niedziela, 21 czerwca 2020

Brazylia 2006

Brazylia 2006


Ponieważ jest koronawirus i nie mogę jeździć to uzupełniam  blog o stare wyjazdy, gdy jeszcze nie prowadziłam bloga a tylko prowadziłam notatki.
podróż do Brazylii trwała od 18 sierpnia 2006 r do 17 września 2006 r.


18 sierpnia 2006

wylot Warszawa Londyn Rio de Janeiro

Wylatujemy wczesnym rankiem przez Londyn do Rio de Janeiro. Późnym popołudniem docieramy do Rio . Taksówką docieramy do Hotelu Center. Pokój niezbyt duży, ale na nasze potrzeby wystarczy. Po wielogodzinnej podróży jesteśmy wykończeni. Tylko coś na ząb i spać.

 

19 sierpnia

Rio de  Janeiro

Dzień przeznaczamy na zwiedzanie Rio. Zaczynamy od położonego niedaleko hotelu klasztoru  San Bento. Mamy jednak pecha. Kościół jest zamknięty i nie wiadomo kiedy będzie możliwość wejścia. Fotografujemy tylko pięknie kute kraty i jedziemy dalej. Szkoda, bo wnętrze kościoła podobno piękne . Ruszamy na Corcovado. Łapiemy taksówkę i w drogę. Dojeżdżamy do kolejki, która wywozi turystów na szczyt. Nazywa się tramwaj turystyczny. W trakcie drogi orientuję się ,ze  tracimy tylko czas.bo mgła zasłania to co chcemy zobaczyć. Niestety  na górze mleko. Nic nie widać. Dobrze, że mamy jeszcze trochę czasu w Rio  więc specjalnie się nie martwimy tym. Trochę tylko szkoda czasu. Zjeżdżamy na dół. Idziemy na lunch i jedziemy na stadion Maracany. Dziś jest sobota i jest mecz. Przed stadionem dużo kibiców. Myślę, że Bartek będzie mi zazdrościł tej eskapady. Kupujemy bilety. Dostajemy do strefy turystycznej. Jesteśmy zaskoczeni. Wszędzie roznoszą piwo. Na trybunach całe rodziny. To jakby piknik a nie mecz. Po meczu łapiemy taksówkę i jedziemy do wypożyczalni samochodów. Kierowca wyrzuca nas pod światłami. Musimy przejść jakieś 100 metrów do biura. Po drodze złodziej chciał ukraść Stasiowi  telefon z etui. Na szczęście  uszkodził tylko etui. W biurze załatwiamy formalności związane z wypożyczeniem samochodu. Facet mówi nam, że do Ouro Preto jedzie się sześć godzin. Z moich obliczeń wynika, że w trzy powinniśmy dojechać. Ale samochodu nie odbieramy.. Można go odebrać na lotnisku znajdującym się w mieście. Chcemy wyjechać bardzo wcześnie i tylko na lotniskach wypożyczalnie są czynne  całą dobę. Wracamy taksówką do hotelu. Wysiadamy naprzeciwko hotelu, ale po drugiej stronie ulicy. Gdy idziemy do świateł, by przejść na drugą stroną  naprzeciwko nas pojawia się  zgraja  wyrostków. Widzę wzrok jednego. Jest bardzo skupiony na czymś, w ogóle mnie nie widzi. Otaczają Stasia i wyciągają mu z kieszenią wszystko co ma. Potem uciekają za węgieł budynku. Jesteśmy tak oszołomieni, ze nie wiemy co robić. Zdezorientowani stoimy na chodniku. Nagle zza węgła lecą zabrane rzeczy Stasia. Podbiegam  i zbieram je z chodnika. Gdy przynoszę Stasiowi ten stwierdza, że brak jest złotej karty MasterCard. Wracam z powrotem. Leży na chodniku. Nie zauważyłam jej w żółtym świetle latarni. Oczywiście Stasiu w kieszeniach nie miał nic wartościowego. Tym razem się upiekło. Stasiu twierdzi że  wyrostki siedziały na ulicy i gdy nas zobaczyli wstali. Ja tego nie widziałam, bo zajęta byłam rozpoznawaniem terenu po wyjściu z taksówki.

klasztor san Bento

w kolejce na Corcovado
w kolejce na Corcovado

mgla na Corcovado

kolejka i konduktorka

przed Maracaną

przed stadionem

kibice

mecz trwa

na Maracanie


przed wjazdem na Corcovado








20 sierpnia

Ouro Preto

Wstajemy wcześnie zjadamy śniadanie i jedziemy na lotnisko odebrać samochód w Herzu Okazuje się, że Stasiu nie wziął ze sobą  do Brazylii prawa jazdy. Wobec tego ja musze prowadzić samochód. Droga początkowo bardzo dobra, ale  radość trwa krótko. Potem było już tylko gorzej. Droga dwukierunkowa. Ja na mapie widziałam autostradę. Kręta, pełno samochodów. Jadę ostrożnie. Stasiu się denerwuje. Uczy mnie ścinać zakręty. W pewnym momencie widzimy, że na drodze gwałtownie zatrzymują się samochody. Okazuje się, że to ogromny mrówkojad  przeszedł przez drogę i stoi na poboczu. Niestety gdy się zatrzymaliśmy odszedł sobie. Jedziemy i jedziemy. Po drodze łapie nas deszcz. W końcu  dojeżdżamy. Jest już  około 14. Wjeżdżamy do miasteczka. Jest ładna pogoda. Chcę dojechać jak najbliżej zabytkowej części miasta. W pewnym momencie wygląda tak jakby ulica się urywała, ale nie wyjeżdża stamtąd samochód. Jestem skupiona na jeździe. Stasiu widzi kobietę w samochodzie  jadącym z naprzeciwka. Dziewczyna szczęśliwa  jakby zdobyła złoty medal. Za moment już wiemy co było powodem jej szczęścia. Ulica nie urywa się tylko ma  gwałtowny spadek. Gdy to zobaczyłam serce skoczyło mi do gardła. Na hamulec i wolniutko się zsuwam. Dojeżdżam do pierwszego placyku na którym są zaparkowane samochody i koniec. Nie jadę dalej. Zaparkowany samochód stoi w takim przechyle, że mam wrażenie, że zaraz się wywróci. Zatrzymaliśmy się na wprost kaplicy Nsa Sra do Rosario dos Homens Pretos. Potem na piechotę zwiedzamy miasto. Jest to miasto pokolonialne . Doskonale zachowane. Ponieważ  były tu kopalnie złota, było bardzo bogate Kościołów  bogato zdobionych mnóstwo. Trudno zwiedzić wszystkie . zaglądamy do tych najważniejszych św. Franciszka z Asyżu z rzeźbami Alehijadinha  z pięknie malowanym sufitem , kościół świętej opiekunki czarnych  z ogromną ilością rzeźb ,. Największe wrażenie zrobił na nas kościół  NMP od kolumny. 434 kilogramy złota pokrywa ornamenty i rzeźby. Zamurowało nas. Idziemy na plac Triadentes. Tam znajduje się muzeum i kolejne kościoły. Nas jednak  zainteresował festyn, który odbywał się na placu. Skoczna muzyka zachęcała do tańca. Stałam na środku ulicy i  kręciłam nogą w rytm muzyki. W pewnym momencie zatrzymał się samochód i facet zaczął mi bić brawo.. Uśmieliśmy się ze Stasiem . Można to uznać za nobilitację , jeśli w takim kraju jak Brazylia ktoś docenia nieudolne ruchy Europejki. Zrobiło się ciemno, więc wracamy do Rio. Tym razem prowadzi Stasiu. Po kilku godzinach jazdy zmęczenia zaczyna dawać się we znaki. Proponuję byśmy zatrzymali się na stacji i chwilę zdrzemnęli. Stasiu twierdzi że to niebezpieczne. Pod jakimś hotelem też nie. Jedziemy dalej. W oddali widzę jakiś  neon. Liczę, że przekonam Stasia by tam się zatrzymał. W pewnym momencie widzę że zjeżdża, ale nie na drogę tylko na pobocze. Krzyknęłam. Okazało się że Stasiu przysnął i zjechał, a mój krzyk spowodował że nie wpadliśmy do rowu. Ale uszkodziliśmy oponę. Trzeba wymienić koło. Nie mamy żadnej latarki. Stoimy na poboczu i wspólnymi siłami wymieniamy koło. Mijają nas różne samochody. Szczęśliwie  udaje nam się akcja. Teraz ja decyduję się prowadzić. Dla mnie jazda w nocy to katorga, ale nie ma innego wyjścia.Gdy Stasio odpoczął przejął stery czyli kierownicę. W końcu docieramy do Rio. Jest późna noc. Ulice raczej puste. Nistety słyszymy strzały. Widzimy na ulicy samochód pancerny Niestety nie możemy znaleźć drogi do hotelu. Błądzimy po jakichś biednych dzielnicach. Cały czas dochodzą do nas odgłosy strzałów.W pewnym momencie widzę grupę chłopców grających w piłkę. Otwieram okno i pytam o drogę. Stasiu podniósł krzyk, że nas napadną i rusza  dalej. W końcu jakimś nadświńskim sposobem docieramy do hotelu. Samochód zostawiamy na parkingu hotelowym. Rano oddamy do wypożyczalni.


Dodaj podpis
Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis
Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis






21 sierpnia

Rio de Janeiro

Odsypiamy szaloną noc i po śniadaniu jedziemy na lotnisko Santos Dumont które znajduje się w mieście by zwrócić samochód. Opowiadamy historię iż pękła nam opona i dlatego oprócz opony uszkodzona jest felga. Facet łyka wszystko jak młody rekin . Stwierdza że wszystko ok. Ja mam jedną malutką troską, że zabezpieczenia dotyczące samochodu zostało w wypożyczalni, tam gdzie załatwialiśmy samochód, Ale przecież wiele razy zwracaliśmy samochód w innym miejscu niż  go wypożyczaliśmy i nie odbierałam  podpisanego zabezpieczenia. Jedziemy na głowę cukru. Jest piękna pogoda, Wjeżdżamy kolejką na górę. Widok chyba najpiękniejszy jaki w życiu widziałam. Zatoka  z cudownie niebieską wodą a z niej wyrastają zielone strome skaliste wysepki. Jest to coś tak urzekającego ,że  nie mogę oderwać oczu. Widok 360 stopni i z każdej strony wspaniały. Plaże szerokie, białe ciągną się kilometrami spotykając z błękitną wodą. W mieście rozpoznajemy  charakterystyczne obiekty stadion Maracana it. Odurzeni widokiem wracamy na dół . Taksówką jedziemy pod Corcovado. Dziś piękna słoneczna pogoda, więc  tym razem  wycieczka powinna być udana. I rzeczywiście. Widoki z góry wspaniałe. No i to miejsce. Nigdy nie przypuszczałam, że będę stała pod pomnikiem Chrystusa na Corcovado. Takie miejsca zawsze mnie kręciły, ale cóż  w młodości mogłam tylko  podziwiać te miejsca ze zdjęć jak coś nieosiągalnego.  Robimy fotki i zjeżdżamy kolejką na dół. Idziemy do churrascarii. Tu na talerze nakłada się  ile chcesz z tym że na końcu jest waga i w zależności od wagi płacisz. Możemy posmakować wielu   specjałów kuchni brazylijskiej. Objadamy się jak bąki.  Jedziemy do Katedry. Ma ona kształt   stożka z obciętym czubkiem. Z zewnątrz jest okropna. Natrze ciekawsze, bo mnóstwo kolorowych witraży przez które wpada słońce stwarza  ciekawą atmosferę. Katedra jest ogromna. Obok katedry znajduje się dziwaczny budynek potęgo brazylijskiej Petrobras. Tuz obok jest stacja tramwaju jadącego na wzgórze Santa Teresa. Wsiadamy do tramwaju. Pilnie obserwuję chłopaczków, którzy  stają na stopniach otwartego wagonika. Widzę, że nas obserwują. W pewnym momencie do Stasia podchodzi pasażer i  radzi mu torbę przewiesić przez ramię. Gdy Stasiu przewiesił torbę zainteresowanie chłopców zniknęło i zeskoczyli ze stopni tramwaju. Słyszeliśmy już wcześniej o tym, że  tu jest takie zagrożenie, że jest mnóstwo złodziejaszków. Wjeżdżamy na szczyt Santa Teresa. Jest to bardzo elegancka dzielnica. Przejeżdża się do niej koło pięknego akweduktu, którym dostarczano wodę do wysoko położonych domów Santa Teresa. Stasiu traci ochotę na zwiedzanie Santa Teresa. Wietrzy wszędzie podejrzanych którzy mogą nas napaść. Wracamy na dół. Po drodze wchodzę do sklepu z torebkami. Wpadam w szał zakupów i kupuje torebkę i  dwie pary sandałków. Stasiu też kupuje sandałki dla Dominiki. Wieczorem mamy iść na pokaz samby. Kobieta polecała nam wykupienie  spektaklu z kolacją. Wieczorem przyjeżdża po nas kierowca. Ku naszemu zdziwieniu zawozi nas do jakiejś średniej jakości restauracji. Dostajemy kolację. Nie zrobiła na nas większego wrażenia. Potem jedziemy na pokaz. Tu mnóstwo turystów. Siedzimy przy stołach, ale be z konsumpcji. Pokaz niesamowity. Jestem pod wrażeniem umiejętności, tancerzy, szczególnie pokaz  tańca capoeira samba  zrobił na mnie ogromne wrażenie. Poza tym feeria barw, niesamowita muzyka, piękni tancerze. Pokaz wcale nie tani ale wart swojej ceny. Pokaz trwał do późnej nocy. Samochodem z innymi turystami wracamy do hotelu.

widok na Corcovado

Dodaj podpis

cukrowa Góra


katedra

Dodaj podpis

katedra

akwedukt

tramwaj na Santa Teresa

pokaz samby

Dodaj podpis

Dodaj podpis

pokaz samby

Dodaj podpis
widok na górę cukrową

widok z Góry cukrowej na plazę
Dodaj podpis

widok z Góry cukrowej

widok z Góry cukrowej

dawny wagonik

maszyneria kolejki

góra cukrowa

tramwaj na Santa teresa

tu jest pokaz samby
widok z Góry cukrowej

widok z Góry cukrowej

góra cukrowa

długie cudne plaże

widok z Góry cukrowej






 22 sierpnia

Rio de Janeiro wylot do Kurytyby

Taksówką jedziemy pod Corcovado. Dziś piękna słoneczna pogoda, więc  tym razem  wycieczka powinna być udana. I rzeczywiście. Widoki z góry wspaniałe. No i to miejsce. Nigdy nie przypuszczałam, że będę stała pod pomnikiem Chrystusa na Corcovado. Takie miejsca zawsze mnie kręciły, ale cóż  w młodości mogłam tylko  podziwiać te miejsca ze zdjęć jak coś nieosiągalnego.  Robimy fotki i zjeżdżamy kolejką na dół. Idziemy na obiad. W  restauracji okazuje się że Stasiu nie ma karty kredytowej. Miał ją ze sobą wczoraj na pokazie samby. Podobno włożył ją do kieszeni swetra. Bierzemy taksówkę i jedziemy do Sali widowiskowej. Tam wpuszcza nas cieć. Nic nie posprzątane. Szukamy karty, ale nie ma. Wracamy do hotelu. Stasiu przeszukuje walizkę, ale niestety bez powodzenia. Recepcjonista odnajduje kierowców, którzy nas wieźli na i z teatru. Też nic nie znaleźli. W samochodach. Niestety dzisiaj mamy samolot do Kurytyby więc zwiedzanie zakończyliśmy.  Samolot mamy po dwudziestej. Jedziemy na lotnisko. Mam nadzieję, że to już koniec naszych złych przygód. W Kurytybie czeka na nas na lotnisku Ewa z Krisem. Zawożą nas do hotelu. Po drodze zauważamy, że Chris  przejeżdża skrzyżowania na czerwonym świetle. Ewa tłumaczy nam, że w nocy gdy nie ma  przejeżdżających samochodów dla bezpieczeństwa  można jechać. Chodzi o to, by nikt nas nie napadł na pustym skrzyżowaniu, gdy stoimy samotnie na czerwonych światłach. Blokujemy kartę Stasia.

Pomnik Chrystusa na Corcovado

Dodaj podpis

widok na Górę Cukru

widok na Rio

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis


Dodaj podpis
Dodaj podpis
Dodaj podpis


widoki z Corcovado




 

 






23  sierpnia

 Kurytyba

Po śniadaniu przyjeżdża po nas Ewa. Zwiedzamy Kurytybę. Jest to miasto gdzie jest najwięcej potomków emigrantów z Włoch, Polski i Niemiec. Jest to miasto ogrodów. Jedziemy do ogrodu botanicznego. Tam wspaniałe wodospady mnóstwo ciekawych roślin i zwierząt. Przecudne araukarie  stoją jak ogromne parasole. W jednym z parków spotykamy całą rodzinę capibar. Są to największe gryzonie świata. Wyglądają bardzo sympatycznie. Są dość oswojone z ludźmi. Nie podchodzą, ale te nie uciekają.  Ewa pokazuje nam kościół  Ukraiński.  Oczywiście zaglądamy do wnętrza. Wieczorem idziemy do centrum handlowego.


Z Ewą w Kurytybie

Dodaj podpis

w ogrodzie botanicznym Kurytyby

capibary w parku

Dodaj podpis

ukraińska światynia
w centrum handlowym 
Dodaj podpis

pawilon w ogrodzie botanicznym

przepiękna araukaria
Dodaj podpis

Dodaj podpis


 

wnętrze świątyni ukraińskiej
w Kurytybie parki są piękne

Dodaj podpis

Capibary






24 sierpnia

Wycieczka koleją do Paranagua i przejazd do Quedas do Iguazu

Rano jedziemy na stację. Kupujemy bilety na pociąg turystyczny i jedziemy do Parangua. Jedziemy  przepiękną drogą przez mostki tunele. Wzdłuż rzeki. W poprzek rzeki i wzdłuż. Mostków jest 30. Wszystko w atlantyckim lesie deszczowym. Roślinność bujna. Jest słońce i wspaniała pogoda. Do Morretes docieramy około 11. Spacerujemy po mieście. Czekamy na Chrisa i Monikę – dzieci Ewy, które mają po nas przyjechać samochodem. Jemy w restauracji wspaniały lunch i w drogę. Pytam Ewę ile mamy kilometrów. Ona na to 600. Jestem zaskoczona. Dla nas byłaby to droga  na cały dzień. Wracamy do Kurytyby . zabieramy walizki i ruszamy do Quiedas do Iguazu. Po drodze  podziwiamy wspaniałe araukarie. Ewa opowiada nam że gdy tu się sprowadzili  w latach 80 -tych  wszędzie był las araukariowy. Teraz tylko pola. Wszystko wytrzebione. Po drodze zatrzymujemy się w małej restauracji – sklepie. Wygląd podobny do góralskich domków. Okazuje się, że tu  działalność gastronomiczną prowadzą  potomkowie Polaków.  W sklepie wiszą szynki, kiełbasy. Na ladzie chleb. Gdy dowiadują się ,że przyjechaliśmy z Polski częstują nas   swoimi produktami , Oczywiście polska kiełbasa i szynka. Wszystko pyszne. Późnym wieczorem docieramy do domu Ewy i Geralda.  Przed domem stoi stary kultowy Mercedes – duma Geralda. Oczywiście przywitanie jak w polskim domu. Bardzo cieszyłam się ze spotkania z Geraldem, bo nie widzieliśmy się od końcówki lat 70-tych.


widoki  zachwycające

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

zniszczone stacyjki

Dodaj podpis

rodzinny lunch


Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

co za widok

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis



Dodaj podpis

Dodaj podpis












25 sierpnia


Quiedas do Iguasu  u Ewy

Wstajemy  na śniadanie. Ewa i Gerard w pracy. W domy jest Pani Anna. Przygotowuje nam śniadanie. Awokado z dżemem i jogurtem. Pyszne. Pani Anna jest z pochodzenia Polką. Oczywiście ileś pokoleń przed nią już żyło w Brazylii. Wychodzimy do ogrodu. W ogrodzie  rośnie drzewo kawy,  cytryna która wyglądem przypomina pomarańczę. Ewa ma  trzy pieski. Odpoczywamy przy kawie i czekamy na lunch. Przyjeżdża Ania z mężem. Pani Ania serwuje miejscowy przysmak feijoadę. Narodowe danie brazylijskie z  fasolą. Mięso przypomina gulasz, ale było pyszne. Po południu Ewa zabiera nas na wycieczkę po Quiedas i okolicach. Jedziemy nad jezioro. Jezioro jest sztuczne  bo stworzone dzięki powstałej zaporze .Tam pokazuje nam drzewo, które ma  owoce wypełnione  puchem takim jak bawełna. Rezerwujemy nocleg w  Foz.

Wieczorem  jemy wspólnie kolację z dziećmi Ewy Anią jej mężem Fernandem wnukiem Oktawio Moniką i Krisem. Jutro rano ruszamy do Foz de Iguazu

Dodaj podpis

wycieczka po okolicach

roślina przypomina bawełnę



 

Dodaj podpis


Dodaj podpis

dom Ewy

Kawa też rośnie

to jest drzewo cytrynowe

Dodaj podpis







26  sierpnia

Foz de Iguazu. Paragwaj

Rano kultowym Mercedesem Geralda jedziemy do Foz de Iguazu. Po drodze mijamy Indian. Ewa opowiada nam o Indianach żyjących tu w rezerwatach o ich trudnym życiu i wykluczeniu. Ona jest jedyną lekarką w Quiedas która zajmuje się Indianami. Inni lekarze nie chcą się nimi zajmować. Mówi że często w nocy musi jeździć do rezerwatu szczególnie jak jest poród lub chore dziecko. Najpierw jedziemy do ogromnej zapory Itaipu. Elektrownia z tej zapory w 100% zabezpiecza Paragwaj w elektryczność oraz  zapewnia  energię południowej części Brazylii. Ewa jedna boleje nad tym, że ją tu zbudowano, bowiem zniszczono jeszcze piękniejsze wodospady niż Iguazu. Pokazywała nam zdjęcia tych wodospadów tuż przed ich zalaniem . Były rzeczywiście niesamowicie piękne. Odwiedzamy też Paragwaj. Przekraczamy granicę na rzece. Most jest mostem granicznym, Paragwaj jest malutkim państewkiem. Zaglądamy do sklepów. Wszystko  tanie bo to strefa bezcłowa. Kupujemy dla Octwaia samochód.  Jakiś łepek żąda od Geralda kasę. Gerard  mu daje ku naszemu zaskoczeniu. Potem tłumaczy, że  jak nie da to mu porysuje samochód i będzie miał więcej szkody niż danie jakiejś drobnej sumy. W Paragwaju straszny gwar tłum , mnóstwo samochodów, Jakiś nieokiełznany chaos. Gdy wyjeżdżamy  z Paragwaju Stasiu postanowił ,że musi dostać pieczątkę w paszporcie, na pamiątkę. Jednak służby graniczne mu odmówiły, bo nie miał pieczątki wjazdowej. W ten sposób   brak dowodu na pobyt w Paragwaju. Jedziemy do  Pousady  Evelina, który wczoraj zarezerwowaliśmy. Okazuje się ,że właścicielka jest Polką z pochodzenia. Doskonale mówi po polsku. Jej cała rodzina mówi po polsku. Pani jest już osobą starszą, ale bardzo żywotną. Nigdy nie była w Polsce, a jej polszczyzna  nienaganna tylko, że bez żadnego akcentu. Dostajemy fajne pokoje,  i postanawiamy z Ewą pojechać do miasta. Urwał mi się pasek w sandałku i muszę pilnie coś kupić. Panowie oczywiści są bardzo zmęczeni. Schodzimy na dół z Ewą. Po drodze ucinamy sobie  dłuższą pogawędkę z panią Eweliną. Ku naszemu zaskoczeniu zmęczeni panowie odzyskali siły i postanowili to uczcić caipirinią czyli popularnym drinkiem brazylijskim.

My jedziemy na zakupy. Kupuję sandały i wracamy do hotelu. Jutro odwiedzamy wodospady Iguasu.

elektrownia Itaipu

Dodaj podpis

Gerald ze swą bryką

pousada Evelina
Dodaj podpis



 


Dodaj podpis



w Paragwaju






27 sierpnia

 Foz do Iguasu

Po niesamowicie pysznym śniadaniu jedziemy do Parku Iguazu. Kupuję bilety  na wodospady zarówna po stronie brazylijskiej jak i argentyńskiej oraz do parku ptaków. Idziemy oglądać wodospady. Woda spada tu z 80 metrów  tworząc 275 oddzielnych mniejszych wodospadów. Większa część wodospadów leży po stronie argentyńskiej. Są przeogromne. Ilość  stopni i powierzchnia oszałamiają Mimo, ze Ewa mówi że jest mało wody i tak wodospady nas oczarowują. Chodzimy specjalnymi kładkami . W niektórych miejscach trzeba wejść lub wjechać na wieżę by mieć lepszy widok. Podziwiamy ptaki, które mają gniazda  za wodospadem. Przelatując do  gniazda muszę przelecieć pod spadająca wodą. Ile muszą mieć siły i sprytu. Na kładkach plączą się między nami ostronosy. Specjalnie nie boją się ludzi chociaż są ostrożne. Teraz kolej na  park ptaków. To niezliczona ilość niesamowitych ptaków puszczy amazońskiej. Oczywiście najbardziej spektakularne są  tukany. Okazuje się ,że ich jest mnóstwo odmian. Mają różnego koloru dzioby. Czarne z czerwonozłotymi dodatkami ale i zielone, czerwone itd. Poza tym flamingi  papugi. Specjalnym pociągiem jedziemy  do części argentyńskiej wodospadów. Tu wody jest dużo więcej  i wodospady jeszcze bardziej spektakularne. W niektórych miejscach kipiel ogromna. Gerard z nami nie poszedł do części argentyńskiej, bo  animozje pomiędzy  Argentyńczykami a Brazylijczykami są duże i nie chce oglądać argentyńskich wodospadów. Gdy wracamy z wodospadów idziemy do fajnej knajpki argentyńskiej. Jedzenia wspaniałe. Wołowina miodzio. Chyba do końca życia będę wspominała tę restaurację. Wieczorem wracamy do Hotelu. Jutro rano lecimy do San Paolo.


Dodaj podpis

Dodaj podpis

 

ostronos sprawdza stan śmietnika
Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

odmian  tukanów jest wiele

Dodaj podpis

Dodaj podpis

podobno jest mało wody w wodospadach

Dodaj podpis


Dodaj podpis

Dodaj podpis



Dodaj podpis



Dodaj podpis

odkrywca wodospadów

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

papuga hiacyntowa

Indianka Guarani

Dodaj podpis

kolejka po stronie Argentyńskeij

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis



28 sierpnia

 Przelot do San Paulo

Wczesnym świtem Ewa z Geraldem odwożą nas na lotnisko. Samolot mamy o  6.40  Lecimy do San Paolo.. Właściwie to niewiele mamy tu do zobaczenia, ale  skoro i tak mamy  przesiadkę to decydujemy się zostać na jedną noc.  W San Paolo lądujemy przed 9 rano i  jedziemy do hotelu ibis. Mamy niewiele czasu, bo samolot do San Paolo miał duże opóźnienie. Docieramy do miasta po południu. Taksówką jedziemy na starówkę. To odwiedzamy stare centrum. Dużo tu pokolonialnych budynków. Miasto ma  opinię jeszcze bardziej niebezpiecznego niż Rio de Janeiro. Wieżowce na Avenida Paulista, tłumy  urzędników  ubranych w garnitury nie bardzo mnie zachęcają do zwiedzania. Jedziemy do Mercado Municipal. To jest stara hala  targowa . Wybudowana  za czasów kolonialnych. Wnętrza zawierają  taką ilość towarów, tak pięknie wyeksponowanych, że nas zatyka. Na dodatek jest bardzo czysto. Niestety  przybywamy tu na koniec dnia i  jest już pustawo, a sprzedawcy zabierają się do zamykania stoisk. Wracamy do hotelu. Jutro lecimy do Cuiaba stolicy Panatanalu.



market w San Paolo


29 sierpnia

San Paulo Cuiaba Pantanal

 Po południu docieramy do Cuiaba. Na lotnisku zaczepia nas kobieta i proponuje wycieczkę na Pantanal. Mamy 3 dni na zwiedzenia tego cudu natury. Zawozi nas do hotelu. Powiedzieć że siermiężny to  mało,. Ale z łazienką na korytarzu. Wejście do hotelu zakratowane. Potem dopiero drzwi właściwe. Stasiu  stwierdza, że jest tu niebezpiecznie i nie chce nigdzie wychodzić. Wychodzimy na obiad i wracamy do hotelu. Mnie jednak nosi więc mimo sprzeciwu Stasia idę połazić po mieście. Spokojne pokolonialne miasteczka. Gdy się ściemnia wracam do hotelu. Za kratą czeka strażnik. Wpuszcza mnie zamyka hotel i gdzieś idzie. My zamknięci w pustym hotelu. Trudno to nazwać hotelem. Ściany pomalowane farbą olejną na ciemnozielono nie nastrajają  dobrze. Ale jak się źle zaczyna to dobrze się kończy.



30 sierpnia

Pantanal

Wstajemy wcześnie rano. Dostajemy śniadanie i ruszamy na Pantanal. Samochód już czeka. Do bram Panatnalu  około 100 km. Pantanal to cud natury Przeczytałam o niej prze przypadek na jakimś blogu. Dziewczyna napisała, że to numer 1 w Brazylii. Ponieważ nigdy o tym nie słyszałam rzuciłam się do przewodników. No i eureka. Muszę to zobaczyć. Byłam zaskoczona ,że wcześniej nic o Pantanalu nie słyszałam. Sprawdziłam czy wycieczki z Polski  do Brazylii mają to w planach . Niestety nie. Ale ja już wiedziałam że muszę tam być. Pantanal to równina z doskonale zachowanym ekosystemem.. Gdy dojeżdżamy do szutrowej drogi i przekraczamy bramę z napisem Pantaneira  już wiedziałam że to strzał w dziesiątkę. Droga ta jakby grobla . Wzdłuż  drogi ciągną się  mokradełka. Jeszcze nie wyschły. W tych mokradłach setki ptaków. Żabiru symbol Panatanalu  Ptak większy od bociana z  ubarwiony na biało z czarną szyją i czerwonym kołnierzykiem Wygląda bardzo dostojnie.. Jest ich niezliczona ilość. Do tego czaple, pelikany i tysiące innych ptaszków. W wodzie a właściwie jej resztkach  krokodyle. Właściwe to kłębowisko krokodyli. Momentami wydaje się ,że  leżą jeden na drugim Są obżarte niesamowicie. W porze deszczowej  cała równina pokryta jest wodą. Pływa mnóstwo ryb. Teraz jest pora sucha. Ryby są tylko w małych bajorkach. Więc  krokodyle i ptaki mają ucztę. Na dodatek wśród tej menażerii widzimy faceta, który stoi między tymi krokodylami w wodzie i łowi ryby na wędkę. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Dojeżdżamy do pousady w której mamy zatrzymać się na dwie noce. Oczywiście lunch i ruszamy na wycieczkę. Łódką pływamy po rzece. Łowimy ryby. Takiej ilości ryb jeszcze nie widziałam. Z powody suszy  ryby zamiast w rozlewiskach tłoczą się  w wąskim nurcie rzeki. Prze Pantanal płynie kilka rzek, które w porze deszczowej rozlewają się  tworząc swoiste jezioro. Tylko wyżej posadowione hacjendy nie są zalewane. Wtedy ludzie do domów docierają łódkami. Teraz jest pora sucha więc  ryby w ogromnych ilościach zamieszkują rzeki. Właściwie nie jest to łowienie ryb, nawet się człowiek nie zastanowi a już ryba na haczyku.. Mnie się nawet udało złowić rybę za ogon. Zarzuciłam tak wędkę że haczyk zaczepił o ogon ryby. Oczywiście wokół nas mnóstwo ptaków. Też żerują na ryby. Bardzo nam się podoba ta zabawa. Wieczorem wracamy do pousady. Wszędzie słychać papugi, tukany i inne ptaki. Po prostu jedna wielka kakofonia . Jest cudownie.


droga na Pantanal
bagna ptaki i krokodyle
Dodaj podpis
Dodaj podpis

Zabiru

Dodaj podpis

krokodyle są wszędzie

Dodaj podpis

Dodaj podpis

gniazdo Zabiru

Dodaj podpis

Dodaj podpis


w naszej pousadzie




31 sierpnia

Pantanal

Wstajemy  przed świtem . Idziemy na  wycieczkę po Pantanalu  Gdy przechodzimy koło jednego drzewa coś mnie ugryzło w plecy. Okazuje się że to pszczoła. Czemu mnie tak potraktowała nie wiadomo. Przecież nie zagrażałam jej. Szliśmy pustkowiem. Stało tylko jedno drzewo, a ona stamtąd mnie zaatakowała. Przewodnik pokazuje nam  różne ciekawe rośliny  na Panatanalu. Śmieszne fałdowane liany. Słyszymy też wyjca, który niemiłosiernie wyje. Potem znowu na łódkę. Karmimy tym razem krokodyle. Na wędkę zakładamy większe kawałki ryb i krokodyl podskakuje do góry. Oczywiście nie są to krokodyle różańcowe, ale swoją wagę mają. Nie czujemy wcale zagrożenia z ich strony, bo ich pokarmem w tej chwili są  ryby. Do zabawy włączają się tez ptaki, które chcą chwycić  rybę nadziana na  haczyk, która jako przynęta wisi nad wodą. Po obiedzie opuszczamy naszą posadę i jedziemy w inne miejsce. Przewodnik zawozi nas  do jakiegoś miejsca, ale  niestety jest zamknięte. Za to tu mnóstwo zwierzyny. Jakieś  sarny no i ogromny jeżozwierz. Coś niesamowitego.  Zajeżdżamy do posaudy  Rio Claro. I zaraz ruszamy na nocne  łowy. Niestety  oprócz wspaniałego ptasio- małpiego koncertu nic specjalnego nie widzieliśmy.


piranie łapią się chętnie

piękny mrówkojad

Dodaj podpis
Dodaj podpis

wycieczka po pantanalu
Dodaj podpis


Dodaj podpis

mrówkojad

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

papugi hiacyntowe
Dodaj podpis

drzewo mango

Dodaj podpis

puma, nie puma ale coś podobnego

Dodaj podpis


1      1 września

 Pantanal

Wstajemy bardzo wcześnie. Na drzewie przed naszym domkiem siedzą tukany i się drą. Mimo tego jesteśmy zadowoleni. Fajnie tak z rana zobaczyć tukana. Jedziemy na ryby. Poranek magiczny. Czerwona kula słońca wschodzi powoli. Jest lekko różowa. W pewnym momencie tak unosie się nad drzewem jak opłatek nad kielichem. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Bawimy się w łowy. Gdy wracamy nasz przewodnik zgadza się byśmy sobie jeszcze popływali a on pójdzie coś załatwić. W Stasiu obudziła się żyłka  łowcy. Na haczyk  nakłada  duży kawał piranii. Pytam się po co . Om na to że chce wreszcie złapać wielką rybę. Zarzuca i po chwili  coś się złapało. Wędka się wygina na maksa. Coś nas ciągnie na środek rzeki. Krzyczę do Stasia żeby puścił wędkę. W tym momencie  z wody wychyla się pysk krokodyla , który złapał  tę rybę. Krzyczę puść bo to krokodyl. No to Stasiu spokojnie. Rób zdjęcie i nie wydzieraj się. Oczywiście pstrykam foty. Z tak małej odległości nie obejmuję całości tzn. Stasia  wędki i krokodyla, ale coś wyszło. W pewnym momencie krokodyl wypluwa rybę i odpływa. Ja mam już dosyć takich przygód i wracamy na ląd do hotelu. Tu na podwórku biega cała menażeria , koguty kury świnki. Wszystko jest ale trzeba zaznaczyć że jest bardzo  czysto. Niestety kończy się nasza przygoda z Pantanalem. Musimy wracać do Cuiaba, bo jurto przed świtem mamy samolot do stolicy Brasiliii


chyba najpiękniejszy wschód

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis
Dodaj podpis

Dodaj podpis

karmimy krokodyle

Dodaj podpis

Dodaj podpis

krokodyl złapał się na wędkę


krokodyl na wędce

wjazd na Transpantaneirę


2         2   września

          Brasilia

Bardzo wczesnym rankiem lecimy do Brasilii. Samolot o  5.30 ładujemy  o 8 rano . mamy cały dzień na zwiedzenie Brasilii Dekujemy się w hotelu i szybko ruszamy na wycieczkę po tym niezwykłym mieście . Zaczynamy od muzeum poświęconego twórcy Brasilii i byłego prezydenta kraju Kubitschka.. Jest to miejsce pochówku prezydenta. Oczywiście obiekt został  zaprojektowany prze Oscara Niemeyera. Brasilia jest miastem  zbudowanym z latach 50 XX wieku w stylu modernistycznym. Jednak rozmach i piękno linii  oraz wizja projektanta zachwyca. To trzeba być geniuszem by projektować takie budynki  stwarzające wrażenie niezwykłej lekkości.. Kolejnym pięknym obiektem jest kaplica Don Bosco. Z zewnątrz ma  mnóstwo okien w kształcie łuków a w środku  pełno błękitu. Okna  wypełnione  witrażami w kolorze błękitu. Wrażenie niesamowite. Trochę przypomina mi kaplicę Saint Chapelle w Paryżu, ale tu inna kolorystyka . można się czuć jak w niebie. Kolejny etap naszej podróży to kościół matki Boskiej Fatimskiej. W kształcie  ogromnego kornetu czyli nakrycia głowy jakie nosiły kiedyś zakonnice szarytki. Jedziemy do katedry metropolitalnej. Już z zewnątrz rzuca nas na kolana jest w kształcie otwartej kopuły  otoczonej 16 wygiętymi  w łuki kolumnami. Przestrzeń  pomiędzy kolumnami  wypełniają witraże... Jej niesamowity kształt  tylko potwierdza geniusz projektanta. Wnętrze  rzuca na kolana. Niezwykła jasność tego miejsca  bladoniebieskie  i błękitne  kolory witraży   stwarzają wrażenie unoszenia się w przestworzach. W środku znajduję się piękna rzeźba Pieta replika Pieta Michała Anioła z Rzymu . Jest to dar Jana Pawła II w czasie pielgrzymki w 1898 r. Niedaleko znajduje się ciekawy budynek teatro national Przenosimy się do dzielnicy rządowej. Tu znajdują się najważniejsze budynki. Pałac sprawiedliwości z  rzeźbą Temidy, pałac prezydencki,  Najwyższy Sąd federalny Congresso National. Budynki te zostały zaprojektowane przez Niemeyera Wszystkie niezwykle lekkie. Wyjątek stanowi Congresso National. Dwa  stojące równolegle wieżowce  a obok  dwie kopuły   z tym że jedna  odwrócona ,. Na placu znajduje się też wiele rzeźb Nad tym wszystkim góruje 300 metrowy maszt z flagą Brazylii. Na placu jest też charakterystyczna rzeźba Os Candangos , dwie postaci z włóczniami w rękach . Ma  uwieczniać robotników, którzy przyjechali budować Brasilię. . Wszędzie dużo przestrzeni. Nie ma zasieków, bramek . Pałacu prezydenckiego chroni tylko   kilku wartowników, którzy pozwalają zrobić sobie z nimi zdjęcie. Na koniec jedziemy na most .J. Kubitschka który składa się z trzech ciekawie ułożonych przęseł. Miasto na pewno bardzo ciekawe. Dzielnice mieszkaniowe zaprojektowane tak, by wszystko było na miejscu, ale bez samochodu  trudno tu żyć. Wieczorem  zaglądamy do galerii handlowych. A jurto witaj Amazonio.


kaplica don Bosco

wnętrze kaplicy

Dodaj podpis


kościół MB fatimskiej

katedra

wnętrze katedry

kopia Piety podarowana przez JPII

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Sąd Najwyższy

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Parlament
300 metrowy maszt z flaga Brazylii

Dodaj podpis

Os cantagos

budynki parlamentu

most Kubitschka

Dodaj podpis

wejście do pałacu prezydenckiego
3 września

 Manaus

Przylatujemy do Manaus  około południa. Wcześniej nawiązałam kontakt a  panem Zygmunta  Sulistrowskim Polakiem, który prowadzi w Manaus biuro podróży. Ma nam zorganizować  wycieczkę do Amazonii. Kierowca przyjeżdża po nas na lotnisko i zawozi nas do hotelu Monaco. Pan Sulistrowski to dawny dziennikarz i  filmowiec. Człowiek z bogatym życiorysem. Bardzo wylewny starszy pan. Proponuje nam wycieczkę 3 dniową do Amazonii i zamieszkanie w luksusowej ekologicznej posadzie Amazonia.  Załatwiamy formalności i ruszamy na zwiedzanie Manaus. Jesteśmy bardzo głodni więc idziemy coś zjeść. Idziemy do Churrascaria Bufallo. Tu płaci się z góry i jesz ile chcesz. Jesteśmy strasznie głodni. Kelnerzy noszą na szpadach  potężne porcje mięsa i kroją ja klientom na talerz. Wodzę za nimi oczyma a tu nic. Wszyscy nas omijają. Chyba zwariuję. W końcu podchodzi do nas  kelner i  kroi nam   picanie i jednocześnie przekręca stojący na stole znaczek. Był czerwony. Teraz jest zielony czyli jemy do woli. Oprócz mięsa w najprzeróżniejszych postaciach jest bufet. Ryby, owoce morza,  makarony zapiekanki, sałatki owoce, i  desery. Od samego widoku tych ilości jedzenia człowiek już jest najedzony. Najedliśmy się tak, że myślałam że się pochorujemy. Przede wszystkim mięso  przepyszne. Jedziemy nad  Amazonkę. Tu  podziwiamy port i budynki magazynowe. Dużo budynków z okresu  świetności Manaus, które ze względu na  handel kauczukiem było szalenie bogatym miastem Tu budowano pałace. W porcie  nabrzeża są pływające ze względu na  to, że poziom Amazonki  w ciągu roku ulega zmianom   do 10 metrów. Wobec tego  nabrzeża unoszą się wraz z poziomem rzeki. Tu w kawiarni podziwiamy  rzekę , pijemy caipirinię i oczywiście kawę. To nam pomaga strawić  obiad. Potem idziemy na niedzielny spacer po mieście. Ale  jakoś wydarzenia dni poprzednich  powodują że nasza czujność jest  bardzo podniesiona, a to nie sprzyja swobodnym spacerom. Gdy zaczyna się robić ciemno wracamy do hotelu.

Spichlerze w Manaus
port w Manaus

4          


 


4 września

Manaus Amazonia 

Po śniadaniu samochód zawozi nas na prom. Tu przejmuje nam przewodnik . bardzo miły chłopak. Zawozi nas do pousady Amazonia. Jest ro ekologiczny ośrodek w puszczy amazońskiej. Dostajemy domek z łazienką. Gdy idziemy na lunch  aż nas zatyka. Ilość potraw, a szczególnie ryb  zaskakująca. Rzucam się na rybę piraracu. Jest to największa ryba Amazonki. Ma mięso lekko różowe i  pyszne, Zresztą wszystko wyśmienite,. Po południu pływamy łodzią po Amazonce. A właściwie jej dopływach i dorzeczach. wąskie kanały pomiędzy drzewami sprzyjają  obserwacji zwierząt. Mnóstwo  różnokolorowych papug. Łowimy  piranie i inne rybki. Wysoko na drzewach zahaczone na gałęziach wiszą różne uschnięte trawy, gałęzie. Tak wysoki był poziom wody w porze deszczowej Wieczorem po kolacji ruszamy na łowy. Łapiemy krokodyle, wcale nie takie małe. Gdy płyniemy łódką wyskakują małe lśniące rybki. Jest ich mnóstwo. Niektóre wpadają do łódki. Z puszczy dochodzą różne odgłosy .Ptaki, małpy, wyjce i dużo różnych dźwięków.

łowca krokodyli

Dodaj podpis



Stasiu bohater

5 września

  Amazonia

Dziś ruszamy na pieszą wędrówkę po puszczy. Przewodnik pokazuje nam różne dziwne zwierzątka, dziwne rośliny, niektóre  bardzo niebezpieczne. Ogromne liście palmowe. Drzewa kauczukowe  Jest bardzo gorąco. Pokazuje nam jak upleść koszyk z liści. Robi dla mnie koronę.. Zmęczeni wracamy na lunch. Dziś chwila odpoczynku. Leniuchujemy w hamakach  trochę drzemiąc trochę słuchając dźwięków dochodzących z puszczy. 



bogactwo zieleni

różnorodność roslin 

jestem królową Amazonii

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis


6  września

Amazonia

Po śniadaniu  przewodnik bierze łódkę i płyniemy łowić ryby tym razem na harpun. Pokazuje nam jak się to robi. Teoretycznie łatwo. Ale wprowadzić w życie trudniej. Strzała zakończona harpunem musi być wystrzelona z łuku. Przymierzamy się wielokrotnie ale sukcesów nie widać. Za to przewodnik co strzał to ryba złapana. Bawimy się jednak znakomicie. Oczywiście tutaj ryb jest zdecydowanie mniej niż na Pantanalu. Wracamy na lunch a potem płyniemy do wioski Indian mieszkających w puszczy. Witają nas  w chacie , właściwie takiej naszej altance. Wódz daje nam jakieś  mikstury do picia. Ledwo to przełykam, ale jak się chciało odwiedzać Indian to trzeba ponosić tego konsekwencje. Pokazują nam swoje obejście, trochę tańczą, grają. Mają bardzo ładne koraliki które u nich kupuję. Są zrobione z miejscowych owoców. Potem wycieczka po puszczy. Przewodnik pokazuje nam ogromne drzewa, które   przy ziemi  nie maja okrągłego pnia, tylko  jakby ściany oporowe zabezpieczające przed  przewróceniem się drzewa. Wieczorem ponawiany wycieczkę  na krokodyle i może inne zwierzęta. Udaje nam się złapać całkiem pokaźnego krokodyla. Wracamy do  hotelu bo jutro bardzo wcześnie wstajemy.

łapiemy ryby na harpun

pień drzewa



nietoperz

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

u Indian

trzeba wypić zawartść miski

trochę markuję to picie

i oddaję Stasiowi

Dodaj podpis

Dodaj podpis
popisy miejscowych artystów

domy Indian

Dodaj podpis

tym razem większy krokodyl


7 września

 Amazonia Powrót do Manaus

Pobudka jeszcze w ciemnościach. Płyniemy  po lasach Amazonii. Tym razem naszym celem jest jezioro z różowymi delfinami. Droga dość daleka. Robi się widno. Wpływamy w coraz większą gęstwinę. Przewodnik robi przecinkę. Próbujemy przepłynąć między   krzakami. Początkowo nawet idzie dobrze, ale im głębiej w las tym więcej drzew. Po  długotrwałej walce  naszej z przyrodą poddajemy się . Nie będzie  pływania z różowymi delfinami. Wracamy na  ląd. Wędrujemy  i podglądamy puszczę. Przewodnik co i raz pokazuje nam jakieś dziwy poukrywane między  liśćmi. Oczywiście sami byśmy tego nie zauważyli. Dochodzimy do krzewu z kolczastymi owocami. .Przewodnik rozłupuje  owoc i maluje nam sokiem z tego owocu. Wyglądamy jak na wojnie z Indianami. Malunki się rozpływają , bo pot nam tak ścieka po twarzy. Wracamy na lunch i trzeba  pakować się i wracać do Manaus. Po zmroku docieramy do hotelu.


Stasiu w barwach wojennych

ja też idę na wojnę

Dodaj podpis

fajne owady

Dodaj podpis

po drugiej stronie Amazonki


8  września

Manaus

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na zwiedzanie Manaus

Po śniadaniu ruszamy zwiedzać Manaus.Najpierw odwiedzamy ogród botaniczny. Tam możemy jeszcze raz zobaczyć Po godzinnym spacerze spotykamy naszego przewodnika z córeczką. Wracamy do miasta. Odwiedzamy targowisko miejskie potem teatr , który jest symbolem Manaus. Nie odbywały się tu praktycznie przedstawienia, ale budynek robi wrażenie. Obok znajduje się dawny komisariat policji. Budynek w stylu kolonialnym. Teraz jest tam  muzeum. Odwiedzamy jeszcze targ miejski. Tu jak zwykle feeria barw i zapachów. Budynek też pochodzi z czasów kolonialnych,


w ogrodzie botanicznym


 

Dodaj podpis
Dodaj podpis

wnętrze teatru

wnętrze tatru

Teatr w Manaus

córeczka naszego przewodnika

9 września

Manaus wycieczka po Amazonce

Dziś  mamy wycieczkę  po Amazonce. Manaus leży w miejscu gdzie do Amazonki wpływają dwie rzeki. W tym miejscu Amazonka zwana na tym odcinku Rio Solimones spotyka się z  czarną Rio Negro. Różna gęstość wody i szybkość nurtu tych dwóch rzek powoduje, że  wody na długim odcinku nie mieszają się . tak jakby płynęły oddzielnie tylko na styku  tworzą różne esy floresy, które były inspiracją dla  projektanta   promenady przy plaży Copacabana w Rio de  Janeiro. Wrażenie niesamowite. Z jednej burty statku woda  mulista, brązowa, z drugiej strony burty czarna płynąca warko rzeka. Jakby dwa różne światy. Potem wycieczka do Parku Ekologicznego January.  Płyniemy motorówką. Z nami dzieci, które mają małego leniwca. Słodki pieszczoch. Na wycieczce  jeszcze raz oglądamy cuda  amazońskiej przyrody. Jestem zawiedziona, bo mieliśmy zobaczyć liście Wiktorii  o średnicy 2 metrów, a niestety były tylko jakieś takie niewyrośnięte i na dodatek z dziurkami. No trudno. Przewodnik bardzo ciekawie opowiada o  ochronie puszczy, ale niestety  politycy i biznesmeni nie bardzo  się tym interesują. Zmęczeni i pełni wrażeń wracamy do hotelu. Odwiedzamy  jakieś centrum handlowe. Wszędzie szaleństwo Kitty. To już koniec naszej amazońskiej przygody. Jutro podróż do Pernambuco.

połączenie dwóch rzek

Dodaj podpis

Dodaj podpis

licie Wiktorii

Dodaj podpis


Dodaj podpis

Dodaj podpis

leniwuec


 

Dodaj podpis
wygląda jak maskotka

 

10 września

Manaus Brasilia Recife

Rano spotykamy się jeszcze raz z Zygmuntem Sulistrowskim. Bardzo  miły i sympatyczny Pan. Na dodatek wspaniały gawędziarz. Odwozi nas  na lotnisko. Manaus nie ma bezpośredniego lotu do Recife stolicy Pernambuco. Samolot mamy po południu Lecimy przez Brasilię. Mamy duże opóźnienie samolotu. Do Recife docieramy późnym wieczorem. Mamy fajny hotel nad morzem.

na dachu hotelu z p Sulistrowskim

w oczekiwaniu na samolot



11 września

 Recife

Do Recife przyjechaliśmy dlatego, że bardzo podobała mi się nazwa Pernambuco. Brazylia jest wielka i  trzeba wybierać   co się chce zobaczyć. Rozważałam inne opcje ale Pernambuco zwyciężyło. Zaczynamy zwiedzanie od Złotej   Kapicy . Jest tu podobno  więcej złota niż w każdym innym kościele brazylijskim z wyjątkiem kościoła św. Franciszka w Salwadorze. Rzeczywiście   przepych kaplicy olśniewa. Dodatkowo  oprócz złotych rzeźb i ołtarza  wszystkie malowidła oprawione są w złocone ramy. Można dostać zawrotu głowy, Po drodze wstępujemy do  casa de Cultura i już tu ugrzęźliśmy. Jest to  przekształcone z więzienia centrum rzemiosła. Pernambuco jest znane z pięknego rękodzieła. Ale gdy zobaczyłam koronkowe obrusy oszalałam. Po prostu cudeńka. Nakupiłam   obrusików, bieżników. Ale gdy zobaczyłam koronkową suknię ślubną to oniemiałam. Wszystko delikatna ręczne robota. Majstersztyk. Nakupiliśmy mnóstwo pamiątek. Wracając do hotelu weszliśmy do sklepu  spożywczego. Tam kupiłam mleczko kokosowe. Myślałam, ze to jest coś takiego jak płyn z kokosa. Okazało się że to jest gęste jak śmietana. Postanowiliśmy napić się tego mleczka. Niestety po wypicie strasznie nas zemdliło. Padliśmy  na łóżka i odespaliśmy   trawienie tego specjału. Wieczorem już z dobrym samopoczuciem poszliśmy  do występ zespołu przygotowującego się do karnawału. Tu nie tańczy się samby. Tu tańczy się  frevo szaleńczy taniec. Pokaz i wspólne tańce trwają do późnego wieczora. Bardzo zadowoleni i rozbawieni wracamy do  hotelu











pyszny lokalny lunch

płonące drzewo

na pokazach



12 września

 Olinda

Po śniadaniu autobusem jedziemy do Olindy Jest to prześliczne miasteczko położone na wzgórzu.

Widok z  Alto Se na zatokę i plażę imponujący. Miasto jest jak cukiereczek. Wpisane na listę dziedzictwa Unesco. Odwiedzamy liczne kościoły, w których jest dużo płytek ceramicznych azylejos. Są tylko w kolorze biało niebieskim, ale wszystkie   przedstawiają jakieś sceny religijne. Odwiedzamy najważniejsze  i najciekawsze miejsca w Olindzie. Zachwycamy się miastem. Postanowiliśmy coś zjeść. Okazuje się że to nie takie proste. Jest sjesta.  Na ulicach pusto. Wszystko zamknięte, a na dodatek gorąco jak w piekle. Idziemy taką pustą ulicą. Nagle   zatrzymuje się samochód policyjny. Pytamy o jakąś restaurację. Policjanci ładują nas do suki i wiozą. W samochodzie zainstalowany karabin maszynowy. No to musi tu być bezpiecznie pomyślałam sobie. Zawieźli nas na komisariat i jeden z policjantów zaprowadził nas  do baru znajdującego się w parku.  Zjadamy pyszne pierożki. Niestety nasz pobyt w Olindzie ograniczony jest czasem odjazdu autobusu. Wracamy do Recife. Oczywiście jeszcze raz poszliśmy na zakupy. Znowu wzbogaciłam się o piękne koronki.


Dodaj podpis

Dodaj podpis
Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

azulejos w kościele

Dodaj podpis

Dodaj podpis


 

 



Dodaj podpis



widoki w Olindzie

Dodaj podpis

 

bazar w Recife
fajna skrzynka pocztowa

na ulicach Olindy

13 września

Recife- Salvador

Samolot do Salwadoru mamy wczesnym popołudniem więc po śniadaniu hop na plażę. Plaża cudowna szeroka  z miękkim piaseczkiem. Spędzamy tam czas do odjazdu na lotnisko. Samolot bezpośredni do Salwadoru. Tu łapiemy taksówkę i jedziemy do hotelu. Taksówkarz zatrzymuje się przed hotelem. Zamknięta na trzy spusty brama. Dzwoni, brama się otwiera. Wjeżdżamy brama się zamyka . Wysiadamy po zamknięciu bramy. Drzwi do hotelu też zamknięte. Dopiero po naszym dzwonku recepcjonista nam otwiera. W hotelu chcę załatwić   uczestnictwo w  obrzędzie condomble. Recepcjonista  proponuje nam  na wieczór pokaz candomble . Proponuje z kolacją. Stasiu po doświadczeniach z Rio zdecydowanie odmawia.  Jednak na pokaz się decydujemy. Taksówka zawozi nas na miejsce. Wchodzimy do budynku, a tam stoły uginają się od jedzenia. Góry krewetek i innych smakołyków. Ale my już po kolacji. Zajmujemy miejsca przy scenie. Pokaz fantastyczny. Muzyka żywiołowa. Najbardziej podobał się nam pokaz capoeiry. Młodzi chłopcy tańczyli tak niesamowicie, że dech zapierało. Wieczór fantastyczny.capoeira to styl walki   stylizowany na taniec. Został opracowany prze niewolników. Z kolei candomle to  to obrzęd  uduchowiony . Wierni poruszają się w rytm muzyki by doprowadzić się do ekstazy.


plaza w Recife

tak wyglądała kolacja

pokazy w Salwadorze

taniec z ogniem

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

pokaz folklorystyczny


 

plaża w Recife

14  września

Salvador

Salwador jest stolicą stanu Bahia. Jest to najbardziej „murzyński” stan w Brazylii. I kultura i obyczaje też inne niż w pozostałej części Brazylii. Zwiedzanie Salvadoru zaczynamy od katedry na Placu Praca da Se. Katedra jest jednym z najważniejszych obiektów do odwiedzenia Salvadoru. Przed katedrą chłopcy ćwiczą i jednocześnie dają pokaz capoeiry. D;la mnie to mistrzostwo. Taki refleks.   Potem idziemy na Largo Pelourinho. Po drodze zaczepia nas facet i pyta czy chcemy jechać na obrzęd candomble. Mówi, że mamy przyjść wieczorem pod katedrę to nas zawiezie. Umawiamy się z nim. Ale po drodze wchodzimy do biura turystycznego i oni też mogą nas zawieźć na taki obrzęd. Decydujemy się na biuro bo  trochę obawiam się jeździć po favelach z przypadkowym człowiekiem. Na Pelourinho   są najlepiej zachowane  pokolonialne  budynki. Salwador jest miastem radości i optymizmu. Kobiety  nie tylko dla turystów mają fajne sukienku. Ozdobione koronkami. Trochę stroje przypominają mi  stroje niewolnic a Przeminęło z wiatrem. Kupuję sobie taką sukienkę. Z falbankami, koronkami. Taka jaką miśki lubią najbardziej Po drodze spotykamy   liczne kobiety z turbanami na głowie i w szerokich kolorowych sukniach. Oczywiście fota obowiązkowa.  Mimo tej radości uśmiechu, wszędzie rozbrzmiewającej muzyki zauważamy też mnóstwo policji z bronią. Zwykle stoję na rogach skrzyżowań. Kolejny kościół to to San Francisco . jest to najpiękniejszy kościół w Brazylii/ Cały e rzeźbach. Od podłogi łącznie z sufitem. Rzeźby pokryte są złotem. Trudno opisać wrażenie gdy wchodzi się do ogromnego  kościoła , który w każdym calu pokryty jest złotem. Rzeźby wykonali czarnoskórzy niewolnicy Rzeźbiarze  zostali wykluczeni z Kościoła, bowiem aniołkom wyrzeźbili  oznaki ich męskiej płci. Wszystkie aniołki zostały potem pozbawione przyrodzenia. Kolejny kościół zasługujący na  uwagę to kościół Ordem Terceira  de Sao Francisco . Fasada tego kościoła jest bardzo bogato zdobiona w stylu  churrigueresco. Łazikujemy po Salwadorze. Zaglądamy do galerii próbujemy aracaje tutejszego przysmaku jest to fasola z krewetkami i cebulą . Ugniecione kotlet  jest smażony w oleju dende.  Z olejowca  gwinejskiego. Przysmak nie rzucił mnie jednak na kolana. Jednak inne specjały kuchni bahijskiej tak. To mieszanka kuchni  afrykańskiej z portugalską.  Salwador cudne energetyczne miasto. Pełne żywiołowych radosnych ludzi, widać ogromne wpływy kultury afrykańskiej  Na koniec zjeżdżamy windę na dolny Salwador. Tu  znajduje się  mercado czyli bazar. Niestety jest dosyć późno i mercado już się zamyka.  Windą wracamy na  plac i do hotelu. Zrobiło się ciemno i trochę boimy się włóczyć po nieznanych  okolicach. Tym bardziej że Salvador jest uznawany za  niebezpieczne miasto. Po kolacji przyjeżdża po nas samochód i wiezie nas na obrzęd candomble. Trzeba być skromnie ubranym , bez  aparatów  , kamer i telefonów komórkowych. W ciasnej   białej salce  krzątają się ludzie ubrani na biało. Gar muzyka  wybijając rytm. Ludzie  zaczynają się modlić krążąc w kółko. Muzyka ich upaja. Mają coraz bardziej mętne oczy. Wyglądają jak pijani, lub czymś odurzenie. W pewnym momencie  jeden z najmłodszych upada i dostaje drgawek. Ludzie z otoczenia  zabierają go na bok i cucą. Po chwili wraca do koła. Po chwili kobieta wpada w stan  ekstazy. Wydaj e jakieś dźwięki. Właściwie większość   z nich wpadła w jakiś stan odrętwienia, inni ekstazy, Jedni upadają inni  krzyczą. Niesamowite przeżycie, . Wszystko trwało około  3 godzin. Gdy wychodzimy zostawiamy jakieś pieniądze  w skarbonce. Za udział nic nie płaciliśmy tylko za podwiezienie. Gdy wychodzimy z  budynku  i idziemy do samochodu uświadamiam sobie, że jesteśmy w faveli. Dom jeden na drugim . Domy z dykty, blachy. Wszędzie niesamowity prymityw i bieda.  Jak szliśmy w tamtą stronę byłam tak podniecona, że tego nie widziałam. Powiem krótko  bałabym się tam iść w nocy sama , ba nawet w dzień.

Pełni wrażeń w środku nocy wracamy do hotelu. Jutro lecimy do  Rio de Janeiro.

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis


Dodaj podpis

Dodaj podpis

kościół cały w złocie 

kościół św. Franciszka

aniołki wykastrowane

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Dodaj podpis

Stasiu kupuje aracaję

winda miejska


na  uroczystości condomble


15  września

Salvador Rio de Janeiro

Rano o 8.30 lot do Rio. krótki bo bez przesiadki. Załatwiamy sobie hotel Astoria . jest niedaleko  plaży Copacabana. Oczywiście pędzimy na plażę. Trzeba jednak trochę poleniuchować. Woda cudownie ciepła, piasek doskonały. Tylko leżeć i odpoczywać Za Copacabaną ciągnie się plaża Ipanema słynna z piosenki o dziewczynie dalej plaża Leblon W oddali widać największą Favelę na świcie Rocinhię.  Wieczorem chodzimy promenadą  wzdłuż Copacabany. Na plaży mnóstwo ludzi Kąpią się, grają w piłkę, budują zamki z piasku. Na dodatek pełno kiosków, barów. Można coś zjeść i wypić. Cały ten idylliczny widok psują wysokie płoty za  nimi strażnicy z bronią. Wprawdzie wejście do naszego hotelu  nie jest zamknięte, ale  rezydencje, które tu się znajdują są  pilnie strzeżone.


Copacaban

Dodaj podpis

przed hotelem

Dodaj podpis



16 września

 Rio de Janeiro wylot  do Londynu

Rano jeszcze raz biegniemy na plażę. Choć parę łyków słońca i morskiej bryzy. Wczesnym popołudniem mamy samolot do Londynu.  Niestety trzeba wracać. Podróż okropna. Lecimy na wschód. . W środku Europejskiej nocy   lądujemy w Londynie. Jestem wykończona. Mamy trochę czasu do samolotu do Warszawy  Śpię na ławkach na lotnisku . Samolot mamy dopiero  około 9 . W godzinach południowych 17 września docieramy do Warszawy.

odsypiam trudy podrózy

trochę zmarnowana po podróży






























































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz