poniedziałek, 24 października 2022

Egipt 2022

 Egipt

Marsa Alam

27 września 2022r.

Dziś w składzie 3 osobowym Bożenka, Henio i ja wyjeżdżamy do Egiptu. Wylot mamy  wczesnym popołudniem . Bartek zawozi nas na lotnisko. Przyjeżdżamy godzinę za wcześnie. Obie przeczytałyśmy  ze  należy być 3 godziny przed odlotem. Okazało się że dwie godziny. No cóż lepiej godzinę za wcześnie niż minutę za późno. Po odprawie idziemy coś zjeść. Kelner nawet szybko przynosi jedzenie. Wydaje się że mamy czas. Ale w pewnym momencie uświadamiam sobie, że przecież my nie tylko mamy dotrzeć do Gatu ale jeszcze przejść odprawę graniczną. Zostawiamy resztki zresztą smacznego jedzenia i ruszamy  do odprawy paszportowej. Na szczęście niema kolejki. W miarę szybko się odprawiamy i żałujemy, że zostały resztki jedzenia. W samolocie komplet. Henio sprawuje się znakomicie. Oczywiście wykorzystuje sytuację i  wcina dwa lizaki, żeby nie mieć bólu ucha.

Po czterech i pół godzinie docieramy do Marsa Alam. Tam płacimy za wizy po 25 dolarów i witaj Egipcie. Autobus już czeka i sprawnie docieramy do hotelu. Tu mamy zostawić walizki przed wejściem. Idziemy się zameldować i  zjeść spóźnioną kolację. Sala ogromna. Poprzedzielana  wyspami i przepierzeniami. Szwedzki bufet. Rzucamy się na jedzenie, bo jesteśmy głodni. Kraby, krewetki  burgery sałatki. Wybór duży. Po kolacji wracamy po walizki. Facet  wkłada je na melexa i już mamy jechać, gdy się okazało, ze został plecaczek Henia. Wracam po plecaczek i jednocześnie pytam o możliwość dostania wina. Przecież trzeba uczcić  przyjazd do Egiptu. Kierują mnie na górę. Tu jest bar. Wszystkie trunki w cenie, ale jeśli chcesz butelkę musisz zapłacić. Decyduję się zapłacić, bo nie mam czasu. Trwa to całe wieki. Dzwoni Bożena, ze facet z melexa  odjeżdża z nimi i innymi turystami i wróci. Ja stoję przy barze i czekam, żeby zapłacić. W końcu okazuje się że po  raz drugi facet  wozi Bożenę i Henia po ośrodku z innymi  wczasowiczami. W końcu ich zostawia w pokoju a mnie zabiera wraz z butelką wina i zawozi kolejnym kursem. Pokój fajny. Duży czysty z balkonem. Układamy Henia spać i po kąpieli siadamy na balkonie i przy babskich pogaduszkach sączymy winko. Przecież mamy wakacje. Jest cudownie ciepło, cicho, bezstresowo.

28 września

Niestety Henio wstał wcześnie i nie daje pospać. Przetrzymałam go do ósmej ale trzeba iść na śniadanie. Kompleks ogromny.  Docieramy do restauracji. Jedzenia w bród. Naleśniki, placuszki, sałatki, wędlina ciastka, jajka na różne sposoby. Jest w czym wybierać.. Po śniadaniu spacerkiem wracamy do pokoju, poznając przy okazji obiekt. Przebieramy się i hajda na baseny. Dostajemy ręczniki plażowe i  pod parasolem  leżaki. Henio oczywiście lgnie do wody. Bawimy się z nim w basenie. Bożenka pływa z nim na kołach po leniwej rzece. W międzyczasie przychodzi facet i namawia nas na SPA. Pół godziny bezpłatnie, a potem zdecydujemy. Godzimy się. Co nam szkodzi.  Poszłyśmy do gabinetów SPA. Tam wymasowali nam połówkę ciała za darmo a potem trzeba płacić. Zrezygnowałyśmy z dalszych masaży ku rozpaczy naganiacza. Trudno będziemy wymasowane tylko w połowie. Po lunchu baaardzo obfitym idziemy na zebranie. Rezydent namawia nas na różne wycieczki. Niektóre poleca.. My zdecydowane jesteśmy na wycieczkę do Luksoru i na rafy. Co do raf miałyśmy inne preferencje, niż on polecał. Zdałyśmy się na jego sugestie. Ostatecznie zdecydowałyśmy się jeszcze na wycieczkę na pustynię. Henio zawarł w międzyczasie znajomość z dwójką polskich dzieci. Ruszamy do morza. Niestety jest odpływ. Rafa odkryta. Właściwie to nie rafa tylko pozostałości po niej . Pływamy w części strzeżonej prze ratownika. Snorkujemy. Henio widzi swoje pierwsze rybki. Jest zachwycony. Opowiada przez telefon rodzicom co widział. Cieszę się ze to zrobiło na nim takie wrażenie. Wieczorem zamawiamy taksówkę i jedziemy do Port Ghalib. W recepcji facet nie może odpalić  żebym mogła zapłacić kartą. Gdy siedzimy już w samochodzie przybiega, że  można już zapłacić. Wydaje mi się że zapłaciłam. Opisywany jest jako port z bazarem . Rozczarowanie wielkie. wjazd do miasta  tylko po zarejestrowaniu i otwarciu szlabanu.  Kierowca prowadzi nas na nabrzeże, gdzie stoją wypasione jachty i jest trochę  wypasionych sklepów. Ale nie oto chodziło. Chciałam Bożenie pokazać arabski bazar. A tu tylko zwykłe sklepy. Zjadamy lody i nawet smaczne. Facet zawozi nas na Bazar a to zwykły supermarket. Mówi że tu nie ma  prawdziwego bazaru arabskiego. Taki będzie w EL Quiser.  Zdegustowane wracamy do hotelu. Gdy idziemy w hotelu do restauracji na lunch facet od rezerwacji samochodów przybiega i żąda zapłaty. , twierdzi, że  zapłata nie przeszła. Daję mu  gotówkę. On daje mi kwitek i idziemy na kolację. W czasie kolacji Henio biegnie do dystrybutora po wodę. Jakiś czas nie wraca. Oglądamy się za nim, ale nigdzie go nie ma. Zaczynam biegać po stołówce, wychodzę na zewnątrz na taras też go nie widzę. Idę  do wyjścia, gdzie stoi kelnerka. Ona też go nie widziała. W restauracji jest mnóstwo ludzi. Pyta mnie jak był Henio ubrany. Z tych nerwów nie mogę sobie przypomnieć. Biegnę do Bożeny. Ona mówi, ze miał czerwoną bluzeczkę. Wszyscy kelnerzy postawieni na nogi. Uspakajają mnie, że na pewno  się znajdzie. W pewnym momencie kelner pokazuje mi dziecko siedzące przed telewizorem. Z tyłu sylwetka podobna do Henia, ale bluzeczka pomarańczowa. Podbiegam i wołam go. Co za ulga to on. Wyjaśnił, ze poszedł po wodę i zainteresował się filmem dla dzieci i przysiadł obejrzeć. Wytłumaczyłyśmy mu że zawsze musi mówić gdzie jest. Z ulgą wracamy do pokoju. Trzeba  iść spać , bo jutro o 3 wyjazd do Luksoru. Oczywiście nie zapomniałyśmy o pogawędce przy winku na balkonie.










29 września

Wstajemy o 3 rano , by jechać na wycieczkę. Henio dzielny jak zawsze. Podróż ciągnie się niemiłosiernie. Po drodze zabieramy innych turystów . Zatrzymujemy się po drodze  na krótki wypoczynek. Wypijamy kawę, i zjadamy to co dostaliśmy w hotelu na drogę.  Henio zachowuje się znakomicie. . Około 10 docieramy do Karnaku. Przez okno pokazują nam  aleję sfinksów. Docieramy do Karnaku. Gorąco jak w piekle.  Aleją  baraniogłowych sfinksów  dochodzimy do przeogromnej  Sali hypostylowej. Aleja ta jest bokiem ogromnego dziedzińca – największego w Egipcie. Przez wysoki 30 metrowy portal wchodzimy do Sali hypostalowej. To kamienny las 134 kolumn wysokich na 24 metry i obwodzie 10 metrów i zakończonych kapitelami papirusowymi. Robi niesamowite wrażenie. Widzę to po raz drugi i jestem przytłoczona ogromem  kolumn i potęgą państwa które to zbudowało. Oczywiście kiedyś kolumny były przykryte dachem . Na kolumnach  liczne reliefy. Tak samo pylony są pokryte reliefami. Przed kolejnym pylonem stoi monolityczny  obelisk o wysokości 23 metrów. Jak go wykonano i przetransportowano  nie wiadomo. Dochodzimy do  ogromnego granitowego                skarabeusza i oczywiście  obchodzimy go wokół 7 razy wymyślając jakieś życzenie, które ma się spełnić. Henio oczywiście ma życzenia, ale nie chce ich zdradzać. Jest bardzo gorąco. Wracamy nad nIl i przepływamy go po drodze oglądając stojące nad brzegiem świątynie i  ciekawe  współczesne budowle. Na drugim brzegu  zaczynamy od lunchu. Typowa restauracja  dla  zorganizowanych grup turystycznych. Jedzenie smaczne i w dużych ilościach. Ale kawa już płatna. A nich tam. Dopiero jak mi zrobił kawę to powiedział, ze muszę za nią zapłacić. . Teraz czeka na nas Luksor i dolina Królów.

Przed wjazdem do Doliny Królów  witają nas posągi Memnona. Są to ogromne posągi prawie 20 metrowe stojące w polu.. Stoi na  3 tarasach. Do odbudowy tej świątyni i  jej świetności w chwili obecnej przyczynili się polscy archeolodzy. Oczywiście obowiązkowa fotka przy zdjęciach i dalej w drogę. Docieramy do Doliny Królów.

Mamy odwiedzić 3 grobowce. Ramzesa IV Ramzesa VI i Setiego.  Do grobowców wchodzi się po platformie. Ściany są dekorowane barwnymi  reliefami.  Szczególnie pięknie zachowały się  komory grobowe Ramzesa Vi i Setiego. Henio zachwycony, że widział grób faraona. Mimo upału nie narzeka. Bożenka ma kłopoty z nogą i  niezbyt dobrze znosi  duchotę w komorach grobowych. Rezygnuje więc z odwiedzenia ostatniej i czeka na nas w kawiarni. Teraz świątynia Hatszepsut. Świątynia wykuta w skale. Prezentuje się doskonale. Trudno uwierzyć, że kilkadziesiąt lat temu była to ruina. Hatszepsut była  kobietą, która dawała mężczyznę by zostać faraonem. Zmęczeni upałem wracamy do hotelu. Droga ta sama. Po drodze przystanek na  chwilę odpoczynku . W hotelu jesteśmy przed 23. Kolacja czeka na nas. Henio zmęczony , ale nie narzeka. Po kolacji  na tarasie pogaduchy przy winku. Jutro można dłużej pospać.


















































30 września.

Poranek leniwy jeśli tylko przy Heniu może być coś leniwie. Do południa spędzamy na basenie. Henio ćwiczy skoki do wody. Idzie mu coraz lepiej. Tam szaleje do lunchu.  Po wczesnym lunchu jedziemy na super safari. Okaże się czy będzie super. Jeepem dojeżdżamy na pustynię do miejsca gdzie   znajduje się  restauracja, . Tu stoją wielbłądy.  Po kolei wsiadamy na wielbłądy. Henio początkowo chciał jechać sam, ale się  trochę wystraszył. Siadamy we dwójkę na wielbłąda i, a facet oprowadza nas około 100 metrów wokół budynku. Nie mogę zrobić nawet zdjęcia. Proszę fotografa. Ten niechętnie robi dwa zdjęcia. Na tym przejażdżka na wielbłądach się kończy. Powiedzieć ze jestem zdegustowana to mało. Natomiast Henio zachwycony, chociaż nie ma ochoty na powtórkę, że względu na  moment podnoszenia się wielbłąda i siadania. Reszta była ok. Teraz  dłuższa  „atrakcja”,  zapachy wschodu i sprzedaż przeróżnych  zapachów turystom. Tu spędzamy zdecydowanie więcej czasu niż na wielbłądach. Po tym wciskaniu   towaru  turystom  czas na przejażdżkę  na Quadach. Otrzymujemy kaski, instrukcje i mamy jechać jazdę próbną.

Ja z Heniem, który siedzi z tyłu .Nie bardzo mi się to podoba, bo  boję się że mi spadnie. Gdy próbuję go posadzić z przodu to jego  kask zasłanie mi widoczność. Na dodatek quady nie mają wspomagania. Zakręca się bardzo trudno. Faceci decyduję że jeden zabiera Henia a ja z drugim jako pasażer. Jazda fajna szczególnie jak facet  szarżuje. Bożenka jedzie sama . Daje radę.  Dojeżdżamy do morza. Robimy fotki na plaży.  Powrót  do „miejsca startu Przesiadamy się do jeepa i przez pustynia jedziemy do wioski Beduinów.  Dla mnie to lipa. Siedzimy w  takiej niby altance na  kanapach . Przewodnik opowiada nam o życiu Bediunów. Jak się zmieniło, itp. Niestety nie widzimy żadnego prawdziwego obejścia beduińskiego .  Ruszamy jeepem na wzgórze na zachód słońca. Widok prześliczny. Ludzie robią sobie zdjęcia. W pewnej chwili  proszą by Henio się odsunął. On się cofa i mało nie spadł w dół na gruzowisko. Dobrze, że złapał go fotograf.  Zachód  przepiękny. Na niebie ani chmurki. Słońce  błyskawicznie kryje się za horyzontem. Wracamy do wioski Beduinów. Tu przewodnik stara się pokazać nam  wioskę. Na dobrą sprawę to tylko jeden namiot w którym kobieta na ogniu piecze placki przypominające naleśnik. Heniowi bardzo smakują. Reszta o jakieś sklecone z dykty chałupki. Ani ludzi  ani zwierząt  tam żyjących nie ma. Wracamy do punktu wyjścia czyli restauracji. Tu czekamy na kolację i pokazy  tańców beduińskich. Czas oczekiwania się przedłuża. Czekamy, aż wszyscy dojadą. Tłum ludzi , dwa stoły z jedzeniem. Czarno to widziałam, ale okazało się że  nie było tak źle.  Po kolacji pokaz tańca. 10 minutowy taniec niby derwisza tylko w komercyjnej formie. Błyskające lampki, kolorowe stroje. Itd. Potem propozycja wspólnej zabawy, ale po dwóch tańcach koniec imprezy. Wracamy do hotelu. Jeszcze załapaliśmy się na kolację. Po kolacji winko na  balkonie.


































































1 Października

Dziś dzień  lenistwa.  Henio spotkał jakiegoś chłopca  cudzoziemca i ciągle przybiega pytać się  o to jak  po angielsku zapytać o różne rzeczy. W końcu przychodzi matka tego chłopca i proponuje, żeby Henio z Chłopcem poszli razem na basen. Początkowo się godzę, ale  w basenie Henio i tak nie może się dogadać z tym chłopcem a my jesteśmy uziemione. Powiedziałam kobiecie że idziemy się kąpać w morzu  Od samego rana  zaczynamy  kąpiel w morzu. Jeszcze nie ma odpływu. Liczę, że zobaczymy więcej rybek. Niestety  marna ta rafa,  .Po drugiej stronie morza  gdzie wyznaczone jest kąpielisko też nie ma  zbyt dużo rybek. Wypływamy poza liny. Tu jest już ładniejsza  rafa i są rybki, ale ratownik gwiżdże na nas i musimy wracać za ogrodzenie. Potem zostaje nam tylko basen.  Idziemy na zjeżdżalnię. Próbujemy zjechać z dużej. Zjeżdżam razem z Heniem. Wpadamy z impetem do wody. Henio nie chce już powtórki. Idziemy na  zjeżdżalnię dla dzieci. Gdy zamykają zjeżdżalnię wracamy do głębokiego basenu dużej zjeżdżalni. Henio chce skakać do wody tak żebym go wyrzuciła go góry. Ja niestety nie mam tyle siły w rękach. Polacy, którzy leżakują  obok  zaczepiają Henia i wyrzucają go  do góry. Bardzo mu się to podoba. Idziemy na lunch a potem znowu basen Henio skacze do wody, szaleje na basenie chociaż basen  głęboki. Włazi mi na ramiona. Chce wyskoczyć z moich ramion. Nie bardzo mu to wychodzi. Ale na  brzegu stoją ludzie i podziwiają jak dobrze sobie radzi w wodzie. Oczywiście znowu pływamy na kołach po leniwej rzece. Wariujemy oboje, wyrzucamy się z kół. Cały dzień beztroskiej zabawy. Po powrocie do pokoju nie mogę otworzyć sejfu. kilka razy wbijam  szyfr i niestety sejf się nie otwiera. Jestem pewna, ze  wbijam dobrze. Wzywam  faceta od sejfów. On kluczem go otwiera. Ja wbijam szyfr jest dobry. Wydaje się że nic nie zginęło. Idziemy na kolację. Zapisujemy się na jutro na  kolację  do włoskiej restauracji. Po kolacji tradycyjnie podsumowanie dnia przy winku.











2 października

Dziś po śniadaniu jedziemy na rafy koralowe. Najpierw autobusem  a potem statkiem. Henio jest bardzo podekscytowany. Pierwsze zejście do wody i czuję, ze  prąd mimo że woda bardzo słona jest dosyć silny. Trzymam Henia w pół . On się denerwuje, bo nie dość że maska mu przecieka to ciągle nabiera wodę do fajki. Podpływa do nas przewodnik z kołem. Ja jedną ręką trzymam koło drugą Henia i Snorkujemy . Rafa piękna kolorowa, ale rybek nie ma zbyt wiele. Pływamy wokół rafy a nie nad nią. Nad rafą byłóby więcej widać.  Dopływamy do bezludnej wyspy. Tu Henio zbiera  kraby pustelniki. Buduje im  wielkie kopce zagrzebując je . Pilnuje żeby nie uciekły. Bawi się świetnie. Wracamy na statek i płyniemy dalej. Znowu wskakujemy do wody i pływamy z przewodnikiem wokół raf. Tu też wspaniałe rafy. Widzimy kolorową płaszczkę w czarno granatowe kropki. Jest też trochę rybek. Pokazujemy sobie z Heniem nawzajem. .  Na statku mamy lunch i picie . Wycieczka dobrze zorganizowana. Trzecie zejście to już standard. Henio doskonale sobie radzi z fajką i maską Widzi cztery  płaszczki i wiele innych ciekawych rybek. Jest bardzo zadowolony. Wracamy do hotelu . Jesteśmy zadowoleni z dzisiejszego dnia, chociaż ja mam niedosyt, bo moim zdaniem za mało widzieliśmy ryb.

Wieczorem kolacja we włoskiej restauracji. Wcześniej zamówiliśmy dania.. Tu wszystko  ąi E. Kelnerzy skaczą  Jest ich chyba więcej niż gości. Jedzenie pyszne. Tak się objedliśmy a my opiłyśmy smacznym winem że aż nieprzyzwoicie. Tradycyjna pogawędka na balkonie  kończy dzisiejszy dzień.













3 października.

Dziś ostatni dzień  naszej wycieczki. Jutro wyjazd. Do południa korzystamy jeszcze z basenów. Pływamy po leniwej rzece, kapiemy się  w basenach. Pijemy drinki. Po lunchu jedziemy do miasta EL Quuiser. Ma to być typowe arabskie miasto z bazarem. Podobno jest  stare miasto. Docieramy najpierw na wzgórze, gdzie mamy podziwiać panoramę miasta. Powiem szczerze nic specjalnego. Potem ruszamy do najstarszego meczetu. Ten niestety jest zamknięty. Wobec tego idziemy do innego. Tu przewodnik objaśnia kolejne etapy wejścia do świątyni. Zdjęcie butów, mycie i dopiero modlitwa . . Z meczetu jedziemy do kościoła koptyjskiego . Został on zbudowany  w czasach gdy rządzili tu Włosi. Obok znajdują się pozostawione piękne wille w stylu włoskim.  Kościół specjalnie nie robi na nas  wrażenia. Przewodnik prowadzi nas do domu arabskiego w którym podobno ma mieszkać 24 rodziny. To jakieś składowisko starych  gratów na  dziedzińcu. Coś okropnego. Teraz wizyta dla bogatych i naiwnych czyli  sprzedaż kawy z Jemenu , herbaty z Kenii i najróżniejszych olejków i  cudownych leków. Część  turystów kupuje te specjały. My jesteśmy zainteresowane pamiątkami. Jedziemy na kawę i herbatę do miejscowej kawiarni. Kawa niezła. Przewodnik wiezie nas do sklepu , gdzie ceny są z sufitu. Nic nie kupujemy. Jedziemy na kolację. Okazuje się że w to samo miejsce gdzie piliśmy kawę. Kolacja w ogrodzie. Jest ciemno. Podają nam różne specjały kuchni arabskiej. Siedzimy przy długim stole. Około 20 osób. Henio wdaje się w dyskusję o piłce nożnej  z dwoma turystami. Po chwili cały stół włącza się do dyskusji z Heniem > On nic sobie z tego nie robi.  Kolacja zakończona. Idziemy w inne miejsce na zakupy. Tu bardziej  handlowa dzielnica. Kupujemy najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy wracamy mija nas kawalkada motocykli i samochody kręcące bączki na ulicach. Okazuje się że to orszak ślubny. Przed północą docieramy do hotelu. Jutro musimy wstać wcześnie bo samolot o ósmej a wyjazd z hotelu o 5. Pakujemy się szybko. Jednak pogawędki  przy winku nie odpuszczamy.













4 października

Wcześnie pobudka. Przyjeżdża melex zabiera nasze walizki a my na piechotę idziemy przed recepcję. Oddajemy klucze , dostajemy  zapakowane śniadanie i autobusem jedziemy na lotnisko. Tu szybka odprawa. Idziemy coś zjeść. Czekamy na samolot. Po 4,5 godzinie bez większych kłopotów lądujemy na lotnisku w Warszawie. Nikt na nas nie czeka. Taksówką jedziemy do domu. Zamawiam pizzę . Zadowoleni  wcinamy pizze i koniec przygody. Ciekawe co Heniu zapamięta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz