poniedziałek, 29 stycznia 2018

Malediwy 29-30 listopada 2017






29-30 Listopada Malediwy
Dziś żegnamy się ze Sri Lanką i lecimy na Malediwy. Gdy dochodzi piąta żegnamy  się z Agnieszką i Arturem i jedziemy na lotnisko. Bardzo miłe pożegnanie z Melithem. Chłop ma łzy w oczach. Bardzo prosi byśmy go opisali na Trip Advisorze, bo to dla niego ważne. Na lotnisku  okazuje się ze nasz samolot jest odwołany. Bilety kupiliśmy w październiku na Opodo w liniach Easter China. Szukamy biura tych linii na lotnisku w części biurowej.  Nigdzie nie ma. Pytamy  jakichś stojących przy windzie facetów. Okazuje się,  ze to przedstawiciele tych linii. wracają z nami do biura. Na drzwiach żadnej tabliczki. Mówią nam, że Opodo  powinno było nas zawiadomić że lot jest odwołany. Dzwoni gdzieś ustala czy byliśmy zawiadomieni. ja się wściekam, że powinien szukać nam biletu a nie ustalać kto jest winien że my  nie zostaliśmy powiadomieni. W końcu każe nam usiąść i woła drugiego. Ten obiecuje znaleźć bilet do Male. Zbyszek w międzyczasie ustalił, że jest samolot   o godzinę później  linii Emiratów. Coś załatwiają i prowadzą nas do kontuaru Emiratów. dostajemy karty boardingowe. Mamy trochę czasu. Kręcimy się po lotnisku. Zbyszek proponuje byśmy już przeszli przez bramkę. Facet nas cofa twierdząc że za wcześnie. Mija czas boardingu, a na wskazanym na karcie boardingowej wejściu ciągle nie pojawia się Male. Idę w miejsce, gdzie  jest dobry Internet i sprawdzam pocztę. nadlatuje Zbyszek. Okazuje się że wbili nam błędny numer   bramki. Na ekranach widzimy że  odlot do Male z innego wyjścia. i na dodatek ostatni dzwonek. Znowu pędzimy po długich korytarzach lotniska. Docieramy do  wejścia 7-8. Tu tłum jakieś poplątanie. Stoją ludzie na dwa samoloty do Dubaju i do Dohy.Przepychamy się przez tłum. Prześwietlają nas w pierwszej kolejności. I znowu spoceni padamy na siedzenie w samolocie. Samolot zapełniony w 50 procentach. On leci z Colombo do Male, zabiera  pasażerów w Male i leci do Dubaju. Po godzinie z okładem lądujemy w Male. Odbieramy walizki. Zbyszka uszkodzona. Idziemy złożyć reklamację. trochę to trwa. Postanawiam wyjść przed lotnisko, bo nie wiem, czy  hotel otrzymał moja wiadomość o zmianie naszego lotu. Ale niestety dzisiaj nic nie idzie łatwo. Przed wyjściem kolejne prześwietlenia walizki. Woła mnie celnik. Nie bardzo wiem o co chodzi. Pyta czy mam alkohol. Ja tłumaczę, iż tylko puszkę piwa jako prezent dla syna. Otwieram walizkę pokazuję pusta butelkę po piwie z nalepką i puszkę piwa. Niestety  puszka idzie do depozytu. W międzyczasie przybiega Zbyszek, że muszę się wrócić, bo wszystkie dokumenty  na bagaż są na mnie. Zostawiam otwartą walizkę i wracam. Pełen cyrk. W końcu  załatwiamy sprawę reklamacji i depozytu i  ruszamy do miasta. Najpierw płyniemy łodzią. Jak ja to lubię.- brrrr Rzuca znowu łodzią, ale do wytrzymania. Potem nasz przewodnik woła taksówkę i podwozi nas pod hotel. Inaczej wyobrażałam sobie ten transfer. W ten sposób sami byśmy sobie poradzili. W pokoju  wyciągamy wszystkie mokre rzeczy i suszymy. Ja wieszam wszystko na balkonie. Gdy idziemy spać  wszystko prawie suche . Musimy tylko kartka po kartce wysuszyć paszporty, bo również zamokły .

20 listopada

Rano budzi mnie telefon z recepcji. Facet mówi coś o  deszczu i płaszczu przeciwdeszczowym. Nie bardzo rozumiem o co mu chodzi.Wstaję jednak i wychodzę na balkon. Rzeczywiście leje jak z cebra. Nasze ubrania wczoraj powieszone na  barierce  balkonu kompletnie mokre.. Zbieram ciuchy i rozwieszam gdzie się da. Śniadanie całkiem znośne. Idziemy zrobić zakupy żywnościowe  na wyjazd na wyspę. Nie wiemy jakie tam będą ceny i czy w ogóle będzie można coś kupić. Mamy tylko wykupione śniadania. Boimy się, że ceny posiłków w restauracji mogą nas powalić. Zbyszek szuka baterii do aparatu fotograficznego. Przypuszcza, że padła mu bateria w aparacie. Niestety  sklep Canona jest zamknięty  ze względu na święto muzułmańskie. Wracamy do hotelu. Recepcjonistka mówi nam, że dzwonili z naszego ośrodka i że łódź będzie na nas czekać o 13., ma zapisany też numer telefonu. Taksówką jedziemy na przystań. Taksówkarz nie może znaleźć naszej łodzi. Pokazuję mu numer telefonu ośrodka. On tylko spojrzał i już gdzieś dzwoni. Przekazuje mi słuchawkę. Z drugiej strony facet mówi mi żebyśmy zaczekali w barze Mary Brown, bo łódź będzie  później. Ja się pytam skąd będę wiedziała kiedy przypłynie łódź. On mi na to, że  zadzwonią do Marybrown. Maryrown to  taki nasz McDonald. Postanawiamy coś zjeść. Gdy stoimy w kolejce podchodzi do nas facet i pyta Zbyszka czy on jest Halina. Zbyszek pokazuje na mnie. Facet mówi, że ze względu na pogodę dzisiaj  expres-boat został odwołany. Albo czekamy do jutra i rano popłyniemy, albo lecimy samolotem. Samolot jest o 100% droższy. Nie mamy pewności, ze jutro pogoda się poprawi, więc decydujemy się na samolot. Jest tylko jeden problem. Nie ma z nami łączności bez telefonu. My jemy  lunch, a facet gdzieś dzwoni. Twierdzi, że zarezerwował nam bilety na 20, ale  może przesłać je  później. Kłopot w tym, że z nami łączność jest tylko przez  Internet i to darmowy. Zbyszka telefon nie działa, mój  zablokowany. Pozostaje Whatsaap,ale musi być Internet. Facet mówi nam, że na lotnisku w Burger Kingu jest darmowe wifi i tam ściągnę przesłany mi bilet. Muszę jeszcze dać scan  paszportu Zbyszka, bo mój ma na swoim telefonie. Zastanawiamy się ze Zbyszkiem jak to wszystko działa. Kierowca w jednej sekundzie wie do kogo ma dzwonić. Przychodzi do nas facet z ulicy  dokonuje ustaleń. Ma  skan mojego paszportu. Nic nie wydumaliśmy . Jedziemy na lotnisko. Znowu przeprawa promem. Wody niesamowicie wzburzone. Widzimy jak  fale wysoko wyrzucają motorówkę płynąca do portu. Dostajemy kod i logujemy się do internetu. Ale kod na internet działa tylko prze pół godziny. Mówię to facetowi z przystani. On na to żebym się nie martwiła zaraz to załatwi. Nie mija chwila. gdy podchodzi do mnie facet z Burger Kinga i daje mi  kod di internetu bez ograniczeń czasowych.Prowadzę ożywioną korespondencję na Whatsaapie z facetem który załatwiał bilety. W końcu o 16 dostaję bilety na komórkę . Odlot za godzinę. Szybko do check-in oddajemy walizki i zadowoleni czekamy na otwarcie bramek. Strasznie leje i jest bardzo wietrznie. Gdy otwierają bramki  mnie zatrzymują. Mam iść z nimi do sprawdzenia walizki. Oczywiście wiem o co chodzi. O pustą butelkę. Na Malediwach alkohol jest zabroniony. Pokazuje butelkę. Kobieta szuka jeszcze czegoś, ale nie znalazła. Do samolotu idę na piechotę. Startujemy jeszcze przed zachodem słońca. Z góry przecudne widoki atoli. Morze turkusowe  atole zielone, z biała obwódką. Do tego wszystkie odcienie niebieskiego . Widok taki, że  nie odrywam głowy od  okna. Lądujemy przy silnym wietrze w potwornym deszczu. Na lotnisku czeka na nas przedstawiciel  hotelu. Mówi, iż  pewnie dzisiaj nie dotrzemy do hotelu, bo nie ma łodzi, by na przewieźć. Jest zbyt duża fala i jest niebezpiecznie. Po chwili  podbiega do jakiegoś faceta rozmawia z nim , przyprowadza go do nas i mówi,że mamy z nim płynąć. Po krótkim oczekiwaniu facet ten ładuje nas do mikrobusa, którym jedziemy na przystań.. Łódź wcale nie taka duża . Płynie jakieś 152 osób. Gdy wypłynęliśmy  z zatoki zaczęło się. Łódź co i raz  była wyrzucana przez fale do góry i z impetem spadała do wody. Wtedy my byliśmy podrzucani do góry. Fale ogromne. Ciemno, straszno, mokro i jeszcze rzuca człowiekiem. Strach się bać. Po pół godzinie docieramy na nasz atol. Tu czeka na nas właściciel hotelu i wiezie nas  elektrycznym tuk tukiem do hotelu. Powitanie  czyli  wilgotne ręczniczki do wytarcia twarzy i rąk,napój w kokosie itd. Pokój udekorowany płatkami  kwiatów na łóżkach. Na szczęście przestał padać deszcz. Tylko strasznie wieje. Facet na lotnisku powiedział mi, że dzisiaj z powodu pogody nie przylecieli goście z Kolombo. Dobrze że nam się udało wczoraj wylecieć. Teraz pozostał nam  tylko relax.  


widok z okna samolotu

widok z okna samolotu

widok z okna samolotu

lecimy na atol

port w Male

port w Male


przystań przed lotniskiem

widok z okna samolotu

lecimy na atol Ba

ulice w  Male

nasz hotel

ulica w Male

na promie na lotnisko

lotniskowy prom































































 1grudnia Malediwy


Dziś błogie leniuchowanie. Śniadanie pod palmami na plaży. Specjały malediwskie. Tuńczyk w kokosach. Pogoda niespecjalna. Nie wieje tak jak wczoraj, ale jest pochmurno. Robimy sobie wycieczką po wyspie. Wyspa jest zamieszkała przez 700 osób. ma powierzchnię pół kilometra kwadratowego. Ludzie niezwykle życzliwi. Zapraszają nas do domów. Częstują specjałami typu suszone chipsy z drzewa chlebowego. Wyspa znajduje się w atolu Ba , który jest wpisany na listę UNESCO w dziedzinie biosfery. Wysepka to po prostu pozostałość po rafie koralowej. Nie ma tu samochodów. Jest kilka motorynek  melex i 1 traktor. Widzimy jak podpływa pod wyspę statek, który przywiózł jakieś rury do rusztowań, beczki i inne ciężkie rzeczy. To nam uświadamia jak trudne jest życie na takiej wyspie. Odwiedzamy malutką szkołę. Do meczetu nie pozwalają nam wejść. Po drodze mijamy ich elektrownię , ogromne agregaty prądotwórcze. Zasilają wyspę w prąd elektryczny. Niedaleko stoją ogromne zbiorniki  z wodą przeznaczoną do picia. Oprócz tego przy każdym domu stoją też zbiorniki z napisem woda tylko do spożycia. Część wyspy jest nie zagospodarowana. Jest gęsta jak dżungla. Próbuję wejść między drzewa, ale po chwili poddaję się. Nogi wpadają mi pomiędzy korzenie, zaplątują się. Jakieś kłujące liście  zaczepiają się o ramiona. Przy naszym ośrodku jest plaża Piasek bialutki czyściutki. Martin powiedział nam, że na plaży nie można chodzić w bikini Woda ciepła i przejrzysta. Wędrujemy plażą robiąc sobie zdjęcia. Nastał czas leniuchowania. W pokoju robimy sobie lunch. Planujemy wieczorem coś zamówić u Martina. Umawiamy się z nim na  oglądanie rafy koralowej .ganiamy kraby po plaży. łapiemy kraby w skorupach i robimy im zdjęcia. bawimy się jak dzieci. Po trzeciej Martin przyniósł płetwy i poszliśmy  oglądać rafę koralową. Jest tuż przy ośrodku. Gdy zanurzyłam głowę znalazłam się w innym świecie. Cała masa ryb tak różnorodnych jak dotychczas nigdzie nie widziałam. W pewnym momencie przepływa koło mnie  ławica dużych  czerwono-żółtych ryb. Kolory są niesamowite, a to czarne z wypustkami białymi a to tęczowe, a to niebiesko-żółte. fosforyzujące. Niezliczona ilość kolorów, wzorów. Martin wyciąga mnie na głębie i pokazuje  ścianę z rafą koralową. jest cudna. Niesamowite kolory i kształty, a pomiędzy nimi mnóstwo najprzeróżniejszych ryb i rybek. pomiędzy nimi rozgwiazdy jakieś wężowate stworzenia. Widzimy ogromnego żółwia, który nic sobie z tego nie robi, że płynę  bezpośrednio nad nim. Gdy płyniemy do brzegu widzę na dnie dwa dziwne stworzenia , Są jak grube bale tylko, że powyginane w rozciągnięta literę "s". Martin mówi nam jak to się nazywa w ich języku, ale nie jest to nazwa na moja percepcję. Gdy wychodzimy z wody Martin  zaprasza nas na przyjęcie weselne. dzisiaj na wyspie jest ślub i przyjęcie. Martin został zaproszony wraz ze swoimi gośćmi. Oczywiście  jest to dla nas jakaś atrakcja. Zakładam suknię i razem z pozostałymi gośćmi  ośrodka idziemy. Państwo młodzi stoją pod namiotem. Panna Młoda w niebieskiej sukni. Pan Młody w ciemnoniebieskim garniturze. Członkowie rodziny w zieleni. Wszyscy robią sobie z nimi zdjęcia. Potem poczęstunek. Próbujemy specjałów tutejszej kuchni. oparte są na rybach  a szczególnie tuńczyku i kokosie. Wszystko bardzo smaczne. Gdy robi się ciemno wracamy do hotelu. Pytam o ceremonię zaślubin. Martin wyjaśnia, że ona odbyła się w urzędzie. Zaślubiny nie odbywają się w meczecie. . Siedzimy na kanapie przed naszym pokojem i odpoczywamy. Fajne jest błogie lenistwo.



przed naszym ośrodkiem



puste białe plaże



w firmowych koszulkach

puste białe plaże

bujna zieleń przy plaży


dojrzały owoc pandanu


pandany

piękna plaża

gdzieniegdzie rośliny dochodzą do morza



koralowce na plaży


Dodaj napis


kapiące się muzułmanki


rozładunek statku


ten maszt to łączność ze światem

szkolny mur


na terenie szkoły


wreszcie wiemy gdzie jesteśmy



Dodaj napis

"elektrownia" na wyspie

odwiedzamy tubylców


wejście do domu



chwila relaksu


właścicielka domu


w domku sympatycznej gosposi




właścicielka pokazuje swój dom


Zbyszek demonstruje owoce




gęsta roślinność
Dodaj napis


Dodaj napis


droga na wyspie

droga na wyspie

Dodaj napis

tak odbywa się transport

Dodaj napis

stacja wody pitnej

meczet


okna dopasowane czy ściana ?


mieszkańcy wyspy


na ulicy


Zbyszek kupuje to .

na plaży

na plaży

krab pustelnik

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis


kapiące się muzułmanki


Dodaj napis


na tarasie


Dodaj napis


oglądam rafę

z Martinem


idziemy na przyjęcie weselne

Państwo Młodzi


poczęstunek

piec do suszenia ryb

rodzina Państwa Młodych

 
































































































































































































































 2 grudnia Malediwy


Kolejny dzień lenistwa. Od rana słońce. Wprawdzie  wieje wiatr, ale  umiarkowanie.Śniadanie  na plaży.Potem spacer po plaży. Znajdujemy wyrzuconego na brzeg młodego rekina.Okrążamy wyspę brnąc po piasku, bądź po wodzie.Obejście wyspy  to kwestia pół godziny. Nam zajmuje to zdecydowanie więcej czasu, Robimy zdjęcia, wygłupiamy się.Trochę się opalamy,kapiemy.Jest bardzo fajnie. Po drodze mijamy wiatę w której wytwarzają łodzie. Wracamy do ośrodka. Robimy kawę i pijemy ją przy stoliku ustawionym na plaży. Mamy ciastka. To zainteresowało ptaki. Zbyszek rzuca im  okruszyny. Zbliżają się coraz bardziej odważnie. W pewnym momencie, gdy Zbyszek odszedł od stolika, a ja patrzyłam w inną stronę podfrunął ptak i chciał zabrać całą paczkę krakersów.Na  szczęście paczka była za ciężka i wysunęła mu się z dzioba.Postanowiliśmy zobaczyć czy spróbuje powtórzyć  wyczyn, gdy będzie mniej ciastek. Przymierzały się trzy ptaki. W pewnym momencie jeden podskoczył i porwał ciastka. Wszystkie ptaki, a było ich z 10, poleciały natychmiast za nim. Gdy ptaszysko upuściło ciastka na ziemię, odebraliśmy mu nasze drugie śniadanie Obserwujemy faceta, który przyszedł z długą plastikową rurką. Wsypuje w nią piasek i ubija. Okazuje się ,że usztywnia rurkę, by na niej zainstalować antenę do telewizora..Pogoda w kratkę. Co i raz przechodzi deszcz ,a właściwie ulewa. Pojawia się nagle  popada 10 minut i znowu wychodzi słońce.Po południu planujemy popłynąć na łowienie ryb. Niestety pogoda jest zbyt wietrzna i  rejs nie dochodzi do skutku.. Szkoda zawsze to jakaś atrakcja.Idziemy więc  jeszcze raz  pochodzić po wyspie. Na wielu drzewach widzimy zawieszone butelki plastikowe. W nich owoce. To ochrona  owoców guawy przed ptakami. Butelki są wieszane gdy wytworzy się zalążek. Zaglądamy do sklepu spożywczego,potem do  sklepu z narzędziami.. Po wyspie chodzimy na bosaka, bo wszędzie właściwie jest piasek., tylko gdzie gdzieniegdzie twarda skorupa rafy koralowej.Wieczorem oglądamy film o wyspie i podjętych przez mieszkańców działaniach w celu dbania o czystość  środowiska.Na kolację zamawiamy smażonego tuńczyka. Niestety nie był on najlepszej jakości. . Na lenistwie  i zabawie minął nam dzień.


śniadanie na plaży

plaża przy ośrodku

wyrzucony na brzeg rekin

plaża otaczająca wyspę

zażywamy też  kąpieli








spacer plażą

spacer plażą

spacer plaża

z tyłu gęstwina

odpoczynek na figowcu

spacer plażą


droga na wyspie

stacja recyklingu

ciekawy kwiatek

chwila odpoczynku

w porcie

nowe znajomości z mieszkańcami

maleńka łódeczka?


kraby na kamieniach


spacer po wyspie

pusta dzika plaża

 wysoki poziom wody

 na plaży

 krzaki wchodzą do wody

pełen komfort


z góry słońce z dołu woda super

wspaniałe widoki

zakład szkutniczy

dzika plaża


butelki na owocach

kawka na plaży

wyspa bezludna

 ptaki złodzieje

 zabawy dzieci na liściach 

ptaki czekają na okazję


porwały ciastka

przygotowanie masztu do anteny


sklep spożywczy


szampan bezalkoholowy


chwila odpoczynku

w środku jest guawa

ananas w doniczce



miłe okoliczności przyrody

 jakiś szalony architekt


skrzynki kwiatowe

skrzynki kwiatowe


banany już urosły

 a tu papaje


urządzenie do  otwierania kokosów


ścianka z butelek 

ładny kwiatek


na ulicach wioseczki

 tu są żółte kokosy

przyszła pora na lunch


lunch w miłych okolicznościach przyrody
Zbyszek zarzuca kotwicę
























































































































































































































3-4 grudnia  Malediwy
Od rana słońce. Wprawdzie  na niebie trochę chmur. ale słońce i niebieskie niebo. Po śniadaniu idziemy  na rafy. Przejrzystość wody nie jest na najwyższym poziomie, ale  i tak jest fajnie. Oglądamy  znowu świat ukryty pod powierzchnią wody.To zdumiewające, że  wystarczy wsadzić głowę do wody i jesteś w innym świecie. Mimo, że jesteśmy w tym samym miejscu co poprzednio   jest wiele innych ryb. Niektórych z kolei nie ma. Rafa to jednak nic stałego. Skupiam się tym razem na kształtach  koralowców i innych stworów znajdujących się a dnie i na stałe związanych z podłożem. Jakieś kule, grzyby, wielobarwne  ukwiały. Wszystko bardzo kolorowe. Żałuję, że nie mam  aparatu do robienia zdjęć pod wodą. Widzę wielką rybę w kolorze  ostrym turkusowym z wykończeniem  czarno-żółtym. Wykończenie to płetwy w innym kolorze. Słońce przebija przez wodę i  rafa jest jeszcze bardziej kolorowa. Gdy wychodzimy na brzeg  Martin pokazuje nam płaszczkę, która utknęła między kamieniami. Miała szerokość około metra.  bardzo długi kolec. Co dziwne  była prawie przeźroczysta. Jakby zrobiona z  przeźroczystego silikonu.  Gdy wróciliśmy z aparatem , by zrobić jej zdjęcie już jej nie było. Poradziła sobie z kamieniami.  Robimy sobie spacer po plaży. Słońce dopieka. Do drugiego ośrodka na wyspie przyjechali Malezyjczycy. Na wyspie są trzy ośrodki. Wszystkie powstały w ostatnich 2 latach. Są to małe ośrodki, które mogą jednorazowo przyjąć kilka osób. Na lunch zamawiamy  makaron curry i ryż curry. Jest  smaczny Lunch  podano na plaży. Nasz stół został w sposób specjalny udekorowany kwiatami.  To pożegnanie od ośrodka. Gorzej z rachunkiem. Najpierw Martin wylicza jakąś kwotę. Ja płacę. Potem pracownica przychodzi i twierdzi, że  nadpłaciliśmy i zwraca nam 15 dolarów. a potem Martin przyszedł i  przeprosił stwierdzając ze jeszcze  musimy dopłacić. Widać brak profesjonalizmu. Ale nadrabiają urokiem osobistym.Obserwujemy jak  dwóch tubylców i  chłopiec polują na ośmiornice. Chłopiec dzielnie im pomaga. Pływają w maskach wyposażeni tylko w  drut. Co chwila wynoszą ośmiornice. Zakopują je w piasku, w celu ochrony przed ptakami. Wcześniej wyciskają z ośmiornicy niebieską atramentową ciecz. Wieczorem zaczyna się nasza podróż powrotna. Najpierw melex, potem  łódź. Z łodzi  samochód. Docieramy do lotniska. Tu znowu heca z  pustą butelką po piwie. Musze ją okazać. Lecimy do Male.. Mamy 4 godziny na nasz samolot do Stambułu. Jednak czas szybko biegnie. Kolejka do odprawy  ogromna i  posuwa się powoli. W ostatniej chwili przypominam sobie o zdeponowanej puszce piw zdeponowanej przy wjeździe..Odbieram ja  tuż przed oddaniem walizek. Muszę znowu rozpakować walizkę i włożyć piwo. W bagażu podręcznym to niemożliwe. Samolot do Stambułu Airbus 330.Po drodze podziwiamy niezwykle świecący księżyc. Jest ogromny i świeci niezwykłym światłem. Wreszcie można   spróbować alkoholu. Pierwszy łyk usypia nas praktycznie na całą podróż.W Stambule idziemy do saloniku posiadaczy  kart Dinners i w spokoju objadamy się specjałami kuchni tureckiej korzystając z internetu piszemy bloga. Omawiamy nasze spostrzeżenia dotyczące wyspy na której byliśmy. Na pewno nie jest to miejsce dla turystów szukających wypoczynku "all inclusive" Mieszkaliśmy na wyspie , na której my byliśmy dodatkiem do żyjącej  społeczności. Tu ludzie żyją i muszą pokonywać trudności związane z położeniem, ale też pełnymi garściami korzystają z  dobrodziejstw tego położenia. Okazuje się, że większość mieszkańców pracuje  na pobliskich wysepkach przy obsłudze turystów. Właściwie Malediwy żyją z turystyki. My wybraliśmy, bardziej lub mniej świadomie, wyspę zamieszkała przez miejscowych. Turyści pojawili się tu 2 lata temu. i to  w niewielkiej ilości. Maksymalnie może być 18 osób, co przy 700 osobowej społeczności miejscowej nie odgrywa żadnej roli. Mieszkańcy są otwarci na turystów, nie traktują ciebie jak bankomatu. Zapraszają do domów. My mogliśmy obserwować jak żyją, jak sobie radzą i jak wykorzystują  środowisko do ułatwienia sobie życia. Na pewno jest to miejsce, gdzie  warto przyjechać by się zrelaksować uciec od tłumu turystów.

wejście do naszego ośrodka

nowe nasadzenia na plaży

dzieci same kapią się w morzu

Zbyszek wolontariusz pomaga sprzątać plażę

 krab pustelnik

ekspresowa łódź płynie z zawrotną prędkością

olśniewające plaże

widoki  zachwycają

taka plaża to marzenie

łowienie ryb na obiad?

Zbyszek sprawdza rodzaj przynęty

kwiatek figowca

pełnia życia

biel plaż oślepia

złowiona ośmiornica

nasz lunch na plaży

aż chce się jeść

lunch w miłych okolicznościach

dzisiejszy połów

takie hydroplany wożą turystów

miejscowe dzieci w kąpieli

plaża po olbrzymim odpływie

wypoczynek na plaży

miejscowa  dziewczynka

produkcja sznurka z włókna kokosowego

To juz koniec naszej podróży

teraz płyniemy łodzią

podróż trwała 10 minut

za nami tylko wspomnienia

to juz powrót
lecimy do Stambułu

w saloniku VIP na lotnisku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz