wtorek, 5 listopada 2019

Kolumbia 5 listopada

5 listopada. 2019 r.
La Macarena Canio Cristales

Oczywiście poszłam spać na górę. Włączyłam klimę , a Marcin miał walczyć ze zdjęciami. Gdy obudziłam się w środku nocy lało jak z cebra. Nawet przeciekł dach i kapało do mojego  pokoju. Musiałam wyłączyć klimę, bo zrobiło się zimno. Denerwowałam się, że budzik nas nie obudzi i ciągle wstawałam sprawdzać, która godzina. Chyba nie wyśpię się na tym urlopie. Rano deszcz leje. W komórce pogoda pokazuje, że nie pada u nas i że ma być słonecznie. Idziemy na śniadanie, W naszym hotelu jest para Polaków. jemy z nimi śniadanie. Tym razem w stylu kolumbijskim . jajecznica z warzywami i ich placek z manioku -arepa zapiekana z serem. Tuk tuk podwozi nas na łódkę. Oczywiście mamy kurtki przeciwdeszczowe, w których jest nam gorąco ale tak pada , że bez kurtki się nie da. Na dodatek pokrowiec na plecak zostawiłam w walizce w Bogocie. Gdy wsiadamy na łódkę przestaje padać. Z łódki przesiadamy się na samochód terenowy i jedziemy około pół godziny. Przewodnik ten sam, co wczoraj. Tym razem są z nami Polacy. Wszyscy młodzi tylko ja dinozaur. Wysiadamy z samochodu i idziemy ścieżką pomiędzy trawami. Mamy do przejścia 14 kilometrów. Przewodnik rysuje nam na ziemi trasę. Przejdziemy przez 3 dopływy Canio Cristales i potem będziemy szli wzdłuż niej. Dochodzimy do pierwszej rzeki i wielka radość. Możemy się kąpać. jesteśmy wszyscy bardzo spoceni, bo wilgotność powietrza  100% a na dodatek gorąco. Woda chłodna,  wspaniale nas orzeźwia. Jest krystalicznie czysta. Młodzież szleje w wodzie. Bez wycierania się wkładamy na kostiumy ubranie i idziemy dalej. Mijamy kolejne mostki. Wspinamy się na różne skałki. Dużo jest tu ostańców. Mają różne nazwy, a to Budda, żółw, grzyb itd. Koryta wszystkich tych rzek są kamienne, ale podłoże jest nierówne. leży dużo kamieni. Gdy się pływa trzeba uważać, by nogą nie uderzyć w wystający kamień. W rzeczkach wpadających do Canio Cristales też są glony, które wybarwiają się na czerwono, ale  jest tego zdecydowanie mniej. Gdy docieramy nad Canio Cristales jesteśmy oszołomieni kolorystyką rzeki. Żółte dno, zielone porosty i czerwone glony. Bajka to mało. To jest naprawdę cud natury. Znowu kapiemy się w basenie pod wodospadem. Pod wodospadami nie ma glonów, bo zwykle są same głazy, więc kapiąc się nie uszkodzimy wodorostów. Tu też czas na lunch. Wszystko zapakowane ekologicznie. W liściu bananowca zawiązanego sznurkiem. Dostaliśmy kurczaka, ryż  smażonego banana. Zapomniałam wspomnieć, że cała drogę towarzyszył nam czarny kundelek. Oczywiście szybko rozprawił się z kośćmi, które zostały z kurczaka. Gdy idziemy wzdłuż Canio Cristales co chwila zatrzymujemy się, by zrobić zdjęcia. Jest tak pięknie, że  chcemy wszystko uwiecznić. W pewnym momencie  widzę, że ja robię foty, a Marcin nie. Pytam go co się dzieje, a on, że się ogranicza. Muszę dodać, że Marcin ciągle ginął grupie i musieliśmy na niego czekać, bo "Marcin robi foto". Przypuszczam, że przypomniał sobie, że te zdjęcia trzeba jeszcze obrobić i zaczął się ograniczać. Na koniec naszej wędrówki wzdłuż rzeki jeszcze jedna kąpiel w naturalnym basenie. Tak orzeźwieni ruszamy w kierunku miejsca, gdzie docierają samochody. Droga mi się dłuży. Tym bardziej, że boli mnie noga. Trochę kuśtykam, ale  nic więcej nie mogę poradzić. Gdy docieramy na miejsce parkingu wszyscy wypijamy piwo za udany dzień. Wszyscy opaleni, a raczej czerwoni jak raki. Słońce jednak pali niemiłosiernie. Na 17 docieramy do hotelu. Teraz  dwie godziny na kąpiel i uzupełnienie bloga, Ja jeszcze muszę kupić bilety na lot do Cartageny.  O dziewiętnastej kolacja z występami. Razem z właścicielką hotelu idziemy do restauracji. Jest dużo gości. Zespół miejscowy wykonuje  ich tradycyjne piosenki na tradycyjnych instrumentach. Oczywiście tradycja dotyczy czasów kolonialnych. Tancerze wykonują porywające tańce. Potem proszą do tańca publiczność. Ludzie bawią się znakomicie. Jest para ludzi którzy obchodzą 65 lecie ślubu. Pan siedzi spokojnie, ale Pani rwie się do tańca lepiej, niż  dziewczyny. Wracamy do hotelu i ustalamy z  właścicielką, że jutro pobudka o 4.30, bo Marcin chce popływać łodzią po rzece i porobić  zdjęć. Jestem padnięta, ale mocna kawa  zrobiona w hotelu stawia mnie na nogi. Można  uzupełniać bloga. Jutro  płyniemy nawet jeśli deszcz będzie padał. Teraz jest 23.00 i pada. Muszę dodać, że społeczność La Macareny jest bardzo zjednoczona. Współpracują ze sobą tak by każdy miał pracę. Gdy odkryto tu złoża ropy zaprotestowali skutecznie i odstąpiono od jej wydobycia.

pokój śniadaniowy

na trasie

tu jest rzeka zielona

piesek szedł z nami całą drogę

przewodnik narysował trasę wycieczki

na szlaku

mijamy liczne mostki

kolorowa rzeka

czerwień powodują glony

Dodaj napis

radość oglądać coś takiego

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

jakieś kwiatki

endemiczna roślina w La Maakarenie

grupa w komplecie

Dodaj napis

Dodaj napis

owoce palmy

Dodaj napis

Dodaj napis

to jest cud

to jest cud

Dodaj napis

Dodaj napis

Dodaj napis

jakieć kwiatki

kundelek  nasz towarzysz

wodospady

piękne wodospady

to jest Budda, dla nas ptak

czerwony dywan

jakiś zwierz

zachwytom nie ma końca

bajkowo

rozerwana skała

gąsienice zjadają fikusa

feeria barw

feeria barw

tu zielona rzeka

jakiś ananas

cudna Canio Cristales

 cudo

cudo 

termitiera

z czerwonej rzeki płynie biała woda

na pokazie folklorystycznym

kąpiel basenie 

Dodaj napis

Dodaj napis

piękny motylek

Dodaj napis

cudo 

czy to nie cudne

Dodaj napis

tu inna kolorystyka

małe wodospady

i kolejne bystrza

Dodaj napis

2 komentarze:

  1. Zdążyłam już zauważyć, że to intrygujący kraj, pełen niezwykłych krajobrazów, mnóstwa ciekawej flory i fauny. Ekscytująca wyprawa. Pozdrawiam. GT

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolorystyka rzeki u.. rzeka... :) :) :) Przepiękna wycieczka, a warunki pogodowe dodatkowo czynią ją u... rzeka... jącą... TW

    OdpowiedzUsuń