą podróż.W Stambule idziemy do saloniku posiadaczy
kart Dinners i w spokoju objadamy się specjałami kuchni tureckiej
korzystając z internetu piszemy bloga. Omawiamy nasze spostrzeżenia
dotyczące wyspy na której byliśmy. Na pewno nie jest to miejsce dla
turystów szukających wypoczynku "all inclusive" Mieszkaliśmy na wyspie ,
na której my byliśmy dodatkiem do żyjącej społeczności. Tu ludzie żyją
i muszą pokonywać trudności związane z położeniem, ale też pełnymi
garściami korzystają z dobrodziejstw tego położenia. Okazuje się, że
większość mieszkańców pracuje na pobliskich wysepkach przy obsłudze
turystów. Właściwie Malediwy żyją z turystyki. My wybraliśmy, bardziej
lub mniej świadomie, wyspę zamieszkała przez miejscowych. Turyści
pojawili się tu 2 lata temu. i to w niewielkiej ilości. Maksymalnie
może być 18 osób, co przy 700 osobowej społeczności miejscowej nie
odgrywa żadnej roli. Mieszkańcy są otwarci na turystów, nie traktują
ciebie jak bankomatu. Zapraszają do domów. My mogliśmy obserwować jak
żyją, jak sobie radzą i jak wykorzystują środowisko do ułatwienia sobie
życia. Na pewno jest to miejsce, gdzie warto przyjechać by się
zrelaksować uciec od tłumu turystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz