KoreaPołudniowa
5-6 maja 2018 r.
Wstajemy wcześniej niż
planowaliśmy. Denerwujemy się o dojazd na lotnisko. Dwadzieścia po czwartej
jesteśmy na dole. Gdy wsiadamy do
windy z pokoju naprzeciwko wychodzi
jakiś zaspany Koreańczyk. Zapala nam światło w holu i gdzieś dzwoni. Każe nam
czekać w holu. Czekamy i czekamy. Jest 4,45 i nic. Facet każe nam czekać.
Zdenerwowana pytam w która stronę lotnisko. Pokazuje nam i mówi że to 3
kilometry. Podejmujemy próbę dojścia na piechotę. Wychodzimy z hotelu. Szosą
rzadko jadą samochody. Próbuję je zatrzymać. W końcu jakiś niezdecydowany się zatrzymuje. Mówimy
że na lotnisko. Każą zapakować walizki i jedziemy. W pewnym momencie faceci
zawracają. Ja twierdzę, że jechaliśmy w
dobrą stronę. Oni, że lotnisko jest w przeciwnym kierunku. Jedziemy przez
jakiś czas, ale oni w końcu wbijają adres w GPS i zawracamy. Pytają skąd jesteśmy. jak mówimy , że z Polski to od razu krzyczą "Lewandowski" to nasz ulubiony piłkarz' Dojeżdżamy
do lotniska trochę po piątej. Na
lotnisku jeszcze pusto. Odprawimy się szybko i czekamy na samolot. Nie wiem czy
na piechotę byśmy dotarli na czas. O godzinie 7 jesteśmy w Seulu. Metrem dojeżdżamy
do hotelu. Który zarezerwowaliśmy przez Booking. Zostawiamy bagaże, i ruszamy
na zwiedzanie. Zależy mi na zwiedzeniu
pałacu Changdeokgung. Jest to pałac,
który wpisany na listę dziedzictwa UNESCO był zamieszkały do 1989 roku.. Tu znajdują
się przepiękne budynki , sala tronowa. Prywatne komnaty królewskie. Wszystko w harmonii z otoczeniem. Pałac znajduje się w przepięknych ogrodach. W
pałacu można skorzystać z pomocy
terapeutów koreańskich. Ja zapisuję się na ból kolana. Masują mi stopy i
kolano. W pewnym momencie masaż stóp jest bolesny. Potem pokazują mi jak mi
schudły nogi i jakie są lekkie. Dają tez mi 15 kulek jakiegoś medykamentu,
żebym się kurowała, Po takiej terapii idziemy do ogrodów. Cóż można powiedzieć.
Są piękne. Kawał ogromnego lasu w środku miasta. Ogrody są cudownie zadbane.
Piękne stawy nad nimi altany, mostki. Po prostu bajka. Pobyt w pałacu i
ogrodach zajmuje nam sporo czasu. Mnie marzy się zupa z pierożkami. Wychodzimy
z ogrodu i szukamy knajpki. Stasiu upiera się, by iść tam gdzie pierwszego dnia
byliśmy na uliczce z jedzeniem. Idziemy więc. Gdy docieramy rzucamy się na
pierwszą knajpkę w której są pierogi. Zupa z pierożkami pycha. Wprawdzie Stasiu
miał ochotę na owoce morza, ale w końcu wziął też zupę. Owoce morza tutaj w przystępnych cenach.
Nie wiem dlaczego na Jeju były takie drogie. Teraz już tylko bazarki i zakupy.
Idziemy na targ Tongin, a potem
decydujemy się jechać do jakiegoś domu towarowego. Stasiu chce zobaczyć
jakie maja towary. Gdy podążamy do metra trafiamy na manifestację. Niosą koreańskie, amerykańskie i żydowskie flagi. Z
megafonów rozbrzmiewa muzyka trochę podobna do Międzynarodówki. Pytamy
Koreańczyków o co chodzi. Tłumacza nam, że
to protest przeciwko rozmowom koreańskiego
prezydenta z Przywódca Korei Północnej. Mówią, że to polityka. Moi rozmówcy
byli przeciwnikami tej demonstracji. Po drodze wstępujemy do cukierni by zjeść koreański
przysmak Bingsu. Jest to wielka góra zamrożonego i zmiksowanego mleka
pokryta jakimś słodkim sosem z owocami.
Stasiowi smakuje. Dla mnie obojętne. W domu towarowym przeżywamy szok. Ceny
bajońskie. Buty – sandałki to wydatek około 600 zł. Torebki ponad 1000 zł.
Chciałam kupić Heniowi komplecik krótkie spodnie i koszulka to koszt ponad 1000 zł. Oczywiście nie
popełniam takiego szaleństwa. Stasiu kupuje koreańską sake. Wracamy do hotelu
około 9 wieczorem Facet zostawia nam klucze i wychodzi. My mamy sobie radzić.
Okazuje się że to taki guesthouse .Wieczorem pakujemy się i liczymy pieniądze.
Musimy kupić bilety na metro. To wydatek 3000 wonów. Zbieram moniaki, ale mamy
tylko 1500 wonów. Szukamy biletów na metro z pierwszego pobytu w Seulu. W
metrze są maszyny, które zwracają koszt
biletu – tzw. depozyt- gdy się je wrzuci do niiego. Długie i skrupulatne
poszukiwania przynoszą efekt. Znajdujemy 4 bilety, co daje nam 2000 wonów. W
ten sposób mamy kasę na przejazd metrem
i oczywiście jeszcze po przejeździe maszyna zwróci nam 1000 wonów za dwa
bilety. Rano mamy śniadanie . Wprawdzie płatki , jajka i tosty o dżem ale jest. Rano
wychodzimy o 8.30 z hotelu. Pada deszcz Docieramy szybko do metra i jeszcze szybciej
do lotniska, bo to tylko 2 przystanki. Odprawimy się i już prosta droga do
domu. Lot 10 godzin. Samolot pełen. Chyba PLL Lot dobrze trafiły z ta trasą.
Leci mnóstwo Koreańczyków, którzy przesiadają się w Warszawie na dalsza trasę..
O wpół do trzeciej lądujemy w Warszawie. Odbiera nas Kamil. W domu Stasiu znajduje
w kieszeni banknoty 5000 i1000 wonów. Niezbyt dokładnie jednak szukał w Seulu
pieniędzy. Jesteśmy pod wrażeniem Korei. Przepiękny kraj. Bardzo rozwinięty.
Wspaniałe drogi, bardzo uprzejmi ludzie. Byłam zaskoczona ich wyglądem. Bardzo
ładne dziewczyny o delikatnej urodzie.
Jeśli chodzi o rozwój elektroniki i jej zastosowanie to jesteśmy daleko za nimi
i nie mówię tylko o Polsce ale o Europie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz