Egipt
Marsa Alam
27 września 2022r.
Dziś w składzie 3 osobowym
Bożenka, Henio i ja wyjeżdżamy do Egiptu. Wylot mamy wczesnym popołudniem . Bartek zawozi nas na
lotnisko. Przyjeżdżamy godzinę za wcześnie. Obie przeczytałyśmy ze
należy być 3 godziny przed odlotem. Okazało się że dwie godziny. No cóż
lepiej godzinę za wcześnie niż minutę za późno. Po odprawie idziemy coś zjeść.
Kelner nawet szybko przynosi jedzenie. Wydaje się że mamy czas. Ale w pewnym
momencie uświadamiam sobie, że przecież my nie tylko mamy dotrzeć do Gatu ale
jeszcze przejść odprawę graniczną. Zostawiamy resztki zresztą smacznego
jedzenia i ruszamy do odprawy
paszportowej. Na szczęście niema kolejki. W miarę szybko się odprawiamy i
żałujemy, że zostały resztki jedzenia. W samolocie komplet. Henio sprawuje się
znakomicie. Oczywiście wykorzystuje sytuację i
wcina dwa lizaki, żeby nie mieć bólu ucha.
Po czterech i pół godzinie
docieramy do Marsa Alam. Tam płacimy za wizy po 25 dolarów i witaj Egipcie.
Autobus już czeka i sprawnie docieramy do hotelu. Tu mamy zostawić walizki
przed wejściem. Idziemy się zameldować i
zjeść spóźnioną kolację. Sala ogromna. Poprzedzielana wyspami i przepierzeniami. Szwedzki bufet. Rzucamy
się na jedzenie, bo jesteśmy głodni. Kraby, krewetki burgery sałatki. Wybór duży. Po kolacji
wracamy po walizki. Facet wkłada je na
melexa i już mamy jechać, gdy się okazało, ze został plecaczek Henia. Wracam po
plecaczek i jednocześnie pytam o możliwość dostania wina. Przecież trzeba
uczcić przyjazd do Egiptu. Kierują mnie
na górę. Tu jest bar. Wszystkie trunki w cenie, ale jeśli chcesz butelkę musisz
zapłacić. Decyduję się zapłacić, bo nie mam czasu. Trwa to całe wieki. Dzwoni
Bożena, ze facet z melexa odjeżdża z
nimi i innymi turystami i wróci. Ja stoję przy barze i czekam, żeby zapłacić. W
końcu okazuje się że po raz drugi
facet wozi Bożenę i Henia po ośrodku z
innymi wczasowiczami. W końcu ich
zostawia w pokoju a mnie zabiera wraz z butelką wina i zawozi kolejnym kursem.
Pokój fajny. Duży czysty z balkonem. Układamy Henia spać i po kąpieli siadamy
na balkonie i przy babskich pogaduszkach sączymy winko. Przecież mamy wakacje.
Jest cudownie ciepło, cicho, bezstresowo.
28 września
Niestety Henio wstał wcześnie i
nie daje pospać. Przetrzymałam go do ósmej ale trzeba iść na śniadanie.
Kompleks ogromny. Docieramy do
restauracji. Jedzenia w bród. Naleśniki, placuszki, sałatki, wędlina ciastka,
jajka na różne sposoby. Jest w czym wybierać.. Po śniadaniu spacerkiem wracamy
do pokoju, poznając przy okazji obiekt. Przebieramy się i hajda na baseny.
Dostajemy ręczniki plażowe i pod
parasolem leżaki. Henio oczywiście lgnie
do wody. Bawimy się z nim w basenie. Bożenka pływa z nim na kołach po leniwej
rzece. W międzyczasie przychodzi facet i namawia nas na SPA. Pół godziny
bezpłatnie, a potem zdecydujemy. Godzimy się. Co nam szkodzi. Poszłyśmy do gabinetów SPA. Tam wymasowali
nam połówkę ciała za darmo a potem trzeba płacić. Zrezygnowałyśmy z dalszych
masaży ku rozpaczy naganiacza. Trudno będziemy wymasowane tylko w połowie. Po
lunchu baaardzo obfitym idziemy na zebranie. Rezydent namawia nas na różne
wycieczki. Niektóre poleca.. My zdecydowane jesteśmy na wycieczkę do Luksoru i
na rafy. Co do raf miałyśmy inne preferencje, niż on polecał. Zdałyśmy się na
jego sugestie. Ostatecznie zdecydowałyśmy się jeszcze na wycieczkę na pustynię.
Henio zawarł w międzyczasie znajomość z dwójką polskich dzieci. Ruszamy do
morza. Niestety jest odpływ. Rafa odkryta. Właściwie to nie rafa tylko
pozostałości po niej . Pływamy w części strzeżonej prze ratownika. Snorkujemy.
Henio widzi swoje pierwsze rybki. Jest zachwycony. Opowiada przez telefon
rodzicom co widział. Cieszę się ze to zrobiło na nim takie wrażenie. Wieczorem
zamawiamy taksówkę i jedziemy do Port Ghalib. W recepcji facet nie może
odpalić żebym mogła zapłacić kartą. Gdy
siedzimy już w samochodzie przybiega, że
można już zapłacić. Wydaje mi się że zapłaciłam. Opisywany jest jako
port z bazarem . Rozczarowanie wielkie. wjazd do miasta tylko po zarejestrowaniu i otwarciu
szlabanu. Kierowca prowadzi nas na
nabrzeże, gdzie stoją wypasione jachty i jest trochę wypasionych sklepów. Ale nie oto chodziło.
Chciałam Bożenie pokazać arabski bazar. A tu tylko zwykłe sklepy. Zjadamy lody i
nawet smaczne. Facet zawozi nas na Bazar a to zwykły supermarket. Mówi że tu
nie ma prawdziwego bazaru arabskiego.
Taki będzie w EL Quiser. Zdegustowane
wracamy do hotelu. Gdy idziemy w hotelu do restauracji na lunch facet od
rezerwacji samochodów przybiega i żąda zapłaty. , twierdzi, że zapłata nie przeszła. Daję mu gotówkę. On daje mi kwitek i idziemy na
kolację. W czasie kolacji Henio biegnie do dystrybutora po wodę. Jakiś czas nie
wraca. Oglądamy się za nim, ale nigdzie go nie ma. Zaczynam biegać po stołówce,
wychodzę na zewnątrz na taras też go nie widzę. Idę do wyjścia, gdzie stoi kelnerka. Ona też go
nie widziała. W restauracji jest mnóstwo ludzi. Pyta mnie jak był Henio ubrany.
Z tych nerwów nie mogę sobie przypomnieć. Biegnę do Bożeny. Ona mówi, ze miał czerwoną
bluzeczkę. Wszyscy kelnerzy postawieni na nogi. Uspakajają mnie, że na
pewno się znajdzie. W pewnym momencie
kelner pokazuje mi dziecko siedzące przed telewizorem. Z tyłu sylwetka podobna
do Henia, ale bluzeczka pomarańczowa. Podbiegam i wołam go. Co za ulga to on.
Wyjaśnił, ze poszedł po wodę i zainteresował się filmem dla dzieci i przysiadł
obejrzeć. Wytłumaczyłyśmy mu że zawsze musi mówić gdzie jest. Z ulgą wracamy do
pokoju. Trzeba iść spać , bo jutro o 3
wyjazd do Luksoru. Oczywiście nie zapomniałyśmy o pogawędce przy winku na
balkonie.
29 września
Wstajemy o 3 rano , by jechać na
wycieczkę. Henio dzielny jak zawsze. Podróż ciągnie się niemiłosiernie. Po
drodze zabieramy innych turystów . Zatrzymujemy się po drodze na krótki wypoczynek. Wypijamy kawę, i zjadamy
to co dostaliśmy w hotelu na drogę.
Henio zachowuje się znakomicie. . Około 10 docieramy do Karnaku. Przez
okno pokazują nam aleję sfinksów.
Docieramy do Karnaku. Gorąco jak w piekle.
Aleją baraniogłowych sfinksów dochodzimy do przeogromnej Sali hypostylowej. Aleja ta jest bokiem ogromnego
dziedzińca – największego w Egipcie. Przez wysoki 30 metrowy portal wchodzimy
do Sali hypostalowej. To kamienny las 134 kolumn wysokich na 24 metry i
obwodzie 10 metrów i zakończonych kapitelami papirusowymi. Robi niesamowite
wrażenie. Widzę to po raz drugi i jestem przytłoczona ogromem kolumn i potęgą państwa które to zbudowało.
Oczywiście kiedyś kolumny były przykryte dachem . Na kolumnach liczne reliefy. Tak samo pylony są pokryte
reliefami. Przed kolejnym pylonem stoi monolityczny obelisk o wysokości 23 metrów. Jak go
wykonano i przetransportowano nie
wiadomo. Dochodzimy do ogromnego
granitowego skarabeusza i
oczywiście obchodzimy go wokół 7 razy
wymyślając jakieś życzenie, które ma się spełnić. Henio oczywiście ma życzenia,
ale nie chce ich zdradzać. Jest bardzo gorąco. Wracamy nad nIl i przepływamy go
po drodze oglądając stojące nad brzegiem świątynie i ciekawe
współczesne budowle. Na drugim brzegu
zaczynamy od lunchu. Typowa restauracja
dla zorganizowanych grup turystycznych.
Jedzenie smaczne i w dużych ilościach. Ale kawa już płatna. A nich tam. Dopiero
jak mi zrobił kawę to powiedział, ze muszę za nią zapłacić. . Teraz czeka na
nas Luksor i dolina Królów.
Przed wjazdem do Doliny
Królów witają nas posągi Memnona. Są to
ogromne posągi prawie 20 metrowe stojące w polu.. Stoi na 3 tarasach. Do odbudowy tej świątyni i jej świetności w chwili obecnej przyczynili
się polscy archeolodzy. Oczywiście obowiązkowa fotka przy zdjęciach i dalej w
drogę. Docieramy do Doliny Królów.
Mamy odwiedzić 3 grobowce.
Ramzesa IV Ramzesa VI i Setiego. Do
grobowców wchodzi się po platformie. Ściany są dekorowane barwnymi reliefami.
Szczególnie pięknie zachowały się
komory grobowe Ramzesa Vi i Setiego. Henio zachwycony, że widział grób
faraona. Mimo upału nie narzeka. Bożenka ma kłopoty z nogą i niezbyt dobrze znosi duchotę w komorach grobowych. Rezygnuje więc
z odwiedzenia ostatniej i czeka na nas w kawiarni. Teraz świątynia Hatszepsut.
Świątynia wykuta w skale. Prezentuje się doskonale. Trudno uwierzyć, że
kilkadziesiąt lat temu była to ruina. Hatszepsut była kobietą, która dawała mężczyznę by zostać
faraonem. Zmęczeni upałem wracamy do hotelu. Droga ta sama. Po drodze
przystanek na chwilę odpoczynku . W
hotelu jesteśmy przed 23. Kolacja czeka na nas. Henio zmęczony , ale nie
narzeka. Po kolacji na tarasie pogaduchy
przy winku. Jutro można dłużej pospać.
30 września.
Poranek leniwy jeśli tylko przy
Heniu może być coś leniwie. Do południa spędzamy na basenie. Henio ćwiczy skoki
do wody. Idzie mu coraz lepiej. Tam szaleje do lunchu. Po wczesnym lunchu jedziemy na super safari.
Okaże się czy będzie super. Jeepem dojeżdżamy na pustynię do miejsca gdzie znajduje się
restauracja, . Tu stoją wielbłądy.
Po kolei wsiadamy na wielbłądy. Henio początkowo chciał jechać sam, ale
się trochę wystraszył. Siadamy we dwójkę
na wielbłąda i, a facet oprowadza nas około 100 metrów wokół budynku. Nie mogę
zrobić nawet zdjęcia. Proszę fotografa. Ten niechętnie robi dwa zdjęcia. Na tym
przejażdżka na wielbłądach się kończy. Powiedzieć ze jestem zdegustowana to
mało. Natomiast Henio zachwycony, chociaż nie ma ochoty na powtórkę, że względu
na moment podnoszenia się wielbłąda i
siadania. Reszta była ok. Teraz dłuższa „atrakcja”,
zapachy wschodu i sprzedaż przeróżnych
zapachów turystom. Tu spędzamy zdecydowanie więcej czasu niż na
wielbłądach. Po tym wciskaniu
towaru turystom czas na przejażdżkę na Quadach. Otrzymujemy kaski, instrukcje i
mamy jechać jazdę próbną.
Ja z Heniem, który siedzi z tyłu
.Nie bardzo mi się to podoba, bo boję
się że mi spadnie. Gdy próbuję go posadzić z przodu to jego kask zasłanie mi widoczność. Na dodatek quady
nie mają wspomagania. Zakręca się bardzo trudno. Faceci decyduję że jeden
zabiera Henia a ja z drugim jako pasażer. Jazda fajna szczególnie jak
facet szarżuje. Bożenka jedzie sama .
Daje radę. Dojeżdżamy do morza. Robimy
fotki na plaży. Powrót do „miejsca startu Przesiadamy się do jeepa i
przez pustynia jedziemy do wioski Beduinów.
Dla mnie to lipa. Siedzimy w
takiej niby altance na kanapach .
Przewodnik opowiada nam o życiu Bediunów. Jak się zmieniło, itp. Niestety nie
widzimy żadnego prawdziwego obejścia beduińskiego . Ruszamy jeepem na wzgórze na zachód słońca.
Widok prześliczny. Ludzie robią sobie zdjęcia. W pewnej chwili proszą by Henio się odsunął. On się cofa i
mało nie spadł w dół na gruzowisko. Dobrze, że złapał go fotograf. Zachód
przepiękny. Na niebie ani chmurki. Słońce błyskawicznie kryje się za horyzontem.
Wracamy do wioski Beduinów. Tu przewodnik stara się pokazać nam wioskę. Na dobrą sprawę to tylko jeden namiot
w którym kobieta na ogniu piecze placki przypominające naleśnik. Heniowi bardzo
smakują. Reszta o jakieś sklecone z dykty chałupki. Ani ludzi ani zwierząt
tam żyjących nie ma. Wracamy do punktu wyjścia czyli restauracji. Tu czekamy
na kolację i pokazy tańców beduińskich.
Czas oczekiwania się przedłuża. Czekamy, aż wszyscy dojadą. Tłum ludzi , dwa
stoły z jedzeniem. Czarno to widziałam, ale okazało się że nie było tak źle. Po kolacji pokaz tańca. 10 minutowy taniec
niby derwisza tylko w komercyjnej formie. Błyskające lampki, kolorowe stroje.
Itd. Potem propozycja wspólnej zabawy, ale po dwóch tańcach koniec imprezy.
Wracamy do hotelu. Jeszcze załapaliśmy się na kolację. Po kolacji winko na balkonie.
1 Października
Dziś dzień lenistwa.
Henio spotkał jakiegoś chłopca
cudzoziemca i ciągle przybiega pytać się
o to jak po angielsku zapytać o
różne rzeczy. W końcu przychodzi matka tego chłopca i proponuje, żeby Henio z
Chłopcem poszli razem na basen. Początkowo się godzę, ale w basenie Henio i tak nie może się dogadać z
tym chłopcem a my jesteśmy uziemione. Powiedziałam kobiecie że idziemy się
kąpać w morzu Od samego rana zaczynamy
kąpiel w morzu. Jeszcze nie ma odpływu. Liczę, że zobaczymy więcej
rybek. Niestety marna ta rafa, .Po drugiej stronie morza gdzie wyznaczone jest kąpielisko też nie
ma zbyt dużo rybek. Wypływamy poza liny.
Tu jest już ładniejsza rafa i są rybki,
ale ratownik gwiżdże na nas i musimy wracać za ogrodzenie. Potem zostaje nam
tylko basen. Idziemy na zjeżdżalnię.
Próbujemy zjechać z dużej. Zjeżdżam razem z Heniem. Wpadamy z impetem do wody.
Henio nie chce już powtórki. Idziemy na
zjeżdżalnię dla dzieci. Gdy zamykają zjeżdżalnię wracamy do głębokiego
basenu dużej zjeżdżalni. Henio chce skakać do wody tak żebym go wyrzuciła go
góry. Ja niestety nie mam tyle siły w rękach. Polacy, którzy leżakują obok
zaczepiają Henia i wyrzucają go
do góry. Bardzo mu się to podoba. Idziemy na lunch a potem znowu basen
Henio skacze do wody, szaleje na basenie chociaż basen głęboki. Włazi mi na ramiona. Chce wyskoczyć
z moich ramion. Nie bardzo mu to wychodzi. Ale na brzegu stoją ludzie i podziwiają jak dobrze
sobie radzi w wodzie. Oczywiście znowu pływamy na kołach po leniwej rzece.
Wariujemy oboje, wyrzucamy się z kół. Cały dzień beztroskiej zabawy. Po
powrocie do pokoju nie mogę otworzyć sejfu. kilka razy wbijam szyfr i niestety sejf się nie otwiera. Jestem
pewna, ze wbijam dobrze. Wzywam faceta od sejfów. On kluczem go otwiera. Ja
wbijam szyfr jest dobry. Wydaje się że nic nie zginęło. Idziemy na kolację.
Zapisujemy się na jutro na kolację do włoskiej restauracji. Po kolacji
tradycyjnie podsumowanie dnia przy winku.
2 października
Dziś po śniadaniu jedziemy na
rafy koralowe. Najpierw autobusem a
potem statkiem. Henio jest bardzo podekscytowany. Pierwsze zejście do wody i
czuję, ze prąd mimo że woda bardzo słona
jest dosyć silny. Trzymam Henia w pół . On się denerwuje, bo nie dość że maska
mu przecieka to ciągle nabiera wodę do fajki. Podpływa do nas przewodnik z kołem.
Ja jedną ręką trzymam koło drugą Henia i Snorkujemy . Rafa piękna kolorowa, ale
rybek nie ma zbyt wiele. Pływamy wokół rafy a nie nad nią. Nad rafą byłóby
więcej widać. Dopływamy do bezludnej
wyspy. Tu Henio zbiera kraby pustelniki.
Buduje im wielkie kopce zagrzebując je .
Pilnuje żeby nie uciekły. Bawi się świetnie. Wracamy na statek i płyniemy
dalej. Znowu wskakujemy do wody i pływamy z przewodnikiem wokół raf. Tu też
wspaniałe rafy. Widzimy kolorową płaszczkę w czarno granatowe kropki. Jest też
trochę rybek. Pokazujemy sobie z Heniem nawzajem. . Na statku mamy lunch i picie . Wycieczka
dobrze zorganizowana. Trzecie zejście to już standard. Henio doskonale sobie
radzi z fajką i maską Widzi cztery
płaszczki i wiele innych ciekawych rybek. Jest bardzo zadowolony.
Wracamy do hotelu . Jesteśmy zadowoleni z dzisiejszego dnia, chociaż ja mam
niedosyt, bo moim zdaniem za mało widzieliśmy ryb.
Wieczorem kolacja we włoskiej
restauracji. Wcześniej zamówiliśmy dania.. Tu wszystko ąi E. Kelnerzy skaczą Jest ich chyba więcej niż gości. Jedzenie
pyszne. Tak się objedliśmy a my opiłyśmy smacznym winem że aż nieprzyzwoicie.
Tradycyjna pogawędka na balkonie kończy
dzisiejszy dzień.
3 października.
Dziś ostatni dzień naszej wycieczki. Jutro wyjazd. Do południa
korzystamy jeszcze z basenów. Pływamy po leniwej rzece, kapiemy się w basenach. Pijemy drinki. Po lunchu jedziemy
do miasta EL Quuiser. Ma to być typowe arabskie miasto z bazarem. Podobno
jest stare miasto. Docieramy najpierw na
wzgórze, gdzie mamy podziwiać panoramę miasta. Powiem szczerze nic specjalnego.
Potem ruszamy do najstarszego meczetu. Ten niestety jest zamknięty. Wobec tego
idziemy do innego. Tu przewodnik objaśnia kolejne etapy wejścia do świątyni.
Zdjęcie butów, mycie i dopiero modlitwa . . Z meczetu jedziemy do kościoła
koptyjskiego . Został on zbudowany w
czasach gdy rządzili tu Włosi. Obok znajdują się pozostawione piękne wille w
stylu włoskim. Kościół specjalnie nie
robi na nas wrażenia. Przewodnik
prowadzi nas do domu arabskiego w którym podobno ma mieszkać 24 rodziny. To
jakieś składowisko starych gratów
na dziedzińcu. Coś okropnego. Teraz
wizyta dla bogatych i naiwnych czyli
sprzedaż kawy z Jemenu , herbaty z Kenii i najróżniejszych olejków
i cudownych leków. Część turystów kupuje te specjały. My jesteśmy
zainteresowane pamiątkami. Jedziemy na kawę i herbatę do miejscowej kawiarni.
Kawa niezła. Przewodnik wiezie nas do sklepu , gdzie ceny są z sufitu. Nic nie
kupujemy. Jedziemy na kolację. Okazuje się że w to samo miejsce gdzie piliśmy
kawę. Kolacja w ogrodzie. Jest ciemno. Podają nam różne specjały kuchni
arabskiej. Siedzimy przy długim stole. Około 20 osób. Henio wdaje się w
dyskusję o piłce nożnej z dwoma
turystami. Po chwili cały stół włącza się do dyskusji z Heniem > On nic sobie
z tego nie robi. Kolacja zakończona.
Idziemy w inne miejsce na zakupy. Tu bardziej
handlowa dzielnica. Kupujemy najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy wracamy mija
nas kawalkada motocykli i samochody kręcące bączki na ulicach. Okazuje się że
to orszak ślubny. Przed północą docieramy do hotelu. Jutro musimy wstać
wcześnie bo samolot o ósmej a wyjazd z hotelu o 5. Pakujemy się szybko. Jednak
pogawędki przy winku nie odpuszczamy.
4 października
Wcześnie pobudka. Przyjeżdża
melex zabiera nasze walizki a my na piechotę idziemy przed recepcję. Oddajemy
klucze , dostajemy zapakowane śniadanie
i autobusem jedziemy na lotnisko. Tu szybka odprawa. Idziemy coś zjeść. Czekamy
na samolot. Po 4,5 godzinie bez większych kłopotów lądujemy na lotnisku w
Warszawie. Nikt na nas nie czeka. Taksówką jedziemy do domu. Zamawiam pizzę .
Zadowoleni wcinamy pizze i koniec
przygody. Ciekawe co Heniu zapamięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz