Ponieważ jest koronawirus i nie mogę jeździć to uzupełniam blog o stare wyjazdy, gdy jeszcze nie prowadziłam bloga a tylko prowadziłam notatki.
podróż do Brazylii trwała od 18 sierpnia 2006 r do 17 września 2006 r.
18 sierpnia 2006
wylot Warszawa Londyn Rio de Janeiro
Wylatujemy wczesnym rankiem przez
Londyn do Rio de Janeiro. Późnym popołudniem docieramy do Rio . Taksówką
docieramy do Hotelu Center. Pokój niezbyt duży, ale na nasze potrzeby
wystarczy. Po wielogodzinnej podróży jesteśmy wykończeni. Tylko coś na ząb i
spać.
19 sierpnia
Rio de Janeiro
Dzień przeznaczamy na zwiedzanie
Rio. Zaczynamy od położonego niedaleko hotelu klasztoru San Bento. Mamy jednak pecha. Kościół jest
zamknięty i nie wiadomo kiedy będzie możliwość wejścia. Fotografujemy tylko
pięknie kute kraty i jedziemy dalej. Szkoda, bo wnętrze kościoła podobno piękne
. Ruszamy na Corcovado. Łapiemy taksówkę i w drogę. Dojeżdżamy do kolejki,
która wywozi turystów na szczyt. Nazywa się tramwaj turystyczny. W trakcie
drogi orientuję się ,ze tracimy tylko
czas.bo mgła zasłania to co chcemy zobaczyć. Niestety na górze mleko. Nic nie widać. Dobrze, że
mamy jeszcze trochę czasu w Rio więc
specjalnie się nie martwimy tym. Trochę tylko szkoda czasu. Zjeżdżamy na dół.
Idziemy na lunch i jedziemy na stadion Maracany. Dziś jest sobota i jest mecz.
Przed stadionem dużo kibiców. Myślę, że Bartek będzie mi zazdrościł tej
eskapady. Kupujemy bilety. Dostajemy do strefy turystycznej. Jesteśmy zaskoczeni.
Wszędzie roznoszą piwo. Na trybunach całe rodziny. To jakby piknik a nie mecz.
Po meczu łapiemy taksówkę i jedziemy do wypożyczalni samochodów. Kierowca
wyrzuca nas pod światłami. Musimy przejść jakieś 100 metrów do biura. Po drodze
złodziej chciał ukraść Stasiowi telefon
z etui. Na szczęście uszkodził tylko
etui. W biurze załatwiamy formalności związane z wypożyczeniem samochodu. Facet
mówi nam, że do Ouro Preto jedzie się sześć godzin. Z moich obliczeń wynika, że
w trzy powinniśmy dojechać. Ale samochodu nie odbieramy.. Można go odebrać na
lotnisku znajdującym się w mieście. Chcemy wyjechać bardzo wcześnie i tylko na
lotniskach wypożyczalnie są czynne całą
dobę. Wracamy taksówką do hotelu. Wysiadamy naprzeciwko hotelu, ale po drugiej
stronie ulicy. Gdy idziemy do świateł, by przejść na drugą stroną naprzeciwko nas pojawia się zgraja wyrostków. Widzę wzrok jednego. Jest bardzo
skupiony na czymś, w ogóle mnie nie widzi. Otaczają Stasia i wyciągają mu z
kieszenią wszystko co ma. Potem uciekają za węgieł budynku. Jesteśmy tak
oszołomieni, ze nie wiemy co robić. Zdezorientowani stoimy na chodniku. Nagle
zza węgła lecą zabrane rzeczy Stasia. Podbiegam
i zbieram je z chodnika. Gdy przynoszę Stasiowi ten stwierdza, że brak
jest złotej karty MasterCard. Wracam z powrotem. Leży na chodniku. Nie
zauważyłam jej w żółtym świetle latarni. Oczywiście Stasiu w kieszeniach nie
miał nic wartościowego. Tym razem się upiekło. Stasiu twierdzi że wyrostki siedziały na ulicy i gdy nas zobaczyli wstali. Ja tego nie widziałam, bo zajęta byłam rozpoznawaniem terenu po wyjściu z taksówki.
|
klasztor san Bento
|
|
w kolejce na Corcovado
|
|
w kolejce na Corcovado
|
|
mgla na Corcovado
|
|
kolejka i konduktorka
|
|
przed Maracaną
|
|
przed stadionem
|
|
kibice
|
|
mecz trwa
|
|
na Maracanie
|
|
przed wjazdem na Corcovado
|
20 sierpnia
Ouro Preto
Wstajemy wcześnie zjadamy
śniadanie i jedziemy na lotnisko odebrać samochód w Herzu Okazuje się, że
Stasiu nie wziął ze sobą do Brazylii
prawa jazdy. Wobec tego ja musze prowadzić samochód. Droga początkowo bardzo
dobra, ale radość trwa krótko. Potem
było już tylko gorzej. Droga dwukierunkowa. Ja na mapie widziałam autostradę.
Kręta, pełno samochodów. Jadę ostrożnie. Stasiu się denerwuje. Uczy mnie ścinać
zakręty. W pewnym momencie widzimy, że na drodze gwałtownie zatrzymują się
samochody. Okazuje się, że to ogromny mrówkojad przeszedł przez drogę i stoi na poboczu.
Niestety gdy się zatrzymaliśmy odszedł sobie. Jedziemy i jedziemy. Po drodze
łapie nas deszcz. W końcu dojeżdżamy.
Jest już około 14. Wjeżdżamy do
miasteczka. Jest ładna pogoda. Chcę dojechać jak najbliżej zabytkowej części
miasta. W pewnym momencie wygląda tak jakby ulica się urywała, ale nie wyjeżdża
stamtąd samochód. Jestem skupiona na jeździe. Stasiu widzi kobietę w
samochodzie jadącym z naprzeciwka.
Dziewczyna szczęśliwa jakby zdobyła
złoty medal. Za moment już wiemy co było powodem jej szczęścia. Ulica nie urywa
się tylko ma gwałtowny spadek. Gdy to
zobaczyłam serce skoczyło mi do gardła. Na hamulec i wolniutko się zsuwam.
Dojeżdżam do pierwszego placyku na którym są zaparkowane samochody i koniec.
Nie jadę dalej. Zaparkowany samochód stoi w takim przechyle, że mam wrażenie,
że zaraz się wywróci. Zatrzymaliśmy się na wprost kaplicy Nsa Sra do Rosario
dos Homens Pretos. Potem na piechotę zwiedzamy miasto. Jest to miasto
pokolonialne . Doskonale zachowane. Ponieważ
były tu kopalnie złota, było bardzo bogate Kościołów bogato zdobionych mnóstwo. Trudno zwiedzić
wszystkie . zaglądamy do tych najważniejszych św. Franciszka z Asyżu z rzeźbami
Alehijadinha z pięknie malowanym sufitem
, kościół świętej opiekunki czarnych z
ogromną ilością rzeźb ,. Największe wrażenie zrobił na nas kościół NMP od kolumny. 434 kilogramy złota pokrywa
ornamenty i rzeźby. Zamurowało nas. Idziemy na plac Triadentes. Tam znajduje
się muzeum i kolejne kościoły. Nas jednak
zainteresował festyn, który odbywał się na placu. Skoczna muzyka
zachęcała do tańca. Stałam na środku ulicy i
kręciłam nogą w rytm muzyki. W pewnym momencie zatrzymał się samochód i
facet zaczął mi bić brawo.. Uśmieliśmy się ze Stasiem . Można to uznać za
nobilitację , jeśli w takim kraju jak Brazylia ktoś docenia nieudolne ruchy
Europejki. Zrobiło się ciemno, więc wracamy do Rio. Tym razem prowadzi Stasiu.
Po kilku godzinach jazdy zmęczenia zaczyna dawać się we znaki. Proponuję byśmy
zatrzymali się na stacji i chwilę zdrzemnęli. Stasiu twierdzi że to
niebezpieczne. Pod jakimś hotelem też nie. Jedziemy dalej. W oddali widzę
jakiś neon. Liczę, że przekonam Stasia
by tam się zatrzymał. W pewnym momencie widzę że zjeżdża, ale nie na drogę
tylko na pobocze. Krzyknęłam. Okazało się że Stasiu przysnął i zjechał, a mój
krzyk spowodował że nie wpadliśmy do rowu. Ale uszkodziliśmy oponę. Trzeba
wymienić koło. Nie mamy żadnej latarki. Stoimy na poboczu i wspólnymi siłami
wymieniamy koło. Mijają nas różne samochody. Szczęśliwie udaje nam się akcja. Teraz ja decyduję się
prowadzić. Dla mnie jazda w nocy to katorga, ale nie ma innego wyjścia.Gdy Stasio odpoczął przejął stery czyli kierownicę. W końcu
docieramy do Rio. Jest późna noc. Ulice raczej puste. Nistety słyszymy strzały. Widzimy na ulicy samochód pancerny Niestety nie możemy
znaleźć drogi do hotelu. Błądzimy po jakichś biednych dzielnicach. Cały czas dochodzą do nas odgłosy strzałów.W pewnym
momencie widzę grupę chłopców grających w piłkę. Otwieram okno i pytam o drogę.
Stasiu podniósł krzyk, że nas napadną i rusza dalej. W końcu jakimś nadświńskim sposobem docieramy do hotelu. Samochód zostawiamy na parkingu
hotelowym. Rano oddamy do wypożyczalni.
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
21 sierpnia
Rio de Janeiro
Odsypiamy szaloną noc i po
śniadaniu jedziemy na lotnisko Santos Dumont które znajduje się w mieście by
zwrócić samochód. Opowiadamy historię iż pękła nam opona i dlatego oprócz opony
uszkodzona jest felga. Facet łyka wszystko jak młody rekin . Stwierdza że
wszystko ok. Ja mam jedną malutką troską, że zabezpieczenia dotyczące samochodu
zostało w wypożyczalni, tam gdzie załatwialiśmy samochód, Ale przecież wiele
razy zwracaliśmy samochód w innym miejscu niż
go wypożyczaliśmy i nie odbierałam
podpisanego zabezpieczenia. Jedziemy na głowę cukru. Jest piękna pogoda,
Wjeżdżamy kolejką na górę. Widok chyba najpiękniejszy jaki w życiu widziałam.
Zatoka z cudownie niebieską wodą a z
niej wyrastają zielone strome skaliste wysepki. Jest to coś tak urzekającego
,że nie mogę oderwać oczu. Widok 360 stopni
i z każdej strony wspaniały. Plaże szerokie, białe ciągną się kilometrami
spotykając z błękitną wodą. W mieście rozpoznajemy charakterystyczne obiekty stadion Maracana
it. Odurzeni widokiem wracamy na dół . Taksówką jedziemy
pod Corcovado. Dziś piękna słoneczna pogoda, więc tym razem
wycieczka powinna być udana. I rzeczywiście. Widoki z góry wspaniałe. No
i to miejsce. Nigdy nie przypuszczałam, że będę stała pod pomnikiem Chrystusa
na Corcovado. Takie miejsca zawsze mnie kręciły, ale cóż w młodości mogłam tylko podziwiać te miejsca ze zdjęć jak coś
nieosiągalnego. Robimy fotki i zjeżdżamy
kolejką na dół. Idziemy do churrascarii. Tu na talerze nakłada się ile chcesz z tym że na końcu jest waga i w
zależności od wagi płacisz. Możemy posmakować wielu specjałów kuchni brazylijskiej. Objadamy się
jak bąki. Jedziemy do Katedry. Ma ona
kształt stożka z obciętym czubkiem. Z
zewnątrz jest okropna. Natrze ciekawsze, bo mnóstwo kolorowych witraży przez
które wpada słońce stwarza ciekawą atmosferę.
Katedra jest ogromna. Obok katedry znajduje się dziwaczny budynek potęgo
brazylijskiej Petrobras. Tuz obok jest stacja tramwaju jadącego na wzgórze Santa
Teresa. Wsiadamy do tramwaju. Pilnie obserwuję chłopaczków, którzy stają na stopniach otwartego wagonika. Widzę,
że nas obserwują. W pewnym momencie do Stasia podchodzi pasażer i radzi mu torbę przewiesić przez ramię. Gdy
Stasiu przewiesił torbę zainteresowanie chłopców zniknęło i zeskoczyli ze
stopni tramwaju. Słyszeliśmy już wcześniej o tym, że tu jest takie zagrożenie, że jest mnóstwo
złodziejaszków. Wjeżdżamy na szczyt Santa Teresa. Jest to bardzo elegancka
dzielnica. Przejeżdża się do niej koło pięknego akweduktu, którym dostarczano
wodę do wysoko położonych domów Santa Teresa. Stasiu traci ochotę na zwiedzanie
Santa Teresa. Wietrzy wszędzie podejrzanych którzy mogą nas napaść. Wracamy na
dół. Po drodze wchodzę do sklepu z torebkami. Wpadam w szał zakupów i kupuje
torebkę i dwie pary sandałków. Stasiu
też kupuje sandałki dla Dominiki. Wieczorem mamy iść na pokaz samby. Kobieta polecała
nam wykupienie spektaklu z kolacją.
Wieczorem przyjeżdża po nas kierowca. Ku naszemu zdziwieniu zawozi nas do
jakiejś średniej jakości restauracji. Dostajemy kolację. Nie zrobiła na nas
większego wrażenia. Potem jedziemy na pokaz. Tu mnóstwo turystów. Siedzimy przy
stołach, ale be z konsumpcji. Pokaz niesamowity. Jestem pod wrażeniem umiejętności,
tancerzy, szczególnie pokaz tańca capoeira
samba zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Poza tym feeria barw, niesamowita muzyka, piękni tancerze. Pokaz wcale nie tani
ale wart swojej ceny. Pokaz trwał do późnej nocy. Samochodem z innymi turystami
wracamy do hotelu.
|
widok na Corcovado
|
|
Dodaj podpis
|
|
cukrowa Góra
|
|
katedra
|
|
Dodaj podpis
|
|
katedra
|
|
akwedukt
|
|
tramwaj na Santa Teresa
|
|
pokaz samby
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
pokaz samby |
|
Dodaj podpis
|
|
widok na górę cukrową |
|
widok z Góry cukrowej na plazę
|
|
Dodaj podpis
|
|
widok z Góry cukrowej
|
|
widok z Góry cukrowej |
|
dawny wagonik
|
|
maszyneria kolejki
|
|
góra cukrowa
|
|
tramwaj na Santa teresa
|
|
tu jest pokaz samby
|
|
widok z Góry cukrowej |
|
widok z Góry cukrowej |
|
góra cukrowa
|
|
długie cudne plaże
|
|
widok z Góry cukrowej |
22 sierpnia
Rio de Janeiro wylot do Kurytyby
Taksówką jedziemy pod Corcovado.
Dziś piękna słoneczna pogoda, więc tym
razem wycieczka powinna być udana. I
rzeczywiście. Widoki z góry wspaniałe. No i to miejsce. Nigdy nie
przypuszczałam, że będę stała pod pomnikiem Chrystusa na Corcovado. Takie
miejsca zawsze mnie kręciły, ale cóż w
młodości mogłam tylko podziwiać te
miejsca ze zdjęć jak coś nieosiągalnego.
Robimy fotki i zjeżdżamy kolejką na dół. Idziemy na obiad. W restauracji okazuje się że Stasiu nie ma
karty kredytowej. Miał ją ze sobą wczoraj na pokazie samby. Podobno włożył ją
do kieszeni swetra. Bierzemy taksówkę i jedziemy do Sali widowiskowej. Tam
wpuszcza nas cieć. Nic nie posprzątane. Szukamy karty, ale nie ma. Wracamy do
hotelu. Stasiu przeszukuje walizkę, ale niestety bez powodzenia. Recepcjonista
odnajduje kierowców, którzy nas wieźli na i z teatru. Też nic nie znaleźli. W
samochodach. Niestety dzisiaj mamy samolot do Kurytyby więc zwiedzanie
zakończyliśmy. Samolot mamy po
dwudziestej. Jedziemy na lotnisko. Mam nadzieję, że to już koniec naszych złych
przygód. W Kurytybie czeka na nas na lotnisku Ewa z Krisem. Zawożą nas do hotelu.
Po drodze zauważamy, że Chris przejeżdża
skrzyżowania na czerwonym świetle. Ewa tłumaczy nam, że w nocy gdy nie ma przejeżdżających samochodów dla
bezpieczeństwa można jechać. Chodzi o to, by nikt nas nie napadł na pustym skrzyżowaniu, gdy stoimy samotnie na
czerwonych światłach. Blokujemy kartę Stasia.
|
Pomnik Chrystusa na Corcovado |
|
Dodaj podpis
|
|
widok na Górę Cukru |
|
widok na Rio |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
widoki z Corcovado |
23 sierpnia
Kurytyba
Po śniadaniu przyjeżdża po nas
Ewa. Zwiedzamy Kurytybę. Jest to miasto gdzie jest najwięcej potomków
emigrantów z Włoch, Polski i Niemiec. Jest to miasto ogrodów. Jedziemy do ogrodu
botanicznego. Tam wspaniałe wodospady mnóstwo ciekawych roślin i zwierząt.
Przecudne araukarie stoją jak ogromne
parasole. W jednym z parków spotykamy całą rodzinę capibar. Są to największe
gryzonie świata. Wyglądają bardzo sympatycznie. Są dość oswojone z ludźmi. Nie
podchodzą, ale te nie uciekają. Ewa
pokazuje nam kościół Ukraiński. Oczywiście zaglądamy do wnętrza. Wieczorem
idziemy do centrum handlowego.
|
Z Ewą w Kurytybie |
|
Dodaj podpis
|
|
w ogrodzie botanicznym Kurytyby |
|
capibary w parku |
|
Dodaj podpis
|
|
ukraińska światynia |
|
w centrum handlowym |
|
Dodaj podpis
|
|
pawilon w ogrodzie botanicznym |
|
przepiękna araukaria |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
wnętrze świątyni ukraińskiej |
|
w Kurytybie parki są piękne |
|
Dodaj podpis
|
|
Capibary |
24 sierpnia
Wycieczka koleją do Paranagua i przejazd do Quedas do Iguazu
Rano jedziemy na stację. Kupujemy
bilety na pociąg turystyczny i jedziemy do Parangua. Jedziemy przepiękną drogą przez mostki tunele. Wzdłuż
rzeki. W poprzek rzeki i wzdłuż. Mostków jest 30. Wszystko w atlantyckim lesie
deszczowym. Roślinność bujna. Jest słońce i wspaniała pogoda. Do Morretes
docieramy około 11. Spacerujemy po mieście. Czekamy na Chrisa i Monikę – dzieci
Ewy, które mają po nas przyjechać samochodem. Jemy w restauracji wspaniały
lunch i w drogę. Pytam Ewę ile mamy kilometrów. Ona na to 600. Jestem
zaskoczona. Dla nas byłaby to droga na
cały dzień. Wracamy do Kurytyby . zabieramy walizki i ruszamy do Quiedas do
Iguazu. Po drodze podziwiamy wspaniałe
araukarie. Ewa opowiada nam że gdy tu się sprowadzili w latach 80 -tych wszędzie był las araukariowy. Teraz tylko
pola. Wszystko wytrzebione. Po drodze zatrzymujemy się w małej restauracji –
sklepie. Wygląd podobny do góralskich domków. Okazuje się, że tu działalność gastronomiczną prowadzą potomkowie Polaków. W sklepie wiszą szynki, kiełbasy. Na ladzie
chleb. Gdy dowiadują się ,że przyjechaliśmy z Polski częstują nas swoimi produktami , Oczywiście polska
kiełbasa i szynka. Wszystko pyszne. Późnym wieczorem docieramy do domu Ewy i
Geralda. Przed domem stoi stary kultowy
Mercedes – duma Geralda. Oczywiście przywitanie jak w polskim domu. Bardzo
cieszyłam się ze spotkania z Geraldem, bo nie widzieliśmy się od końcówki lat
70-tych.
|
widoki zachwycające |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
zniszczone stacyjki |
|
Dodaj podpis
|
|
rodzinny lunch |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
co za widok |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
25 sierpnia
Quiedas do Iguasu u
Ewy
Wstajemy na
śniadanie. Ewa i Gerard w pracy. W domy jest Pani Anna. Przygotowuje nam
śniadanie. Awokado z dżemem i jogurtem. Pyszne. Pani Anna jest z pochodzenia
Polką. Oczywiście ileś pokoleń przed nią już żyło w Brazylii. Wychodzimy do
ogrodu. W ogrodzie rośnie drzewo
kawy, cytryna która wyglądem przypomina
pomarańczę. Ewa ma trzy pieski.
Odpoczywamy przy kawie i czekamy na lunch. Przyjeżdża Ania z mężem. Pani Ania
serwuje miejscowy przysmak feijoadę. Narodowe danie brazylijskie z fasolą. Mięso przypomina gulasz, ale było
pyszne. Po południu Ewa zabiera nas na wycieczkę po Quiedas i okolicach.
Jedziemy nad jezioro. Jezioro jest sztuczne
bo stworzone dzięki powstałej zaporze .Tam pokazuje nam drzewo, które
ma owoce wypełnione puchem takim jak bawełna. Rezerwujemy nocleg w
Foz.
Wieczorem jemy
wspólnie kolację z dziećmi Ewy Anią jej mężem Fernandem wnukiem Oktawio Moniką
i Krisem. Jutro rano ruszamy do Foz de Iguazu
|
Dodaj podpis
|
|
wycieczka po okolicach |
|
roślina przypomina bawełnę |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
dom Ewy |
|
Kawa też rośnie |
|
to jest drzewo cytrynowe |
|
Dodaj podpis
|
26 sierpnia
Foz de Iguazu. Paragwaj
Rano kultowym Mercedesem Geralda
jedziemy do Foz de Iguazu. Po drodze mijamy Indian. Ewa opowiada nam o
Indianach żyjących tu w rezerwatach o ich trudnym życiu i wykluczeniu. Ona jest
jedyną lekarką w Quiedas która zajmuje się Indianami. Inni lekarze nie chcą się
nimi zajmować. Mówi że często w nocy musi jeździć do rezerwatu szczególnie jak
jest poród lub chore dziecko. Najpierw jedziemy do ogromnej zapory Itaipu.
Elektrownia z tej zapory w 100% zabezpiecza Paragwaj w elektryczność oraz zapewnia
energię południowej części Brazylii. Ewa jedna boleje nad tym, że ją tu
zbudowano, bowiem zniszczono jeszcze piękniejsze wodospady niż Iguazu.
Pokazywała nam zdjęcia tych wodospadów tuż przed ich zalaniem . Były
rzeczywiście niesamowicie piękne. Odwiedzamy też Paragwaj. Przekraczamy granicę
na rzece. Most jest mostem granicznym, Paragwaj jest malutkim państewkiem.
Zaglądamy do sklepów. Wszystko tanie bo
to strefa bezcłowa. Kupujemy dla Octwaia samochód. Jakiś łepek żąda od Geralda kasę. Gerard mu daje ku naszemu zaskoczeniu. Potem
tłumaczy, że jak nie da to mu porysuje
samochód i będzie miał więcej szkody niż danie jakiejś drobnej sumy. W
Paragwaju straszny gwar tłum , mnóstwo samochodów, Jakiś nieokiełznany chaos.
Gdy wyjeżdżamy z Paragwaju Stasiu postanowił
,że musi dostać pieczątkę w paszporcie, na pamiątkę. Jednak służby graniczne mu
odmówiły, bo nie miał pieczątki wjazdowej. W ten sposób brak dowodu na pobyt w Paragwaju. Jedziemy
do Pousady Evelina, który wczoraj zarezerwowaliśmy.
Okazuje się ,że właścicielka jest Polką z pochodzenia. Doskonale mówi po
polsku. Jej cała rodzina mówi po polsku. Pani jest już osobą starszą, ale
bardzo żywotną. Nigdy nie była w Polsce, a jej polszczyzna nienaganna tylko, że bez żadnego akcentu.
Dostajemy fajne pokoje, i postanawiamy z
Ewą pojechać do miasta. Urwał mi się pasek w sandałku i muszę pilnie coś kupić.
Panowie oczywiści są bardzo zmęczeni. Schodzimy na dół z Ewą. Po drodze ucinamy
sobie dłuższą pogawędkę z panią Eweliną.
Ku naszemu zaskoczeniu zmęczeni panowie odzyskali siły i postanowili to uczcić
caipirinią czyli popularnym drinkiem brazylijskim.
My jedziemy na zakupy. Kupuję sandały i wracamy do hotelu.
Jutro odwiedzamy wodospady Iguasu.
|
elektrownia Itaipu |
|
Dodaj podpis
|
|
Gerald ze swą bryką |
|
pousada Evelina |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
w Paragwaju |
27 sierpnia
Foz do Iguasu
Po
niesamowicie pysznym śniadaniu jedziemy do Parku Iguazu. Kupuję bilety na wodospady zarówna po stronie brazylijskiej
jak i argentyńskiej oraz do parku ptaków. Idziemy oglądać wodospady. Woda spada
tu z 80 metrów tworząc 275 oddzielnych
mniejszych wodospadów. Większa część wodospadów leży po stronie argentyńskiej.
Są przeogromne. Ilość stopni i
powierzchnia oszałamiają Mimo, ze Ewa mówi że jest mało wody i tak wodospady
nas oczarowują. Chodzimy specjalnymi kładkami . W niektórych miejscach trzeba
wejść lub wjechać na wieżę by mieć lepszy widok. Podziwiamy ptaki, które mają
gniazda za wodospadem. Przelatując do gniazda muszę przelecieć pod spadająca wodą.
Ile muszą mieć siły i sprytu. Na kładkach plączą się między nami ostronosy.
Specjalnie nie boją się ludzi chociaż są ostrożne. Teraz kolej na park ptaków. To niezliczona ilość
niesamowitych ptaków puszczy amazońskiej. Oczywiście najbardziej spektakularne
są tukany. Okazuje się ,że ich jest
mnóstwo odmian. Mają różnego koloru dzioby. Czarne z czerwonozłotymi dodatkami
ale i zielone, czerwone itd. Poza tym flamingi
papugi. Specjalnym pociągiem jedziemy
do części argentyńskiej wodospadów. Tu wody jest dużo więcej i wodospady jeszcze bardziej spektakularne. W
niektórych miejscach kipiel ogromna. Gerard z nami nie poszedł do części
argentyńskiej, bo animozje pomiędzy Argentyńczykami a Brazylijczykami są duże i
nie chce oglądać argentyńskich wodospadów. Gdy wracamy z wodospadów idziemy do
fajnej knajpki argentyńskiej. Jedzenia wspaniałe. Wołowina miodzio. Chyba do
końca życia będę wspominała tę restaurację. Wieczorem wracamy do Hotelu. Jutro
rano lecimy do San Paolo.
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
ostronos sprawdza stan śmietnika |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
odmian tukanów jest wiele |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
podobno jest mało wody w wodospadach |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
odkrywca wodospadów |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
papuga hiacyntowa |
|
Indianka Guarani |
|
Dodaj podpis
|
|
kolejka po stronie Argentyńskeij |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
28 sierpnia
Przelot do San Paulo
Wczesnym świtem Ewa z Geraldem odwożą nas na lotnisko. Samolot
mamy o 6.40 Lecimy do San Paolo.. Właściwie to niewiele
mamy tu do zobaczenia, ale skoro i tak
mamy przesiadkę to decydujemy się zostać
na jedną noc. W San Paolo lądujemy przed
9 rano i jedziemy do hotelu ibis. Mamy
niewiele czasu, bo samolot do San Paolo miał duże opóźnienie. Docieramy do
miasta po południu. Taksówką jedziemy na starówkę. To odwiedzamy stare centrum.
Dużo tu pokolonialnych budynków. Miasto ma
opinię jeszcze bardziej niebezpiecznego niż Rio de Janeiro. Wieżowce na
Avenida Paulista, tłumy urzędników ubranych w garnitury nie bardzo mnie
zachęcają do zwiedzania. Jedziemy do Mercado Municipal. To jest stara hala targowa . Wybudowana za czasów kolonialnych. Wnętrza
zawierają taką ilość towarów, tak
pięknie wyeksponowanych, że nas zatyka. Na dodatek jest bardzo czysto. Niestety przybywamy tu na koniec dnia i jest już pustawo, a sprzedawcy zabierają się
do zamykania stoisk. Wracamy do hotelu. Jutro lecimy do Cuiaba stolicy
Panatanalu.
|
market w San Paolo |
29 sierpnia
San Paulo Cuiaba Pantanal
Po południu docieramy
do Cuiaba. Na lotnisku zaczepia nas kobieta i proponuje wycieczkę na Pantanal.
Mamy 3 dni na zwiedzenia tego cudu natury. Zawozi nas do hotelu. Powiedzieć że
siermiężny to mało,. Ale z łazienką na
korytarzu. Wejście do hotelu zakratowane. Potem dopiero drzwi właściwe.
Stasiu stwierdza, że jest tu
niebezpiecznie i nie chce nigdzie wychodzić. Wychodzimy na obiad i wracamy do
hotelu. Mnie jednak nosi więc mimo sprzeciwu Stasia idę połazić po mieście.
Spokojne pokolonialne miasteczka. Gdy się ściemnia wracam do hotelu. Za kratą
czeka strażnik. Wpuszcza mnie zamyka hotel i gdzieś idzie. My zamknięci w
pustym hotelu. Trudno to nazwać hotelem. Ściany pomalowane farbą olejną na
ciemnozielono nie nastrajają dobrze. Ale
jak się źle zaczyna to dobrze się kończy.
30 sierpnia
Pantanal
Wstajemy wcześnie rano. Dostajemy
śniadanie i ruszamy na Pantanal. Samochód już czeka. Do bram Panatnalu około 100 km. Pantanal to cud natury
Przeczytałam o niej prze przypadek na jakimś blogu. Dziewczyna napisała, że to
numer 1 w Brazylii. Ponieważ nigdy o tym nie słyszałam rzuciłam się do
przewodników. No i eureka. Muszę to zobaczyć. Byłam zaskoczona ,że wcześniej
nic o Pantanalu nie słyszałam. Sprawdziłam czy wycieczki z Polski do Brazylii mają to w planach . Niestety nie.
Ale ja już wiedziałam że muszę tam być. Pantanal to równina z doskonale
zachowanym ekosystemem.. Gdy dojeżdżamy do szutrowej drogi i przekraczamy bramę
z napisem Pantaneira już wiedziałam że
to strzał w dziesiątkę. Droga ta jakby grobla . Wzdłuż drogi ciągną się mokradełka. Jeszcze nie wyschły. W tych
mokradłach setki ptaków. Żabiru symbol Panatanalu Ptak większy od bociana z ubarwiony na biało z czarną szyją i czerwonym
kołnierzykiem Wygląda bardzo dostojnie.. Jest ich niezliczona ilość. Do tego
czaple, pelikany i tysiące innych ptaszków. W wodzie a właściwie jej
resztkach krokodyle. Właściwe to
kłębowisko krokodyli. Momentami wydaje się ,że
leżą jeden na drugim Są obżarte niesamowicie. W porze deszczowej cała równina pokryta jest wodą. Pływa mnóstwo
ryb. Teraz jest pora sucha. Ryby są tylko w małych bajorkach. Więc krokodyle i ptaki mają ucztę. Na dodatek
wśród tej menażerii widzimy faceta, który stoi między tymi krokodylami w wodzie
i łowi ryby na wędkę. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Dojeżdżamy do
pousady w której mamy zatrzymać się na dwie noce. Oczywiście lunch i ruszamy na
wycieczkę. Łódką pływamy po rzece. Łowimy ryby. Takiej ilości ryb jeszcze nie
widziałam. Z powody suszy ryby zamiast w
rozlewiskach tłoczą się w wąskim nurcie
rzeki. Prze Pantanal płynie kilka rzek, które w porze deszczowej rozlewają
się tworząc swoiste jezioro. Tylko wyżej
posadowione hacjendy nie są zalewane. Wtedy ludzie do domów docierają łódkami.
Teraz jest pora sucha więc ryby w
ogromnych ilościach zamieszkują rzeki. Właściwie nie jest to łowienie ryb,
nawet się człowiek nie zastanowi a już ryba na haczyku.. Mnie się nawet udało
złowić rybę za ogon. Zarzuciłam tak wędkę że haczyk zaczepił o ogon ryby.
Oczywiście wokół nas mnóstwo ptaków. Też żerują na ryby. Bardzo nam się podoba
ta zabawa. Wieczorem wracamy do pousady. Wszędzie słychać papugi, tukany i inne
ptaki. Po prostu jedna wielka kakofonia . Jest cudownie.
|
droga na Pantanal |
|
bagna ptaki i krokodyle |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Zabiru |
|
Dodaj podpis
|
|
krokodyle są wszędzie |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
gniazdo Zabiru |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
w naszej pousadzie |
31 sierpnia
Pantanal
Wstajemy przed świtem . Idziemy na wycieczkę po Pantanalu Gdy przechodzimy koło jednego drzewa coś mnie
ugryzło w plecy. Okazuje się że to pszczoła. Czemu mnie tak potraktowała nie
wiadomo. Przecież nie zagrażałam jej. Szliśmy pustkowiem. Stało tylko jedno
drzewo, a ona stamtąd mnie zaatakowała. Przewodnik pokazuje nam różne
ciekawe rośliny na Panatanalu. Śmieszne
fałdowane liany. Słyszymy też wyjca, który niemiłosiernie wyje. Potem znowu na
łódkę. Karmimy tym razem krokodyle. Na wędkę zakładamy większe kawałki ryb i
krokodyl podskakuje do góry. Oczywiście nie są to krokodyle różańcowe, ale
swoją wagę mają. Nie czujemy wcale zagrożenia z ich strony, bo ich pokarmem w
tej chwili są ryby. Do zabawy włączają
się tez ptaki, które chcą chwycić rybę
nadziana na haczyk, która jako przynęta
wisi nad wodą. Po obiedzie opuszczamy naszą posadę i jedziemy w inne miejsce.
Przewodnik zawozi nas do jakiegoś
miejsca, ale niestety jest zamknięte. Za
to tu mnóstwo zwierzyny. Jakieś sarny no
i ogromny jeżozwierz. Coś niesamowitego.
Zajeżdżamy do posaudy Rio Claro. I zaraz ruszamy na nocne łowy. Niestety oprócz wspaniałego ptasio- małpiego koncertu nic
specjalnego nie widzieliśmy.
|
piranie łapią się chętnie |
|
piękny mrówkojad |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
wycieczka po pantanalu |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
mrówkojad |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
papugi hiacyntowe |
|
Dodaj podpis
|
|
drzewo mango |
|
Dodaj podpis
|
|
puma, nie puma ale coś podobnego |
|
Dodaj podpis
|
1 1 września
Pantanal
Wstajemy bardzo wcześnie. Na
drzewie przed naszym domkiem siedzą tukany i się drą. Mimo tego jesteśmy
zadowoleni. Fajnie tak z rana zobaczyć tukana. Jedziemy na ryby. Poranek
magiczny. Czerwona kula słońca wschodzi powoli. Jest lekko różowa. W pewnym
momencie tak unosie się nad drzewem jak opłatek nad kielichem. Nie zapomnę tego
widoku do końca życia. Bawimy się w łowy. Gdy wracamy nasz przewodnik zgadza
się byśmy sobie jeszcze popływali a on pójdzie coś załatwić. W Stasiu obudziła
się żyłka łowcy. Na haczyk nakłada
duży kawał piranii. Pytam się po co . Om na to że chce wreszcie złapać
wielką rybę. Zarzuca i po chwili coś się
złapało. Wędka się wygina na maksa. Coś nas ciągnie na środek rzeki. Krzyczę do
Stasia żeby puścił wędkę. W tym momencie
z wody wychyla się pysk krokodyla , który złapał tę rybę. Krzyczę puść bo to krokodyl. No to
Stasiu spokojnie. Rób zdjęcie i nie wydzieraj się. Oczywiście pstrykam foty. Z
tak małej odległości nie obejmuję całości tzn. Stasia wędki i krokodyla, ale coś wyszło. W pewnym
momencie krokodyl wypluwa rybę i odpływa. Ja mam już dosyć takich przygód i
wracamy na ląd do hotelu. Tu na podwórku biega cała menażeria , koguty kury
świnki. Wszystko jest ale trzeba zaznaczyć że jest bardzo czysto. Niestety kończy się nasza przygoda z
Pantanalem. Musimy wracać do Cuiaba, bo jurto przed świtem mamy samolot do
stolicy Brasiliii
|
chyba najpiękniejszy wschód |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
karmimy krokodyle |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
krokodyl złapał się na wędkę |
|
krokodyl na wędce |
|
wjazd na Transpantaneirę |
2 2 września
Brasilia
Bardzo wczesnym rankiem lecimy do
Brasilii. Samolot o 5.30 ładujemy o 8 rano . mamy cały dzień na zwiedzenie
Brasilii Dekujemy się w hotelu i szybko ruszamy na wycieczkę po tym niezwykłym
mieście . Zaczynamy od muzeum poświęconego twórcy Brasilii i byłego prezydenta
kraju Kubitschka.. Jest to miejsce pochówku prezydenta. Oczywiście obiekt
został zaprojektowany prze Oscara Niemeyera.
Brasilia jest miastem zbudowanym z
latach 50 XX wieku w stylu modernistycznym. Jednak rozmach i piękno linii oraz wizja projektanta zachwyca. To trzeba
być geniuszem by projektować takie budynki
stwarzające wrażenie niezwykłej lekkości.. Kolejnym pięknym obiektem
jest kaplica Don Bosco. Z zewnątrz ma
mnóstwo okien w kształcie łuków a w środku pełno błękitu. Okna wypełnione witrażami w kolorze błękitu. Wrażenie
niesamowite. Trochę przypomina mi kaplicę Saint Chapelle w Paryżu, ale tu inna
kolorystyka . można się czuć jak w niebie. Kolejny etap naszej podróży to
kościół matki Boskiej Fatimskiej. W kształcie
ogromnego kornetu czyli nakrycia głowy jakie nosiły kiedyś zakonnice
szarytki. Jedziemy do katedry metropolitalnej. Już z zewnątrz rzuca nas na kolana
jest w kształcie otwartej kopuły
otoczonej 16 wygiętymi w łuki
kolumnami. Przestrzeń pomiędzy
kolumnami wypełniają witraże... Jej
niesamowity kształt tylko potwierdza
geniusz projektanta. Wnętrze rzuca na
kolana. Niezwykła jasność tego miejsca
bladoniebieskie i błękitne kolory witraży stwarzają wrażenie unoszenia się w przestworzach.
W środku znajduję się piękna rzeźba Pieta replika Pieta Michała Anioła z Rzymu
. Jest to dar Jana Pawła II w czasie pielgrzymki w 1898 r. Niedaleko znajduje
się ciekawy budynek teatro national Przenosimy się do dzielnicy rządowej. Tu
znajdują się najważniejsze budynki. Pałac sprawiedliwości z rzeźbą Temidy, pałac prezydencki, Najwyższy Sąd federalny Congresso National.
Budynki te zostały zaprojektowane przez Niemeyera Wszystkie niezwykle lekkie.
Wyjątek stanowi Congresso National. Dwa
stojące równolegle wieżowce a
obok dwie kopuły z tym że jedna odwrócona ,. Na placu znajduje się też wiele
rzeźb Nad tym wszystkim góruje 300 metrowy maszt z flagą Brazylii. Na placu
jest też charakterystyczna rzeźba Os Candangos , dwie postaci z włóczniami w rękach
. Ma uwieczniać robotników, którzy przyjechali
budować Brasilię. . Wszędzie dużo przestrzeni. Nie ma zasieków, bramek . Pałacu
prezydenckiego chroni tylko kilku
wartowników, którzy pozwalają zrobić sobie z nimi zdjęcie. Na koniec jedziemy
na most .J. Kubitschka który składa się z trzech ciekawie ułożonych przęseł.
Miasto na pewno bardzo ciekawe. Dzielnice mieszkaniowe zaprojektowane tak, by
wszystko było na miejscu, ale bez samochodu
trudno tu żyć. Wieczorem
zaglądamy do galerii handlowych. A jurto witaj Amazonio.
|
kaplica don Bosco |
|
wnętrze kaplicy |
|
Dodaj podpis
|
|
kościół MB fatimskiej |
|
katedra |
|
wnętrze katedry |
|
kopia Piety podarowana przez JPII |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Sąd Najwyższy |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Parlament |
|
300 metrowy maszt z flaga Brazylii |
|
Dodaj podpis
|
|
Os cantagos |
|
budynki parlamentu |
|
most Kubitschka |
|
Dodaj podpis
|
|
wejście do pałacu prezydenckiego |
3 września
Manaus
Przylatujemy do Manaus około południa. Wcześniej nawiązałam kontakt
a panem Zygmunta Sulistrowskim Polakiem, który prowadzi w
Manaus biuro podróży. Ma nam zorganizować
wycieczkę do Amazonii. Kierowca przyjeżdża po nas na lotnisko i zawozi
nas do hotelu Monaco. Pan Sulistrowski to dawny dziennikarz i filmowiec. Człowiek z bogatym życiorysem.
Bardzo wylewny starszy pan. Proponuje nam wycieczkę 3 dniową do Amazonii i
zamieszkanie w luksusowej ekologicznej posadzie Amazonia. Załatwiamy formalności i ruszamy na zwiedzanie
Manaus. Jesteśmy bardzo głodni więc idziemy coś zjeść. Idziemy do Churrascaria
Bufallo. Tu płaci się z góry i jesz ile chcesz. Jesteśmy strasznie głodni.
Kelnerzy noszą na szpadach potężne
porcje mięsa i kroją ja klientom na talerz. Wodzę za nimi oczyma a tu nic.
Wszyscy nas omijają. Chyba zwariuję. W końcu podchodzi do nas kelner i
kroi nam picanie i jednocześnie
przekręca stojący na stole znaczek. Był czerwony. Teraz jest zielony czyli jemy
do woli. Oprócz mięsa w najprzeróżniejszych postaciach jest bufet. Ryby, owoce
morza, makarony zapiekanki, sałatki
owoce, i desery. Od samego widoku tych
ilości jedzenia człowiek już jest najedzony. Najedliśmy się tak, że myślałam że
się pochorujemy. Przede wszystkim mięso
przepyszne. Jedziemy nad
Amazonkę. Tu podziwiamy port i budynki
magazynowe. Dużo budynków z okresu
świetności Manaus, które ze względu na
handel kauczukiem było szalenie bogatym miastem Tu budowano pałace. W
porcie nabrzeża są pływające ze względu
na to, że poziom Amazonki w ciągu roku ulega zmianom do 10 metrów. Wobec tego nabrzeża unoszą się wraz z poziomem rzeki. Tu
w kawiarni podziwiamy rzekę , pijemy
caipirinię i oczywiście kawę. To nam pomaga strawić obiad. Potem idziemy na niedzielny spacer po
mieście. Ale jakoś wydarzenia dni
poprzednich powodują że nasza czujność
jest bardzo podniesiona, a to nie
sprzyja swobodnym spacerom. Gdy zaczyna się robić ciemno wracamy do hotelu.
|
Spichlerze w Manaus |
|
port w Manaus |
4
4 września
Manaus Amazonia
Po śniadaniu samochód zawozi nas
na prom. Tu przejmuje nam przewodnik . bardzo miły chłopak. Zawozi nas do
pousady Amazonia. Jest ro ekologiczny ośrodek w puszczy amazońskiej. Dostajemy
domek z łazienką. Gdy idziemy na lunch
aż nas zatyka. Ilość potraw, a szczególnie ryb zaskakująca. Rzucam się na rybę piraracu.
Jest to największa ryba Amazonki. Ma mięso lekko różowe i pyszne, Zresztą wszystko wyśmienite,. Po
południu pływamy łodzią po Amazonce. A właściwie jej dopływach i dorzeczach.
wąskie kanały pomiędzy drzewami sprzyjają
obserwacji zwierząt. Mnóstwo
różnokolorowych papug. Łowimy piranie i inne rybki. Wysoko na drzewach
zahaczone na gałęziach wiszą różne uschnięte trawy, gałęzie. Tak wysoki był
poziom wody w porze deszczowej Wieczorem po kolacji ruszamy na łowy. Łapiemy
krokodyle, wcale nie takie małe. Gdy płyniemy łódką wyskakują małe lśniące
rybki. Jest ich mnóstwo. Niektóre wpadają do łódki. Z puszczy dochodzą różne
odgłosy .Ptaki, małpy, wyjce i dużo różnych dźwięków.
|
łowca krokodyli |
|
Dodaj podpis
|
|
Stasiu bohater |
5 września
Amazonia
Dziś ruszamy na pieszą wędrówkę
po puszczy. Przewodnik pokazuje nam różne dziwne zwierzątka, dziwne rośliny,
niektóre bardzo niebezpieczne. Ogromne
liście palmowe. Drzewa kauczukowe Jest
bardzo gorąco. Pokazuje nam jak upleść koszyk z liści. Robi dla mnie koronę..
Zmęczeni wracamy na lunch. Dziś chwila odpoczynku. Leniuchujemy w hamakach trochę drzemiąc trochę słuchając dźwięków
dochodzących z puszczy.
|
bogactwo zieleni |
|
różnorodność roslin |
|
jestem królową Amazonii |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
6 września
Amazonia
Po śniadaniu przewodnik bierze łódkę i płyniemy łowić ryby
tym razem na harpun. Pokazuje nam jak się to robi. Teoretycznie łatwo. Ale
wprowadzić w życie trudniej. Strzała zakończona harpunem musi być wystrzelona z
łuku. Przymierzamy się wielokrotnie ale sukcesów nie widać. Za to przewodnik co
strzał to ryba złapana. Bawimy się jednak znakomicie. Oczywiście tutaj ryb jest
zdecydowanie mniej niż na Pantanalu. Wracamy na lunch a potem płyniemy do
wioski Indian mieszkających w puszczy. Witają nas w chacie , właściwie takiej naszej altance.
Wódz daje nam jakieś mikstury do picia.
Ledwo to przełykam, ale jak się chciało odwiedzać Indian to trzeba ponosić tego
konsekwencje. Pokazują nam swoje obejście, trochę tańczą, grają. Mają bardzo
ładne koraliki które u nich kupuję. Są zrobione z miejscowych owoców. Potem
wycieczka po puszczy. Przewodnik pokazuje nam ogromne drzewa, które przy ziemi
nie maja okrągłego pnia, tylko
jakby ściany oporowe zabezpieczające przed przewróceniem się drzewa. Wieczorem ponawiany
wycieczkę na krokodyle i może inne
zwierzęta. Udaje nam się złapać całkiem pokaźnego krokodyla. Wracamy do hotelu bo jutro bardzo wcześnie wstajemy.
|
łapiemy ryby na harpun |
|
pień drzewa |
|
nietoperz |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
u Indian |
|
trzeba wypić zawartść miski |
|
trochę markuję to picie |
|
i oddaję Stasiowi |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
popisy miejscowych artystów |
|
domy Indian |
|
Dodaj podpis
|
|
tym razem większy krokodyl |
7 września
Amazonia Powrót do Manaus
Pobudka jeszcze w ciemnościach.
Płyniemy po lasach Amazonii. Tym razem
naszym celem jest jezioro z różowymi delfinami. Droga dość daleka. Robi się
widno. Wpływamy w coraz większą gęstwinę. Przewodnik robi przecinkę. Próbujemy
przepłynąć między krzakami. Początkowo nawet idzie dobrze, ale
im głębiej w las tym więcej drzew. Po
długotrwałej walce naszej z
przyrodą poddajemy się . Nie będzie
pływania z różowymi delfinami. Wracamy na ląd. Wędrujemy i podglądamy puszczę. Przewodnik co i raz
pokazuje nam jakieś dziwy poukrywane między
liśćmi. Oczywiście sami byśmy tego nie zauważyli. Dochodzimy do krzewu z
kolczastymi owocami. .Przewodnik rozłupuje
owoc i maluje nam sokiem z tego owocu. Wyglądamy jak na wojnie z
Indianami. Malunki się rozpływają , bo pot nam tak ścieka po twarzy. Wracamy na
lunch i trzeba pakować się i wracać do
Manaus. Po zmroku docieramy do hotelu.
|
Stasiu w barwach wojennych |
|
ja też idę na wojnę |
|
Dodaj podpis
|
|
fajne owady |
|
Dodaj podpis
|
|
po drugiej stronie Amazonki |
8 września
Manaus
Dzisiejszy dzień przeznaczamy na
zwiedzanie Manaus
Po śniadaniu ruszamy zwiedzać
Manaus.Najpierw odwiedzamy ogród botaniczny. Tam możemy jeszcze raz zobaczyć
Po godzinnym spacerze spotykamy naszego przewodnika z córeczką. Wracamy do
miasta. Odwiedzamy targowisko miejskie potem teatr , który jest symbolem
Manaus. Nie odbywały się tu praktycznie przedstawienia, ale budynek robi
wrażenie. Obok znajduje się dawny komisariat policji. Budynek w stylu
kolonialnym. Teraz jest tam muzeum.
Odwiedzamy jeszcze targ miejski. Tu jak zwykle feeria barw i zapachów. Budynek
też pochodzi z czasów kolonialnych,
|
w ogrodzie botanicznym |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
wnętrze teatru |
|
wnętrze tatru |
|
Teatr w Manaus |
|
córeczka naszego przewodnika |
9 września
Manaus wycieczka po Amazonce
Dziś mamy wycieczkę po Amazonce. Manaus leży w miejscu gdzie do
Amazonki wpływają dwie rzeki. W tym miejscu Amazonka zwana na tym odcinku Rio Solimones spotyka się z czarną Rio
Negro. Różna gęstość wody i szybkość nurtu tych dwóch rzek powoduje, że wody na długim odcinku nie mieszają się . tak
jakby płynęły oddzielnie tylko na styku
tworzą różne esy floresy, które były inspiracją dla projektanta
promenady przy plaży Copacabana w Rio de
Janeiro. Wrażenie niesamowite. Z jednej burty statku woda mulista, brązowa, z drugiej strony burty
czarna płynąca warko rzeka. Jakby dwa różne światy. Potem wycieczka do Parku
Ekologicznego January. Płyniemy
motorówką. Z nami dzieci, które mają małego leniwca. Słodki pieszczoch. Na
wycieczce jeszcze raz oglądamy cuda amazońskiej przyrody. Jestem zawiedziona, bo
mieliśmy zobaczyć liście Wiktorii o
średnicy 2 metrów, a niestety były tylko jakieś takie niewyrośnięte i na
dodatek z dziurkami. No trudno. Przewodnik bardzo ciekawie opowiada o ochronie puszczy, ale niestety politycy i biznesmeni nie bardzo się tym interesują. Zmęczeni i pełni wrażeń
wracamy do hotelu. Odwiedzamy jakieś
centrum handlowe. Wszędzie szaleństwo Kitty. To już koniec naszej amazońskiej
przygody. Jutro podróż do Pernambuco.
|
połączenie dwóch rzek |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
licie Wiktorii |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
leniwuec |
|
Dodaj podpis
|
|
wygląda jak maskotka |
10 września
Manaus Brasilia Recife
Rano spotykamy się jeszcze raz z
Zygmuntem Sulistrowskim. Bardzo miły i
sympatyczny Pan. Na dodatek wspaniały gawędziarz. Odwozi nas na lotnisko. Manaus nie ma bezpośredniego lotu
do Recife stolicy Pernambuco. Samolot mamy po południu Lecimy przez Brasilię.
Mamy duże opóźnienie samolotu. Do Recife docieramy późnym wieczorem. Mamy fajny
hotel nad morzem.
|
na dachu hotelu z p Sulistrowskim |
|
w oczekiwaniu na samolot |
11 września
Recife
Do Recife przyjechaliśmy dlatego,
że bardzo podobała mi się nazwa Pernambuco. Brazylia jest wielka i trzeba wybierać co się chce zobaczyć. Rozważałam inne opcje
ale Pernambuco zwyciężyło. Zaczynamy zwiedzanie od Złotej Kapicy . Jest tu podobno więcej złota niż w każdym innym kościele
brazylijskim z wyjątkiem kościoła św. Franciszka w Salwadorze. Rzeczywiście przepych kaplicy olśniewa. Dodatkowo oprócz złotych rzeźb i ołtarza wszystkie malowidła oprawione są w złocone
ramy. Można dostać zawrotu głowy, Po drodze wstępujemy do casa de Cultura i już tu ugrzęźliśmy. Jest
to przekształcone z więzienia centrum
rzemiosła. Pernambuco jest znane z pięknego rękodzieła. Ale gdy zobaczyłam
koronkowe obrusy oszalałam. Po prostu cudeńka. Nakupiłam obrusików, bieżników. Ale gdy zobaczyłam
koronkową suknię ślubną to oniemiałam. Wszystko delikatna ręczne robota.
Majstersztyk. Nakupiliśmy mnóstwo pamiątek. Wracając do hotelu weszliśmy do
sklepu spożywczego. Tam kupiłam mleczko
kokosowe. Myślałam, ze to jest coś takiego jak płyn z kokosa. Okazało się że to
jest gęste jak śmietana. Postanowiliśmy napić się tego mleczka. Niestety po
wypicie strasznie nas zemdliło. Padliśmy
na łóżka i odespaliśmy trawienie
tego specjału. Wieczorem już z dobrym samopoczuciem poszliśmy do występ zespołu przygotowującego się do
karnawału. Tu nie tańczy się samby. Tu tańczy się frevo szaleńczy taniec. Pokaz i wspólne tańce
trwają do późnego wieczora. Bardzo zadowoleni i rozbawieni wracamy do hotelu
|
pyszny lokalny lunch |
|
płonące drzewo |
|
na pokazach |
12 września
Olinda
Po śniadaniu autobusem jedziemy
do Olindy Jest to prześliczne miasteczko położone na wzgórzu.
Widok z Alto Se na zatokę i plażę imponujący. Miasto
jest jak cukiereczek. Wpisane na listę dziedzictwa Unesco. Odwiedzamy liczne
kościoły, w których jest dużo płytek ceramicznych azylejos. Są tylko w kolorze
biało niebieskim, ale wszystkie przedstawiają
jakieś sceny religijne. Odwiedzamy najważniejsze i najciekawsze miejsca w Olindzie. Zachwycamy
się miastem. Postanowiliśmy coś zjeść. Okazuje się że to nie takie proste. Jest
sjesta. Na ulicach pusto. Wszystko zamknięte,
a na dodatek gorąco jak w piekle. Idziemy taką pustą ulicą. Nagle zatrzymuje się samochód policyjny. Pytamy o
jakąś restaurację. Policjanci ładują nas do suki i wiozą. W samochodzie
zainstalowany karabin maszynowy. No to musi tu być bezpiecznie pomyślałam
sobie. Zawieźli nas na komisariat i jeden z policjantów zaprowadził nas do baru znajdującego się w parku. Zjadamy pyszne pierożki. Niestety nasz pobyt
w Olindzie ograniczony jest czasem odjazdu autobusu. Wracamy do Recife.
Oczywiście jeszcze raz poszliśmy na zakupy. Znowu wzbogaciłam się o piękne
koronki.
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
azulejos w kościele |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
widoki w Olindzie |
|
Dodaj podpis
|
|
bazar w Recife |
|
fajna skrzynka pocztowa |
|
na ulicach Olindy |
13 września
Recife- Salvador
Samolot do Salwadoru mamy
wczesnym popołudniem więc po śniadaniu hop na plażę. Plaża cudowna szeroka z miękkim piaseczkiem. Spędzamy tam czas do
odjazdu na lotnisko. Samolot bezpośredni do Salwadoru. Tu łapiemy taksówkę i
jedziemy do hotelu. Taksówkarz zatrzymuje się przed hotelem. Zamknięta na trzy
spusty brama. Dzwoni, brama się otwiera. Wjeżdżamy brama się zamyka . Wysiadamy
po zamknięciu bramy. Drzwi do hotelu też zamknięte. Dopiero po naszym dzwonku
recepcjonista nam otwiera. W hotelu chcę załatwić uczestnictwo w obrzędzie condomble. Recepcjonista proponuje nam
na wieczór pokaz candomble . Proponuje z kolacją. Stasiu po
doświadczeniach z Rio zdecydowanie odmawia.
Jednak na pokaz się decydujemy. Taksówka zawozi nas na miejsce.
Wchodzimy do budynku, a tam stoły uginają się od jedzenia. Góry krewetek i
innych smakołyków. Ale my już po kolacji. Zajmujemy miejsca przy scenie. Pokaz
fantastyczny. Muzyka żywiołowa. Najbardziej podobał się nam pokaz capoeiry.
Młodzi chłopcy tańczyli tak niesamowicie, że dech zapierało. Wieczór
fantastyczny.capoeira to styl walki stylizowany
na taniec. Został opracowany prze niewolników. Z kolei candomle to to obrzęd
uduchowiony . Wierni poruszają się w rytm muzyki by doprowadzić się do
ekstazy.
|
plaza w Recife |
|
tak wyglądała kolacja |
|
pokazy w Salwadorze |
|
taniec z ogniem |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
pokaz folklorystyczny |
|
plaża w Recife |
14 września
Salvador
Salwador jest stolicą stanu
Bahia. Jest to najbardziej „murzyński” stan w Brazylii. I kultura i obyczaje
też inne niż w pozostałej części Brazylii. Zwiedzanie Salvadoru zaczynamy od katedry
na Placu Praca da Se. Katedra jest jednym z najważniejszych obiektów do
odwiedzenia Salvadoru. Przed katedrą chłopcy ćwiczą i jednocześnie dają pokaz
capoeiry. D;la mnie to mistrzostwo. Taki refleks. Potem idziemy na Largo Pelourinho. Po drodze
zaczepia nas facet i pyta czy chcemy jechać na obrzęd candomble. Mówi, że mamy
przyjść wieczorem pod katedrę to nas zawiezie. Umawiamy się z nim. Ale po
drodze wchodzimy do biura turystycznego i oni też mogą nas zawieźć na taki
obrzęd. Decydujemy się na biuro bo
trochę obawiam się jeździć po favelach z przypadkowym człowiekiem. Na
Pelourinho są najlepiej zachowane pokolonialne
budynki. Salwador jest miastem radości i optymizmu. Kobiety nie tylko dla turystów mają fajne sukienku. Ozdobione
koronkami. Trochę stroje przypominają mi
stroje niewolnic a Przeminęło z wiatrem. Kupuję sobie taką sukienkę. Z
falbankami, koronkami. Taka jaką miśki lubią najbardziej Po drodze
spotykamy liczne kobiety z turbanami na
głowie i w szerokich kolorowych sukniach. Oczywiście fota obowiązkowa. Mimo tej radości uśmiechu, wszędzie
rozbrzmiewającej muzyki zauważamy też mnóstwo policji z bronią. Zwykle stoję na
rogach skrzyżowań. Kolejny kościół to to San Francisco . jest to najpiękniejszy
kościół w Brazylii/ Cały e rzeźbach. Od podłogi łącznie z sufitem. Rzeźby
pokryte są złotem. Trudno opisać wrażenie gdy wchodzi się do ogromnego kościoła , który w każdym calu pokryty jest
złotem. Rzeźby wykonali czarnoskórzy niewolnicy Rzeźbiarze zostali wykluczeni z Kościoła, bowiem
aniołkom wyrzeźbili oznaki ich męskiej
płci. Wszystkie aniołki zostały potem pozbawione przyrodzenia. Kolejny kościół
zasługujący na uwagę to kościół Ordem
Terceira de Sao Francisco . Fasada tego
kościoła jest bardzo bogato zdobiona w stylu
churrigueresco. Łazikujemy po Salwadorze. Zaglądamy do galerii próbujemy
aracaje tutejszego przysmaku jest to fasola z krewetkami i cebulą . Ugniecione kotlet jest smażony w oleju dende. Z olejowca
gwinejskiego. Przysmak nie rzucił mnie jednak na kolana. Jednak inne
specjały kuchni bahijskiej tak. To mieszanka kuchni afrykańskiej z portugalską. Salwador cudne energetyczne miasto. Pełne
żywiołowych radosnych ludzi, widać ogromne wpływy kultury afrykańskiej Na koniec zjeżdżamy windę na dolny Salwador.
Tu znajduje się mercado czyli bazar. Niestety jest dosyć
późno i mercado już się zamyka. Windą
wracamy na plac i do hotelu. Zrobiło się
ciemno i trochę boimy się włóczyć po nieznanych
okolicach. Tym bardziej że Salvador jest uznawany za niebezpieczne miasto. Po kolacji przyjeżdża
po nas samochód i wiezie nas na obrzęd candomble. Trzeba być skromnie ubranym ,
bez aparatów , kamer i telefonów komórkowych. W
ciasnej białej salce krzątają się ludzie ubrani na biało. Gar
muzyka wybijając rytm. Ludzie zaczynają się modlić krążąc w kółko. Muzyka
ich upaja. Mają coraz bardziej mętne oczy. Wyglądają jak pijani, lub czymś
odurzenie. W pewnym momencie jeden z
najmłodszych upada i dostaje drgawek. Ludzie z otoczenia zabierają go na bok i cucą. Po chwili wraca
do koła. Po chwili kobieta wpada w stan
ekstazy. Wydaj e jakieś dźwięki. Właściwie większość z nich wpadła w jakiś stan odrętwienia, inni
ekstazy, Jedni upadają inni krzyczą.
Niesamowite przeżycie, . Wszystko trwało około
3 godzin. Gdy wychodzimy zostawiamy jakieś pieniądze w skarbonce. Za udział nic nie płaciliśmy
tylko za podwiezienie. Gdy wychodzimy z
budynku i idziemy do samochodu
uświadamiam sobie, że jesteśmy w faveli. Dom jeden na drugim . Domy z dykty,
blachy. Wszędzie niesamowity prymityw i bieda.
Jak szliśmy w tamtą stronę byłam tak podniecona, że tego nie widziałam.
Powiem krótko bałabym się tam iść w nocy
sama , ba nawet w dzień.
Pełni wrażeń w środku nocy
wracamy do hotelu. Jutro lecimy do Rio
de Janeiro.
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
kościół cały w złocie |
|
kościół św. Franciszka |
|
aniołki wykastrowane |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Stasiu kupuje aracaję |
|
winda miejska |
|
na uroczystości condomble |
15 września
Salvador Rio de Janeiro
Rano o 8.30 lot do Rio. krótki bo
bez przesiadki. Załatwiamy sobie hotel Astoria . jest niedaleko plaży Copacabana. Oczywiście pędzimy na
plażę. Trzeba jednak trochę poleniuchować. Woda cudownie ciepła, piasek
doskonały. Tylko leżeć i odpoczywać Za Copacabaną ciągnie się plaża Ipanema
słynna z piosenki o dziewczynie dalej plaża Leblon W oddali widać największą
Favelę na świcie Rocinhię. Wieczorem
chodzimy promenadą wzdłuż Copacabany. Na
plaży mnóstwo ludzi Kąpią się, grają w piłkę, budują zamki z piasku. Na dodatek
pełno kiosków, barów. Można coś zjeść i wypić. Cały ten idylliczny widok psują
wysokie płoty za nimi strażnicy z
bronią. Wprawdzie wejście do naszego hotelu
nie jest zamknięte, ale
rezydencje, które tu się znajdują są
pilnie strzeżone.
|
Copacaban |
|
Dodaj podpis
|
|
przed hotelem |
|
Dodaj podpis
|
16 września
Rio de Janeiro
wylot do Londynu
Rano jeszcze raz biegniemy na
plażę. Choć parę łyków słońca i morskiej bryzy. Wczesnym popołudniem mamy
samolot do Londynu. Niestety trzeba
wracać. Podróż okropna. Lecimy na wschód. . W środku Europejskiej nocy lądujemy w Londynie. Jestem wykończona. Mamy
trochę czasu do samolotu do Warszawy
Śpię na ławkach na lotnisku . Samolot mamy dopiero około 9 . W godzinach południowych 17
września docieramy do Warszawy.
|
odsypiam trudy podrózy |
|
trochę zmarnowana po podróży |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz