Indonezja
29-30 lipca wylot z Warszawy
Z Warszawy wylatujemy wieczorem
samolotem PLL LOT. międzylądowanie we Frankfurcie, potem do do Dubjau, a
następnie lecimy do stolicy Indonezji, Dżakarty.
W Niemczech na lotnisku zjedliśmy szybką kolację a potem szybko do gate. Samolot z Niemiec do Zjednoczonych
Emiratów Arabskich luksusowy, należy do
linii Emirates. Lotnisko w Dubaju zrobiło na nas ogromne wrażenie. Jest w
budowie, ale ilość samolotów linii Emirates stojących na płycie lotniska rzuca na kolana. Tu widać
pieniądze i rozmach oraz, że w najbliższym czasie będzie to znaczący przewoźnik
Do Dżakarty docieramy późnym wieczorem. Już
w samolocie do Indonezji dowiadujemy się, że nie została załadowana do samolotu
walizka Zbyszka i Kuby.
Po wylądowaniu i odprawie granicznej
załatwiamy 30 dniową wizę turystyczną za
25 dolarów. Dłuższy pobyt w Indonezji to konieczność wykupienia w ambasadzie w Warszawie
wizy turystycznej za równe 50 USD. Na
lotnisku w Dżakarcie, w związku z zagubionym bagażem, składamy reklamację. Linie
lotnicze obiecują, że zaginiona walizka będzie rano w Dżakarcie. Płacą nam 50
dolarów za brak walizki. Chłopaki są bez żadnych ubrań i rzeczy osobistych.
Taksówką jedziemy do hotelu Ibis,
który już wcześniej zarezerwowaliśmy przez Internet. Cena internetowa niższa o
50 % od normalnej. Po bardzo męczącej podróży, która trwała ponad 17 godzin idziemy
zmęczeni spać.
31 lipca - Zwiedzanie Jakarty
Rano, po hotelowym śniadaniu, w stylu
kontynentalnym, ruszamy kupić bilety na Papuę Zachodnią, inaczej Irian Jaya która
leży na samym wschodnim końcu Indonezji). W biurze Garuda Airlines Indonesia Airlines kupujemy bilety lotnicze.
Wylot mamy o21.30. Lot ma trwać całą noc. W kawiarence obok biura pijemy kawę. Jej smak pozostanie
nam na długo pamięci. Mamy cały
dzień na zwiedzanie Jakarty.
Zwiedzanie zaczynamy od Placu
Niepodległości (Medan Merdeka), na którym stoi obelisk Monas,
będący wizytówką miasta. Jego wysokość, to 132 metry i jest symbolem niepodległej
Indonezji. Na fundamentach znajdują się płaskorzeźby przedstawiające historie
państwa. Windą wjeżdżamy na szczyt obelisku. Roztacza się stąd panorama
Dżakarty. Pod obeliskiem znajduje się muzeum historii i niepodległości
Indonezji.
Po zwiedzeniu muzeum kolej na katedrę św. Pawła. Jest to neogotycka budowla. Niczym specjalnym nas nie zachwyciła.
Po drodze mijamy jakąś muzułmańską pielgrzymkę. Kobiety i dziewczyny muzułmanki
i nie tylko. Wszystkie idą z kwiatami Wesoło do nas machają. Odwiedzamy
największy meczet w Dżakarcie, Meczet Niepodległości (tj. Masjid Istiqlal). Jest to ogromna budowla,
jedna z największych świątyń Islamu na świecie. Może pomieścić 20.000 ludzi.
Wybudowana przy placu Merdeka w 1978 r dla uczczenia niepodległości kraju.
Zakładamy szare abaje, myjemy
nogi i wchodzimy. Według nas meczet jest obrzydliwy. Zrobiony z metalu. Daleko mu
do meczetów tureckich i arabskich. Dżakarta nie sprawia na nas dobrego wrażenia. Jest jakaś bezładna, brudna.
Przenosimy się do
dzielnicy chińskiej. Tu znajduje się Kota Intan - najstarszy most zwodzony w
Indonezji pochodzący z XVII w. Sunda Kelapa to stary port w Dżakarcie, gdzie są
zacumowane drewniane łodzie. Jest to naprawdę wielki port. Widzimy jak
zanieczyszczone jest estuarium rzeki, która wpływa do morza. Mnóstwo plastiku w
wodzie, smród i brud. Utworzyła się nawet niewielka wyspa śmieci. Wracamy do
hotelu po bagaże. Jemy w hotelu kolację i ruszamy na lotnisko. Oczywiście zagubionych
walizek nadal nie ma. Mają być jutro. Informujemy przewoźnika, że ma nam
dostarczyć ją na Papuę. Do Jayapury.
|
jedziemy po bilety
|
|
obelisk Niepodległości
|
|
za nami najwiekszy kwiat świta
|
|
Godło Indonezji
|
|
maszerujące kobiety
|
|
w meczecie
|
|
Dodaj podpis
|
|
zwodzony most
|
|
śmieci w porcie
|
|
w porcie Kunda kalata
|
|
katedra św Pawła
|
|
metalowy meczet
|
|
odpoczynek w meczecie
|
|
przed wejściem myjemy nogi
|
1 sierpnia - Jayapura
Wczesnym rankiem docieramy do
Jayapury. Jest to stolica Papui Zachodniej. Tu znajdujemy hotel Matoa. Najpierw
musimy kupić bilety do Wameny, głównego miasta doliny Baliem, położonego prawie w samym centrum indonezyjskiej części
Papui. Jedziemy na lotnisko, ale
niestety nie ma żadnych lotów tego dnia do Wameny. Nie ma też naszej walizki. Jedziemy
do bazy transportowej, w której przewożą towary i nieraz biorą pasażerów. Ale
też pudło. Jedziemy do biura Trigana Air. Tu mają bilety na 3 sierpnia. Ale nie
dla wszystkich. Jednym lotem lecą dwie osoby a drugim następne dwie. Samolot,
ze względu na niewielki rozmiar wymuszony przez charakterystykę lotnisk na
Papui zabiera tylko kilkanaście osób. Reszta to przewóz towarów i zaopatrzenia
dla mieszkańców. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że się nam udało zdobyć bilety na tak bliski termin.
Następnie idziemy się na policję by załatwić niezbędne pozwolenie,
które umożliwi wjazd do doliny Baliem. Trzeba mieć zdjęcia paszportowe, ksero
paszportów i wiz. Załatwienie dokumentów trochę trwa, ale jest sukces. Możemy
lecieć. Jest bilet i pozwolenie.
Teraz czas zrobić
zakupy. Przede wszystkim chłopaki muszą mieć jakieś kosmetyki i ubrania. Potem
wędrujemy po Jayapurze. W przypadkowej restauracji idziemy na obiadokolację.
Kuba zamawia spaghetti, natomiast reszta koktajl z krewetkami. Na Papui nie ma
w sklepach praktycznie alkoholu. Można dostać jedynie piwo bezalkoholowe, ale
za niebotyczną kwotę. Znajdujemy gdzieś na obrzeżach sklep z piwem „spod lady”.
Drogie jak nie wiem co. Ale kupujemy na wieczór po butelce na głowę. Właściwie
nie ma tu co więcej robić.
|
lotnisko w Jayapyrze
|
|
lotnisko w Jayapurze
|
|
witamy na Papui
|
|
Bartek na zakupach
|
2 sierpnia - Jayapura
Dziś wszystko robimy powoli. Nie
mamy specjalnie nic do załatwienia, nigdzie się nie spieszymy. Łapiemy lokalną
taksówkę i „wynajmujemy” ją na cały dzień. Kierowca robi nam małą objazdówkę po
okolicy i opowiada co ciekawsze rzeczy. Kierowca jest bardzo gadatliwy. Udajemy
się również do muzeum antropologicznego Loka Budaya. Jest to muzeum sztuk zamieszkałych tu ludów, ze szczególnym
wskazaniem na Asmatów. Kolekcja bardzo interesująca. Mnóstwo eksponatów.
Pokazują kulturę i zwyczaje różnych ludów mieszkających na Papui.
Potem znowu wizyta na
lotnisku. Walizka chłopaków nadal nie przyleciała. Zbyszek się awanturuje, ale,
właściwie to, bez sensu, bo przecież ci ludzie nic nie są winni i niewiele mogą
poradzić. Poza tym włóczymy się po mieście. Uzupełniamy braki odzieży Zbyszka i
Kuby. W restauracji Yasmin jemy kolację. Wydaje się być nawet elegancka. Ja zamawiam
rybę. Czegoś tak wstrętnego jeszcze nie jadłam. Jakiś twarda, gumowata.
Chłopaki śmieją się ze mnie. Wymieniamy walutę dolar amerykański jest wart
9235,00 rupii indonezyjskich. Na odchodne nasz kierowca mówi, że podjedzie po
nas rano i obiecuje zawieźć na lotnisko.
|
w muzeum
|
|
w muzeum
|
|
w muzeum
|
|
wejście do muzeum
|
|
rajski ptak
|
|
a walizki nie ma
|
|
nie pluc na czerwono
|
|
eksponaty w muzeum
|
|
maski w muzeum
|
|
charakterystyczne rzeźby
|
|
Jayapura leży wśród gór
|
|
eksponaty w muzeum
|
3 sierpnia Wamena
Pobudka bardzo wczesnym rankiem. Taksówkarz
oczywiście się nie zjawia. Na szczęście nie płaciliśmy mu z góry. Obsługa
hotelu zamawia nam taryfę na lotnisko. Lecimy do Wameny. Najpierw leci Zbyszek
z Kubą. Godzinę później ja z Bartkiem. Gdy przylatujemy do Wameny Zbyszek
ogarnął już Hotel Baliem i przewodnika.
Hotel raczej skromny, ale
przecież nie dla luksusów tu przyjechaliśmy. Przewodnik to Alex Aropa z Jiwiki.
Proponuje nam 3 dniową wycieczkę do doliny Baliem. Cena dosyć wysoka. Umawiamy
się z innym przewodnikiem, ale on wali cenę zaporową. Decydujemy się na dwudniowy
trekking do doliny Baliem, powrót do Wameny i potem wycieczkę do Jiwiki do
plemienia Dani, skąd pochodzi Alex. Płacimy pierwszą ratę.
Następnie wycieczka na bazar,
gdzie kupujemy wiktuały na wyprawę. Bazar to atrakcja sama w sobie. Tutaj
Papuasi sprzedają swoje produkty. Dużo mężczyzn „ubranych” tylko w koteki.
Koteka to długa wąska tykwa nakładana na penisa. Mnie zastanawia jak im nie
jest zimno. My ubrani dosyć ciepł, a ich strój to tylko koteka.. Jesteśmy przecież w górach. Podczas
dokonywania zakupów ciężko było dogadać się z lokalnymi handlarzami – my nie
znamy ich języków, oni nie znają angielskiego. Kiedy chcieliśmy napisać cenę za
zakupy na wyświetlaczu telefonu grupa sprzedających kobiet przestraszyła się i
uciekła. To uzmysłowiło nam, że „nowoczesna” technologia jeszcze tutaj nie
dotarła. Na bazarze Zbyszek i Kuba kupują kolejne ubrania i niezbędną odzież na
wyprawę w góry.
W samej Wamenie co chwilę słychać
muezina nawołującego do modlitwy, jednak jak udało nam się dowiedzieć, prawie
wszyscy mieszkańcy doliny Baliem, dzięki aktywności misjonarzy, są wyznania
katolickiego. W samym hotelu, okolicznych sklepach oraz straganach prawie
wszystko owinięte jest folią zabezpieczającą lub po prostu strechem – czy to
kalkulatory, kasy fiskalne a na obiciach łóżek kończąc. Widoczne w ten sposób
zabezpieczają wszelkie ruchomości przed zniszczeniem.
Wieczorem w hotelu spotykamy
Polaków, którzy już wrócili z takiej wyprawy. Opowiadają o swoich przeżyciach
jak spali w chatce i szczur im przebiegł przez głowę. Oczywiście już mam
stracha. Przygotowujemy plecaki na jutrzejszy dzień, bo zabieramy tylko
niezbędne rzeczy na trekking.
|
Trigana polecimy do Wameny
|
|
negocjacje w sprawie wycieczki
|
|
w hotelu Baliem
|
|
nasz przewodnik Alex
|
|
Zbyszek z Papuasem
|
|
Papua z góry
|
|
wylądowaliśmy w Wamenie
|
|
na targu w Wamenie
|
4 sierpnia
Wycieczka do Papuasów
Umówiliśmy się z Alexem na godzinę 8.00. Po śniadaniu czekamy na
niego przed hotelem, jednak dłuższy czas nie przyjeżdża. Tragarze, których
poznaliśmy wczoraj też czekają. Oczywiście trochę się denerwuję, ale wiadomo że
nas „nie wystawił”, bowiem czekają z nami jego ludzie i również nie wiedzą co się stało. W końcu z godzinnym opóźnieniem
przyjeżdża Alex. Okazuje się, że w nocy był u niego w domu pożar. Ma dziecko i
żonę w szpitalu. Szybko ładujemy się do jeepa i jedziemy do Kurima, po drodze
zahaczając o szpital, gdzie znajduje się rodzina Alexa. Tu jest punkt kontroli
pozwoleń. Oczywiście oprócz pozwolenia trzeba dać żołnierzom łapówkę. Żołnierze
siedzą w gumiakach. Kałasznikowy trzymają jak zabawki. Teraz już ruszamy na piechotę.
Początkowo idziemy pomiędzy
polami kukurydzy. Potem teren coraz bardziej surowy. Idziemy wąską ścieżką
wzdłuż rzeki. Widoki cudowne. Momentami bardzo strome podejścia, w planach mamy
wizytę w wiosce Hitugi. W czasie trasy Alex zmienia miejsca naszego noclegu,
bowiem zobaczył, że do Hitugi poszła liczna wycieczka. Oczywiście wolimy być
sami niż w dużej grupie turystów. Dodatkowo nie wiedzieliśmy czy będzie dla nas
i naszych kompanów miejsce na nocleg. Tragarze niosą nasze bagaże i jedzenie
dla nas. Bagaże są w porządnych plecakach, a jedzenie niosą w kartonach.
Dochodzimy do przeprawy przez
rzekę. Mostek wiszący, długi i wąski. Rzeka wartka oraz głęboka. Przechodzimy
po kolei, bo mostek bardzo chybocze. Niektórzy mają trochę emocji, a nawet
sporo, co widać na zdjęciach. Po drodze mijamy wioski Papuasów. Niskie domy
kryte słomą, spod której wydobywa się dym. Działki są ogrodzone płotami z
kamieni. To po to, by nie uciekły zwierzęta hodowlane, głównie świnie. One są
największym majątkiem Papuasa. Żeby przejść przez te płoty ustawione są specjalne
schodki z jednej i z drugiej strony. Na grządkach rosną warzywa. Ziemia jest tu
dosyć urodzajna i mokra z powodu bardzo częstych i obfitych opadów deszczu. Nie
ma się w sumie co dziwić – jesteśmy przecież niedaleko równika. Taki klimat sprzyja uprawie roślin.
W pewnym momencie łapie nas
ulewa. Szybko wyciągamy płaszcze i kurtki przeciwdeszczowe. Kuba zanim dotarł
do peleryny przemókł do ostatniej nitki. Mimo to humory nam dopisują. Późnym
popołudniem docieramy do wioski o nazwie Syokosimo. Jest dosyć chłodno i wszędzie
jest mgła (a może to chmura?). W domku nauczyciela dostajemy malutki pokój i
dwa materace. Zbyszek z Kubą sprawdzają, czy się zmieszczą na jednym. Ja na
drugim z Bartkiem. Jakoś przeżyjemy, a raczej prześpimy.
Chodzimy po wiosce i ją zwiedzamy.
Obserwujemy, jak chłopcy grają w nogę na boisku, które znajduje się na stromym
stoku – trochę śmiesznie to wygląda, bowiem jedna część boiska jest wyżej niż
pozostała część. Przez to piłka zawsze się stacza na jedną stronę. To im jednak
wcale nie przeszkadza. Jak widać brak porządnego boiska nie jest przeszkodą.
Mają piłkę do nogi i grają zażarcie. W międzyczasie przewodnik wraz z
tragarzami przygotowują nam posiłek. Jeszcze w drodze do wioski mieliśmy małą
przerwę na lunch. Głównie lokalne owoce i jakieś batoniki. Teraz, na
obiadokolację, dostajemy ryż z kurczakiem i dużo zieleniny. Są podane dwie
wersje ryżu. Gotowały się na rozpalonym ognisku w chacie w okrągłych
kociołkach. Pada deszcz, więc siedzimy w domku ciesząc się ciepłem ogniska. Pełni wrażeń, ale też zmęczeni kładziemy się spać, kolejnego dnia czeka nas rano pobudka.
|
Droga do wioski |
|
Alex z chłopakami |
|
Dolina Baliem |
|
napotkani Papuasi |
|
czasem przechodziliśmy przez strumyki |
|
Dolina Baliem |
|
piękne widoki
|
|
wioski mijane po drodze |
|
dolina Baliem
|
|
nerwowe przejście przez mostek |
|
na dłuugim mostku |
|
mnie obstawa nie jest potrzebna
|
|
czasem się wspinamy |
|
na trasie
|
|
papuaska posiadłość |
|
dolina Baliem
|
|
napotkane dzieci |
|
na trasie
|
|
w drodze |
|
kontrola dokumentów |
|
w drodze
|
5 sierpnia
Dolina Baliem i powrót
do Wameny
Noc jakoś przeleciała. Prawie
cały czas padało. Byliśmy zmęczeni, więc spaliśmy jak susły. Nawet nie zdążyłam
bać się szczurów, tylko momentalnie zasnęłam. Wstajemy wcześnie. Chodzimy z
Alexem po wiosce a tragarze w tym samym czasie gotują śniadanie.
Wchodzimy na plantację tykw, z
których robi się koteki. Odwiedzamy parę staruszków - myślę, że są młodsi ode
mnie, ale wyglądają na zniszczonych przez życie. Kobieta ma poobcinane
fragmenty palców. To taki zwyczaj, a raczej forma żałoby. Gdy umiera ktoś
bliski, kobieta obcina sobie kawałek palca.
Poletka wokół domów są malutkie,
ale urodzajna ziemia daje obfite plony. Praktycznie w każdej chatce z ludźmi
mieszkają świnie. Świnia, jak już wspominałam, to największy majątek Papuasa.
Po wycieczce po wiosce zaglądamy
do miejscowego kościoła. Jest to zbudowany pawilon z desek. W środku dzieci zajmują się rysowaniem. Kościół w ciągu tygodnia pełni
rolę szkoły, a w niedzielę jest
kościołem. Gdy wracamy, w kościele odprawiane jest nabożeństwo. Słychać śpiewy
w trakcie nabożeństwa .U Papuasów kupujemy pamiątkowe koteki.
Pełni wrażeń zaczynamy wędrówkę
do Wameny. Znów mijamy liczne wioski, poletka. Po drodze spotykamy Papuasów, z
którymi robimy sobie zdjęcia. Są to ludzie nadzwyczaj pogodni, bezinteresowni. Przechodzimy jeszcze jeden mostek. Docieramy
do punktu startowego czyli punktu kontroli pozwoleń. Trasa zajęła nam ponad 3
godziny. Teraz tylko samochód i wracamy do Wameny. Zbyszek siada z przodu koło
kierowcy. Siedzi pomiędzy kierowcą a Alexem. Okazuje się że siedzi też między
dźwignią do przerzucania biegów oraz otwartym kanistrem z benzyną. Jak się
potem okazało był to bak z paliwem w tym samochodzie. Skrzynia i kanister znajdują
się pomiędzy jego nogami.
Wracamy do Wameny pełni wrażeń. Po
drodze jedziemy do szpitala gdzie, przebywa żona i dzieci Alexa. Jak zobaczyłam
szpital to zwątpiłam. Łóżka to prycza. Na nich leżą pacjenci. Niektórzy bez
pościeli. Przy łóżku dzieci i żony Alexa jest rodzina. Wszędzie pełno much.
Zamiast bandaży i opatrunków używane są liście bananowca. Absolutna prowizorka.
Wychodzę ze szpitala wstrząśnięta. Jutro jedziemy do plemienia Dani. Po
południu zwiedzamy Wamenę. Idziemy na bazarek, zabijamy czas. W pokoju chłopcy
robią przymiarki koteki.
|
przymiarka koteki
|
|
bazarek w Wameneie |
|
Dodaj podpis
|
|
powrót wśród kukurydzy |
|
widoki po drodze
|
|
papuaska zagroda
|
|
widoki po drodze
|
|
Papuas spotkany po drodze |
|
Dodaj podpis
|
|
widoki po drodze
|
|
nasze śniadanie |
|
czekamy na posiłek |
|
posiłek się gotuje
|
|
wizyta u Papuasów |
|
Dodaj podpis
|
|
wnętrze chatki |
|
plantacja kotek |
|
kobieta z obciętymi palcami |
|
chatki Papuasów
|
|
skarb Papuasa |
6 sierpnia
Wamena i Jivika
Rano idziemy na bazar. Czekamy na
Alexa, który ma kupić prosiaka jako prezent dla plemienia Dani. Początkowo miał kosztować 700.000
rupii, ale cena gwałtownie wzrosła do 1.700.000 rupii. Decydujemy się, bo jakie
jest wyjście.
Wracamy do hotelu. Kupujemy
bilety powrotne do Jayapury. Tym razem będziemy lecieć wszyscy razem. Ruszamy z
Alexem do wioski Jiwika. Jedziemy samochodem. Tu też kontrola naszych
przepustek. Wysiadamy z samochodu i idziemy pieszo. W pewnym momencie wyskakuje
gromada uzbrojonych wojowników. Otaczają
nas z dzidami. Ubrani w koteki. Na głowach pióropusze. Twarze posmarowane na
czarno oraz biało. Na wysokiej wieży stoi wódz i zarządza tym wojskiem. Alex
wymienia z nim powitania, daje świnię i
zaczyna się spektakl. Pokazują nam swoje tańce wojenne. Zbyszek przyłącza się
do nich. Zawierają pokój. Teraz wszyscy razem idziemy do wioski.
Wchodzimy przez główną bramę. Po
środku znajduje się spory plac. Po lewej stronie długi dom. Po prawej
pojedyncze domki. Jeden szczególny. Wiszą przed nim koteki. Okazuje się, że
długi dom to budynek, z którego korzystają wszyscy. Dom z kotekami to dom
mężczyzn. Pojedyncze domki to domki kobiet i dzieci. Wszystko zbudowane z trawy, liści i patyków. Mieszkańcy witają nas śpiewem i tańcami. Przyłączamy się do zabawy.
Mężczyźni nie tańczą. Obserwują wszystko spod wiaty.
Następnie z łuku, jednym celnym
strzałem prosto w serce zabijają świniaka. Kobiety przygotowują ognisko. Pocierając
dwa drewka rozpalają ogień. Najpierw rozgrzewają kamienie. Gdy są gorące
wkładają je do dołu. Przenoszą je na
długich drewnianych szczypcach. Następnie kładą liście, warzywa, mięso i znowu
liście. Okładają to wszystko liśćmi bananowca i kamieniami.. Teraz czekamy.
Siedzimy ze starszyzną męską. Ja
zaglądam do długiego domu. Jest tam dużo narzędzi. Siedzą też dzieci. Zresztą w
całej wiosce dzieci jest wszędzie pełno. Są bardzo ciekawskie. Cieszy je
wszystko. Etykietka z cukierków to ogromna atrakcja. Wyrywają ją sobie. W końcu
jeden z nich nakleja ją sobie na czoło. Wychodzę poza ogrodzenie. Tam dwóch
mężczyzn uprawia pole. Narzędzia prymitywne do bólu.
Gdy świnia się upiekła, mężczyźni
i my dostajemy po kawałku. Kobietom przypadają tylko warzywa. Po obiedzie
jedziemy zobaczyć mumie, które Papuasi przechowują. Według nich trzeba posiadać
mumię przodka. Wchodzimy do innej zagrody. Tu po środku stoi pieniek. Papuas,
gdy dowiedział się o co chodzi pobiegł do swojej chaty i pod pachą przyniósł
mumię. Postawił na pieńku. Nasze zaskoczenie było ogromne. Spodziewaliśmy się
innej prezentacji. Jakieś gabloty itp., a tu facet przynosi pod pachą mumię
swojego przodka. Do samochodu odprowadzają nas mieszkańcy wioski. Jeden z nich
trzyma mnie za rękę. Chłopaki się śmieją, że mam adoratora.
Po południu wracamy do Wameny.
Idziemy jeszcze raz na bazar warzywny. Obserwujemy ludzi. Kupujemy sobie
banany. Obserwujemy papugi. W pewnym momencie przechodzi koło nas demonstracja. Nie bardzo wiemy o co im
chodzi. Napotkany przechodzień mówi, że chodzi o prawa robotników.
|
zakupy na bazarze |
|
przed hotelem Baliem |
|
kupujemy pamiątki |
|
kwiaty lootosu
|
|
wódz pwioski na wieży |
|
ale ma długa kotekę
|
|
wojownicy |
|
przygotowania do ataku?
|
|
Dodaj podpis
|
|
wojownik
|
|
Zbyszek zawiera pokój |
|
dłuższa strzała czy koteka?
|
|
widac róznicę we wzroście |
|
Ja też dostałam dzidę. |
|
wódz w akcji
|
|
męzczyżni w wiosce
|
|
wśród kobiet papuaskich |
|
strój wojenny |
|
Dodaj podpis
|
|
Guliwer wśród Liliputów?
|
|
ale mam obrońców
|
|
strzał do prosiaka
|
|
starszyzna wioski |
|
wódz z wodzem
|
|
dzieci opiekują się dziećmi
|
|
w oczekiwaniu na posiłek
|
|
prace polowe |
|
kobiety przygotowują potrawy |
|
sklepik z pamiatkami
|
|
nowa narzeczona?
|
|
trafił mi się kawałek prosiaczka
|
|
mężczyźni i chłopcy dostali mięso |
|
te siatki to torby na bagaże
|
|
mój adorator |
|
wojownicy
|
|
wojna trwa
|
|
papuascy wojownicy
|
|
taniec walczących
|
|
papuascy wojownicy
|
|
Zbyszek zwycięzca
|
|
wojna zakończona
|
|
broń zdobyta
|
|
no kto chce walczyć?
|
|
Papuasi uzbrojeni |
|
papuaska mężatka
|
|
w papuaskiej wiosce
|
|
kobiety papuaskie
|
|
wojownicy
|
|
kobiety chetnie się fotografują
|
|
Kubuś wśród kobiet
|
|
Dodaj podpis
|
|
Zbyszek też sobie przygarnął dwie
|
|
Ja mam trzech obrońców
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
rozpalanie ogniska |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
rozpalanie ogniska
|
|
najstarsza kobieta
|
|
Dodaj podpis
|
|
wioska
|
|
dzieci jak wszędzie usmiechniete
|
|
dziewczynki noszą spodnice z palmy
|
|
koledzzy
|
|
zdobyczna etykietka z cukierka |
|
gil pod nosem nie przeszkadza
|
|
Dodaj podpis
|
|
prace polowe za wsia
|
|
przenoszenie gorących kamieni
|
|
gorące kamienie nosi się w szczypcach |
|
przygotowanie posiłku |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
ten kopczyk to piec ziemny
|
|
zagroda Papuasów |
|
Papuas ze swoim przodkiem |
|
czekamy na posilek
|
|
mumia |
|
papuas z przodkiem
|
|
wejście do zagrody |
|
transport towarów |
7 sierpnia
przelot do Makassar Sulawezi
Rano bez problemów wylatujemy z
Wameny. Na lotnisku w Jayapurze
otrzymujemy radosną nowinę, mianowicie zagubiona walizka czeka na nas.
Widzieliśmy nieukrywaną radość pracowników.
Wypłacają nam po 25 dolarów za każdy dzień opóźnienia w dostarczeniu
walizki. Na lotnisku kupujemy bilety na samolot na wyspę Sulawezi, czyli
Celebes, do Makassar . Samolot mamy o godzinie 13.Wymieniamy 1.000
dolarów, żeby mieć kasę na pobyt u
Toradżów. Jak zwykle kłopot ze starszymi banknotami. Wymieniają tylko od serii
D. My mamy trochę studolarówek serii ABC i nie chcą nam ich nigdzie wymienić.
Siedzimy z walizkami przed
terminalem, bo przecież nie bardzo jest co robić. Na drzwiach lotniska ciekawy
znak. Zakaz plucia na czerwono. Oczywiście chodzi o betel. Indonezyjczycy żują
betel co powoduje wydzielanie czerwonej śliny Potem na chodnikach i ulicach są
czerwone plamy. Betel to używka. Podstawą są orzechy palmy areca, zwanej palmą
betelową, a orzechy też orzechami betelowymi i liście pieprzu żuwnego. Wypełnieniem
jest mleko wapienne bądź pokruszone muszle. Zucie tego specyfiku pobudza, ale farbuje usta, zęby na czerwono. Żucie powoduje wytwarzanie znacznej ilości śliny, której
Indonezyjczycy pozbywają się wypluwając gdzie popadnie. Potem na ulicach wiać czerwone plamy. Samolotem linii lotniczych Merpati
przylatujemy po zmroku na Celebes. Na lotnisku łapiemy taksówkę. Kierowca ma
nas zawieźć do dobrego hotelu. Oczywiście jemu w to graj. Zawozi nas do hotelu
o nazwie Pantai Gapura. Tu pełen wypas. Drink powitalny. Oglądamy obiekt.
Rzeczywiście wypasiony, ale cena też. Zbyszek ostro sprzeciwia się i
postanawiamy jechać gdzie indziej. Wzywamy taksówkę. W tym czasie przynoszą mi
jeszcze jednego drinka z mango. Jestem trochę zaskoczona, ale piję. Taksówka
przyjeżdża i jedziemy szukać hotelu, zostawiając nasze walizki. Znajdujemy hotel Violet. Cena odpowiada.
Teraz Zbyszek wraca po bagaże. Okazuje się, że nie chcą mu wydać bagaży, bo
trzeba zapłacić za drinka, który otrzymałam. No cóż, trzeba to wliczyć w koszty.
Hotel Violet skromniejszy, ale przecież mamy tylko się przespać i ruszać dalej
w drogę. Hotel dla 4 osób około 36 dolarów za noc. W cenę wliczone jest również
śniadanie.
|
walizki w komplecie. czekamy na samolot |
|
nie pluc na czerwono |
|
przed odlotem |
8 sierpnia
Sulawezi Makassar i nocny przejazd do Toraja
Rano śniadanie w przyhotelowym
barze. Idziemy zwiedzać Makassar. Najciekawszym miejscem w Makassar jest fort
holenderski Rotterdam. Budowany w XVI i XVII w. jest doskonale zachowany. Na
terenie fortu znajduje się kościół i biuro handlowe. Przecież Holendrzy po to
zdobyli te tereny by sprowadzać do Europy
przyprawy. Z fortu niespiesznie idziemy na nabrzeżem Pantai Losari. Jest
to deptak mieszkańców Makassaru. Oczywiście ożywa on wieczorem. Teraz jest to senne i prawie
puste miejsce. Wynajmujemy łódkę i płyniemy na wysepkę Lao Lao. Tu na plaży
spędzamy czas. Wracamy zmęczeni słońcem. Teraz czas na piwo i obiad.
Nasza radość jest wielka, ponieważ dostępne jest tutaj piwo w butelkach 0,75 l.
Na całej Papui prawie nigdzie nie można było zdobyć piwa, jak już to w puszce o
pojemności 0,33 l w bardzo wysokiej jak na tutejsze warunki cenie. W okolicy znajdujemy biuro podróży i
kupujemy bilety autobusowe do Rentapao.
Podróż trwać będzie aż 9 godzin. Na szczęście jazda odbędzie się w nocy, więc
nie stracimy dnia na podróż, a dodatkowo zaoszczędzimy na noclegu. Wracamy do hotelu po bagaże i jedziemy na dworzec
autobusowy . Liniami Litha &co wyjeżdżamy o 22.00 z Makassaru do Rantepao.
|
fort Rotterdam |
|
fort Rotterdam |
|
wysepka LaoLao |
|
dzieci jak wszędzie radosne |
|
na plaży LaoLao |
|
Fort Rotterdam |
|
wreszcie piwo w normalnej cenie |
9 sierpnia
Sulawezi Toraja
Po całonocnej podróży jesteśmy
wykończeni. O 7.00 rano autobus zajeżdża na przystanek autobusowy. Wysiadamy,
zabieramy bagaże. Zanim się zebraliśmy do kupy zaczepił nas Indonezyjczyk. Przedstawił
się że na imię ma Henri i jest licencjonowanym przewodnikiem po ziemi Toradżów.
Potwierdził to okazując stosowne dokumenty i legitymację. Obiecał zawieźć nas
do hotelu i omówić trasę wycieczki.
Jedziemy więc do hotelu . Tu ustalamy trasę naszej wycieczki.
Najpierw bierzemy udział w
ceremonii pogrzebowej. Dla tej właśnie ceremonii przyjechaliśmy w sierpniu na
Sulawezi, ponieważ tylko w tym czasie (lipiec-sierpień) odbywają się stypy i pogrzeby. Toradżowie umierają przez
cały rok, ale pogrzeb i tygodniowa stypa odbywa się w głównie w sierpniu. Zwłoki mogą być zabalsamowane
przez prawie rok nieraz dłużej. Teraz konserwuje się zwłoki formaldehydem, kiedyś ziołami. Zmarły leży w osobnej
części domu i czeka na pogrzeb. Rodzina traktuje go jak chorego. Codziennie
dostarcza mu jedzenie. Musi również zebrać na pogrzeb pieniądze. Koszty
pogrzebu są ogromne.Dlatego też nieraz środki zbierane są przez kilka lat. Gdy zostają zebrane pieniądze przyjeżdżają krewni z całej
Indonezji a nawet ze świata. Zarzynane są bawoły, świnie. Uczestnicy pogrzebu z
okolicy przynoszą dary słodycze, owoce, świnie. Zwierzęta zabija się na
miejscu. Mięso jest dzielone i rozdawane uczestnikom stypy. Wszyscy siedzą pod
namiotami. Są odświętnie ubrani. Jedzą owoce, orzeszki, pija piwo palmowe. Kwik
zabijanych zwierząt niesamowity.
Wszędzie pełno krwi. Następnie po zakończonej wielodniowej stypie zmarłego
przenosi się w trumnie z drzewa sandałowego na platformie przez spichrzem.
Trumna ma charakterystyczny kształt domów Toradżów. Zmarli chowani sa w wykutej grocie w skale. Im wyższy staus zmarłego tym wyżej pochowany.
Domy Toradżów mają charakterystyczne
dachy w kształcie łodzi. Podobno gdy nadejdzie powódź odetną pale, na których stoją
domy i odpłyną. Wracając do pogrzebu - ostatniej nocy trumna jest składana w
rodzinnym grobowcu a wyrzeźbiona figurka tau tau stawiana na galeryjce z innymi
figurkami zmarłych.
Gdy przyjeżdżamy na teren
ceremonii witamy się z jednym z członków rodziny zmarłego. Zmarły czekał na
swój pogrzeb ponad rok. Dajemy w prezencie papierosy. Zostajemy zaproszeni do
jednego z zadaszonych pawilonów. Tu jesteśmy poczęstowani herbatą, orzeszkami i
owocami. Dostajemy też wino palmowe, które pijemy z bambusa.
Obserwujemy nadchodzące
delegacje z sąsiednich wiosek. Kobiety
pięknie ubrane niosą w pojemnikach dary. Mężczyźni na drągu niosą spętaną świnię. Ona idzie na
rzeź. Wokół jest pełno pięknie ubranych dzieci. Nie widać specjalnie smutku na
twarzach. Natomiast odczuwa się doniosłość obrzędu. Po kilku godzinach opuszczamy
wioskę i ruszamy w dalszą drogę. Przez pola ryżowe, na których gdzieniegdzie
stoją bawoły błotne docieramy do Tampung Allo . Są tu jaskinie, w których
pochowani są Toradżowie Mnóstwo kości , czaszek i trumien.
Następnie Henri zapytał nas, czy
chcemy pójść do etnicznej restauracji na lunch. Oczywiście wszyscy
przyklasnęliśmy pomysłowi. No nie był to dobry pomysł. Etnika kojarzyła nam się
z tradycyjnym jedzeniem. W chałupie było siermiężnie i niezbyt czysto. „Dobra,
będzie ugotowane to się nie zatrujemy” pomyślałam sobie. Przynieśli nam kurczaka
z ryżem . Był tak paskudny że nie dało się zjeść. Dodatkowo zamiast ryby podano
nam jej głowę. Każdy podłubał tylko i zostawił. Henry zjadł po nas wszystko co
zostawiliśmy. Poszliśmy na zaplecze, a tam ognisko i jak za króla Ćwieczka.
Brud i prymityw. Specjalnie się tym nie przejęliśmy, traktujemy to jak przygodę.
Ruszamy do kolejnych wiosek Toradżów, ze
wspaniałymi domami zwanymi tongkonan. Domy oprócz tego że mają wspaniałe w
kształcie dachy to pokryte są wieloma warstwami bambusa. Boki domu są pięknie
malowane w kolorze białym, czarnym brązowym . Na froncie znajdują się poroża zabitych w czasie ceremonii
pogrzebowych bawołów. Dom stoi na 4 palach skierowany jest w kierunku
północno-wschodnim, bo stamtąd przywędrowali przodkowie Toradżów.. Jest
podzielony na 3 części . jedna dla ludzi druga dla bóstw a trzecia dla zmarłego
oczekującego na pogrzeb. Zaglądamy do jednego z takich domów. Jest tu bardzo
ubogo, łóżko, telewizor i to wszystko. Wiele domów na froncie ma poroża bawołów lub nawet spreparowane bawole
łby.
Teraz jedziemy do wioski Suaya. Tu
znajdują się królewskie grobowce ze wspaniałymi figurkami Tautau. Są to wyrzeźbione z drzewa postaci zmarłych wiernie odtworzone. Przed takimi grobowcami na
skałach wysoko stoją figurki tautau. Natomiast niżej znajduje się mnóstwo trumien ludzi ubogich.
Wszędzie walają się podarki dla zmarłych, coca cola, papierosy itp. Na koniec wiszący mostek z powyrywanymi deskami. Spacer
z adrenaliną.
Wracamy do hotelu. Podczas
kolacji przygrywa nam na fortepianie młody chłopak. Śpiewa piosenki Beatlesów i
Johna Lennona. Bijemy mu brawo i nazywamy Johnem Lennonem. Jest bardzo
szczęśliwy. Dzień pełen wrażeń. Padamy ze zmęczenia
|
hotel w stylu Toradżów
|
|
na ceremoni pogrzebowej
|
|
na ceremoni pogrzebowej
|
|
pola ryżowe
|
|
grobowce
|
|
lunch w etnice
|
|
zaplecze kuchni etnicznej
|
|
uczestnicy pogrzebu
|
|
łby zabitych wołów
|
|
przniesione zwierzęta
|
|
dzieci uczestniczące w ceremonii
|
|
dzieci uczestniczące w ceremonii
|
|
łby zabitych wołów
|
|
strojnie ubrane dziewczynki
|
|
poczęstunek w czasie pogrzebu
|
|
kolejni uczestnicy pogrzebu
|
|
wino palmowe
|
|
Dodaj podpis
|
|
mięso pokrojone dla gości pogrzebowych
|
|
Dodaj podpis
|
|
domy Toradźów
|
|
dekoracje na domach Toradźów
|
|
wioska Toradźów
|
|
figurki Tautau
|
|
figurki tautau
|
|
figurki tautau
|
|
figurki tautau
|
|
trumny i figurki tautau
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
dom z porożem bawołów
|
|
Dodaj podpis
|
|
w wiosce Toradźów
|
|
Henri nam cos tłumaczy
|
|
wnętrze domu
|
|
dzieci w domku
|
|
tautau na sprzedaż
|
|
wiszące trumny
|
|
dary dla zmarłych
|
|
Dodaj podpis
|
|
grobowiec
|
|
3 czy 4 czaszki?
|
|
dziurawy mostek
|
|
przejście to trochę adrenaliny
|
10 sierpnia
Sulawezi i nocny przejazd do Ampanamy
Śniadanie z jajeczkiem na miękko. Najpierw zwiedzamy wioskę
Siguntu. Tu też tongkonany Po drodze zajeżdżamy do wioski gdzie rzeźbią
figurki tautau. Potem Henri zawozi nas do wioski tkaczy. Wyjeżdżamy pod górę. Pojawia się mgła.
No to diabli wzięli piękne widoki. Z wioski Batutonga rozciąga się piękny widok
na całą dolinę Tona Toradźa. Obserwujmy z tarasu widokowego restauracji dzieci
wracające ze szkoły. Wszystkie ubrane w mundurki. Czysto schludnie.
Ruszamy do Londy, wioski gdzie
znajdują się wiszące trumny oraz grobowce
wykute w skałach. Tu też jest mnóstwo trumien rozpadających się. Wiszące
trumny też w dużym stopniu są
zniszczone. W jaskini pełno czaszek i
darów. Henri zaprowadza nas pod drzewa, które mają na sobie jakieś dziwne łaty.
Okazuje się, ze są to specyficzne drzewa, które wydzielają biały sok. Gdy umrze
dziecko, które jeszcze jest karmione piersią chowane jest w zrobionej specjalnie dziupli,
by mogło dalej otrzymywać mleko. Dziuplę
zatyka się matą. Po jakimś czasie dziupla zarasta i zostaje na drzewie
tylko blizna.
Ostatnim etapem naszej podróży po
krainie Toradżów jest Marante. Tu z kolei znajdują się w skałach galeryjki z
tautau oraz stojące kamienne statuy Tym
razem lunch w cywilizowanym miejscu.
Jedzenie pyszne, Wśród kwiatów i zieleni. Wracamy do hotelu. Po drodze jeszcze
wioska Lemo z licznymi domami
Toradżów oraz wizyta w sklepach z pamiątkami. Na koniec wizyta w
Rantapao w warsztacie tkackim. Wracamy pełni wrażeń do hotelu. Henri załatwia
nam samochód do Ampany poru z którego przepłyniemy na wyspy Togean .Zwiedziliśmy
praktycznie cała dolinę. Jesteśmy pod
wrażeniem kultury i odmienności Toradżów.
W hotelu żegnamy się z Henrim. Teraz
tylko kolacja. Bartek zamawia miejscowego hamburgera, Jest ogromny.
Oczywiście czas umila nam miejscowy John
Lennon. Wieczorem przyjeżdża po nas samochód. Koszt przejazdu samochodem do
Ampany kosztuje prawie 200 dolarów, ale nie mamy wyjścia Czeka nas
nocna jazda do Ampany. Zasypiam w samochodzie. Jednak mimo snu droga kręta wywołuje u mnie chorobę
lokomocyjną. Niestety trzeba się zatrzymywać. Przesiadam się na przednie
siedzenie. Jest trochę lepiej. W trakcie jazdy trafiany ma burzę. Na szczęście
nasze auto daje sobie bez problemu radę. Niestety autobus, który napotykamy na
drodze nie jest w stanie jechać – ugrzązł. Wraz z pasażerami pomagamy mu
wyjechać, ponieważ blokuje całą drogę. O 5 rano docieramy do portu. Po drodze
widzimy piękny widok na zatokę oraz powalony w wyniku niedawnego trzęsienia
ziemi most. Jestem wypluta. Jak pomyślę, że mam jeszcze płynąć statkiem, to mi
się żyć nie chce.. Żegnamy się z kierowcą i ruszamy do portu.
|
dom z porozami bawołow
|
|
w domu Toradźów |
|
wioska Toradźów |
|
panorama z restauracji
|
|
ryż się suszy
|
|
dzieci w mundurkach wracają ze szkoły |
|
grobowce w skale
|
|
dzieci wracają ze szkoły
|
|
statuły jako pamiatki po zmarłych
|
|
groby dzieci
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
w warsztacie tkackim
|
|
Dodaj podpis
|
|
ogromny żuczek
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
groby w skale
|
|
malownicza wioska Toradźów
|
|
Dodaj podpis
|
|
grobowiec
|
|
bartek z miejscowym J.lenonem
|
|
nasz hotel
|
|
Toradżański burger
|
|
brama hotelowa
|
|
dotarliśmy po nocnej podróży
|
11 sierpnia
wyspy Kadidiri
Zmęczeni nocną podróżą czekamy na
statek, który zawiezie nas na wyspy Tongean. W trakcie oczekiwania Zbyszek oraz
Kuba poszli szukać jakiejś knajpy, gdzie moglibyśmy zjeść śniadanie. Znajdują
lokal, który serwuje naleśniki. Po śniadaniu wracamy do portu i udajemy się na
prom. Portem, na którym mamy wysiąść jest Wakai. Z Ampany do portu Wakai na
wyspach Tongean płyniemy ponad 2
godziny. Nie jest najgorzej. Siedzimy na pokładzie przy walizkach. Część pasażerów leży na pryczach.
Po dwóch i pół godzinie docieramy
do Wakai. Na nabrzeżu czeka łódka, a właściwie motorówka płynąca do naszego
ośrodka Kadidiri Paradise. Ładują nasze bagaże i ruszamy. Po pół godzinie
jesteśmy na miejscu. Dostajemy domek składający się z dwóch odrębnych pokoi. Ja
z Bartkiem zajmuję jeden a Zbyszek z Kubą drugi. Pomiędzy nami jest tylko przepierzenie.
Pokoje są z łazienkami. Domek nie jest zbyt szczelny. Ściana koło łazienki jest
ażurowa. Także pomiędzy dachem a ścianami dużo przestrzeni. Dzięki temu jest
przewiewnie. Prąd jest tylko po południu i wyłączany jest po godzinie 22.00. Od
komarów chroni moskitiera. rozwieszona nad
dwoma połączonymi łóżkami. Przed domkiem taras z hamakami i stolikiem.
Widok na morze cudny. Możemy korzystać ze sprzętu do snorkelingu, który
znajduje się po drugiej stronie wyspy.
Wyspa jest malutka. Znajdują się tu dwa ośrodki. Drugi to Black Marlin. Leżący po sąsiedzku. Ośrodek Kadidiri
Paradise ma jeszcze molo ze świątynią dumania na końcu. W ośrodku jest pełne wyżywienie.
Po obiedzie ruszamy na rafy. Są
bajeczne. Mnóstwo ryb i przecudnych kolorowych koralowców. Zbyszka atakuje
jakaś ryba. Ugryzła go w udo. Jest wyraźny znak na nodze. Nie zrażamy się
takimi pierdołami i pływamy do kolacji. Kolacja w stołówce. Jest jeszcze światło.
W ośrodku prawie nie ma turystów. Chyba z 5-6 osób. Trochę rozmawiamy, ale towarzystwa niezbyt skore do rozmowy. Jest
samotna Rosjanka. Podróżuje samotnie po Indonezji. Ona w ogóle nie ma ochoty na
kontakt z innymi osobami. Wieczorem wypijamy piwo na tarasie. Czujemy się jak w raju. Zachód
słońca nieprawdopodobnie piękny. Po
zachodzie zaczyna się ulewa. Przed
naszym domkiem rośnie palma. Woda tak leci z liści jak z prysznica. Zbyszek i
Kuba postanawiają skorzystać i wykąpać się
korzystając z naturalnego prysznica. Umawiam się z właścicielami ośrodka,
że zorganizują nam wycieczkę by zobaczyć
największe na świecie kraby lądowe, czyli kraby kokosowe. Żyją tylko tutaj i w
kilku miejscach na świcie. Mają bardzo silne szczypce, którymi rozłupują
kokosy. Zwane są też krabami palmowymi. Zmęczeni
padamy gdy w ośrodku wyłączają prąd.
|
statek podpłynął
|
|
podroż statkiem
|
|
widoki piękne |
|
po drodze mijamy wioskę na wodzie
|
|
motorówka na wyspę Kadidiri
|
|
dopływamy do raju
|
|
dopływamy do raju
|
|
wiątynia dumania
|
|
codowna woda
|
|
prysznic pod palmą
|
|
pająk z pajęczyną
|
|
kapiel pod palma
|
12 sierpnia
wyspa Kadidiri
Rano radośni pędzimy na
śniadanie. Przed nami cały dzień leniuchowania. To fajne uczucie. Bierzemy fajki i płetwy i gnamy na rafy. Dzisiaj z
drugiej strony wyspy. Tu okazuje się, że też atakują jakieś ryby. Najpierw kąsają
Zbyszka, potem mnie. W trakcie wskakiwania do wody Zbyszek gubi płetwę. Nie
możemy jej znaleźć. Idziemy po drugi
komplet. Nie ma żadnego problemu. Każdy
bierze co chce. Gdy wracamy na kawę i ciastka stwierdzam, żezginęły
wafelki, które wczoraj wyjęłam z walizki.. Nikt się
nie przyznaje, ale nie ma problemu. Mam jeszcze inne. Zdziwiło mnie tylko, że
nie ma winnego.
Wędrujemy po wyspie, zaglądamy do
sąsiedniego ośrodka. Opalamy się . i znowu rafy. Tak cały dzień. Rafy
przecudne. Jedne z najładniejszych jakie widziałam. Zachód słońca znowu
bajeczny. Słońce oświetlające nasz ośrodek,
bajka. Wieczorem po zachodzie słońca
łodzią płyniemy na jakąś wyspę. Tu z latarkami szukamy kraba. W końcu
przewodnik znajduje go. Nie jest to okaz monstrualny, ale robi wrażenie. Przewodnik zabiera go na
łódkę. Wracamy do ośrodka. W ośrodku
pokazuje wszystkim mieszkańcom kraba. Krab ma ogromne szczypce. Z
łatwością miażdży szpulę z drutem.
Jesteśmy pod wrażeniem.
Wieczorem rytuał się powtarza.
Siedzimy na trasie Kuba w hamaku. Pijemy
piwo. Gdy wyłączają światło idziemy spać. Bartek kładzie latarkę pod poduszkę.
W nocy budzi mnie jakiś szelest. Gdy siadam na łóżku robi się cicho. Kładę się
i nasłuchuję. Znowu szelest papierka.
Budzę Bartka. On też siada na łóżku, ale jest cicho. Gdy się kładziemy słychać
szelesty. Bartek podnosi moskitierę i
lampką świeci po pokoju. Nic nie widać. Kładziemy się znowu. Teraz
szelest głośniejszy. Bartek bierze kij od szczotki i zaczyna nim stukać. Mnie
jak na złość zachciało się siku. Nie
pójdę do łazienki, bo się boję. Gdy Bartek zaczął wymachiwać kijem od szczotki
podniósł się rumor kwik i coś uciekało w stronę ażurowej ściany koło łazienki. Ja biegiem w
drugą stroną na dwór, bo już nie mogłam wytrzymać. Po chwili Bartek wyszedł za
mną z domku. Pukamy do Zbyszka. On tylko się pyta co my wyczyniamy. Oczywiście
opowiadam mu o wizycie nieproszonych gości. Nie robi to na min wrażenia. I idzie
spać. Rano okazuje się, że zwierzaki
przyszły po kolejną porcję ciastek. Leżały w otwartej walizce i chciały się
poczęstować. Nauka - trzeba zawsze
zamykać walizkę. Teraz też wyjaśniło się co się stało z ciastkami poprzedniej
nocy. Tylko spaliśmy mocniej i nie słyszeliśmy nieoproszonych gości.
|
całkowite lenistwo
|
|
pokój w domku
|
|
widok ze świątyni dumania
|
|
kadidiri
|
|
błogie lenistwo
|
|
zachód słonca
|
|
zachód słonca
|
|
płyniemy na wyspę krabów
|
|
znaleziony krab
|
|
krab ze szpulka
|
|
krab ze szpula
|
|
zachod słońca
|
|
Dodaj podpis
|
|
krabie szczypce
|
|
to nie kokos to szpulka
|
13 sierpnia
Kadidiri nocny statek z Tokelau do Gorontago
Dziś ostatni dzień w Kadidiri Paradise. Nic się nie zmienia w naszych planach. Leniuchowanie, rafy jedzenie. Rozliczamy się z ośrodkiem . za 4 osoby za
pobyt z wyżywieniem zapłaciliśmy 200 dolarów. Po południu właściciel odwozi nas
do portu Wakai skąd mamy płynąć do Gorontalo. Żal wracać. W porcie czekamy na
statek. Właściciel ośrodka załatwił nam bilety za 380.000 czyli za około 40
dolarów dla 4 osób. Istnieje możliwość wynajęcia kajuty za kolejne 40 dolarów.
Oczywiście decydujemy się.
Wejście na statek to wyzwanie samo w sobie. Wąska deseczka
pomiędzy nabrzeżem a statkiem ma robić
za trap. Bez obciążenia trudno przejść, a co mówić z walizką. Na szczęście
załoga pomaga nam dostać się na statek. Prowadzą
nas do jedynej na statku kajuty. Maleńkie pomieszczenie z 4 łóżkami piętrowymi. Bez okna. Zbyszek
znajduje jedyny na statku taboret. W kajucie nie ma gdzie położyć bagaży. Kładziemy je na łóżkach. Trzeba będzie z nimi spać. Statek odpływa. Widzimy jak łódką podpływają
jacyś ludzie i jeszcze podają ogromną paczkę
jakiemuś pasażerowi. Siedzimy na korytarzu. Obserwujemy zachód słońca.
Chłopaki przymierzają się do łóżek. Są krótkie, a do tego jeszcze bagaż w
nogach. Trudno jakaś przygoda musi być. Do ściany w kajucie przybita gwoździem
jest jedna kamizelka ratunkowa. W kieszeni kamizelki schowany jest bardzo
brudny grzebień. Żartujemy sobie, że po to żeby się uczesać po zmoczeniu
włosów. Późną nocą zasypiamy. Nie zamykamy drzwi do kajuty, bo jest bardzo
gorąco i duszno. W nocy budzę się, bo statkiem rzuca. a wysokie fale rozpryskując
się wpadają do kajuty. Jestem zaskoczona. Wieczorem było bardzo spokojne morze. Co chwile czuję na
twarzy pył z rozbryzgującej się fali.
Statkiem miota na wszystkie strony. Oczywiście zaraz sobie przypominam, że
najwięcej statków tonie w Indonezji. Zastanawiam się co robić w razie
zatonięcia statku. Mamy jedną kamizelkę i to wszystko. Doszłam do wniosku, że
trzeba będzie zdjąć drzwi z kajuty i tak ratować chłopaków, a my na straty.
Kołysanie łodzi mnie jednak usypia. Nagle budzę się i słyszę pianie koguta. W pierwszej
chwili pomyślałam ,że to Kuba tak się wygłupia. Po chwili okazuje się,że u nas
na podłodze w kajucie leży spętany kogut. To w międzyczasie dosiedli się nowi pasażerowie i nie mogli się
pomieścić na korytarzu, więc bagaże wepchnęli do naszej kajuty. Kogut, jak to w zwyczaju o
brzasku pieje. Morze już było spokojne.
Gorzej z liczbą pasażerów. Byli tak upchnięcie ,na korytarzu, że szpilki nie
wepchniesz. Płynęli na jakiś targ, bo wszyscy mieli towar, drób warzywa, owoce.
|
jeszce raz rafy
|
|
wjazd do naszego ośrodka
|
|
czekamy na statek
|
|
ostatni bagaż |
|
zachód słonca
|
|
piwko na statku
|
|
Kuba w kajucie pije cole
|
|
raj na kadidiri
|
|
Bartek w kajucie
|
14 sierpnia
przelot z Gorontago do Ujung Padang i Denpasar
Około 6 rano dobijamy do Gorontalo. Schodzimy po wąskim trapie - desce.
Załoga znosi nasze bagaże. Teraz zaczyna się cyrk. Musimy dotrzeć do
najbliższego miasta. Odległość około 20 kilometrów. Taksówkarze rzucają jakieś
kosmiczne ceny. Podjeżdża ryksiarz. Proponuje nam podwózką za niską cenę. Wiemy, że to
nierealne, bo my z walizkami, a odległość
znaczna. W końcu taksówkarz za 150000 czyli około 16 dolarów wiezie nas do miasta. Po drodze
kupujemy bilety na samolot do Makassaru potem do Denpassar na Bali. Bardzo mi
się podoba kupowanie biletów lotniczych jak
chleba w sklepie. Po prostu wchodzisz i masz. Lecimy liniami Lion Air do
Makassaru. Na lotnisku mamy czas na śniadanie. Zaraz po wylądowaniu w Makassar
kupujemy bilety na lotnisku do Denpassar.
Trochę po 16 lądujemy na Bali. Szukamy hotelu .
Trafiamy do hotelu Bali Bungalo. Hotel fajny blisko plaży . Dziś nam nic nie pozostało
do roboty oprócz szwendania się po
uliczkach i zjedzeniu obiadu a raczej kolacji.
|
dotarliśmy do celu
|
|
lecimy na Bali
|
|
widok z samolotu
|
15 sierpnia
Bali.
Rano Zbyszek stwierdził, iż w ich
pokoju jest szczur. Opowiadał, że czuł w nocy jak mu coś siedziało na karku,
jak się poruszył to uciekło i nie znalazł niczego. Rano zażądał od recepcjonisty zmiany
pokoju. Ten bez słowa dał mu inny pokój. Po niespiesznym wstawaniu i śniadaniu ruszamy zwiedzać Bali.
W biurze turystycznym
zamawiamy kierowcę, by zawiózł
nas do parku ptaków, świątyni Pura Taman
Ayun i świątyni Tanah Lot. Najpierw odwiedzamy park ptaków Wejście dla 4 osób 76 dolarów. Park zwiedzamy bardzo długo. Jest bardzo
interesujący. Są tu przedstawiciele
ptaków i innych zwierząt
występujących w Indonezji. Wykupujemy bilety do parku ptaków i gadów oraz na pokaz. Ptaki robią na nas
ogromne wrażenie. Jest ich mnóstwo. Wreszcie możemy zobaczyć rajskie ptaki, których
tylko pióra widzieliśmy u Papuasów. Ptaki mają rzeczywiście niesamowite pióra i na dodatek kolory. Tu też widzimy
szpaka balijskiego - endemiczny ptak cały biały z niebieską plamą przy oczach.
W czasie lunchu w restauracji
towarzyszą nam białe pawie. Potem pokaz
sokolników. Drapieżne ptaki ujarzmione przez człowieka. Na koniec ogród gadów i płazów. Tu można zobaczyć
smoki z Komodo, czyli warany oraz
ogromne iguany. Opiekun iguan pozwala nam sfotografować się z nimi. Nas
bardziej niż iguany interesują
nieprawdopodobnie długie paznokcie opiekuna zwierząt. Robimy zdjęcia
tak, by uwiecznić to dziwo. Stamtąd
jedziemy do Pura Taman Ayun, najbardziej chyba widowiskowej
świątyni Bali. Po drodze mijamy pola ryżowe
na różnym etapie rozwoju. Zielone
zawiązujące kłosy , niektóre
dopiero co posadzone są też puste
poletka po zbiorach. Już wejście do świątyni
jest zachwycające, a dalej to już tylko można być oszołomionym.
Przepiękne stojące świątynie z wielopoziomowymi dachami robią niesamowite
wrażenie. Na dodatek wszędzie woda,
która pogłębia wrażenie. Jest cudnie, Tu
też widzimy figurę smoka, której używa
się w czasie tańca kecak .Pełni wrażeń jedziemy nad morze do świątyni Tanah
Lot. Leży ona w zależności od pory dnia
na wyspie lub na lądzie. Gdy jest odpływ
można do niej dotrzeć lądem , gdy jest przypływ
świątynia stoi na wyspie. Jest cudownie położona. My przybywamy w czasie
odpływu.
Gdy idziemy do świątyni po drodze
mijamy bazar. Tam sprzedają miedzy innymi latające lisy czyli nietoperze roślinożerne. Są to ogromne nietoperze w
kolorze rudym. Chyba dlatego nazwa lisy.
Żal mi żywych ptaków pozwiązywanych przyczepionych do drzewa czekających na
kupca. Chodzimy wokół świątyni po
odsłoniętym przez odpływ dnie morza. Obserwujemy ludzi, podziwiamy widok
świątyni czekając na zachód słońca. Zachód piękny, chociaż Zbyszek jak zwykle
marudzi, że chmury itd. Pełni wrażeń wracamy do Kuty.
Wieczorem jak zwykle idziemy na główne ulice Kuty, by
pozaglądać do sklepów i coś zjeść. Idziemy na główne ulice. Chłopaki kupują w kiosku jakieś placki z zawartością warzyw i mięsa –
można powiedzieć że coś zbliżonego do kebaba. Ja znajduję jakiś kiosk gdzie
oferują wycieczki po Bali. Okazuje się, że to tylko kiosk a biuro jest gdzie indziej. Na
skuterze pracownica zawozi mnie do biura. Tam załatwiam wszystkie formalności. Załatwiamy też bilety na przelotna wyspę Flores do Labuan Bajo. Niestety nie ma na
20 sierpnia, tak jak planowałam. Kupujemy
bilety na 21 sierpnia. Jeden dzień dłużej będziemy na Bali. Na dodatek nie ma biletów powrotnych
. Trzeba kombinować coś .Pomyślę o tym jutro jak mawiała Scerlett OHara. Teraz tylko zostaje nam spacer
po mieście.
Gdy spacerujemy po raz kolejny dochodzi do śmiesznej sytuacji. Wiele osób
traktuje Kubę jak dziewczynę, bo ma długie włosy. W pewnym momencie
facet pyta Bartka czy to jego zona. Kuba oczywiście się wkurza, chociaż nas to
śmieszy. Myślę, że po latach on też będzie się z tego śmiał.
|
kazuar |
|
rajski ptak |
|
Dodaj podpis
|
|
rajski ptak
|
|
zimorodeks
|
|
jakiś gołąb? |
|
szpak balijski |
|
sokolnik z sokołem
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
żuraw koroniasty
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
piękny ptak rajski
|
|
piękne pióra rajskiego ptaka
|
|
ogromna iguana
|
|
smok z tańca kecak |
|
Dodaj podpis
|
|
Pura Taman Ayun, |
|
Pura Taman Ayun, |
|
Pura Taman Ayun, |
|
latający lis |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
droga do świątyni Tanah Lot
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
gigantyczne paznokcie
|
|
zwiedzamy Bali |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Pura Taman Ayun, |
|
Pura Taman Ayun, |
|
Pura Taman Ayun, |
|
Dodaj podpis
|
|
ogromny wąż
|
|
Tanah Lot
|
|
Pura Taman Ayun, |
|
Dodaj podpis
|
|
kebab po Indonezyjsku
|
|
Dodaj podpis
|
|
Tanah Lot
|
|
zachód słońca
|
|
Kuta wieczorem
|
|
jadę załatwić wycieczkę |
16 sierpnia
Kuta Bali
Dziś kończy nam się pobyt w hotelu i musimy znaleźć inny,
ponieważ w obecnym jest brak miejsc. Znajdujemy hotel Maxi. Hotel z basenem
masażem. Trochę dalej od morza ale w wyższym standardzie i nawet komputerem z
dostępem do internetu. Naprzeciw tego hotelu znajduje się klub, w którym w 2002
roku miał miejsce zamach terrorystyczny. W związku z tym wydarzeniem
zamontowana została tablica pamiątkowa z nazwiskami i krajem pochodzenia
wszystkich ofiar.
Jedziemy na wycieczkę po wyspie. Kierowca jest jednocześnie
przewodnikiem. Ruszamy o 8.30. Najpierw jedziemy wzdłuż pól ryżowych . Jest
cudownie zielono. Zieleń aż kipi. Tu naprawdę
można zbierać plony 3 razy w roku. Przewodnik zawozi nas na plantacje
kakaowców. Tu widzimy jak rośnie kakao.
Oczywiście kupujemy świeży proszek. Potem plantacja kawy. Oprócz oglądania degustacja. Kawa świeżo palona
doskonała mocna.. jeszcze plantacje
ananasów i jedziemy w kierunku góry
Gunung Agung
Po drodze zahaczamy jeszcze do restauracji na lunch. Mają tutaj ofertę, gdzie płaci się
jedną stawkę za „wejście” i można jeść do woli. W międzyczasie zaczyna mżyć.
Wszędzie jest pełno chmur. Chyba nie jest nam dane zobaczyć świętą górę Balijczyków
. Niedaleko od świętej góry która jest jednocześnie wulkanem znajduje się
świątynia „matka świątyń” Pura Besakih.
Zakładamy sarongi. Pada deszcz. Wspinamy
się po wysokich schodach. Świątynia jest
imponująca. Bardzo bogato zdobione wszystkie elementy budowli. Dużo rzeźb i złota.
Deszcz nie dodaje uroku ale jesteśmy pod wrażeniem . Na dodatek widok z góry mimo deszczu wspaniały. W planie mamy jeszcze
wizytę w wioskach Ubud gdzie jest dużo warsztatów rzemieślniczych,
galerii muzeów. Zbyszek uważa, ze to strata czasu , bo na pewno będzie tylko
nachalne namawianie do zakupów. Poddaję się i rezygnujemy z wizyty w Ubud. Jedziemy na
czarną plażę do świątyni Pura Goa Lawach . Po raz pierwszy widzimy kompletnie
czarną plażę. Jest dosyć ostry piasek. Naszym celem jest jednak świątynia
nietoperzy. Tu jaskinia w właściwie nawis skalny przed wejściem do jaskinia tto
świątynia. Tu również zakładamy sarongi.
Sufit jaskini „żyje”. Nad nami wiszą tysiące nietoperzy. Obudzą się przed
zmierzchem, żeby wylecieć na łowy. Wracamy do hotelu. Kupujemy bilety powrotne
z Bimy przez Denpasar do Subaraya na Jawie na 24 sierpnia Bima to stolica wyspy
Sumbawa . Musimy się tam dostać z wyspy Flores .
|
Dodaj podpis
|
|
Pura Besakih. |
|
świątynia Pura Besakih. |
|
gamelany czekają na grajków
|
|
magiczny widok |
|
Pura Besakih. |
|
Dodaj podpis
|
|
owoc kakao
|
|
Pura Besakih. |
|
widok ze światyni
|
|
Pura Besakih. |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Pura Goa Lawach |
|
Pura Goa Lawach |
|
nietoperze w świątyni
|
|
czarna plażą |
|
owoce kawy
|
|
Pura Besakih
|
|
mnóstwo nietoperzy
|
|
Pura Goa Lawach |
|
czarna plaża
|
|
Dodaj podpis
|
|
nasz nowy hotel
|
17 sierpnia
Bali Kuta
Rankiem ruszamy na plażę.
Chłopaki koniecznie chcą spróbować nauczyć się surfingu. Ja postanawiam
wreszcie pozwolić sobie na chwilę
całkowitego relaksu. Leże na plaży i obserwuję
ludzi. Do 12 mamy czas, bo potem
idziemy na ceremonię pogrzebową. Jak zwykle obserwujemy Balijczyków jak
zaczynają dzień składaniem darów swoim bóstwom. Przeważającą religią na bali
jest hinduizm. Jest tu tak ogromna ilość świątyń kaplic, kapliczek, że trudno
zliczyć. Dary to kwiaty owoce wszystko ładnie ułożone. Zbyszek się śmieje, że
Balijczycy zaczynają dzień od przekupywania Boga. Po plażowaniu jedziemy na
ceremonię pogrzebową.
Na Bali jest głównie religia
zwana hinduizmem balijskim. Łączy ona zarówno elementy hinduizmu jak i wierzenia animistyczne. Pogrzeb jest bardzo
uroczysty. Zajeżdżamy pod dom pogrzebowy. Na ulicy przygotowany jest orszak .
Jadą powozy na których siedzą pięknie
ubrane dziewczyny, które trzymają jakieś
miski. Poza tym wieka figura byka oraz na wysokim sarkofagu trumna. Czekamy na
wyniesienie trumny. Nie wchodzimy do domu zmarłej. Tam miejsce dla rodziny. Gra
muzyka. Bardzo skoczna i radosna.
Gdy wynoszą trumnę i stawiają ją
na wysokim sarkofagu kondukt rusza. Najpierw idą szeregi kobiet z misami.
Wszyscy ubrani odświętnie. Za nimi grupa
tancerzy. Potem orkiestra. Byk niesiony na ramionach mężczyzna i trumna. Sarkofag z trumną jest
tak wysoki, że jeden z mężczyzn idzie ze specjalnym kijem i podnosi
przebiegające w poprzek linie energetyczne
i telefoniczne, żeby o nie nie zawadzić. Pochód trwa około godziny . Na
miejscu znajduje się wysoki pawilon . Tu żałobnicy wstawiają
przyniesionego byka. Zdejmują z niego
pokrywę i wkładają trumnę. Syn zmarłej otwiera trumnę i wkłada do
niej dary, które niesione były w misach
przez dziewczęta. Cały czas gra skoczna muzyka, a tancerze tańczą jakiś dziwny
taniec. Obok nas palą się zwłoki innego nieszczęśnika. Ten musiał być biedny bo
leży na prostej blasze. Syn zmarłej podpala ogień. Tu nie pali się drewnem.
Zwłoki pali się ogniem z rury gazowej. Po spaleniu syn zabiera prochy i
rozrzuca nad morzem. Nikt tu nie płacze, nie martwi się. Wszyscy są
uśmiechnięci, zadowoleni.
Wracamy do hotelu. My jednak
inaczej odebraliśmy ten pogrzeb niż Balijczycy. Po obiedzie jedziemy do
świątyni Pura Lawur Uluwatu. Jest to świątynia położna na zachodnim cyplu
wyspy na wysokim 70 metrowym klifie. Idziemy drogą nad morzem. Po drodze zaczepiają nas małpy.
Ja chowam okulary, bo kobiecie przede mną porwały z nosa okulary. Świątynia
jest malutka, My idziemy na pokaz tańca
kecak. Kecak to narodowy taniec Balijski
oparty na Ramayanie wykonywany prze
kobiety i mężczyzn. Jest to opowieść z Ramayany
pokazana tańcem. Jak zwykle występują tu smoki złe i dobre duchy. Muzyka
głośna charakterystyczna dla Bali. Grają na gamelanach narodowych instrumentach Balijskich. Późnym
wieczorem wracamy do hotelu
|
przygotowania do pogrzebu
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
nasz hotel
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
żałobnicy
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
kondukt pogrzebowy
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
kondukt pogrzebowy
|
|
trzeba podnosić druty
|
|
grajkowie czekaja na kondukt pogrzebowy
|
|
kondukt pogrzebowy
|
|
tu pala biedaka
|
|
dziewczyny na pogrzebie
|
|
tu pala zamoznego
|
|
tancerze na pogrzebie
|
|
dzioborożec
|
|
droga do świątyni Uluwatu
|
|
klify w Uluwatu
|
|
światynia Uluwatu
|
|
na pokazie ceremoni Kecak
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
bajeczny zachód słońca
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
kondukt pogrzebowy
|
|
po drodze czekały na nas małpy
|
|
Kuba osmiela małpę
|
|
małpki darzą Kubę sympatią
|
|
idziemy na pokaz
|
|
cudny zachód słońca
|
|
taniec kecak
|
|
na spektaklu
|
18 sierpnia
Kuta Bali
Dziś są urodziny Bartka. Jedziemy do Carefoura na
zakupy. Postanawiamy wieczorem uczcić to
święto. Po zakupach wykorzystujemy czas na
masaż w hotelu, bowiem mamy w cenie jeden masaż. Potem plaża i leniuchowanie. Chłopaki
wypożyczają deski i uczą się surfować. Ja odpoczywam od wszystkiego. Nic nie
muszę. Wieczorem szampan, słodki chleb ze
smalcem przywiezionym z Polski. No i piwo. Urodziny zaliczone.
|
Kuba w spa
|
|
urodziny Bartka
|
|
bufet samoobsługowy
|
|
dary dla bożkow
|
|
impreza w toku
|
|
szampan był
|
19 Sierpnia Bali
Dziś dzień nudzenia się. Każdy robi co chce. Chłopaki na
plaży surfują . Ja odpoczywam i czytam . Bartek uczy się do egzaminu. Po
południu w Starbucks cafe przepytuję go
ze zobowiązań. Wydaje mi się że
umie. Wieczorem zwiedzamy Kutę. Idziemy pod pomnik ofiar zamachu bombowego. Na
liście zabitych jest też Polka Beata Pawlik. Kupujemy perły
. ceny bardzo niskie.
|
kurs surfowania na sucho |
|
pierwsze próby |
|
chłopaki próbują |
|
Kuba surfuje |
|
ale zadowolony |
|
idziemy do wody |
|
obelisk upamiętniający zamach |
|
lista zabitych w zamachu |
20 sierpnia
Bali plaża i zwiedzanie Denpasar
Kolejny dzień lenistwa i
nauki. Chodzimy po sklepach zaglądamy do budek z pamiątkami. Znowu powtórka ze zobowiązań. Kupuję sobie śliczny
plecaczek czerwony w białe groszki.
|
znowu leniuchujemy |
|
dary dla Bogów |
|
obelisk ofiar zamachu |
|
ile można włozyć na głowę? |
|
pierwsze próby surfowania |
|
klasyka to nie jest |
21 sierpnia
Przelot do Labuan Bajo
O 10.00 mamy samolot Indinesian Air Transporrt na wyspę Flores do Labuan Bajo. Samolot jest malutki.
Lecą z nami Polacy, ale jak usłyszeli że rozmawiamy po polsku to przestali używać
polskiego. Bardzo nas dziwi takie
zachowanie , które niestety nie jest odosobnione wśród Polaków.
W Labuan Bajo szukamy hotelu.
Znajdujemy z wielką werandą i widokiem na morze, Idziemy załatwić sobie wycieczkę na Komodo. Po drodze spotykani ludzie zaczepiają
nas. Gdy dowiadują się że jesteśmy z Polski
wołają: „Jan Paweł II”. Flores to wyspa katolicka . Wycieczkę załatwiamy
szybko. W ofercie mamy przejazd na
Komodo a z powrotem rafy koralowe.
Teraz idziemy a obiad. Na wzgórzu
jest wspaniała restauracja z której jest fantastyczny widok na morze. Apatyty
nam dopisują. Wszystko zresztą pyszne. Wędrujemy po mieście. Widzimy jak
kobiety sprzedają z wiaderek ryby, które ich mężczyźni dzisiaj złowili.
Wieczorem właściciel hotelu ustala co chcemy na śniadanie.
Proponuje naleśniki. Kuba się sprzeciwia. Ustalamy że będą jajka .
|
malutki samolot na Flores |
|
widok z samolotu |
|
Labuan Bajo |
|
ogromny homar |
|
Dodaj podpis
|
|
handel rybami na drodze |
|
kolacja z widokiem |
|
Dodaj podpis
|
|
widok na zatokę |
22 sierpnia
Komodo
Wypływamy o siódmej rano. Komodo
jest jedną z 2 wysp na której żyją smoki
. przetrwały z czasów jurajskich. Droga na Komodo cudowna. Przepiękne widoki
górzystych wysp i niesamowicie przeźroczysta woda. Po dwóch godzinach docieramy na wyspę. Tu po opłaceniu wstępu
dostajemy przewodnika. Jesteśmy trochę zaskoczeni, bo mówią nam że smoki są
niebezpieczne, a przewodnik ma tylko kijek do obrony. Mamy iść razem z nim. Na
terenie ośrodka leży jeden znudzony
smok. My podążamy za przewodnikiem.
Wyspa zupełnie inna niż wszystkie dotychczasowe. Jest bardzo gorąco i sucho.
Rosną tylko jakieś krzaki i palmy, które
nie są roślinnością z Komodo. W pewnym momencie na drodze spotykamy
małego warana. Specjalnie się nas nie boi. Ale też nie merda ogonem z zachwytu.
Zachowuje bezpieczny dystans. Potem natykamy się na ogromne warany. Teraz to my
zachowujemy bezpieczny dystans do nich. W pewnym momencie natykamy się na
warana ogromnego, który zmierza w naszym kierunku. Przewodnik długo wyczekuje,
aż waran się zbliży i dopiero wtedy go odgania. Wielkie zwierzę, sunie na
krótkich nogach ale zaskakująco szybko i ten język węszący wokół. Stwór
rzeczywiście z innej epoki. Schodzimy z głównej drogi i idziemy wąską ścieżką.
Jest bardzo gorąco. Sytuację ratuje tylko to, że jest suche powietrze. W pewnym
momencie pod skałą leży basior . Ogromny waran. Nawet przewodnik jest
zaskoczony jego obecnością tutaj. Przewodnik pokazuje nam łeb bawoła, którego
podobno zjadły warany. Zastanawiam się skąd tu bawoły, no ale czaszka leży. Po
trzech godzinach wracamy na łódkę. PO drodze widzimy jak strażnicy parkowi karmią warany jajkami
kurzymi. Warany radzą sobie z nimi doskonale. W drodze powrotnej płyniemy jeszcze na rafy. Okoliczności
przyrody cudne. Przepiękne morze, widoczność w wodzie doskonała, wokół piękne
górzyste zielone wyspy i przecudna rafa. Nie chce nam się wracać do hotelu.
Wieczorem idziemy na kolację do restauracji z widokiem na morze. Gdy wracamy do
hotelu właściciel pyta nas czy jutro naleśniki z bananami. Kuba nie chce więc
Zbyszek odmawia i coś ustala z właścicielem. Idziemy spać po wypiciu piwka na
tarasie.
|
statek na Komodo |
|
łódka unosi sie w powietrzu? |
|
warany |
|
warany |
|
ten na drodze raczej oddalał się od nas |
|
Dodaj podpis
|
|
lepiej nie wchodzić mu w drogę |
|
widoki wokół Komodo |
|
płyniemy na rafy |
|
Dodaj podpis
|
|
relaks na łodzi |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
wejście do parku waranów |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
dostajemy instrukcje od przewodnika |
|
Dodaj podpis
|
|
młody waranek |
|
palmy są tu chwastami |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Kuba idzie na rafy |
|
Dodaj podpis
|
|
ten się ukrył |
|
Dodaj podpis
|
|
to zostało z bawoła |
|
Dodaj podpis
|
|
piękny zachód słońca |
|
Dodaj podpis
|
23 sierpnia
statek Labuan Bajo do Sape na Sumbawie autobus do Bima
Rano idziemy na śniadanie. I
niespodzianka. Kuba dostał naleśniki z masą bananową, i wcina aż mu się uszy
trzęsą a my suche. No cóż , to są kłopoty
językowe. wypływamy statkiem do Sape. Jest to miasto na wyspie Sumbawa. Stamtąd
autobusem musimy przejechać wyspę w poprzek i dotrzeć do Bimy, gdzie mamy samolot na Jawę.
Płyniemy statkiem. Tu sprzedawcy pereł proponują nam piękne sznury. Oczywiście kupuję, bo tanie i ładne. Ja
od razu położyłam się na podeście do tego przeznaczonym i się nie ruszam. Tak
podobno najlepiej przeżyć podróż statkiem. Na szczęście nie buja. Chłopaki też
leżą, bo niby co można robić. Płyniemy około 3 godzin. Może dłużej. Potem już
ląd. Łapiemy autobus do Bimy. Oczywiście miejscowy nie turystyczny. Bagaże na
dach . My w środku. Widoki za oknem zachwycające. Pola uprawne, ryż kukurydza.
Wszystko soczyście zielone. Późnym popołudniem docieramy do Bimy. Znajdujemy
hotel Lilia Graha. Na jedną noc może
być.
|
płyniemy do Sape |
|
pozycja horyzontalna zapobiega chorobie morskiej |
|
Autobus do Bimy |
|
Zielona Sumbawa |
|
Zielona Sumbawa |
|
Zielona Sumbawa |
24 sierpnia
Subaraya
Bima przez Bali do Surabaya
–chińska dzielnica Rano mamy trochę czasu, więc spacerujemy po Bimie. Miasto
niezbyt ciekawe. Oglądamy zza plota pałac królewski, ale nic ciekawego. O 12.30
mamy samolot na Bali i przesiadkę do Surabaya na Jawie. Rezerwujemy hotel przez
Internet, bo na Surabai jest hotel Ibis
a oni mają 50 % zniżkę gdy rezerwujesz przez Internet. Przelot bez problemów. W
Denpassar samolot ma opóźnienie, ale nam już nigdzie się nie spieszy, więc
spokojnie czekamy. Chłopaki liczą ile linii lotniczych funkcjonuje Indonezji. Ilość zaskakująca tak jak i nazw
tych linii. Bartkowi najbardziej podoba się nazwa BURAQ. Wieczorem docieramy do
hotelu ibis.
|
na ulicach Bimy |
|
pałac królewski |
|
Lecimy do Subaraji |
25 sierpnia
Jawa Probolingo Lava Viev Lodge
Rano ruszamy zwiedzać Surabayę.
Idziemy do chińskiej dzielnicy na chiński bazar. Tu różności. Kupujemy
bilety na samolot z Jogykarty do Dżajarty W południe zabieramy
bagaże z hotelu i jedziemy na dworzec autobusowy. Musimy dostać się do miejscowości Probolingo. Stąd ruszają wycieczki na wulkan Bromo, który jest
naszym kolejnym celem. Autobus pełen ludzi. My mamy miejsca siedzące. Podróż
nam się dłuży. Zbyszek walczy z kobietą siedzącą przed nim bo rozkłada fotel, a
jemu to przeszkadza. Droga długa i nużąca. Gdy zapadł zmierzch w pewnym momencie
autobus zatrzymał się Powiedziano nam, że tu najlepiej dotrzeć do hotelu obok wulkanu Bromo. Z nami wysiadają jeszcze
jacyś turyści. Face,t który zatrzymał autobus i nam przekazał tę wiadomość zabiera nas do swego pojazdu. Gdy docieramy do
hotelu jest już kompletnie ciemno. Chłopaki zajmują się bagażami, a ja idę do
recepcji. Widzę, że jest tu pełno turystów. Mamy szczęście jest jeszcze jeden
ostatni pokój dla 4 osób. Hotel bardziej przypomina schronisko górskie. Nazywa
się Lava View. Bardzo nam się podoba restauracja. Tu w końcu po całym dniu
podroży możemy coś zjeść. Atmosfera jak w schronisku. Ludzie w butach górskich w grubych swetrach. Załatwiamy wycieczkę na jutro. Wyjazd o 3
rano więc szybko idziemy spać.
|
Dzielnica chińska w Subaraya |
|
na targu |
|
Kuba w rykszy |
26 sierpnia
wulkan Bromo Probolingo Jogykarta
Wstajemy
3.00 W pokoju smród. Zbyszek stwierdza, że to kanalizacja wybiła w hotelu. O 3 rano przyjeżdża po nas kierowca . Jedziemy gdzieś w górę. Cały czas silnik rzęzi. Mam wrażenie, że zaraz
odmówi posłuszeństwa. W końcu gdzieś docieramy. Jest jeszcze ciemno. Gdy wzrok
się przyzwyczaił widzimy, że jest już sporo ludzi. Na dobrą sprawę nie wiemy
gdzie się ustawić, żeby był najlepszy widok. Po chwili na niebie zaczyna się
misterium. Najpierw lekka jasność w jednym punkcie , potem powstaje cienka
złota niteczka, która się poszerza. Powiedzieć że magicznie to nic nie
powiedzieć. W końcu pierwsze nieśmiałe promyki oświetlają szczyty wulkanów ale tylko szczyty, bo tylko te fragmenty gór wystają spod mgły i chmur . Jeden wulkan
delikatnie dymi. Dla takiego widoku warto znieść wszystkie trudy podróży..
Nigdy czegoś tak pięknego nie widziałam. Stoimy zauroczeni widokiem dopóki nie
zrobi się całkiem widno. Za dnia ten widok jest też wspaniały, ale świt jest nie
do pobicia.. Wracamy do samochodu. Teraz widzimy, że samochód ma całkiem łyse
opony. No cóż jak się ktoś boi może iść na piechotę. Zjeżdżamy do kaldery
wulkanu która ma 10 kilometrów średnicy. W jej wnętrzu są 4 stożki. Dno kaldery
jest piaszczyste. Wspinamy się na jeden ze stożków. Wszędzie unosi się dusząca
para siarkowa z wulkanów. Teraz już wiemy, że w
hotelu śmierdziało siarką z wulkanu a nie kanalizacją. Wszyscy zatykają
usta maseczkami, chustkami, Tak się
lepiej oddycha. Podchodzimy na krawędź krateru. Stąd wydobywa się siarczanowa para, która dusi. Przy kraterze
leżą zwłoki małego koziołka , przywiązane do drzewa. Zostały złożone w ofierze wulkanowi.
Wracamy do hotelu na śniadanie. Apetyty dopisują. Do południa spędzamy czas
na zboczach wulkanu, bo okazuje się że nasz hotel jest na zboczu
wulkanu. Podziwiamy niesamowicie bujną roślinność. To zasługa urodzajnej gleby
i klimatu. Autobusem jedziemy do Jogykarty. Tu hotel Malioboro. Załatwiamy na
jutro wycieczkę do Borobodur i Prambanan
|
cudny wschód |
|
dla takiego widoku warto wstać |
|
nasza zdezelowana Toyota |
|
jest cuuudnie |
|
Dodaj podpis
|
|
Bartek marzył o takiej focie |
|
Bromo |
|
siarkowe opary Bromo |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
krawędź krateru |
|
widok marzenie |
|
przed naszym samochodem |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
na dnie kaldery |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
nasz hotel |
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
Dodaj podpis
|
|
jeden ze stożków w kalderze |
|
siarczanowa para |
|
zasłużyliśmy na śniadanie |
|
nasz hotel na azboczu wulkanu |
|
widok wokół wulkanu |
|
ubikacja w stylu indonezyjskim |
27 sierpnia
Borobodur Prambanan
Rano ruszamy na wycieczkę do dwóch najważniejszych zabytków na Jawie
Borobodur leży godzinę jazdy od JogykartyyJest tu największa buddyjska stupa na
świcie zabytek jst na liście UNESCO.
Zbudowana w VII w pewnym momencie
została opuszczona``Świątynia składa się z
sześciu czworokątnych tarasów. Sciany bogato pokryte płaskorzeźbami. Na tarasach okrągłych znajdują się 72 małe ażurowe stupy w
w których znajdują się posągi
Buddy. Jedna z nich ma specjalne wycięcie by można było włożyć rękę i dotknąć
Buddę co ma podobno dawać szczęście. Z Borobudur widać dokładnie najgroźniejszy
z wulkanów Jawy Merpati.. `Z Borobudur Jedziemy do innego cudu
architektonicznego kompleksu świątyń Prambanan. Są to hinduistyczne świątynie.
Niestety niedawne trzęsienie ziemi w 2006 r. dużym stopniu zniszczyło wiele świątyń. Wędrujemy wśród wspaniałych
budowli przepięknie ozdobionych rzeźbami. Pomyśleć że zrobili to ludzie w IX w. Zespół poświęcony jest boom Sziwue Brmie
i Wisznu. Znajdujemy też posąg byka Nadi
|
Borobudur |
|
Borobudur |
|
rzeźby są wszędzie |
|
płaskorzeźby na ścianch |
|
ażurowe stupy |
|
ażurowe stupy |
|
trzeba dotknąć Budde na szczęście |
|
jedna z odkrytych stup |
|
posąg Buddy w stupie |
|
Borobudur |
|
łódź Hayerdala |
|
Prambanan |
|
Prambanan |
|
Prambanan |
|
Prambanan |
|
Prambanan |
|
Prambanan |
|
Borobudur |
|
Hinduistyczna Prambanan |
|
Prambanan |
|
Kuba robi z Buddę |
|
Dodaj podpis
|
|
w muzeum powozów |
28 sierpnia
Jogykarta
Jakarta
Rano zwiedzamy
Jogykartę.. Niestety też ucierpiało w wyniku trzęsieni ziemi w 2006 r.Jest to miasto artystów ,sztuki batiku. Zaczynamy
od pałacu sułtańskiego To miasto w mieście,
Tu też widać skutki trzęsienia ziemi. Idziemy na bazar ptaków gdzie w klatkach znajduje się mnóstwo ciekłych okazów. Potem do dzielnicy artystycznej. Obserwujemy jak wytwarza się batik, oraz
inne artystyczne wyroby. Z drewna, skóry. Wieczorem lecimy liniami Air Adam
do Dżakarty Tu powrót do pierwszego hotelu ibis.
|
Zniszczona Jogykarta |
|
w pałacu sułtańskim |
|
w pałacu sułtańskim |
|
rzemieślnik przy pracy |
|
w pałacu sułtańskim |
|
na ptasim bazarze |
|
ta sowa nie odleci |
|
uliczny golibroda |
|
uliczny ruch |
|
Wracamy do Jakarty |
29 -30 sierpnia
Jakarta i
powrót do Warszawy
Rano jedziemy do parku Miniatur Indonezji Przez prawie cały dzień zwiedzamy
miniatury budynków z całej Indonezji. Niektóre już nam znane, niektóre niestety
czekają na nasze odkrycie. Jesteśmy zaskoczeni i zachwyceni różnorodnością
kulturową i religijną Indonezji, chociaż już trochę widzieliśmy.`Po wizycie w
parku zaliczamy jeszcze oceanarium. Tu z kolei niesamowita różnorodność ryb i
innych stworzeń morskich zachwyca. Zjadamy ostatni satay w barze przy oceanarium Niestety nie
był to satay satayów. Najgorszy z możliwych. Satay to taki szaszłyk z mięsa mielonego zwykle bardzo smaczny, doskonale przyprawiony. Specjalność Indonezji Ja próbuję durian. Nie jest wcale taki zły, ale też nie
rzuca na kolana. Mieliśmy jechać jeszcze do parku rozrywki, ale było niestety
już zby późno, więc wracamy do hotelu Pakujemy się i na lotnisko. Tu niestety
przykra niespodzianka. Wizy mieliśmy na 30 dni. Wjechaliśmy 30.07 o 20.50 a wylatujemy 29.08 o 21 45. Czyli spóźniliśmy się o godzinę Musimy zapłacić karę 100 dolarów.
Wyciągam ostatnią 100 dolarówkę serii A, której nikt nie chciał nam przyjąć w
kantorach i płacę. Gdybyśmy załatwiali wizy
w Ambasadzie to też trzeba by było zapłacić po 50 dolarów.więc tylko zaoszczędziłam czas. Bez problemu
dolatujemy do Warszawy. Walizki też. Przygoda wspaniała. Kraj niesamowicie
różnorodny. Szkoda, że tak krótko.
Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa
OdpowiedzUsuń