czwartek, 17 stycznia 2019

Uganda 16 stycznia 2019

16 stycznia 2019 r.Uganda
Park Narodowy Królowej Elzbiety

Po śniadaniu ruszamy do Parku królowej Elżbiety .Jest to duży stary park narodowy. Musimy zapłacić za trzy dni pobytu 240 dolarów. Na szczęście można płacić kartą. Gdy zajeżdżamy do recepcji parku wszyscy jeszcze śpią. Nie ma prądu. Włączają  agregat i wszystko rusza. Płacimy i wjeżdżamy do parku. Tuż po drodze  znajdują się liczne kratery. Niektóre wypełnione wodą, niektóre porośnięte roślinnością. Dzisiaj jest dużo chłodniej ni,z w poprzednie dni. Jest pochmurno. Dzisiaj w nocy było strasznie gorąco, teraz to wręcz Antarktyda Docieramy na miejsce w którym przekraczamy równik. Dla Marcina to pierwszy raz. Robimy zdjęcia z tego historycznego momentu...Z kraterów Roni zawozi nas  do wioski ekologicznej. Facet opowiada nam co też takiego zobaczymy. Zgadamy się. Wiezie nas do wioski położonej na brzegu jeziora Edwarda. Tu stoi mnóstwo łodzi. Rybacy wracają z morzą. Pokazują nam różne ryby, rodzaje sieci, obserwujemy jak zręcznie układają sieci. Potem jedziemy do kopalni soli. Tu kobiety stoją po kolana w solance , która znajduje się  w zbudowanych basenach i wybierają sól.Niestety zaczyna lać deszcz. Chowamy się w samochodzie. Facet opowiada nam o technice wydobywania soli. Na tym kończy się jego rola  oprócz oczywiście zainkasowania kasy. Jesteśmy wściekli, bo zrobili nas w konia. Tyle kasy za byle co. Poza tym miały być flamingi ale teraz ich nie ma. Jedziemy na lunch. Woda płynie jak rzeka  po drodze. Z naprzeciwka jedzie samochód. Obydwa samochody zjeżdżają na bok i się zakopują,się. jeden i drugi nie może wyjechać. Nasz Roni walczy długo. Na drugim samochodzie ciężarówce pełno chłopów. Żadnemu nie przyjdzie do głowy, żeby wysiąść i pomóc wypchnąć. W końcu nam się udaje. Ciężarówkę zostawiamy w błocie.Dojeżdżamy na lunch. Tu też  kupuje się biletu na rejs po kanale Kazinga. Łączy on jezioro Alberta z jeziorem Edwarda.. Zastanawiamy się czy płynąć, bo strasznie leje. Postanawiamy, że zdecydujemy po lunchu. Do jedzenia tylko zestaw lunchowy po 65000 szylingów czyli 65 zł. Nie mamy wyjścia. Serwują nam zupę dyniową mocno zagęszczona mąką, jagnięcinę pyszne mięso ale twarde i deser. Ja biorę tartę wiśniową. Nie smakuje mi. Galaretka w z wiśni i pełno mąki do tego piwo po 9 zł co nas już wkurzyło. Ale są też pomyślne wieści. Przestało padać i przejaśnia się. Zapomniałam napisać, że zrobiło się chłodno. Wprawdzie nie zmienialiśmy ubrań, ale  wszyscy wokół są ciepło ubrani. Kupujemy bilety na wycieczkę koszt 65 dolarów za 2 osoby. Płacę kartą. . Gdy dochodzimy na łódkę biorę swoją koszulę z długimi rękawami.. Na kanale mnóstwo ptaków. Marcin stwierdził, że jak w kurniku. Do tego mnóstwo hipopotamów, w wodzie i na brzegu. Jest dużo malutkich.   Krokodyli  też nie brakuje. Niektóre potężne. Wśród ptaków wiele takich, których jeszcze nie widzieliśmy. Ibis z zielonymi skrzydłami, warząchew i wiele innych, których nie znamy, W pewnym momencie podpływamy w takie miejsce, że po prostu mrowie ptaków i to najróżniejszych. Coś nieprawdopodobnego. Gdy kapitan dodał gazy większość z nich poderwała się w górę, niesamowite widowisko taki taniec ptaków w powietrzu. Widzimy też wiele orłów. Jeden siedzi  a właściwie stoi na ziemi i zjada rybę. Wokół niego kręci się jakiś ptak, nie wiem jak się nazywa. Wygląda na to że też ma ochotę na tą rybę. Wkurzony orzeł zabiera rybę i odlatuje 20 metrów dalej z rybą w dziobie.Wycieczka wspaniała. Marcin chce jeszcze raz. Jedziemy na safari. Ku naszemu zaskoczeniu nie widzimy prawie żadnej zwierzyny. Kilka ptaków, dwa bawoły słonia w oddali i stada antylop. Spotkaliśmy też jedną antylopę z bardzo ładnym porożem ale jedno z nich było uszkodzone. Jedziemy na nocleg.Dostajemy namiot położony tuz przy kanale. W kanale hipopotamy. Słychać jak mruczą. Otrzymujemy ostrzeżenia, że tylko wartownik odprowadza nas do namiotu wieczorem a w nocy  można wychodzić z latarką uprzednio sprawdziwszy że nie ma zwierząt. Gdy rozlokowaliśmy się w namiocie Marcin mnie woła i pokazuje świeżutkie kupy hipopotamów  na wprost naszego namiotu tak około 10 metrów. Kolacja pod gołym niebem, ognisko, lampy naftowe. kanał i chrumkanie hipków. Atmosfera niezapomniana.Niebo się przejaśnia i wychodzi księżyc i pokazują się gwiazdy. Mimo to nie jest zbyt gorąco. Niestety jest bardzo słaby internet. Wracamy do namiotu z obstawą.. Zaczynam uzupełniać bloga, ale  niestety wrażenia dnia dzisiejszego tak mnie zmęczyły, że postanawiam iść spać i nadrobić wszystko raniutko. Przy chrumkaniu hipków zasypiam. Budzę się o piątej i uzupełniam bloga. Cały czas dochodzą mnie pomruki z wody.



Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

1 komentarz:

  1. Wszystko na fotkach jest egzotyczne i zachwycające, jednak mnie w tym poście najbardziej urzekły hipopotamy - hipek w deszczu i baby hipek z big mamusią. Ujęcie bielika afrykańskiego - bezcenne :-)

    OdpowiedzUsuń