niedziela, 29 kwietnia 2018

Korea 29 kwietnia 2018 r.

Korea Południowa

29 kwietnia 2018 r.

PN Seoraksan,
Planowaliśmy wstać o 7 i wyruszyć do Parku Narodowego Seoraksan  najpóźniej o 8.30. Tak tez zamówiliśmy samochód. zapomniałam wczoraj napisać, że  samochód  zostawiliśmy  chłopakowi na recepcji żeby wprowadził go do piętrowego garażu. Przed hotelem jest  okrąg, na który wprowadza się samochód . Obraca się go  we właściwym kierunku  a potem na platformę i wio do góry, Plany nasze runęły  z samego rana. Mieliśmy pokój bez okna. Gdy się obudziłam była 9.00. szybko się zebraliśmy i wio do parku. Samochód oczywiście już czekał. Hotel jest bez śniadania. łapiemy tylko po kromce tostu z dżemem i kawę i wio. Droga doskonała. Nowa autostrada wybudowana  na olimpiadę. Piongchang jest koło parku do którego jedziemy. Po drodze pełno tuneli. Niektóre bardzo długie. jeden miał ponad 10 kilometrów. Znowu mamy przypał na bramce. Już wiemy że niebieskie linie są dla osób płacących elektronicznie. Podjeżdżamy na bramkę, a tu nie ma  automatu do wydawania biletu. Trudno jedziemy dalej. Potem druga bramka. W porządku  dostajemy bilet. Gdy zjeżdżamy z autostrady dajemy kasę za drugi bilet a kobieta mówi że jechaliśmy jeszcze inny odcinek i trzeba zapłacić. W tym kraju nic się nie ukryje. Po drodze zatrzymaliśmy się coś zjeść. Marzyłam o małej knajpce . A tu ogromny parking, setki samochodów i mnóstwo  barów, budek z jedzeniem. Koreańczycy uwielbiają jedzenie na patyku na hot doga, ale też różne mielone mięsa, , kiełbaski. Stasiu bierze hot doga na patyku  w cieście  smażonego w głębokim tłuszczu, ja ośmiornicę z krewetką. Do tego kawa. Kawa jest droższa niż jedzenie. Kawa w Korei kosztuje około 15 zł .Do parku docieramy zamiast  planowanej 11 na 14. W parku jest mnóstwo ludzi. Park jest wpisany na listę UNESCO. Kupujemy bilety na kolejkę linową, by pojechać na szczyt najwyższej góry. W międzyczasie zjadamy zupę  z pierożkami. Pierożki pyszne, zupa  tylko dobra. W parku znajduje się ogromny posąg Buddy z brązu, obok klasztor mnichów buddyjskich. Prowadzi do niego droga pełna malowniczych mostków. Budynki klasztorne i świątynie bardzo dobrze zachowane, wszędzie niezwykły porządek. Wjeżdżamy kolejką na górę. Widok imponujący. Ja idę jeszcze na punkt obserwacyjny. Z tego pośpiechu nie założyłam rano adidasów, które specjalnie wzięłam na wędrówki po parku. Trudno idę w sandałach. Zresztą droga po schodach , tylko trochę kamieni.. Na szczycie mnóstwo ludzi i silny wiatr. W pewnym miejscu tak zawiało, że musiałam usiąść bo by ,mnie przewrócił. Widok wspaniały. Wracam do Stasia, który siedzi zniecierpliwiony. Zjeżdżamy na dół i ruszamy drogą do wodospadów. Trasa łatwa. Około 5 kilometrów. Stasiu dociera do pierwszego wodospadu i poddaje się. ja oczywiście idę  dalej. Trasa śliczna, ogromne wysokie skały prawie pionowe, postrzępione sosny w dole ogromne kamienie a pomiędzy tym rzeka szumi. Jest bardzo ciepło. Docieram do drugiego wodospadu. Tu nie ma już praktycznie ludzi. Jakaś rodzina robi sobie zdjęcia, Wykorzystuję to i proszę żeby też mi zrobili na pamiątkę. Oni idą w dół ja w górę. Jeszcze tylko 400 metrów i szczyt. Cały ten odcinek po schodach. Lepiej jest wchodzić niż schodzić. Powrót jest dużo gorszy.  Nierówne schodki, kamienie  dają się we znaki. Noga przypomina o swoim istnieniu. Ale jestem zadowolona. Program został zrealizowany. Wracamy do  samochodu. Okazuje się że Stasiu nie zamknął  okna  w samochodzie i samochód był otwarty. Ale nic się nie stało. Postanawiamy pojechać gdzieś nad morze, bo Stasiu ma ochotę na owoce morza.  Nie możemy poradzić sobie z GPS. Ale w końcu znajdujemy miejscowość i hotel.. Gdy docieramy do miasta jedziemy wzdłuż plaży. Zatrzymujemy się przy jakimś wypasionym hotelu. Idę sprawdzić dla draki jaka cena, a tu niżej niż w Seulu. Sprawdzam drugi hotel jeszcze taniej. Decydujemy się na  duży pokój z balkonem. Teraz  kolacja z owocami morza. Facet z hotelu zaprowadza nas do knajpy. Jak zobaczyłam menu to mało nie zemdlałam, Smażona makrela prawie 300 złotych . Nie mówiąc o krabach innych owocach morza. Wycofujemy się z tego szaleństwa i idziemy dalej. Tu jest knajpa przy knajpie. Wszędzie bandyckie ceny. W końcu decydujemy się na mix owoców morza w zupie. Cena taka jak za hotel czyli ponad 160 zł. Przynoszą nam mnóstwo przystawek  stawiają na stole kuchenkę gazową stawiają na tym gar z  różnymi muszlami i zielskiem. To ma się gotować , a my mamy jeść te wodorosty. Po pewnym czasie przychodzi kobieta z łyżką  i nożyczkami. Zaczyna wyciągać muszle wydłubywać zawartość i zabierać muszle. kraba tnie na kawałki. Jeszcze się gotuje. W końcu zachęca nas do jedzenia. Wreszcie  uczta. Stasiu usatysfakcjonowany. Ja też. Teraz spacer plażą, bo przecież mieszkamy nad morzem. Jest bosko ciepło. Wcale nie mam ochoty  wyjeżdżać stąd. Wieczorem tradycyjnie winko, a jutro pobudka


smakołyki koreańskie

Hot dog Stasia

ja mam mięso na patyku

grillowane ośmiorniczki

w parku Seoraksan

symbol Parku Seoraksan

ogromny posąg Buddy

Dodaj napis

strażnicy klasztoru

na terenie klasztoru

klasztor w parku

zamyślony ptaszek

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

mostki nad rzeczką

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

śmigłowce przewoziły jakieś towary

Dodaj napis

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

w parku Seoraksan

było mnóstwo takich motyli

w parku Seoraksan

Dodaj napis

mostek wiszący w parku

w parku Seoraksan

przy wodospadzie

nasza kolacja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz