6 grudnia 2021 r.
Dziś Mikołajki. Zrobiłam Heniusiowi prezent i lecimy do św. Mikołaja. Wylatujemy o 13 do Helsinek. Henio od rana jakiś nieswój. Kładziemy to na karb emocji przed podróżą. Gdy docieramy na lotnisko od operatorki biura które organizuje ten wyjazd dowiaduję się, że jedziemy tylko my i że nie będzie polskiego opiekuna. Jakoś to przełknęłam. Żałuję tylko że Henio nie będzie miał towarzystwa. W Helsinkach mamy 4 godziny czekania na lot do Rovaniemi, Idziemy do saloniku. Henio źle się czuje. Nie chce nic jeść . narzeka , że mu niedobrze. Chodzimy ciągle do łazienki . Tam kładzie się na półce dla niemowlaków. Twierdzi, że mu tak jest lepiej. W końcu trochę mu się poprawie. Nawet zawiera znajomość ze Szwedka. Ciągle do mnie przybiega pytając jak po angielsku zapytać o różne rzeczy. Ustalił, ż e dziewczynka ma na imię Stella. Bardzo cieszy mnie ta jego otwartość do ludzi. W samolocie do Rovaniemi full. Pełno dzieci. Niestety Henio źle się czuje. Gdy startujemy wymiotuje. Ludzie rzucają się z pomocą. Dają mokre i suche chusteczki, Naprawdę jestem wzruszona. Oczywiście użyty zastał przeznaczony do tego celu worek i Henio nie pobrudził się. Gdy lądujemy ja z kolei dostaję strasznego bólu ucha. Wszystko idzie jak po grudzie. Henio leży na ławce ja czekam na walizkę. Wyjeżdża ostatnia. Henio chce pić. Wszystko zamknięte. Kobieta, która ma nas odebrać z lotniska i zawieźć do hotelu niestety długo szuka drogi do stacji benzynowej. Kupuję wodę i jedziemy. Wszystkie drogi są zaśnieżone. Nikt ich nie czyści, Jedziemy ze dwie godziny, Henio narzeka na brzuszek. Docieramy do hotelu a tu czeka na nas kolacja Ja zjadam co nieco, a Henio po pierwszym kęsie zwija się z bólu. Idziemy spać.
7 grudnia
Kobieta przywiozła też odzież na jutro. Nie wiem jak mamy się ubrać, Czy wystarczy tylko ubranie które przyniosła, czy też trzeba jeszcze coś założyć. Najpierw przychodzi kobieta. Oświadcza, że wystarczy na zwykłe ubranie założyć kombinezon. Ja nie bardzo jej ufam. Kombinezon na Henia za duży dwa numery. Buty trzy numery. Wkładam mu trzy pary skarpet. Kurtkę, czapkę i na to kombinezon. Walczymy z rękawiczkami bo jedne nie chcą wejść na drugie. Ja z kolei nie mogę założyć butów. W końcu okazuje się że ja mogę mieć tylko jedna parę skarpet, bo inaczej nie włożę buta. Dzisiejszy przewodnik przynosi kaski. Mierzymy i wychodzimy. Okazuje się, że samochód odjechał, chociaż tylko po nas przyjechał. Musimy czekać 1,5 godziny. W recepcji widzę plan naszej wycieczki sporządzony przez biuro fińskie. Wynika z niego ,ze na jutro nie mamy żadnych planów. To się rozmija z tym co było w planie wycieczki polskiego biura. Teraz jednak jadę na wycieczkę i nie myślę o tym. Samochód przyjeżdża o 10,00 i zawozi nas na bazę skuterów śnieżnych i quadów. Przewodnik przygotowuje skuter. Proponuje mi żebym jechała sama a Henio z nim . Najpierw zgadzam się, ale gdy zaczyna mi wyjaśniać jak tym się poruszać proponuję, żebyśmy jechali w trójkę. Henio w przyczepce. Jedziemy po przepięknej zaśnieżonej krainie. Gdy ruszamy, przychodzą do nas renifery, Są bardzo ciekawe co robimy. Wygląda tak jakby chciały się z nami zaznajomić. Ruszamy po bezdrożach. Andreas Kolumbijczyk tylko ogląda się czy nie zgubiliśmy Henia. On narzeka , że mu zimno. Zaczynamy biegać żeby go rozruszać. i sadzamy na siedzeniu między mnie i Andreasa, Henio ciągle zasypia. Trochę skarży się, że zimno mu w nóżki . Znowu zabawa na śniegu. Mam wrażenie, że rozgrzały mu się. Widoki przepiękne. Słońce cały czas na horyzoncie. Czerwienią swego blasku oświetla czubki drzew. Jest wspaniale. Znowu spotykamy renifery. jest jak w bajce. Ośnieżone drzewa, słońce, mróz. zajeżdżamy do domku elfów czyli malutkiego tipi w którym będziemy jedli lunch. Andreas rozpala ognisko. Henio narzeka, że mu zimno w nóżki. Zdejmuję mu buty i skarpety. Nogi lodowate. . zaczynam mu rozcierać, Andreas ogrzewa nagrzanymi przy ogniu rękami. Henio wrzeszczy z bólu. Pakujemy się szybko i wracamy do bazy z której startowaliśmy na skuterach. Tu Andreas zostawia nas w pustym hoteliku, a sam jedzie posprzątać tipi. Ja ogrzewam mu nóżki.. W domku nie ma wody, bo zakręcona. Gdy przyjeżdża Andreas zbieramy śnieg i gotujemy wodę. Henio ogrzewa w niej nóżki. Znowu płacze, ale mniej. O 16 przyjeżdża po nas samochód i wracamy do naszego hotelu. Tu idziemy do sauny, żeby się rozgrzać. Henio nawet odzyskuje humor. zamawia spaghetti . Ja wyjaśniam sprawę jutrzejszego dnia. Oczywiście okazuje się że jutrzejszy dzień nie został przewidziany, bo jakieś rozliczenia między firmami itd. itp. Musze zapłacić za wycieczkę albo spędzam czas bezproduktywnie. Tu nie ma nic do roboty. najbliższe miasto 60 kilometrów. Tylko można pospacerować. Nie po to pojechałam na 6 dni by siedzieć w hotelu jeden dzień . Tym bardziej, że w programie wycieczki była kopalnia ametystów inne atrakcje w parku narodowym. Płacę za wycieczkę . Dzwoni do mnie przedstawicielka polskiego biura, że Fin ma dla mnie program jak zabukuję wycieczkę. Piszę do niej że zapłacę a oni będą mi musieli zwrócić. Co mnie obchodzą ich rozliczenia. W październiku pisała, żebym szybko płaciła bo zabraknie miejsc, a wyszło, ze pojechałam tylko z Heniem. Nie ma polskiego przewodnika, angielskiego przewodnika, Dodatkowo sauna wojenna reklamowana przez biuro nie istnieje. Jest tylko tradycyjna fińska. Za dużo tych niedoróbek. Recepcjonistka nic nie wie o wycieczce. Dzwoni gdzieś. W końcu daje mi "special preiss". cena zwala z nóg ale co robić. Płacę i żądam faktury. Po długich rozmowach dostaję potwierdzenie zapłaty za wycieczkę. Prowadzę jeszcze mailową korespondencję z przedstawicielką Opala. Pytam o wycieczki na zorze polarne. Ona twierdzi, że wszystko będzie zrealizowane. Henio zjadł trochę spaghetti ale rozbolał go brzuszek. Miał iść spać,, ale jest 22 a on buszuje po pokoju. Rysuje, żąda czytania książek itd. Trochę wyspał się po południu. W pewnym momencie widzę, że ktoś świeci mi latarką do pokoju. To Andreas. Wyglądam przez okno, ale nic specjalnego nie widzę. Oświetlone podwórko uniemożliwia zobaczenie zorzy.
|
nasz pierwszy renifer |
|
ruszamy na jazdę skuterem śnieżnym |
|
przyszły renifery |
|
już są dwa |
|
jeszcze jeden |
|
słońce wschodzi |
|
jest południe a słońce nisko |
|
kolejne renifery |
|
stary samiec |
|
słońce w południe |
|
dla takich widoków warto tu być |
|
drzewa w słońcu |
|
widoki niesamowite |
|
zachwyty nie mają końca |
|
czego chcecie? |
|
bajeczna droga |
|
zachód się zbliża |
|
tylko szczyty drzew płoną |
|
jesczce jeden widok |
|
jeszcze jeden |
|
Henio grzęźnie w śniegu |
|
widok marzenie |
|
jeszce jedno westchnienie z zachwytu |
|
cóż można powiedzieć woow |
|
jeszcze jedno wow!!! |
|
Henio w śniegu |
|
Tipi czyli domek elfów |
|
rozpalamy w tipi ognisko |
8 grudnia
Dziś pobudka o 6.00. śniadanie mamy na 6.30. Ponieważ nie dowiedziałam się jak mamy się ubrać zakładamy to co wczoraj z modyfikacjami. O 6.30 idziemy na śniadanie. A tu zaskoczenie. Drzwi zamknięte. Walę stukam . Nic. O 6.45 przychodzi panienka i mówi, że mamy się nie denerwować bo jest czas. Jestem wkurzona, bo też bym pospała. Zjadamy trochę jajecznicy i nie chce nam się jeść. Przyjeżdża kierowca. Sympatyczny. Wiezie nas do Rovaniemi. Wchodzimy do biura. Biorę ich prospekt. Okazuje się że zapłaciłam rzeczywiście specjalną cenę za tę wycieczkę bo 100% drożej niż w prospekcie. Chamstwo jak się patrzy. Tłumaczą mi że ta cena jest dla dużej grupy a jak jesteśmy tylko dwoje to jest drożej. Tak to jest jak się jest zdanym na jedną kompanię. Jak poszłam na skróty i wykupiłam wycieczkę w Opal Travel to trzeba tę żabę zjeść. Wiezie nas Heidi. Ta sama , która przywiozła nas z lotniska. Jazda to śmierć w oczach. cały czas patrzy w komórkę , bo nie wie jak jechać. Nie wiem czy my to króliki doświadczalne, że samych nowicjuszy nam dają? Droga bardzo trudna. Pada śnieg, droga zasypana, a ona ciągle zjeżdża na lewy pas, bo sprawdza GPS. W pewnym momencie mało nie wpadliśmy do rowu po przeciwnej stronie. Gdy dojechaliśmy okazało się, że jesteśmy 2 godziny za wcześnie. Jedziemy do centrum z pamiątkami. Oczywiście drożyzna. Nie bardzo mamy co robić. Wracamy na parking, Tu już stoi przerobiony z ratraka pojazd, którym pojedziemy do kopalni. Miejsca dla pasażerów są zabudowane, więc jest ciepło. Zatrzymujemy się w przepięknym miejscu, które nazwaliśmy z Heniem "Pałacem Królowej Śniegu". Jest tak dużo śniegu na drzewach że wszystko jest oblepione nim. Do tego nic nie zadeptane. Cudownie. Robimy zdjęcia trochę posypujemy się śniegiem uważając, żeby nie popsuć pięknego krajobrazu. Ruszamy dalej na szczyt góry. Stąd widok przepiękny. Trochę wieje.,. Tu też mnóstwo śniegu, ale mniej drzew i wyglądają jak pątnicy. Zjeżdżamy do kopalni ametystu. Jest to stara kopalnia ametystu. Już nieczynna. Znajduje się w Parku Narodowym. Ale zrobiono z niej atrakcję turystyczną. Turyści wchodzą do kopalni i mogą szukać ametystów. Każdy może wziąć jeden. Wszyscy łapią się za młotki, stukają przekładają kamyki. Nam nic nie wychodzi. Wprawdzie mamy pełen durszlak kamieni zaliczonych przez Henia do diamentów, ale to tylko kamienie. Gdy przyszedł przewodnik i zobaczył nasz urobek to w duchu zapłakał. Ale gdy się dowiedział że jesteśmy z Polski to pomógł nam szukać. Pokazał technikę i zaczęliśmy coś znajdować. Jedna babeczka znalazła bardzo duży ametyst. My samą drobnicę. Przewodnik pozwolił nam wziąć 4 znalezione ametysty, bo po pierwsze małe, a po drugie jesteśmy z Polski. Wracamy ratrakiem na dół. Tu nasza przewodniczka czeka na nas. Jedziemy na lunch i do Centrum Przyrodniczego. Centrum malutkie. Trochę wypchanych zwierzaków i to wszystko. Henio wreszcie zjada obiad i zachowuje się normalnie to znaczy gada jak najęty. Chyba mu przeszło. Dokonał podziału znalezionych ametystów. Jeden dla mamy, jeden dla taty jeden dla babci Lidzi i jeden dla dziadka Marka. Po chwili stwierdził, że za te ametysty mama, tata i dziadek to mu zapłacą po 5 zł a babcia Lidzia dostanie za darmo bo dała mu kiedyś rubin i szmaragd. Wracamy do Rovaniemi, Jadę z duszą na ramieniu, bo Heidi jedzie zygzakiem. Jakoś docieramy do Rovaniemi. W biurze pytam o nocleg w igloo i jutrzejszą wycieczkę do św, Mikołaja. Nikt nic nie wie. Wracamy do domu z Andreasem. Rozmawiamy jak starzy znajomi. Wczoraj wieczorem dawał mi znaki latarką , że jest zorza. Nawet jej wypatrywałam, ale była słabiutka. On biedak pracuje w nocy - chodzi na safari nocne z turystami w poszukiwaniu zorzy a w dzień ma innych turystów. Haruje jak wół. jak widać nie tylko Polacy wykorzystują obcokrajowców. Idziemy do sauny i na kolację. Przygotowujemy się do spania w w igloo.. Trochę się obawiam, bo temperatura ma być około -20 , ale może damy radę
|
pojazd do kopalni |
|
tym za chwilę ruszamy |
|
tu to jest zima |
|
Henio szleje |
|
o takiej zimie już zapomniałam |
|
bajkowe widoki |
|
Henio robi Anioła |
|
to ogród królowej śniegu |
|
bajkowo |
|
na szczycie drzewa jak pątnicy |
|
Henio szuka ametystów |
|
przed kopalnią |
9 grudnia
Żeby ta noc należała do moich najlepszych to bym skłamała. O 21 z recepcjonistką poszłyśmy zanieść koce. Tam przygotowane legowisko dla dwóch osób. Zamknięcie to kawał koca. Mina mi trochę zrzedła, ale cóż słówko się rzekło... Około 23 ubieramy się nieprawdopodobnie grubo i idę najpierw sama zanieść cześć rzeczy a potem z Heniem . W tym ubraniu mokra jestem jak mysz pod miotłą.. Układam w igloo śpiwory poduszki i idę po Henia. Teraz on, lampa i drugi komplet śpiwór, poduszka. Nie jest daleko ale myślałam że padnę z tego gorąca. W igloo pakuję Henia do śpiwora. Widać mu tylko kawałek nosa, a właściwie, to nie widać tylko trzeba poszukać. Ja zanim się położyłam to już miałam dosyć. Gdy się ruszę zbyt gwałtownie to uderzam w lampę zawieszoną u góry. Jak pakowałam Henia zawieruszyłam skarpety. Heniu ma na sobie bieliznę termo dwie bluzy kurtkę puchową i kombinezon, 3 pary skarpet no i śpiwór. Ja podobnie. Jak się oddycha to czuć mroźne powietrze. Henio zasypia szybko ja walczę z brakiem skarpet, rękawiczek. W końcu na jedną nogę zakładam czapkę. Z wrażenia i zmęczenia nie mogę zasnąć, ale metoda Ewy liczenia oddechu do dziesięciu skutkuje. Budzę się szybko, bo denerwuję się o Henia. On śpi jak aniołek. Sprawdzam , czy ma ciepłe nogi - są gorące. Czyli ok. Takie kontrole przeprowadzam 3 razy. ale wszystko ok. W pewnym momencie Henio się budzi i pyta gdzie jest i że nie może się obrócić. Pomagam mu i zasypiamy O szóstej Henio stwierdza, że chce iść spać do hotelu. Zaliczyliśmy 7 godzin spania . Wystarczy. Zbieramy się szybko i idziemy do hotelu. Temperatura - 24 stopnie.. W pokoju ściągamy wszystko z siebie i do łóżka. Można jeszcze trochę pospać. O ósmej nie mogę obudzić Henia. Jednak perspektywa dnia dzisiejszego stawia go na nogi. Po śniadaniu jedziemy do Rovaniemi. Mijamy stado reniferów skubiących coś w śniegu, W biurze namawiają nas na założenie firmowych strojów. Ja odmawiam Ubraliśmy się według mnie tak jak należy. Dziś nie ma ekstremalnych jazd na świeżym powietrzu to nie będę się przegrzewała i reklamowała biura które jest niesolidne Ruszamy do wioski św. Mikołaja. Przekraczamy równoleżnik kręgu polarnego. Dostajemy certyfikaty. Tu od razu wizyta . Stoimy w kolejce Przed wizytą należy się rozebrać z płaszcza czy kurtki. Ja nie mam wizytowego stroju, ale nie ma to znaczenia .Gdy Henio podchodzi do Mikołaja jest stremowany, bo ma przygotowane odpowiedzi po angielsku. A tu niespodzianka Mikołaj do niego od razu po polsku, Oczywiście powiedział, że był grzeczny i uzyskał przyrzeczenie, że dostanie prezent od św. Mikołaja w święta Teraz tylko zdjęcia jedno sam drugie z babcią. Henio nieprawdopodobnie przejęty. Kupuję zdjęcia i film. Wprawdzie w ofercie Opal Travel było napisane zdjęcie w cenie ale oczywiście nikt nic nie wie i trzeba wybulić za druknięcie 1 zdjęcia 25 Euro. Nie mówię już o filmie i zdjęciach w wersji elektronicznej. Ale czego się nie robi dla wnuka. Zresztą po to tu przyjechaliśmy. Po wizycie przewodniczka wysyła nas na zakupy a pozostali maja jechać reniferami. Ja protestuje. Okazuje się że szef się zgodził. Już naprawdę mam po uszy takich zagrywek. Oczywiście sanie, renifery śnieg. Jest super. Ale renifer jakiś nerwowy, . Gdy woźnica, a może saniarz?- go popędza on go tak potrąca, że facet się przewraca. Po przejażdżce lunch. Słaby to mało powiedzieć, ale tak często jest na zorganizowanych wyjazdach. Potem szaleństwo zakupów. Kupujemy pamiątki i prezenty, Teraz tylko muzeum Arkticum.. Jest tu przyroda - mnóstwo wypchanych zwierząt, historia regionu i wiedza o kręgu polarnym. Dosyć ciekawe muzeum. Wracamy do biura i czekamy aż nas zawiozą do hotelu. Nie wiem co trzeba mieć w głowie by kwaterować osoby 60 kilometrów od miejsca gdzie codziennie trzeba dojechać. Jestem zaskoczona brakiem profesjonalizmu biura Opal Travel. Oczywiście o kolacji w lodowej restauracji nikt nic nie wie. O 18.30 docieramy do hotelu. Sauna zgasła, a by się przydała, bo w tym muzeum trochę zamarzłam i zaczyna boleć mnie ucho. Zjadamy kolację. Henio ma apetyt. W pokoju odbywa się nauka zakładania rękawiczek. Dzisiaj miałam z nim horror, bo nigdy nie włożył dobrze, a potem mu spadają i gubi. Tu są takie temperatury że bez rękawiczki nie da się długo wytrzymać. Nauka idzie mu błyskawicznie. Jest bardzo zdolny, ale trzeba nieraz poświęcić mu trochę czasu, bo wszystkiego sam nie ogarnie. teraz ja piszę bloga a on w nagrodę gra w kulki. Henio jest tak szczęśliwy, że wyjazd jest wart wszystkie trudy i pieniądze. Spanie w igloo nie bardzo przypadło mu do gustu. Woli swoje łóżko.
|
renifery spotkane po drodze |
|
w wiosce św. Mikołaj |
|
przekraczamy koło podbiegunowe |
|
temperatura jak widać |
|
droga do św MIkołaj pomiędzy składem prezentów |
|
oczekiwanie na audiencję |
|
renifer Rudolf? |
|
nasz renifer |
|
Henio Mikołaj |
|
a tu Mikołajka |
|
przed główną pocztą Mikołaja |
|
muzeum Arctica |
|
beczka solonych łososi |
|
Henio nie boi się niedźwiedzi |
10 grudnia
Rano horror. Najpierw Henio nie chce wstać. Po śniadaniu spakowani na wyjazd, a tu nie ma nikogo. Na dodatek drzwi się zatrzasnęły a ja przekonana, że mam klucz widzę jego brak w kieszeni. W hotelu nie ma nikogo. Nikt po nas nie przyjeżdża. Trochę wpadam w panikę. Przypominam sobie, że Andreas przesyłał mi zdjęcia więc próbuję znaleźć numer telefonu i zadzwonić do niego. Ale w tym momencie pojawia się Andreas. On z nami dzisiaj spędzi dzień. Cieszę się bardzo , bo fajny człowiek Jedziemy do Rovaniemi , Tam bierzemy ekwipunek na ryby. jedziemy na zamarznięte jezioro. Andreas wyciąga wiertło i robi dziurę w lodzie, nie jedną, a dwie. Druga dla Henia. usiłujemy coś złowić, ale ja podchodzę do tego sceptycznie. Ale jest wspaniale. Piękne widoki, cisza, zakłócona tylko przez dziewczynę z psem , Dziewczyna na takich dziwnych saniach . Stoi, trochę się odpycha, trochę ciągnie ją pies. Powiedziała nam, że w grudniu jest zbyt zimno i trudno coś złapać, ale niedawno w innym miejscu ktoś nałapał sporo ryb. Gdy odczuwamy już zimno i zniechęcenie idziemy robić ognisko. Pieczemy kiełbaski. Heniowi bardzo smakują. Prosi nawet o drugi kawałek. Zaczynają mu marznąć nóżki. Wkładam mu do butów rozgrzewacze , które kupiłam przed wyjazdem. Sprawdzały się na nartach. Henio zadowolony, bo mu ciepło w nóżki. Wracamy do Rovaniemi i jedziemy do hodowli psów husky. Mamy tu mieć przejażdżkę na saniach. Osiem psów w zaprzęgu. Jazda fajna, zarzuca saniami w różne strony. Niestety za krótko. Widać przywódcę stada. Zarządza psami poszczekując na nie. Przewodniczka opowiada nam o hodowli, warunkach no i o zaletach tych psów. Henio skarży się jej, że jazda na saniach była zbyt krótka. Robimy zdjęcia z najpiękniejszym psem Batmanem Wchodzimy na platformę, by z góry poobserwować pieski. Szczekają jak opętane. Heniu zaczyna im wtórować. Wtedy wszystkie zaczęły szczekać na niego.. Zaglądamy jeszcze na moment do wioski św. Mikołaja żeby wrzucić kartki i wracamy do domu czyli hotelu. Wracamy do hotelu. A tu niespodzianka. Klucz w drzwiach. Wchodzimy do pokoju światła pozapalne, drzwi od łazienki otwarte. Wydaje mi się to dziwne. Przecież nie wychodziłam w popłochu z pokoju. A tu tak wygląda. Zostawiam Henia i idę zrobić zdjęcia tego igloo, bo wówczas nie zrobiłam. Lecę tam. Oczywiście zostało tylko gołe igloo bez "drzwi" i materacy i lampy w środku. Gdy wracam. uświadamiam sobie, że nie mam klucza. Chyba oszaleję z tym kluczem. Ale drzwi są niedomknięte, a Henio śpi. Zaczynam pakować rzeczy na jutro. i szykować się do sauny. Nie mogę znaleźć ręczników. Obszukałam wszystko i nie ma. Przecież to nie skarpeta Henia tylko dwa wielkie ręczniki. Nie mogę też znaleźć klucza do pokoju. Już chyba wyląduję w wariatkowie z tym kluczem. Idę na recepcję. Nikogo nie ma ale mój klucz wisi na haczyku. Idziemy do sauny. Tam też nie ma naszych ręczników. Korzystamy z hotelowych. Idę do recepcjonistki. Ona oczywiście była w pokoju. Tak naprawdę nie wiem po co, bo przecież nie sprząta i wzięła ręczniki do prania. Myślała że to hotelowe. Trochę mnie to dziwi, bo przecież powinna znać hotelowe. A poza tym takie rzeczy robi się po wyjeździe jeśli pokój działa na zasadzie apartamentu w którym sama sprzątam. Na kolację dzisiaj same smakołyki. makaron z sosem pomidorowo- mięsnym, gulasz z pieczonymi w piecu ziemniakami. Spróbowałam też śledzia , który stał w słoiku. Pycha. Gdybym miała możliwość to na pewno bym przywiozła do Polski. To samo ogórki pokrojone w plasterki. Pyszna zalewa słodko-kwaśna. Henio wtrząchnął jeszcze budyń czekoladowy. Zapomniałam napisać o naszym przewodniku. Anreas przyjechał do pracy z Kolumbii. Pokazywał mi zdjęcia. Widać, że tam mu się wcale nieźle powodziło . zapytałam dlaczego a on mi na to, że w Finlandii jest najlepsza edukacja na świecie i oni postanowili zrobić to dla córki. Trochę jestem zaskoczona, ale cóż różne są powody emigracji. . Wieczór spędzamy na ćwiczeniu wkładania rękawiczek, szlaczkach i zabawach. Jutro powrót. Właśnie przyszła recepcjonistka, żeby nam powiedzieć, ze jutro wyjeżdżamy z hotelu o 11.
|
widok na jezioro |
|
Henio z kolorkami |
|
jezioro |
|
kręcimy dziurę w lodzie |
|
dziura jest |
|
zaczynam połów |
|
teraz Henio łowi |
|
raz w kucki |
|
raz na stojak |
|
tu trzeba cierpliwości |
|
spotkana kobieta |
|
widok wooow |
|
po łowieniu ryb jemy kiełbasę |
|
Henio zadowolony |
|
w hodowli psów huski |
|
w zaprzęgu |
|
pałac św Mikołaja nocą |
|
nasze igloo |
|
tu spaliśmy |
|
wnętrze igloo |
|
w igloo |
|
główne wejście |
|
Heniu wrzuca listy na poczcie św. Mikołaja |
11 grudnia
Na śniadanie idziemy po ósmej. Nie musimy się spieszyć. Wczoraj się spakowałam, ale w nocy szukałam leków i wszystko poprzewracałam. Do 11 mamy czas. Uczymy się z Heniem zawiązywać buty. Ja pakuję walizkę. Jak zwykle wzięłam za dużo ciuchów. O 11 jedziemy na lotnisko. Na lotnisku kolejka. Kobieta żąda ode mnie podania karty lokalizacji i certyfikatu covidowego. Nie mam karty lokalizacji. Nikt mi nie mówił o tym , a gdy wracałam z Malty i Cypru nie były potrzebne. Wypełniam na komórce kartę lokalizacyjną ale mi nie wychodzi. na komórce, ale nie wychodzi. W końcu kobieta się poddaje i daje mi karty boardingowe do Helsinek z informacją, że następne mam załatwić w helsinkach na transfer desk. Dzwonię do Bartka. On wypełnia druk i mi przesyła. Dostaję maila. że zmieniono nam trasę, bo lot z Helsinek do Warszawy został odwołany. Mamy lecieć przez Monachium. Gdy zobaczyłam godzinę odlotu z Helsinek do Monachium to mam wątpliwości, bo jest wcześniejsza niż lot do Warszawy a w Rovaniemi mamy już opóźnienie. . W końcu z ponad godzinnym opóźnieniem wylatujemy z Rovaniemi. Lądujemy około 17. Wiadomo, że samolot do Monachium odleciał. Lecę do transfer desku. . Trzeba przejść z pół lotniska. Tu kolejka ogromna i jedno okienko. Na szczęście jest facet, który robi wstępną selekcję klientów stojących w kolejce. Sporo osób przede mną ubywa. Pokazuję facetowi maile, ze o 16.10 miałam samolot . On każe mi czekać w kolejce. W tym momencie dostaję maila, że samolot do Monachium mam o 17.20 . Facet każe mi iść bezpośrednio do gatu tam dostanę kartę boardingową. mam 5 minut do odlotu samolotu. Trzeba przebiec 6 gatów. Henio, plecak, zakupy , jego kurtka , ja w kurtce puchowej i czapce, biegiem po lotnisku. Pot zalewa mi oczy. Henio dzielnie biegnie ze mną. Dobiegamy. Tłumaczę pracownicy o co chodzi, a ona daje mi już wydrukowane karty boardingowe i wchodzimy do samolotu. Już spokojnie. Jestem cała mokra. Samolot jeszcze podjeżdża pod rozmrażarki i ruszamy.. W samolocie obok mnie siedzi kobieta wymalowana, wystrojona o dużej tuszy zajada bułki. Jak skończyła zdjęła buty i z gołą stopę wystawiła w moją stronę. Siedziałyśmy po przeciwnej stronie korytarza. Do tego intensywnie gładziła się po niej. Obrzydlistwo. Lądujemy po 19..20. Samolot do Warszawy 0 19.45. Myślę, że jeśli wyjście do samolotu jest blisko to zdążymy. Wybiegam z samolotu. Na rozkładzie nie ma takiego samolotu. Wracam do wyjścia, bo tam stoisko Finnairu. Kobieta mi mówi, że mam przebukowany samolot. Nie bardzo mogę się z nią dogadać. Jestem cała w nerwach. Nie mam ochoty nocować w Monachium. Podchodzi facet z lotniska i wyjaśnia mi że muszę iść do gatu D28, a potem na autobus. Samolot mam o 21.12. No to mogę się uspokoić. Na autobus czekamy około 30 minut. Z nami około 10 osób. Sami Polacy, którzy mieli lecieć do Polski. W końcu docieramy do właściwego miejsca. Czekamy przed wyjściem do samolotu Tu siedzi kobieta z trójką dzieci. Dwuletni chłopiec zaczepia Henia. On nie ma ochoty na zabawę z dwulatkiem, ale zaczyna rozmowę z kobietą. To jest niesamowita gaduła. Oczywiście cały czas o piłce nożnej. Ludzie wokół mają ubaw. W większości wokół nas siedzą Polacy. Gdy wsiadam do samolotu lecącego do Warszawy oddycham z ulgą. Lądujemy przed 23. Jednak to nie koniec przygód. Nie ma naszych walizek i większości walizek ludzi podróżujących z Helsinek. Na lotnisku czeka na nas Bartek . Gdy wchodzę do domu jestem wykończona. Ale bardzo zadowolona, bo czas spędzony z Heniem był magiczny i cudowny.
|
pieczemy kiełbaski |
|
nasze pieski |
|
zimowi wędkarze |
|
kiełbaska smakuje |
|
piękne jezioro |
|
najładniejszy pies huski |
|
łowimy |
|
Heniu ma kolory |
|
ruszamy psim zaprzęgiem |
|
z pieskami |
|
wioska św. Mikołaja |
|
dom św. Mikołaja |
|
Henio pobiera nauki |
|
może coś złapię? |
t
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz